Mando szuka układu do droida. Zależy mu tak bardzo, że w ramach poszukiwań odwiedza jedno miejsce w galaktyce. Gdy okazuje się, że niestety nie ma tej części to bierze pierwszego lepszego złomiastego droida, który ma badać czy na planecie da się oddychać. Po dotarciu na Mandalore, wypuszcza droida, aby to sprawdził. Niestety droid znika z radaru więc Mando "uszczelnia" swój nocnik na głowie aby móc wyjść ze statku, a Grogu chyba w tym momencie zatyka nos żeby móc przeżyć otwarcie klapy statku. Okazuje się że droid nie był w ogóle potrzebny bo Mando sobie spokojnie chodzi, może oddychać i funkcjonować, co ostatecznie potwierdza analiza droida. Na tym rola środka się kończy. Naprawdę? To połowę pierwszego i drugiego odcinka możemy również dobrze wsadzić do kosza bo bo droid potwierdził info, które Mando tak naprawdę sprawdził sam. Klasa scenariusz. Ok, po tej akcji Mando z trudem klepie trzech gości z maczugami i wpada na świetny pomysł, żeby zabrać Grogu bo przecież jest bezpiecznie. Mando zostaje porwany przez zmechanizowanego pająka z oczkiem, którym steruje inny zmechanizowany pajączek z oczkiem, którym steruje jeszcze mniejszy pajączek z oczkiem wielkości głowy, czyli w skrócie mamy do czynienia ze zmechanizowaną matrioszką. Reszta odcinka tj. Grogu sprowadzający Bo Katan, która dwa razy ratuje Mando skórę jest jeszcze w miarę do przyjęcia.