Piszę to po nieprzespanej nocy, więc będzie krótko, nie chcę też nikomu nadmiernie spojlerować.
Powiem, że jestem w szoku, bo sezon zaczął się z wyjątkowym przytupem. Nie dość, że
dostaliśmy naprawdę dużo soczystej akcji, to jeszcze niezłego mindf*cka w ostatniej scenie, która
w tragiczny sposób zmieniła kontekst całej opowieści i genezy Terminusa. Człowiek człowiekowi
człowiekiem, niestety...
Jedyne, co mi się nie podobało, to niezwykłe spiętrzenie zadziwiająco pomyślnych zbiegów
okoliczności.
Uwaga, po zapowiedzi następnego odcinka jest jeszcze bonusowa scena "po napisach" - moda
zapoczątkowana przez filmy Marvela dotarła i do seriali...
Właśnie skończyłam oglądać, pierwszy odcinek V sezonu.
Powiem jedno, akcja akcja akcja! Ani chwili wytchnienia, V sezon rozpoczął się naprawdę nieźle oby cały czas trzymali podobny poziom.
W sumie to był taki moment gdzie myślałam że faktycznie, urżną Gleenowi tą głowę, widać ma więcej szczęścia niż rozumu.
Carol taka wojownicza, muszę przyznać że przez IV sezony trochę mnie irytowała, ale dzisiaj w moich oczach zyskała trochę sympatii.
Podobała mi się ramówka, czy jak to się tam nazywa, świeża, ładna jeszcze bardziej mroczna.
A ten facet co jest po napisach, to jest ten sam co przenocował Ricka jak uciekł ze szpitala i nie wiedział co się dzieje?
Ten gość na końcu o ile się nie mylę to ten sam z I sezonu(?), który pomógł Rickowi. Więc chyba masz rację.