Zacznę może od tego, że początkowo sam byłem sceptyczny odnośnie śmierci Merla. Jak wiadomo po głowie krążyły myśli w stylu "niewykorzystany potencjał", "a gdzie relacje między braćmi", "przecież to taka charyzmatyczna postać" itd. Trochę żalu ze względu na odejście aktora, nutka złości na AMC. Niemniej jednak ta sytuacja utrzymywała się tylko do dnia dzisiejszego. W trakcie oglądania "This Sorrowful Life" moje spojrzenie na sytuacje Merla uległo diametralnej zmianie, wraz z utwierdzeniem siebie samego we wcześniejszych domysłach, a nawet nie domysłach, a stwierdzeniach, które pojawiły się przy okazji wczorajszej dyskusji z Tortugą.
Wiele osób tutaj lamentuje odnośnie tego co się stało w epizodzie 15, jednakże czy ktokolwiek z Was spojrzał na sytuację z perspektywy samego Merla? Odnoszę wrażenie, szczególnie przeglądając główny temat, że większość żyje mrzonkami odnośnie kolorowej przyszłości, chcąc nadal oglądać hasającego po łączce niczym jelonek Merlinka. Dobrze, rozumiem tutaj wszystkich, jednakowoż należy zwrócić uwagę, że starszy Dixon dusił się wręcz sytuacją w której się znalazł. Ten człowiek całkowicie stracił już i tak ledwo stabilną egzystencję. Jego życie było bezcelowe. Brak prywatnego targetu, nieumiejętności przystosowania się, ograniczenie swobody w działaniu i do tego brak sensu. Rick to nie Gubernatora, który pozwala na to co dusza zapragnie. Sam Merle stwierdził, że nie wie co tak naprawdę robi. Ten chłopak miotał się jak dziecko we mgle i choć nam wydaje się, że taka sytuacja mu odpowiada, on się po prostu tym dołował. Przeżył ogromny zawód, żył w kolorowej bajce, którą sam sobie stworzył w której to był panem i władcą. Niestety rzeczywistość pokazała swoje. Nie ma miejsca na Merla i Daryla. Jest natomiast miejsce na społeczność, na równość, na wzajemne poszanowanie i lojalność. Niestety to była granica dla Merla nie do przeskoczenia. Czuł on awers. Każda mijająca godzina była dla niego niczym powoli zawijająca się pętla na szyi wisielca. Mówiąc wprost DLA NIEGO NIE BYŁO PRZYSZŁOŚCI!. On to czuł. Dla Merla z dnia na dzień stawało się to coraz bardziej namacalne. Do tego dodajmy sobie kolizję charakterów pomiędzy nim a Darylem. To go najbardziej zabolało. Z brata, nad którym ciągle miał kontrolę nie pozostało nic. Przed sobą miał człowieka szlachetnego, otwartego i lojalnego względem innych, człowieka który znalazł rodzinę w osobach kompletne mu obcych, człowieka który chciał aby on sam się dla reszty zmienił. Konflikt interesów, kolizja dwóch światów. Wracając jednak do zmian. Jest to kolejna sprawa, która popchnęła Merla w decyzję iście samobójczą. On się po prostu bał tych zmian. On nie chciał tego, a wiedział, iż jest to nieuniknione w środowisku w którym przyszło mu żyć. Nie trafił on do grupy leserów, krętaczy, oszustów. Bał się po prostu drogi, którą musiałby przejść aby nadal żyć. Z jednej strony chciał zostać przy obecnym sposobie życia, który niestety nie przynosi superlatyw, a z drugiej chciał odtrącić od siebie rzeczywistość. Był między młotem, a kowadłem. Ten człowiek niewątpliwie próbował, ale nie potrafił. Do tego, jeszcze to bardzo mocne, aczkolwiek trafne słowa, iż nikt po nim płakać nie będzie, wliczając w to Daryla. To były słowa, które dla Merla stały się kubłem zimnej wody. W końcu zrozumiał swoją bezcelowość, swój dramatyzm i tragizm. Ujrzał koniec. Wiedział, że jego działania do niczego nie doprowadzą, a zasieją jeszcze większy chaos. Owszem mógł wrócić z Michonne ale co by to dało? Wewnętrzna alienacja, odsunięcie od reszty, tworzenie swoistych barier i życie na uboczu. Czym takie życie różni się od wyroku wydanego na siebie samego? Niczym. Jedna różnica jest taka, że wyrok to szybka śmierć, a egzystencja to powolne wyniszczanie samego siebie, co nie dość że doprowadzi do deprawowania samego siebie, to i jeszcze otoczenia. Przez podobną sytuację przeszedł Shane. Naprawdę chcielibyście na to patrzeć? Pytam się szczerze, ponieważ oglądalibyśmy stopniowy upadek człowieka niewątpliwie inteligentnego. Już na tym etapie widzieliśmy swoisty ból w jego życiu. Teraz wyobraźcie sobie jakby to wyglądało po roku, dwóch. A co tam nawet dwa lata. Pół roku, a nawet mniej wystarczy by człowiek, nie ważne jakby był stabilny psychicznie uległby załamaniu.
Podsumowując, śmierć Merla miała pokazać, ze nawet tacy ludzie jak on potrafią ulec załamaniu i upaść. Prawda jest taka, że Dixon miał swój świat i swoje kredki, jednakże kiedy przyszły większe problemy stworzone przez niego pozory rozwiały się pokazując brutalną i ciężką rzeczywistość, w której odbijają się wszystkie konsekwencje jego czynów.
Załamał się, ale nie został zły, bo właśnie tym złym się dokopał. Można powiedzieć, że umarł jako dobry gość, choć nieszczęśliwy przez tak brutalny świat i swoją przeszłość.
Powiem tylko tyle że Merle jest postacią tragiczną i choć ciężko to przyznać to, po części czuje ulgę, bo się chłopina już nie męczy. Aczkolwiek nadal uważam że mogli jeszcze go potrzymać dłużej i im tego nie podaruje.
Zwykłego gościa, szkoda, a załamanego w taki sposób tym bardziej. Daryl tego nie podaruje, Governor will die, po prostu brat dokończy dzieło starszego. Tego oczekuję. ;)
Owszem mogli, ale czy był sens? Dokąd zmierzała jego relacja z Darylem, gdzie zakończyłaby się jego kooperacja z grupą? Brak superlatyw na horyzoncie. To wszystko nie miało celu o czym dobrze wiemy. Wracając jeszcze do Daryla. Spójrzmy na jego akcję na koniec odcinka. To nie był żal ze względu na śmierć Merla. To był żal ze względu na wszelkie krzywdy z dzieciństwa i ponowne opuszczenie. Złość, agresja, odtrącenia, wyparcie. Braterska miłość miłością, jednakże została ona zdominowana przez tamte uczucia.
No nie wiem...ja to inaczej odebrałam. Tzn, tak owszem żal że Merle po raz kolejny go opuszcza, ale bez takiej czystej, wrogości agresji, tylko z rozpaczą (nie wiem jak to nazwać). W pewien sposób postać Dixonów jest mi bliska ,więc może patrzę na to pod innym kątem.
Daryl w 1 sezonie powiedział :
"Jesli ktoś miałby zabić Merla to tylko on sam "
i w sumie sie to sprawdziło :)
O tym samym pisalem ... to wyrzucenie z siebie zlosci i rozladowanie jej na twarzy Merla krzyczalo samo przez siebie ...
Nie wiem czy można mieć w ogóle jakiekolwiek wątpliwości, co do wydźwięku tej sceny. Oczywiście mogła mieć ona jakieś drugie znaczenie, czego nie wkluczam, jednakże ten jedyny aspekt wręcz wyzierał z ekranu.
"chcąc nadal oglądać hasającego po łączce niczym jelonek Merlinka" jak rany tomb, ty też? To jest najgłupsze hasło, jakie można wymyślić i notorycznie się tu pojawia. NIKT tego nie chce, zapewniam!
"Ten człowiek całkowicie stracił już i tak ledwo stabilną egzystencję. Jego życie było bezcelowe. Brak prywatnego targetu, nieumiejętności przystosowania się, ograniczenie swobody w działaniu i do tego brak sensu." owym "targetem" Merla był brat oraz swoje własne przetrwanie. Nieumiejętność przystosowania? Dostosował się bardzo dobrze zarówno u Filipa (spełniając jego oczekiwania) oraz u Ricka (spełniając jego). Tak naprawdę obaj chcieli od niego tego samego: posłuszeństwa, dirty work, a poza tym trzymania się z boku. Merle TAK ROBIŁ.
"Rick to nie Gubernatora, który pozwala na to co dusza zapragnie" Wydaje mi się, ze Filip trzymał go krócej za mordę (jak wszystkich swoich podwładnych), niż Rick kiedykolwiek by nawet był w stanie. Poza tym sugerujesz, że Merle świrował jak mu się chciało w Woodbury? :) U Filipa? W Urokliwym Miasteczku? Przecież jego pierwsza niesubordynacja dotyczyła chęci znalezienia Daryla.
"Ten chłopak miotał się jak dziecko we mgle i choć nam wydaje się, że taka sytuacja mu odpowiada, on się po prostu tym dołował. Przeżył ogromny zawód, żył w kolorowej bajce, którą sam sobie stworzył w której to był panem i władcą. Niestety rzeczywistość pokazała swoje" nie odniosę się do tego, bo niestety nie mam pojęcia o co ci chodzi :D Bo jeżeli chodzi ci o jego marzenie o wspólnym życiu samemu z bratem, to już chyba został z tego wyleczony dawno temu przez samego Daryla
"Nie ma miejsca na Merla i Daryla. Jest natomiast miejsce na społeczność, na równość, na wzajemne poszanowanie i lojalność. Niestety to była granica dla Merla nie do przeskoczenia" no i właśnie w tym odcinku zostało zasugerowane, że gdyby Merle ZOSTAŁ to miałby wsparcie w Darylu, który tym razem byłby Bigbruda. TO właśnie było pole do popisu dla scenarzystów, pomoc Daryla, kiedyś zahukanego braciszka, w asymilacji Merla. Przypominam - Merle nie ma żadnych pozytywnych wzorców.
"Każda mijająca godzina była dla niego niczym powoli zawijająca się pętla na szyi wisielca." i tak dalej
"On się po prostu bał tych zmian"
"Ten człowiek niewątpliwie próbował, ale nie potrafił."
Ponownie - nie wiemy tego, Merle mógł się czuć odrzucony, zniechęcony, ale z pomocą brata, Hersha - wydaje się, że nawet Mich i Carol, mógł się odnaleźć w tej grupie. Nie oznacza to zostaniem Dobrym Wujaszkiem, ale kurde, przynajmniej nie Śmierciożercą :)
"Do tego, jeszcze to bardzo mocne, aczkolwiek trafne słowa, iż nikt po nim płakać nie będzie, wliczając w to Daryla. To były słowa, które dla Merla stały się kubłem zimnej wody." a dopiero co miał wzruszający moment z bratem..
Potem jeszcze odwołujesz się do Szejna - moim zdanie nie ma miedzy nimi takiego porównania. Szejn był na prostej drodze do samodestrukcji bo jego szczęście i spokój zależały od śmierci Ricka. Merle nie ma aż tak makabrycznych podstaw swojego zadowolenia :D
Tak samo nie zgadzam się z twoimi teoriami o prawie samobójstwie Merla spowodowanym jakimiś strasznymi wewnętrznymi przeżyciami. Merle mówi: “I want to be with my brother. My brother, he wants to be in the prison. This little trip… maybe it’ll keep that place standing. If I pull it off, maybe all is forgiven.” Dla mnie to oznacza nadzieję i poświęcenie. To są dobre uczucia :) Merle chce pomóc Darylowi i więzieniu zabierając Mich - bo dla niego (brak wzorców!) jest to jedyny sposób na okazanie dobrych chęci. Kiedy Mich udaje się do niego dotrzeć i przekonać, wtedy dopiero Merle rozumie, że nie może tego zrobić - i tym samym DWUKROTNIE okazuje się lepszy od Ricka.
Wszystko sprowadza się do jednego: nigdy nie dowiemy się, czy i jak Merle dopasowałby się do grupy Ricka. Nie dowiemy się, jak przebiegałby proces jego adaptacji, ile byłoby z tego napięcia, ile pracy Daryla, co dobrego i co złego wniósłby ze sobą Merle, a co sam wyniósłby z grupy. Była też szansa na pokazanie Daryla z innej strony, niż tylko Atrakcyjnego Kusznika i Bezwolną Marionetkę Ricka.
Mam nadzieję, że przekazałam to o co nam, fanom Merla chodzi. Bo to nie jest jakieś udomowienie dzikiego psa i zamienieni go w domowego pieszczocha, to nie chodzi o braterskie czochranie się po główkach i oglądanie razem futbolu :) Tu chodzi o dodanie Prawdziwej, Wielowymiarowej, Charyzmatycznej postaci do grupy i nadanie jej nowej dynamiki.
http://mycreativeramblings.files.wordpress.com/2013/03/walking-dead-governor-sho oting-gif.gif?w=604
Jego głos to czysty sarkazm który sprawia że szczytuje jak spocony ministrant na widok głownej okładki CKMu xD
Bane i ja przesylamy fankom sweet buziaczki :* oby jak nawiecej fanów Benka :))))
To dopiero bylby Hardcore ... lizanko z Banem a dokladnie lizanko z jego maska :D
Die bitch http://images1.wikia.nocookie.net/__cb20120316155826/zombie/images/2/2e/500px-WD Merle%27sRifle.jpg
Ach, fo pa szczeliłam. http://media.tumblr.com/tumblr_mdyxoxFIDR1qgrnvy.gif
Wybacz. Nie pomyślałam o twoich uczuciach, bo dla mnie Filipek jest dalej tak zabawną istotą..
Spoko, spoko. Ja się poznęcam nad Philipkiem, naszym kochanym przygłupem. W Modzie. Tak wiem, znowu nie wiesz co ja bredzę.
Otóż wiem koleżanko-szklanko i nawet poczytam, ale się nie przyłączę, bo wiesz, jam jest ten sąsiad-podglądacz.
No może rzucę przez żywopłot jakieś śmieci do waszego ogródka, żeby trochę namieszać i być może ukradnę bieliznę ze sznura, ale to tylko tyle, ostanę z boczku.
Ok, to ja zajrzę do was od czasu do czasu, ze biby po cukier, ok. http://24.media.tumblr.com/tumblr_md6bdimOK91ribfwxo1_500.gif
Hahaha zajebisty gif
Ok, ok tylko jak po cukier to lepiej do Daryla, bo u nas to bieda, czasami...
Laska, jaka ty jesteś socially awkward, nie chodzi o CUKIER, już cię podszkolę:
- *puk puk* dzińdybry Knury, skończył mi się cukier, nie macie pożyczyć?
- nie mamy cukru, bo u nas bida, ale mamy łiski z przemytu, ale też i u nas bida i nie mamy kieliszków
- nic to, mam dużą cukiernicę
- no to z ukontentowaniem prosiemy, gość w dom, bóg w dom
- niech będzie pochwalony
Nie chodzi o CUKIER!
Aaa I get it http://www.michaelrookeronline.com/wp-content/uploads/2012/11/RookerSoccerAM-300 x290.jpg
Zwykle to Pan Knur jest tym nie kumatym.
Do bomby.
Wiem, bo ja użyję takiego samego do mojej bomby, co ją szykuję na AMC.
...................
No chyba że jest to standardowe wyposażenie duchów w TWD i teraz to on będzie wydzwaniał do Daryla, a nie chciał pożyczać od Lori.
To jest śmieszne i się z tego nabijam, co nie zmienia faktu że
http://24.media.tumblr.com/tumblr_m0h9wpbdU21rqfhi2o1_500.gif
Filipek nie mój, to i protestować nie będę. Ale od czasu do czasu użyję ponownie, bo to taki wdzięczny obiekt moich śmichów-chichów.