AMC rozpoczęło najnowszy sezon TWD, moim zdaniem fenomenalnie i to jedno słowo w pełni oddaje moje odczucia związane z odcinkiem oraz ogólną charakterystykę "Seed", jednakże by nie być gołosłowny, to jak zwykle napiszę swój króciutki elaboracik rozkładając na czynniki pierwsze nawet najmniejszy szczególik :D Czyli tradycja zachowana.
Zacznę może od tego, iż uważam, że stacja dołożyła wszelkich starań by zadowolić zarówno zatwardziałych fanów gatunku zombiestycznego, czytelników komiksu, oraz tych szarych zwykłych obywateli co to zielonego pojęcia nie mają o tym, iż takie "cusik" jak komiks, będący bazą dla serialu, w ogóle istnieje na rynku.
Rozłożenie ilościowe, o które tak zaciekle walczyli przeciwnicy serialu jest mniej więcej równomierne, czyli tendencja zapoczątkowana w drugim sezonie zachowano. Tutaj pokuszę się o stwierdzenie, że stosunek dramatu do horroru wynosi 50/50 i jest to chyba najsprawiedliwsza ocena. Wstawki typowo akcyjne/horrorowe dość swobodnie i lekko przeplatane są z problemami natury relacji i funkcjonowania grupy, przez co ja nie poczułem się pewnymi rzeczami przytłoczony, jak to miało miejsce np. w przypadku sezonu drugiego. Wszystko sprawne, w odpowiednim tempie, nienachalne, aczkolwiek nie znaczy to, że odcinek nie zaskakuje, ale to później.
Co do samej fabuły to chyba dla nikogo nie było odkrywcza i jakaś bardzo zaskakująca. Od dobrych 4 miesięcy wiadomo było nad czym skupi się ten epizod. Dostaliśmy trochę survivalu, zapoczątkowano nową lokację w sposób niesamowity, bohaterowie ulegli znacznej zmianie i to na ogromny plus. Ogólnie rzecz ujmując mieliśmy dość krótki wstęp gdzie to widzimy naszą grupkę usilnie starającą się przeżyć, po czym mam skok do więzienia w którym dzieje się cała oś serialu. W międzyczasie kilka odskoków do bohaterek odłączonych od Ricka. Chcę jeszcze zwrócić uwag, że między wydarzeniami z sezonu drugiego, a trzeciego minęło aż 6 i pół miesiąca. Ktoś tutaj może teraz powiedzieć, że takie rozwiązanie jest całkowicie "nudne" czy "nieznaczące" a ja powiem stanowczo "nie", gdyż twórcy postarali się przy innych aspektach urozmaicających "Seed" i w głównej mierze wpływających na odbiór odcinka. Tutaj jeszcze jedna rzecz, ale skierowana do określonej grupy użytkowników. No to co, BeeBee61, Gambit_s, elnika i Blondyna, wydaje mi się, że trafiłem z moimi przewidywaniami, i to chyba nawet w 100% :D
A teraz wracając do serialu, to ten akapit poświęcę bohaterom. Ewidentnie widać znaczną zmianę jaka zaszła, już nie u poszczególnych postaci ale u wszystkich. No za wyjątkiem T-doga.
Największą uwagę przykuł oczywiście Rick. Dostaliśmy pierwszy odcinek, ale już teraz czuć to jego odsunięcie się dosłownie od całej grupy. Chłód, ambiwalentny stosunek, bezgraniczne dążenie do zapewnienia schronienia nie zważając na bezpieczeństwo. Widać, że te rządy "niedemokratyczne" wzięły w nim górę. Widać u niego to przyparcie do muru, beznadziejność, zmęczenie odpowiedzialnością. Nie ma już Ricka kierującego się moralnością, jest Rick zimy, ślepo wierzący w swoje racje, a czy te racje są prawidłowe? O tym przekonamy się w dalszej części historii, kiedy to będą miały one swój odzew. Na razie cel wzięcia sobie więzienia za nowy dom jest jak najbardziej dobry. Widać również u niego zmianę w stosunkach z Lori. Ich nieprzerwana miłość, która to opierała się na ufności, i wierze w nich samych gdzieś się "nadszarpnęła". Ona próbuje się zbliżyć, on ją odtrąca i odwrotnie. Kiedy on wyciąga dłoń, ona sprawa wrażenie jakby w ogóle tego nie dostrzegała. On trzyma wszystkich w kupie, czego ona nie dostrzega i chyba nie docenia, przez co sama sobie szkodzi. Naprawdę jestem ciekaw jak dalej się to rozwinie, gdyż widać, że w ich relacjach twórcy znacznie odchodzą od komiksu.
Co do Lori to widać u niej totalną rozsypkę. Sprawia pozory stałej i jakość się trzymającej jednakże, jako członek grupy najbardziej emocjonalny zaczyna się ona sypać, dostrzegając beznadziejność sytuacji w której się znaleźli. Rick się od niej odsunął, może nie w pełni, ale znacznie, jej dziecku przyszło żyć w świecie, gdzie liczy się samo przetrwanie, gdzie ofiarą jest on, a do tego w drodze jest kolejne, które nawet nie wiadomo czy jest żywe, przez co krążą w jej głowie przeróżne, chore moim zdaniem myśli, jednakże są one jak najbardziej na miejscu. To, że każdy jest zarażony jeszcze bardziej ją dobił. Lori już nawet nie przejmuje się tym, co Rick każe robić Carlowi. Wcześniej przewrażliwiona na punkcie jego ochrony, teraz bez słowa zgadza się na wszystkie podjęte kroki.
U Glena tak naprawdę można powiedzieć, że znacznie się nie zmienił, choć to nie jest do końca prawdą. Nadal nieustannie dąży do zapewnienia bezpieczeństwa reszcie, ale tym razem jest to czymś motywowane, a mianowicie chodzi o Meggie. Na każdym kroku ją dogląda, stara się nie spuścić jest z oczu, zawsze blisko niej, przez podtrzymuje ją na duchu. Opieka pełną gębą i to widać w każdym jego czynie. To wszystko nadaje mu siły i dalszej chęci walki. Ma kogoś, kogo kocha i ta osoba w pełni odwzajemnia to uczucie.
Z Meggie jest dokładnie tak samo jak z Glenem. Te same priorytety, z tymże, dziewczyna całkowicie zmieniła swoje nastawienie do otaczającego świata. Twarda, silna, odpowiedzialna, gotowa do walki dziewczyna, ale jednak nadal kierująca się uczuciami wyższymi. Rodzina jest dla niej najważniejsza i tym nadal siebie motywuje. Uważam, że stała się naprawdę wartościowym członkiem grupy, pokazując, że potrafi poświęcić siebie samą dla dobra reszty.
Daryl natomiast to Dayrl jakiego znamy. Nadal jest postrachem leśnych zwierzątek, wciąż idzie na pierwszy ogień, ale jednak jest to jedno ale. Już teraz widać jakiej ogłady nabrał przez ostatnie wydarzenia, oraz jak silnie zżył się z grupą. To już osiągnęło maksimum. Pokuszę się o stwierdzenie, iż grupa zastępuje mu już w pełni rodzinę, którą formalnie miał, ale pod względem uczuciowym była kompletnie nieobecna. Czuje się wartościowy, potrzebny, jest w pełni oddany sprawie. Pełni rolę filaru na którym opiera się to co do tej pory wszyscy stworzyli. Stanowi fundament. Doszedłem również do wniosku, iż Rick i to w głównej mierze on i tylko on, zastępuje mu brata, z tymże, Rick mimo wszystko ma na niego pozytywny wpływ. Poza tym, kto jak nie ona dostrzegł plusy w działaniu Daryla? Jako pierwszy zrozumiał z czym tak naprawdę on się borykał przez całe życie. Stworzyli nierozerwalny duet co widać. Gdzie jakaś grubsza akcja tam oni i to uważam, jest świetne. Tutaj należy również zwrócić uwagę na jego relację z Carol. Tak się wszyscy spinali na myśl o tym, że między nimi coś się tam może pojawić, mówili, że nie niemożliwe, ale jednak. Przynajmniej ja to tak odbieram, po tym co zobaczyłem. Ich połączenie nie polega na "słodkich oczkach" ale jednak coś tam jest i uważam, że zmierza ku dobremu. Korzyści powinni czerpań obopólnie.
Skoro już wspomniałem o Carol, to i o niej coś tam więcej, skrobnę. No i już mamy potwierdzenie, że z szarej myszki nic już nie pozostało. Chętna do walki i obrony. Rick ponadto powiedział, że jest jednym z lepszych strzelców, co początkowo wywołało u mnie lekki uśmieszek, ale mimo wszystko pokazała co potrafi. Mówię to naprawdę szczerze, Carol pierwszy raz od początku emisji serialu mi zaimponowała i ma kilka punktów plusowych. Poza tym widać, iż zmieniła nastawienie do Ricka. Już chyba skończyła z okresem zapędów na maniplatorkę. Otwarcie przyznała, że ich lider zrobił o wiele więcej dla całości niż reszta razem wzięta.
Teraz czas na Carla, który to przeszedł gruntowną "renowację". Zahartowany, otwarty, walczący o swoją rodzinę. Ramię w ramę z dorosłymi dba o bezpieczeństwo. Też zawsze idzie w pierwszej linii. Może nie w przypadku grubszych akcji, ale w tych mniejszych już tak. Wydaje mi się iż okres "ciapy" ma już za sobą. Tutaj jeszcze chciałbym zwrócić uwagę na Beth, która to również uległa znacznej zmianie na przeogromny plus. Rozpisywać się nad nią nie będę, gdyż wolę skupić się nad jej relacją właśnie z Carlem. Czy Wy również odczuliście, że coś tam między nimi się pojawiło? Mówię tutaj o relacja na wzór Car-Sophie. Kiedyś znalazłem info jakoby Beth znacznie zbliżyła się do syna Grimesów. Podchodziłem raczej do tego z dystansem i lekką rezerwą, ale po obejrzeniu "Seed" wydaje mi się iż na coś się zanosi, choć to może tylko moje urojenia. Niemniej jednak różnica wiekowa między nimi to raptem dwa lata więc powinni się nawzajem rozumieć.
Hershel no to tutaj wyrósł na istnego Cruzoe :) Zmiana od drugiego sezonu całkowita, zarówno w nastawieniu jak i postrzeganiu świata. Kiedy czuje, że nie da rady się wycofuje, co nie znaczy, że stoi bezmyślnie z boku, a kiedy wie, że może coś zdziałać idzie na pierwszą linię. Dla mnie chyba największe zaskoczenie odcinka. Coraz bardziej go lubię, choć boję się, że jednak nie udało mu się przeżyć tego ugryzienia. Na stronie TWD Wiki znalazłem jedną wypowiedź Kirkmana, który powiedział, że to właśnie Hershel pierwotnie w komiksie miał stracić nogę, jednakże z tego powodu, iż uśmiercono mu córki zrezygnował z tego pomysłu. Boję się, iż przy serialu jednak ten pomysł zrealizowano. Byłaby szkoda gdyby się go pozbyli.
Andrea natomiast widać, iż jest kompletnie wycieńczona co nie znaczy, że się poddaje. Cała ta sytuacja dała jej się we znaki, ale nie złamała jej chęci przetrwania i bardzo dobrze. Jak widać nadal wierzy w swoje możliwości, i jest oddana osobie, która ją uratowała, oraz która tak o nią dba. Jej relacja z Michonne jest silna, wzajemnie na sobie polegają co mi się naprawdę podoba.
O Michonna natomiast nie można zbyt wiele powiedzieć, prócz tego, że jest bardzo dobrze przystosowana do obecnej sytuacji, oraz iż ma niesamowite umiejętności w posługiwaniu się kataną. Również oddana Andrei. Jedyne co mnie denerwuje to fakt, że tak na "odwal się" potraktowano tą postać. Niby nowa, ale jakoś nie zwrócono na nią aż tak znacznej uwagi. Oby się to zmieniło w nadchodzącym sezonie.
Skoro bohaterów już opisałem, to teraz powiem trochę o nowej lokacji. AMC więzienie odwzorowało fenomenalnie. Może nie jest kropka w kropkę takie same, ale zachowano klimat za co u mnie mają punkt. Klaustrofobiczne przestrzenie, gdzie leży pełno trupów świadczy o tym, że to miejsce przeszło, przez naprawdę wiele. Brud, zaciemnienie, ponurość świadczy o tym, że placówkę pozostawiono samą sobie. Na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, a to wszystko potęgowane jest tymi nie wiadomo skąd dochodzącymi pomrukami zombie i wszelkimi innymi odgłosami. Dla mnie mistrzostwo.
Jeżeli chodzi o pozostałe aspekty typu muzyka, reżyserka, scenografia, kostiumy, charakteryzacja to wszystko prezentuje ten sam dość wysoki poziom jak za czasów drugiego sezonu.
Chcę jeszcze zwrócić uwagę na naprawdę dobre aktorstwo. Wszystko bez wyjątków co nieco pokazali. Nawet Callies. Moim faworytami w tym odcinku są Lincoln, Cohan, Holden, Yeun, Reedus oraz Wilson. Reszta była dobra, ale nie tak jak tak szósta.
Jeżeli chodzi o uczucia jakie odzwierciedlają bohaterzy to zaserwowano nam póki co największą ich gamę. Początkowo bezradność, brak wiary i nadziei, wycieńczenie, strach, po czym mamy przejście w znalezienie chęci do walki, ochrony, następnie mamy zadowolenie, radość, ulgę, po czym twórcy kończą na strachu i tragedii.
Reasumując, odcinek bardzo dobry, bijący poprzednie piloty na głowę. Z czystym sumieniem wystawiam za niego 10/10. Spełnił moje oczekiwania w 100% i dzięki temu ma jeszcze większy kredyt zaufania. Szkoda jedynie, że tak krótki. Liczyłem na coś rzędu godziny lub nawet półtorej.
Chłopak pytał czy jest możliwe, aby ktoś przeżył taki wypadek. Powiedziałem, że tak i odniosłem się do jednego przykładu. Nie zamierzam odsłaniać wszystkich kart odnośnie komiksu, potencjalnemu czytelnikowi :D
A ja obstaję przy tym, że Hershel przeżyje. Nie dość, że gra go bardzo dobry aktor, którego na pewno twórcom byłoby szkoda już uśmiercać to na dodatek, trochę by to było bez sensu gdyby go tak wymęczyli.. Co prawda więcej krwi i niesprawiedliwości co dodaje realizmu, no ale
Według mnie w komiksie jest tak że to nie od ugryzienia stajesz się zombi ale od ugryzienia umierasz co powoduje to że się budzisz jako zombi:P więc myślę że jeżeli Hershel się nie wykrwawi to przeżyje :) W końcu ktoś musi odebrać poród.
Pierwszy odcinek 3 sezonu był idealny. Bardzo mi się podobał, tak samo jak ogólnie podoba mi się cały serial. Przyjemnie jest rozmyślać jak podczas apokalipsy zombie przeżyć w swoim otoczeniu opierając się o serial. Jednak pomimo wszystko wolę aby to nigdy się nie stało. Jest tak ponieważ w takim świecie przeżyć mogą tylko osoby samotne. Wnioskuję to po wielotygodniowym rozmyślaniu "co by było gdyby" ;-)
ja czekam az sie rozkreci akcja, pierwszy odcinek 3 serii ok, ale czuje niedosyt :) Troche narazie mam wrazenie ze ogladam w kolko to samo ;P
Hah Tomb, bravo za skrupulatność w każdej, doslownie każdej pisanej przez Ciebie wypowiedzi :)!
Wszystko co miało być powiedziane, juz chyba zostało. Bardzo dynamiczna akcja, świetna akcja! Zarówno początek odcinka jak i koniec mnie zaskoczył. Z chęcią opisałbym kazda klatkę, ale Kochani Użytkownicy i fani serialu już to uczynili więc nie pozostało mi nic jak tylko przytaknięcie. Jeszcze niedawno pisalismy o ostatnim odcniku 2 sezonu, jak miło, że to wszystko posunęło się do przodu. Choć fani TWD przez całe pół roku mieli zajęcie odnośnie serialu. Ahh cudownie. Oby tak przez kolejne 15 odcinków!
nie bede czytal zalego tematu bo mi się po prostu nie chce ale twój entuzjazm co do odcinka/serialu aż bije po oczach.
primo. Dla mnie zastanawiające jest to czemu wiekszość amunicji wykorzystali na wybicie zombie na placu przed więzieniem. W dalszym etapie eksploracji musieli radzić sobie wręcz. Scena gdy meggie przypadkowo "odkrywa" sposób na zabicie opancerzonych zombie też troche naiwna.
secundo. Dialog miedzy glenem a maggie która wyglądał mniej wiecej tak:
G - ja zamknę bramę
M - to samobójstwo - przyklad jednego z najbardziej tandednych dialogów jakie można usłyszeć w "poważnych produkcjach.
tetrio. Czemu po pół roku przeszukiwania domów tdog'owi najbardziej spodobał się pogrzebacz ? :D
Lokacja i zakończenie na duży plus
Przepraszam, że to powiem ale pierwsze zdanie odnośnie mojego "entuzjazmu" to czysta nadinterpretacja. Cały post pisany był na spokojnie, po tym jak opadły wszelkie emocje. Nigdy nie piszę czegoś zaraz po, gdyż wiem, że nie jestem w stanie podejść do sprawy w obiektywny sposób. To po pierwsze.
Po drugie, sprawy, które wymieniłeś w moim odczuciu są czepianiem się dla zasady tylko po to by znaleźć jakiś minus w i tak już najperfekcyjniej przygotowanym epizodzie dotychczas. Kwestia naboi. Wykorzystali oni je wszystkie na otwartej przestrzeni z jednego prostego powodu. Szybciej, łatwiej, sprawniej. Grupie chodziło o czas, a w szczególności Rickowi, który nie chciał sobie ściągać na głowę połowy zombie z więzienia. Chciał sprawnie wybić trupy na spacerniaku i mu się to udało. Poza tym sam w walce wręcz nie dałby sobie rady i musiałby sprowadzać resztę grupy narażając ich na niebezpieczeństwo. Cała pierwsza próba polegała na sprawdzeniu własnych możliwości bojowych, zabezpieczeniu terenu i sprawdzeniu jak ewentualnie plasuje się sytuacja w dalszej części kompleksu. Nie miał pewności czy aby na dziedzińcu nie ma hordy wielkości 200 trupów, stąd też wolał zabezpieczyć łatwy fragment. Dodatkową rzeczą jest fakt, iż o wiele łatwiej strzela się na otwartej dobrze oświetlonej przestrzeni, niż w ciasnych, klaustrofobicznych, zaciemnionych do granic możliwości przejściach, gdzie to jeden wchodzi na drugiego. A tak jeszcze chciałbym wspomnieć, że chodziło im o zachowanie ciszy, gdyż nie wiedzieli co się mogła czaić za przysłowiowym rogiem. Jest to rozwiązanie czystko komiksowe, gdyż tam bohaterowie postąpili w identyczny sposób. Jedna czy dwie osoby zaopatrzone w broń palną, reszta w broń białą.
Zabicie zombie przez Maggie. A gdzie Ty tam widzisz naiwność? Odruch jak najbardziej pożądany. Próbowali pozbyć się zombie w umundurowaniu na wiele sposobów. Żaden nie działał, a Meggie przyparta do muru na szybko wykalkulowała co może być skuteczne. Pokazała w ten sposób instynkt samozachowawczy.
Czepianie się dialogu to już chwyt poniżej pasa. Proszę Cię, szybka decyzja Glena, szybka reakcja Meggie. Całą sytuację skomentowała krótkim zdaniem z jasnym i klarownym przekazem. Miała ona w takiej sytuacji prowadzić filozoficzne wywody gdzie liczy się czas? Naprawdę niektórym to nie dogodzisz. Albo marudzą na zbyt długie dialogi, albo na zbyt krótkie gdyż wychodzą naiwnie.
Kolejna sprawa, gdyż może mu wygodniej?
sprawe strzelania zostawmy bo naswieliles mi kilka spraw.
Co do opancerzonych zombie jest oczywiste że miały odsłoniętą szyje i z mojego punktu sposób w jaki odkryli jak je zabic byl przesadzony, szczególnie że rick jest policjantem a daryl mysliwym.
Prosze cie, dialog jest wyjęty z pierwszego lepszej telenoweli i twoja analiza tegoż dialogu wcale tego nie zmienia. Można było zdecydowanie inaczej poprowadzic tą rozmowe. Połączenie tego dialogu z postaciami im po prostu nie wyszło.
Przyypominają mi się obrazki z serii "zombie apocalypse - choose weapon", wybieram pada od xboxa. Ten pret/pogrzebacz nie mial nawet uchwytu wiec wygoda uzytkowania jest calkowicie nie trafiona.
No tak się składa, że ani Rick, a ani Daryl nie wykazali się zbytnio na tym polu. Jeden walił w kask, a drugi stracił co najmniej 3 strzały próbując przebić się przez osłonkę. Mimo tego, że ich kompetencje wskazują na to, iż powinni takie rzeczy wiedzieć, żaden na to nie wpadł. Tutaj jednak jestem w stanie ich usprawiedliwić. W wyniku wzrostu adrenaliny oraz uczucia nagłego zagrożenia i strachu człowiek przestaje racjonalnie myśleć. Tutaj pchał ich po prostu pierwotny instynkt, czyli zabić i nie dać się zabić. Czasu na taktyczne podejście nie mieli za wiele.
Co do dialogów to proszę Cię, pierwsza lepsza telenowela? W co drugiej wielomilionowej produkcji rodem z Hollywood takie wstawki się znajdują, a jednak mimo wszystko nikt na nie nie zwraca uwagi.
Co do wygody. Dla Ciebie może jest to mało poręczne, ale w przypadku T-doga może jest odwrotnie? Tego nie wiesz. Może przystosował się na tyle, iż nie zwraca na tą nieporęczność większej uwagi. Można również przyjąć, iż stworzył sobie odpowiednią taktykę w walce przez co nie czuje on dyskomfortu.
co do broni używanej przez T-Doga... a nie wpadłes na pomysł, że w pile łańcuchowej, której używał wcześniej paliwo sie skończyło, lub łańcuch stępił, że trzonek od siekiery złamał się przy żeleźcu, że tyczka do skoku wzwyż nie nadawała się do takiego pomieszczenia, albo, że jego potulny trzymany zwykle w tylnej kieszeni sześć dziesięciometrowy świstak ninja padł mu na ptasią grype? może tu chodzi stricte o zużycie materiału, o branie co tylko jest w stanie uszkodzić, nie zabiera dużo miejsca, jest łatwe w transporcie, lekkie, a do tego może służyć do wielu innych rzeczy, typu sięganie po coś, czy też sprawdzenie, czy na przykład akurat tym będzie mu wygodniej? Trzeba brać pod uwagę wiele czynników, szczególnie, ze nie mamy pojęcia co działo się w okresie między ucieczką z farmy, a przybyciem do owego domku :)
No dobra, ale czy to jest w ogóle takie istotne że T-Dog używa jako broni pogrzebacza, a nie noża czy czegokolwiek innego? Może jeszcze przyczepmy się jeszcze do tego że Rick ma za krótki zarost, a Glenn go w ogóle nie ma ...no bez przesady, ludzie.
co racja to racja, ale wiesz... niektórzy szukają dziury w calym, żeby pohejtować z tyłka wziętymi argumentami i trzeba takich na ziemie sprowadzić, a jedyne do czego ja się moge przyczepić, to to, że tydzień czasu do kolejnego odcinka.... :)
Świetna recenzja. Nic dodaą, nic ując. Muszę powiedzieć, że po tym odcinku przekonałam się do Lori. Pamiętam, jak kiedyś napisałam że nie ma dla niej już ratunku, ale muszę przyznać sie do błędu. Lori z trzeciego sezonu to zupełnie inna osoba. Myślę że wkońcu zrozumiała jak bardzo namieszała. Zdaje sobie sprawe z tego, że teraz jest ciężarem dla grupy. Widać że bardzo chce naprawić swoje relacje z Rickiem ale to nie będzie takie łatwe. Mam wrażenie jakby Rick całkowicie przestał jej ufać. Szczerze mówiąc, aż mi jej żal. Serialowy Carl wkońcu zaczyna przypominać tego komiksowego. Widać jak bardzo się zmienił w porównaniu z poprzednim sezonem. Niezwykle pozytywnie zaskoczyła mnie również Carol. Widać że ta postać ma ogromny potencjał. Czuję że jeszcae nie raz nas zaskoczy.
Mam pytanie. Może to nie jest zbyt istotne ale nie daje mi spokoju. Dlaczego w jednej ze scen Rick nie mówi do Carla po imieniu tylko zwraca się do niego ,, piętnastka". Pewnie nie ma to większego znaczenia, ale troche mnie to zastanawia.
Niezłe mini, tomb ;)
Ja na ten moment mogę powiedzieć (specjalnie dla BeeBee61): świetny odcinek! xD
Sorki, nie mogłem sobie darować.
Później skrobnę coś więcej - teraz niestety nie mam czasu.
Przyznam, że jako zagorzały czytelnik komiksu przez cały odcinek siedziałem jak na szpilkach, żeby przekonać się czy wprowadzą trio ze stołówki :) Jak się okazało, trio zwiększyło się do około pięciu osób, a więc nasza grupka się trochę powiększy (o ile postacie będą nastawione neutralnie, cóż w komiksie wyglądało to bardzo różnie).
Cały odcinek w moim odczuciu nieco chaotyczny, jakieś takie sprawiał wrażenie, że wszystko na szybko, byleby upchać to co trzeba było upchać. W tym przypadku sprawiało mi to przyjemność, bo chciałem, żeby w końcu wpakowali się do tych ciemnych korytarzy.
Mimo wszystko zaliczam go na plus, jak na pilot troszkę przykrótki, ale odcinków jest szesnaście, więc nie dziwię się twórcom.
No jakbyś nie wiedział jak u mnie wygląda "mini" :D Ogólnie rzecz ujmując było by znacznie więcej ale starałem się to skrócić jak się da. Oczywiście opis bohaterów pozostał bez zmian, stąd też taka a nie inna długość. Niemniej jednak znacie mnie już chyba na tyle dobrze, że wiecie, iż niewyjaśnionych rzeczy to ja nie pozostawiam.
Bardzo dobry odcinek. Jest akcja, napięcie... no i końcówka. Czyli jednak będą więźniowie. I to dosyć sporo ich będzie..ale głównie chciałabym napisać parę słów o bohaterach.
Z "naszej" paczki nieźli fighterzy się zrobili. Widzę że to nie Lori rzuca fochem, tylko Rick. W sumie to się chłopinie nie ma co dziwić. Co do samej Lori to nawet nie była denerwująca i zaczęła całkiem sensownie gadać, zdając sobie sprawę z tego że ona też jest współodpowiedzialna za to co się stało. Glenn i Maggie całkiem dobrze sobie radzą. Glenn wydaje się być nieco mniej ciapowaty, a Maggie bardziej twarda. T-Dog w końcu zaczyna brać czynny udział w tym co się dzieje (pewnie dlatego że go uśmiercą). Daryl mnie rozwalił z tą sową i ze swoim indiańskim ponczo (bardzo stylowe). Podobała mi się ta krótka scenka z nim i Carol. Chyba jednak nie będzie z nich aż taka zła para. No i Carol! Widać że zrobiła się twardsza, a przy tym jest sympatyczna i ciepła. Jestem ciekawa, co zrobią dalej z tą postacią. Na plus wg mnie wychodzi też Carl, który już zaczyna "zlatywać" tym komiksowym dzielnym i sprytnym dzieciakiem, a nie tą sierotką jaką oglądaliśmy do tej pory. Poza tym zaczyna się interesować Beth (czyżby przejmie ona po części rolę Sophi?).
Michonne - No jak wyciągnięta z komiksu...co prawda na razie nie widzieliśmy jeszcze zbyt wiele, ale na prawdę już widzę że ta aktorka jest stworzona do tej roli (te usta...). Ciekawe kiedy razem z Andreą dołączą do reszty (patrząc na zwiastun 2 odc, raczej nie tak prędko).
Następna sprawa to Hershel - na prawdę cholernie mi go żal. W sumie to trochę jestem zawiedziona że tak szybko zrobili z niego kalekę. Mam tylko nadzieję że będzie mu pisany los komiksowego Dale'a i to przeżyję.
Teraz czekam na Gubernatora. Zobaczymy jak ten aktor będzie wyglądał w tej roli i jak scenarzyści tą postać nakreślą. Z tego co było widać na zapowiedzi to będzie ciekawe. Na jednym ujęciu nawet widać Gubernatora siedzącego w fotelu więc może pokażą "telewizję".
Zgadzam się z Tobą, a pod tą opinią podpisuję się wszystkimi łapami:
"Z "naszej" paczki nieźli fighterzy się zrobili. Widzę że to nie Lori rzuca fochem, tylko Rick. W sumie to się chłopinie nie ma co dziwić. Co do samej Lori to nawet nie była denerwująca i zaczęła całkiem sensownie gadać, zdając sobie sprawę z tego że ona też jest współodpowiedzialna za to co się stało".
Cieszę się. Młody też się na mamusie obraził. Ciekawe co w ogóle zrobią z Lori i dzieckiem.
Rick chyba trochę zmieni front w stosunku do Lori. Wnioskuję z jego spojrzenia przed wejściem. Okazał zainteresowanie, czyli dokładnie to, czego zapewne nie chciał okazać przez kilka miesięcy.
Oboje zresztą wchodzą w sezon trzeci w zupełnie innej atmosferze niż w komiksie. Tam panowała między nimi sielanka, tu wręcz przeciwnie. W dodatku oboje są na skraju wytrzymałości.
Dokładnie. W sumie w komiksie nie było między nimi aż takich konfliktów jak tutaj.
No dobra, nie czytałem komiksu, ale zobaczyłem Carla z pukawką , stanowiącą z 1/3 jego wzrostu to miałem banana na mordzie :D Mogli mu od razu dać tą snajperkę, albo karabin.
Dobra, spadam zanim zostanę zjedzony :D Odcineczek świetny, zwłaszcza końcóweczka
Bardziej ciekawi mnie jak Hershel będzie się poruszać bez nogi :)
Kamerzysta wykonał bardzo dobre zbliżenie w scenie Glenn'a i Maggie :)
Wsadzą mu jakiś kołek, albo wyszlifują kawałek metalu i zawstydzi Czaka Norisa fachowym cieciem z półobrotu :D
Albo posadzą nieruchomego w fotelu i bedą przychodzic po porady duchowe jak do dobrego dziadzia-wieszcza:)
BTW odcinek świetny
Jak dla mnie świetny odcinek, lepszego bym nie mogła sobie wymarzyć. Prawie cały czas trzymał w napięciu, i był bardziej w stylu pierwszego sezonu, czyli walka o przetrwanie. Jest na szczęscie mniej tych rozterek emocjonalnych bohaterów, które zdominowały drugi sezon, w tym odcinku była ich odpowiednia ilośc. To co od razu mi się rzuciło w oczy to to, że widać jak oni się ogromnie zmienili jeśli chodzi o radzenie sobie w tym świecie. Świetnie zorganizowani jako grupa, kazdy wie, co ma robić, swietna i bardzo sprawna wspołpraca. no i widać że przez ten czas świetnie nauczyli się posługiwać bronią, prawdziwi strzelcy wyborowi :) widać że wszyscy są silniejszi, jesli chodzi o przygotowanie i doswiadczenie w zabijaniu zombiaków oraz poruszanie się i planowanie - Rick okazał się być świetnym strategiem (to, jak na mapie zaznaczali, że są grupy zombie i jak się przemieszczają, to jak zaplanowali wejście do więzienia) ale też i sielniejsi psychicznie. Wszyscy przecież panikowali jak zobaczyli zombie, zwłaszcza Hershel i jego rodzina, nie wiedzieli jak i nie chcieli z nimi walczyć, teraz nie mają juz żadnych skrupółów. Carol juz zupełnie przebolała stratę córki i doszła do siebie i stała się wartościowym członkiem grupy. Carl bardzo dorósł, nikt juz go nie chroni i nie jest już taka ciapą, ale powierzano mu różne odpowiedzialne zadania, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia (jak sprawdzali ten budynek na początku to wszyscy się rozdzielili i Carl sam sprawdził część tego domu). I tak, owszem, widać, że coś jest na rzeczy między nim a Beth :) Nie wiem co, ale coś na pewno jest. No i fajnie, że został po krótce, ale zawsze, przedstawiona wątpliwość którą pod koniec drugiego sezonu miało chyba 90% udzielających sie tutaj filmwebowiczów - co by było, gdyby dziecko urodziło się martwe. Ja osobiście miałam wielki dylemat :P fajnie wiedzieć, że twórcy też zdają sobie sprawę z takiego problemu. No i Rick a Lori - strasznie oziębiła się ich relacja, ale widac że nie chcą aby ich problemy miały wpływ na ogólne nastroje grupy i jej funkcjonowanie. No i końcówka - nie wierzyłam jak widziałam że Rick odrabuje nogę Hershelowi! Tak się zastanawiałam, czy amputacja byłaby pomocna, ale właśnie wtedy Rick powiedział że to jedyny sposób żeby przeżył - oznacza to że ukąszenie przez szwedacza nie jest od razu wyrokiem rychłej śmierci, a tego wcześniej nie wiedzieliśmy (oni też nie). Zobaczymy, czy z tego wyjdzie - stracił dużo krwi, odbyło sie to w spartańskich warunkach, Hershel stracił dużo krwi a oni chyba nie mieli za bardzo jak zatamowac tam to krwawienie i zaszyyć ranę, czego zreszta nikt z nich chyba za bardzo nie potrafiłby zrobić. no i nie mają żadnych lekow w razie gdyby wdało się zakażenie. Boję się jak by wyglądał poród Lori bez niego, który jako jedyny cokolwiek zna się na medycynie. No i to, że w tym więzieniu odnaleźli grupę żywych więźniów! Szok. Sam Rick bodajże przyznał, że więzienie musiało upaść wcześnie, a im udało się przeżyć - widać że mają jakiś dostęp do żywności itd. No i ciekawi mnie, kiedy Andrea znowu spotka się z grupą, bo mam ogromną nadzieję że tak się stanie. Podsumowując jeden z lepszych odcinków w ogóle, sezon zaczął się na najwyższych obrotach i na najwyższym poziomie i jestem pod ogromnym wrażeniem. Oby utrzymali poziom to będzie świetny sezon, może nawet lepszy niż jedynka :) To teraz jakoś trzeba przeżyć najbliższy tydzień w oczekiwaniu na kolejny odcinek!
Nie chcę Cię rozczarować, ale tak wysokiego poziomu przez cały sezon nie utrzymają na pewno. Szkoda, ale to po prostu niemożliwe.
Poza tym bardzo fajny post, ale widać też z niego, że nie czytałaś komiksu. I w sumie sam nie wiem czy to dobrze, czy źle. Można różnie na to patrzeć, ale efekt jest niepodważalny - jesteś zaskoczona niektórymi wydarzeniami.
"No i fajnie, że został po krótce, ale zawsze, przedstawiona wątpliwość którą pod koniec drugiego sezonu miało chyba 90% udzielających sie tutaj filmwebowiczów - co by było, gdyby dziecko urodziło się martwe. Ja osobiście miałam wielki dylemat :P fajnie wiedzieć, że twórcy też zdają sobie sprawę z takiego problemu".
Faktycznie, ciekawe. Jaka jest Twoja opinia w tej kwestii?
Piloty zawsze są dobre, później już jest różnie. Ja tylko mam nadzieję że wyciągną wnioski z 2 sezonu i nie pójdą znowu za bardzo w dramat, tak żeby między akcją, a pokazywaniem bohaterów ich rozmów i problemów była zachowana równowaga.
Dziękuję! Tak, masz rację, nie czytałam. Zresztą celowo, żeby sobie nie spojlerować kolejnych wydarzeń (choć z tego co czytałam, scenarzyści jakoś bardzo sztywno nie trzymają się komiksu), lubię mieć element zaskoczenia i emocje w stylu "przeżyje/nie przeżyje" i co będzie dalej, a nie tylko czekać kiedy pokażą ten a ten moment, kiedy pokażą śmierć tego czy tamtego ;) Po komiks sięgnę po zakończeniu serialu, ale oby jak najdłużej :) swoją drogą to "odwieczny" problem filmów/seriali na podstawie książek/komiksów/opowiadań - po co sięgnąć najpierw? Serial to długoterminowa rozrywka i osobiście wolę być zaskoczona kolejnością wypadków, tak mi się lepiej ogląda :)
>>>To zależy od tego, czy Lori by poroniła czy były komplikacje przy/tuż przed porodem. Jeśli dziecko byłoby na tyle małe i we wczesnym etapie rozwoju, że nie miałoby zębów, paznokci, ani za bardzo rozwiniętych mięśni to przy szybkiej interwencji chyba nie byłoby w stanie zrobić jej krzywdy. Ale jak wiemy, po draśnięciu/ugryzieniu szwędacza dostaje się wysokiej gorączki i w niedługim czasie umiera, a Lori przecież jest połączona z dzieckiem pępowiną, więc myślę że chyba zadziałałoby to tak jak "zastrzyk z zombie", tyle że od środka. Gorzej, jeśli maluch byłby na tyle rozwinięty że potrafiłby ją pogryźć i podrapać od środka, jeśli oczywiście jest to fizycznie możliwe. A chyba jest, w końcu zombiaki są całkiem żwawe i zdeterminowane jak na nieboszczyków :) Jak wiemy, Lori jest w chwili obecnej tuż przed porodem, więc w grę wchodzi teraz ta druga opcja. No i ewentualnie komplikacje przy porodzie, i wówczas śmierć dziecka - jeśli główka by już wyszła to prosta sprawa, uszkodzić mózg, wyciągnąć resztę i łożysko (ojjj, ale to okropnie brzmi) i chyba powinno być okej. Jeśli dziecko byłoby jeszcze w środku, to byłby problem, dzieci podczas porodu potrafią narobić ogromnych szkód w ciele kobiety, a już tym bardziej dziecko-zombie. A przecież całej dolnej części ciała jej nie amputują :O Swoją drogą jest jeszcze opcja, że Lori umrze podczas porodu, jeszcze z dzieckiem w środku. Czy urodziłoby się żywe i nie zmarło po jakimś czasie? Tego chyba nikt nie byłby w stanie przewidzieć.
Można by się jeszcze zastanawiać, co by było, gdyby nosiła bliźniaki, i jedno z nich zmarło - czy zjadłoby to drugie? Temat wbrew pozorom głęboki i szeroki jak rzeka, a ja chyba i tak znowu się za bardzo rozpisałam.... :P
Odcinek rewelacyjny, choć ocenianie go już teraz jest troszkę na wyrost. Myślę że tak jak i reszta spodziewałem się czegoś dłuższego. No ale trudno. Muszę poczekać na drugi by wyjaśniło się parę kwestii. Najbardziej zastanawia mnie co z tym krzyżykiem pokazanym w promo odcinka drugiego. Mówią że to carol a był chyba taki typek Jim. I tam też Daryl odszedł na końcu. Popieram zdanie tomba każda z postaci ma potencjał i szkoda by było gdyby już zginęli. Gdybym nie czytał komiksu pewnie bym to łyknął szybciej. To co teraz widzę traktuję jak wariację, alternatywną historię komiksu. Wszystkie postacie coś robią, nawet T-dog miał swoje 5 min. Może nawet lepiej by było gdyby Kirkman nie zatwierdzał tych odcinków. Strasznego babola wyciął z tej śmierci Dale. Pojawił się opinia że Hershel w komiksie nie stracił nogi bo zginęły mu córki. Ale tu też stracił bliskich tylko że w innych okolicznościach. Nie wiem, naprawdę. Odcinek super, tylko właśnie to końcówka i motyw Hershela mnie zdeczka zdenerwował.
Wiadomo szkoda Hershela, porządny gość.. a co do T-Doga to aktor sam zapowiadał, że o wiele więcej go będzie
Tomb, to kiedy masz zamiar napisać ewentualny scenariusz następnego odcinka? No i w którym temacie? Bo tutaj byłby to chyba offtop ;p
A pasuje np. piątek wieczór? :D Póki co mamy krótki preview i jeden sneak peak. Do piątku powinno wyjść coś więcej więc miałbym większą bazę dla ewentualnego scenariusza. Poza tym muszę znaleźć swój poprzedni opis do którego na pewno się odniosę
Pasuje, pasuje. Jednak wątpię, aby wyszło coś poza sneak peak i tym krótkim fragmentem z odcinka. Chyba nigdy nie pokazywali niczego więcej, nie?
O ile mnie pamięć nie myli to przeważnie koło czwartku wychodził kolejny, dodatkowy już sneak peek oraz jedno preview oficjalnie umieszczane w Internecie przez AMC. Teraz już można znaleźć jeden fragment, podajże o długości 30 sekund, pochodzący z hiszpańskiej TV, który to zawiera kompletnie nowe sceny. Mało odkrywcze ale zawsze to coś. Tutaj wstawiam linka:
http://www.youtube.com/watch?v=Sgymtjv6C_M
Tak więc wszystko jest na dobrej drodze.
To teraz ja coś od siebie:)
Na wstępie. Tomb2525, sprawdziło się według mnie. Chylę czoła.
Myślę, że to dobra forma na przyszłość. Miło się czytało zarówno Twoje wiadomości, jak i Beebee oraz kilku innych użytkowników.
Tyle kurtuazji:)
Teraz i ja o bohaterach, ale o czym tu pisać? temat w zasadzie wyczerpany, bo zgadzam się z wami moi drodzy. Może o własnych odczuciach co do bohaterów i akcji.
Pierwsza rzecz, czyli to czego się wszyscy obawialiśmy - "przeskoczenie" zimy. Jak widać po zegarku serialowym (brzuchu Lori) rozwiązanie tuż tuż, zatem pora roku jak najbardziej zasadna. Jedyny zgrzyt to te wplecione przez scenarzystów uwagi wyjaśniające dla widza - przez całą zimę jeździliśmy w kółko, i nie znaleźliśmy więzienia? żadnych informacji, map, znaków drogowych? Dopiero jak idziemy na polowanie to przypadkowo patrzymy - więzienie. Podczas gdy w zakończeniu drugiego sezonu mamy je o rzut kamieniem. Tłumaczę sobie to w ten sposób. Pokazanie głównej lokacji dla trzeciego sezonu było dla widza, by wiedział czego ma się spodziewać i odpowiednio napalił, nie dla bohaterów. Ja wiem, ja wiem, że zaraz wskoczy tomb2525 z gotowym wyjaśnieniem:)
I druga rzecz bezpośrednio się z tym wiążąca. Czasami bohaterowie, mimo spędzenia całej zimy razem, sprawiają wrażenie za mało, że tak powiem, zintegrowanych. Pod tym względem naprawdę się starano by widz nie myślał, że bohaterowie zostali bezpośrednio wyjęci z zakończenia drugiego sezonu, teleportowani w czasie i przestrzeni i wrzuceni do trzeciego. Mamy nowe samochody, nowe bronie, fryzury, ubrania, wiek. Bohaterowie zachowują się inaczej, są pogodzeni ze stratami jakich doświadczyli (syn Hershla, Andrea), dopracowali taktykę podchodzenia zombie i przeżycia. Słowem, wszystko cacy, ale Rick wygląda jakby Lori wczoraj mu Shane'a wgarnęła i on teraz karty w foszeniu rozdaje:) Nie wiem, może to przez to, że drugi sezon widziałam? gdybym nie widziała, to bym nie szukała dziury w całym.
Parę słów jednak o bohaterach (niektórych)
Rick "stalowe jądra" Grimes to teraz mój faworyt. Jego przemiany są genialne (jeśli mogę się tak wyrazić). Pierwsza faza podczas akcji pod stodołą - po kolejnym obejrzeniu wzruszyłam się, bo dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że razem ze "śmiercią" Sophii, tzn. gdy zobaczyli ją jako zombie, umarła w tym człowieku wiara i zaczęło mi być przykro, że takiego człowieka, człowieka, który przekonał Jennera, że oni mają szansę, bo chcą żyć, który potrafił dogadać się z każdym, który wierzył w to, że może pomóc wielu osobom, już nie zobaczymy. Druga faza nastąpiła gdy zabił Shane'a i krzyczał, że to nie jego wina, jakby chciał zagłuszyć własne sumienie, ale siadło mu to na psychikę mocno. Od siebie jeszcze dołożyła Lori "puszka Pandory" Grimes i bęc, mamy twardziela number one. Obecnie jest w fazie apodyktycznego przywódcy (Carl, zostań tu, Glenn, leć tam, Lori, nie przeszkadzaj, Daryl, rób to co umiesz najlepiej itp.) Bardzo mi się jednak podoba póki co prowadzenie tej postaci, jest niemalże identyczne jeśli chodzi o "przemiany" głównego bohatera z komiksowym pierwowzorem, a mimo to inne jej ukazanie jest fascynujące.
Lori póki co nie irytuje tak bardzo, co jest dużą zmianą na plus. Co do samej aktorki, to również muszę nieco zweryfikować opinię, uważam, że to kwestia uczesania. Na innych zdjęciach potrafi wyglądać ładnie.
Carol "napalona" Peletie (nie wiem czy nie przekręciłam nazwiska) zaczyna nam wypływać i to mi się podoba. Carl również jakby przycichł. Swoją drogą wolę Rambo od małego kretynka, którym był do tej pory. T-Dog odwala swoją robotę bardzo miło (z tarczą niczym rzymianin na barbarzyńskie hordy się rzucał). Glenn "złota rączka" jak zwykle praktyczny i opiekuńczy wobec Maggie, która to niezły popis zdolności manualnych pokazała. Strach się bać co by zrobiła z maczetą Ricka, gdyby ją dorwała. Zombie fruwały by na boki. Hershel zaczyna odgrywać rolę Dale'a i raczej na pewno go nie uśmiercą po mojemu. Pozostanie żywym dowodem na brutalność Ricka. Daryl, co tu o nim pisać? jest i to mu świetnie wychodzi. Postać jak najbardziej podnosząca jakość serialu. Natomiast co do Beth, wstrzymuję się na razie z opinią. Andrea póki co nic nam nie pokazała, podobnie jak Michonne (ta aktorka teraz mi nie pasuje póki co, może się przekonam, ale to moja opinia)
Teraz co do akcji. Najlepsza scena moim zdaniem to wejście do drugiej części więzienia grupy ustawionej w pozycję "jeża". Świetne, mistrzowskie wyczucie czasu i przestrzeni. Napięcie utrzymuje widza na szpilkach do końca. Walka jak najbardziej mnie przekonująca. Również walka z "opancerzonymi" zombie była ukazana wspaniale. Wielkie plusy dla twórców, każda sekunda była dla mnie wynagrodzeniem czasu oczekiwania na ten odcinek.
Koniec słodzenia. teraz "czepialstwo" elninki:)
Pierwsza kiepsko ukazana scena to ta przy ognisku. Dziewczyny sobie śpiewają, ognisko się pali, Rick przechadza się pod siatką, a zombie... jakby niezainteresowane. (nie ma się co żołądkować, mięsko i tak samo przyjdzie). Dobrze chociaż, że są, a nie tak jak w poprzednich odcinkach, pojawiały się jak żółwie ninja spod ziemi. Powinny po zobaczeniu ofiary walić w siatkę i wyć jak kojoty do księżyca, a nie oni odpuszczają. Dezorganizuje to całą teorię "stada", która jasno wskazuje na to, że trup lezie w kierunku ofiary nawet jeśli już jej nie widzi, dopóki co innego nie zwróci jego uwagi. W tej sytuacji ofiary były nawet w zasięgu wzroku, więc tym bardziej moje zdziwienie. Podczas gdy wcześniej widzieliśmy dobrą reakcję - gdy Rick wyszedł z wieży widać kłębiące się zombie za siatką.
Druga sprawa. Nie zwróciliście uwagi na zupełny brak odrzutu przy strzałach podczas likwidacji zombie ze spacerniaka? jakby z kapiszonowców strzelali. Oczywiście nie jestem za tym, żeby dzieciakowi broń prawdziwą do ręki dawać, ale realizm tu kiepsko wyszedł moim zdaniem.
Kolejna rzecz. Ucieczka podczas wędrówki przez ciemny labirynt. Maggie z Glennem biegli zaraz za T-Dogiem, a mimo to się zgubili. Z ciekawości, aż kilkakrotnie oglądałam ten moment i za każdym razem miałam wrażenie, ze jest bardzo naciągany. To zwalam na karb zamysłu twórców, którzy jak zwykle "potrzebujemy rozłączenia grupy, żeby musieli się szukać i w ten sposób doprowadzimy do ugryzienia Hershla" no i ten zombie, który był "bardzo" przyczajony, ale to akurat moim zdaniem jest ok.
I ostatnia już rzecz. Zerwanie utwardzanej stali kajdanek jednym, lekkim ruchem "na przewagę" - powodzenia. I super-mega-ostry miecz Michonne, która mogłaby katów uczyć jak ścinać głowy łatwo, szybko i przyjemnie bez specjalnego wysiłku. Francuzi niech się ze swoją gilotyna schowają:) ale to już pierdółki.
Jak widać nie byłabym sobą gdybym się nie czepiała. Odcinek mimo to i tak spełnił moje oczekiwania. Dostałam to, co chciałam zobaczyć. Wprowadzenie grupy więźniów do fabuły jak najbardziej słuszne.
Pozdrawiam serdecznie.
Wkradło się kilka błędów jak zwykle. Koryguję zatem największy. Zdanie:" Wielkie plusy dla twórców, każda sekunda była dla mnie wynagrodzeniem czasu oczekiwania na ten odcinek". Powinno brzmieć:
"Wielkie plusy dla twórców, każda sekunda była dla mnie wynagrodzeniem za czas oczekiwania na ten odcinek."
Za powstały błąd przepraszam.
Ja się trochę przyczepie do sceny z odrąbaniem nogi Hershela. Chodzi mi tutaj o to że za mało było w tym dramatyzmu. W komiksie (co prawda dotyczyło to innej postaci, ale to nie jest raczej tak istotne) było to lepiej pokazane. Bohaterowie spanikowani, nie wiedzą co mają robić, po czym Rick chwyta za siekierę, co spotyka nie na początku z wahaniem grupy i jego samego, po czym decyduję się przeprowadzić amputację. W serialu to było zbyt spokojne. Nie chodzi mi o to że mieli wszyscy zacząć wrzeszczeć i biegać w kółko, ale trochę mi się rzuciło w oczy to że np. Maggie zareagowała na to dosyć spokojnie, reszta tak samo. Rick prawie w ogóle się tym nie przejął, od razu stwierdził że trzeba odrąbać Hershelowi nogę i CIACH. Wiedział dokładnie co trzeba zrobić.
Wiesz moim zdaniem są dwa powody dlaczego wyszło inaczej.
Po pierwsze, spodziewałaś się tego. Może miałaś inne wyobrażenie dotyczące tego czynu. Nie chodzi mi oczywiście, że spodziewałaś się nie wiadomo czego i miałaś wygórowane oczekiwania. Myślałaś, ze będzie inaczej. Wiem to po sobie. Często tak mam np. ostatnio z "Niezniszczalnymi 2" wyszłam z kina z mieszanymi uczuciami. Niby wszystko ok, ale coś nie tak Musiałam to na spokojnie "przetrawić" i poukładać sobie. Teraz uważam, że to świetny film.
Po drugie. Już mając na myśli serial. Zauważ, że tutaj, w odróżnieniu do komiksu, Rick jest bardziej zdecydowany, brutalny i gwałtowny. Szybko podejmuje decyzje bo uważa, że nikt nie zrobi tego co powinno być zrobione. Ten monopol na władzę doprowadzi do jego detronizacji i to z wielkim hukiem jak sądzę. Natomiast w komiksie pełen był wątpliwości. Dodatkowo trzeba zauważyć, że wówczas panował w grupie podział władzy i Rick tak sam z siebie nie mógł decydować ot tak sobie. Nie pamiętam już dokładnie, ale chyba brał pod uwagę wtedy zdanie Tyresa, dopóki tamten się nie wycofał i nie pozwolił mu na wszystko, co uważał za słuszne.
No tak, masz rację. Nie wzięłam pod uwagę tego że w komiksie Rick na tym etapie jeszcze nie jest tak twardy, jak już jest w serialu.
Zgadzam się z wieloma rzeczami, które napisałaś. Przede wszystkim jeśli chodzi o Ricka. Muszę przyznać, że jego metamorfoza jest ukazana świetnie. Po prostu świetnie. I uważam, że największe brawa należą się oczywiście Lincolnowi. To aktor europejski, co widać po jego grze. Przede wszystkim znakomicie załapał koncept. Bardzo dobrze wie jak należy kierować Rickiem, aby stał się postacią, którą znamy z komiksu.
Wracając jednak do samego Ricka - Muszę przyznać, że zawsze protestowałam kiedy ktoś pisał, iż jest on zbyt ''miękki'' przy ''supermęskim'' Shane'ie. Wg mnie to właśnie Shane był tym słabszym, Rick wcześniej kierował się moralnością, wszyscy to wiemy, ale poza tym był dyplomatą, nie ulegał emocjom, jak Shane. Starał się wszystko brać na logikę. Jeśli te cechy przepisuje się mięczakom, to hej, chcę być mięczakiem! ; )
Jednakowoż to, jaki obecnie jest Rick BARDZO mi się podoba. Wcześniej wielokrotnie było mówione, że Rick zamieni się w kogoś o wiele gorszego od Shane'a... Cóż, nie do końca się z tym zgadzam. Rick po zmianie (która oczywiście następowała stopniowo, ale o tym za chwilę) stał się o wiele bardziej stanowczy, gwałtowny itd. jednak zawsze był dobrym przywódcą. Wszystko, co robił, robił dla grupy, chronienie jej było jego głownym celem, czego nie można powiedzieć o Shane'ie.
W każdym razie, jak już wspominałam, jego stopniowa zmiana jest niezwykle interesująca. można zauważyć, że miały na nie wpływ pewne wydarzenia. Po nich Rick już nigdy nie był taki jak przed nimi. Mam tu na myśli:
- Zabicie Sophii;
- Zabicie tych dwóch z baru;
- Śmierć Dale'a;
- Zabicie Shane'a
Po tych epizodach Rick zmieniał sięcoraz bardziej. Wystarczy przypomnieć sobie jaki był w pierwszym odcinku. Kiedy pomyślę o nim, kiedy jeszcze byli w obozie w Atlancie... Całkowiecie inny człowiek.
Cieszę, że jego zmiana ma miejsce w serialu, bo zawsze mogli zmienić koncepcję i zrobić z niego amerykańskiego bohatera, który zawsze kieruje się dobrym sercem, a Rick jest trochę takim antybohaterem, w każdym razie w pewnym momencie ;)
Także - jak widzisz - Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś o Ricku.
Co do technicznych pomyłek, to przyznaję szczerze, nie zauważam ich ;< Nie wiem jak to się dzieję, ale dopiero po przeczytaniu postów na forum zwróciłam uwagę na brak odrzutu przy oddawaniu strzał. Nie twierdzę, że to błahostka, bo w gruncie rzeczy to wpadka i to poważna, po prostu moja uwaga jest wtedy skupiona na supełnie innych aspektach. Właście może i dobrze, że nie zauważam? Jeszcze zaważyłoby to na moim odbiorze serialu :D
'' Zerwanie utwardzanej stali kajdanek jednym, lekkim ruchem "na przewagę" - powodzenia. ''
Wyjdę teraz na tępaka, ale o której scenie mowa? : o
Jeśli idzie o Ricka to jeszcze kiedyś kiedyś, kiedy drugi sezon znany był tylko z dwóch odcinków zamieściłam krótką notkę na temat Ricka. Ta postać była wtedy mocno atakowana przez użytkowników za ową, jak się wyraziłaś, "miękkość" (protesty moim zdaniem słuszne). Ja natomiast uważałam, że takie reakcje są atrybutem ludzi silnych. Potrzeba ogromnej siły by podczas końca Świata, piekle na ziemi, gdzie każdy dba tylko o własną skórę i jest gotowy zabić dla dwóch litrów benzyny lub konserwę z psim żarciem, nie ulec najniższym instynktom. Pozostać nie tylko człowiekiem, ale też być szlachetnym człowiekiem. Uczciwym, szanującym innych. Wdzięcznym za okazaną pomoc (Stąd ta uległość wobec Hershla w drugim sezonie). Zachować system wartości sprzed czasu, gdy zmarli powstali by pożreć żywych i starać się mimo wszystko wyprowadzić swego syna na dobrego człowieka. Słowem, by w czasie kiedy człowiek człowiekowi wilkiem, pozostać człowiekiem, a nie stać się wilkiem. Chociaż w takich czasach jak w TWD bycie, przepraszam za wyrażenie, sku..., wydaje się być rozsądniejsze, to jest to prosta droga do końca ludzkości i cywilizacji.
Dlatego tak ta postać lubię. Niestety, jak widać zmierza ona w kierunku przeciwnym. Otacza się bezdusznością, nie okazuje uczuć. Wszystko to przysłonięte jest pragmatyzmem. Owszem. To jest bardzo w takich czasach potrzebne, ale towarzyszy temu pogłębiające się zamykanie własnych uczuć w sobie tylko znanym miejscu. Brak zaworu bezpieczeństwa w postaci wygadania się, płaczu, rozmowie, przytuleniu do kochanej osoby może prowadzić do nagromadzenia złych ładunków i eksplozji. Co u Ricka może objawić się na różne sposoby, ale zakończy się prawdopodobnie słynną sentencją - Żywe trupy to my.
Zapomniałam o tym napisać wcześniej, ale jest taki moment w tym odcinku, gdy Rick strzela z wieży do szwędaczy. Uśmiecha się. W pierwszej chwili pomyślałam, że śmieje się do własnych myśli. Cieszy się. Znaleźli świetne miejsce do zamieszkania, schronienia. Ale później zaświtała mi inna myśl, może trochę na wyrost, może nadinterpretacja, ale odniosłam wrażenie, że on śmieje się z zabijania. Polubił zabijanie. Polubił to kim zaczął się stawać. Dlatego dla niego trwałe okaleczenie człowieka to szybka decyzja i szybkie ruchy.
Scena z kajdankami jest pod sam koniec odcinka. Po ugryzieniu Hershla, gdy grupa się wycofuje natrafiają na drzwi zamknięte i spięte kajdankami. T-Dog je bardzo łatwo rozrywa łomem czy też pogrzebaczem:). nota bene dlatego więźniowie nie mogli wyjść.
Było widać jak wychował synka, że przez niego dziadek musiał swoje fladery oglądać albo swoimi decyzjami grupa mogła skończyć marnie. No i zabił przyjaciela przez swoje błędy.