Moje przemyślenia (O Jezu…) na temat 6 odcinka i całego serialu.
Na papierze to wszystko fajnie wygląda. Mamy kolejne wcielenie Hannibala Lectera, w dodatku mamy jego wychowanków, każdy jest szajbnięty w inny sposób. Nie wiemy ile ich, pewnie cała armia, nie wiemy kto i kiedy z tych "dobrych" okaże się followersem. Powinno żreć? No, ale właśnie nie żre.
- J. Caroll jest strasznie pretensjonalny, teatralny i nudny, nie wiem gdzie ci jego followersi widzą tę charyzmę)
- Co z tego, że serial jest bogaty w zwroty akcji, jakieś akcje ze strzelaniem, skoro i tak wiemy, że w kulminacyjnym momencie sytuację uratuje kolejny nowy wyznawca?
- Całość miała się opierać na prozie Poe'go, ale w tym serialu co najwyżej sobie nim gębę wycierają.
- Zachowanie FBI jest delikatnie mówiąc dyskusyjne, wszyscy wiemy o co chodzi.
- Wątek biseksualnego trio nudny i rozwleczony. I czemu ci kretyni odstawiali swoją telenowelę przed Hardym? (chociaż sceny przekomarzania się Hardy'go z szajbusiami mi się podobały)
- Jest próba pokazania, że policjanci mają szansę z Carrolem, czasami uda im się zakłócić plan Joe. Nierówny pojedynek z Joe, ale jednak pojedynek. Tylko co z tego, skoro niespełniony pisarzyna ma nieprzebraną armię wyznawców i całe napięcie bierze w łeb?
- Czemu przebrani za gliniarzy followersi ratowali parkę gejów, skoro później i tak ich zostawili? Scena z telefonem sugeruje, że nie są już potrzebni, więc zostali zostawieni sami sobie. Lepiej byłoby ich zabić w chatce. Żywi po złapaniu mogą czuć się zdradzeni i zacząć sypać (chociaż pewnie nic nie wiedzą). Z drugiej strony żywi mogą odciągnąć na jakiś czas uwagę policji. Jak wiemy nasi dzielni policjanci to tak naprawdę Hardy i informatyk, który chce być american hero i sobie postrzelać. Reszta gliniarzy to statyści od wtranżalania pączków.
- Dlaczego Hardy na koniec każdego odcinka musi odwiedzać i pocieszać eks-żonę? What's wrong with you writers?!
-Dlaczego Joe kazał porwać żonę do czegoś w rodzaju ich centrum dowodzenia?
- Nie wiem jakie są prawne uwarunkowana, ale drażni mnie, że nie można Carolla odseparować od adwokatki. Trochę tak jakby zamknąć Bin Ladena i wypuszczać go na balkon z megafonem, żeby dawał instrukcję swoim dżihadystom.