Zgodnie z przewidywaniami części forumowiczów, zginęły siostry – Mika i Lizzie. Co prawda pojawiały się już wcześniej dowody na to, że Lizzie jest psychopatką i cieszę się, że Carol ją w końcu zabiła (mógłby to zrobić ktokolwiek), ale nie podoba mi się ta ogólna koncepcja, żeby w jednym odcinku pokazywać tylko jedną grupę i tak łatwo zamykać wątki danych postaci. Nie chodzi tylko o ten odcinek i dziewczyny, ale ogólnie - serial zrobił się przez to taki „poukładany” i trochę nudny, mimo że niby coś się dzieje.
Liczę na to, że 2 ostatnie odcinki będą mocniejsze, szczególnie na rozwinięcie wątku Daryla (na co się zapowiada), bo jako jedyny zaciekawił pod koniec wcześniejszego odcinka.
A co wy sądzicie? Coś tam się przebąkuje, że Daryl ma zginąć, ktoś coś wie na ten temat?
fatk, po drodze zdarzyło się wiele. jak Ty to obrazowo potrafisz przedstawić- praktycznie słyszę jak ksiądz kanibal drze mordę :)
Ksiądz kanibal to nie mój wymysł tylko jakiś miks pseudospoilerów, materiału komiksowego i bajań proroków pewnych co do dalszego przebiegu akcji w serialu :D Dodam jeszcze, że ma być "popaprany" i na pewno zje Beth xD
jednak wydaje mi się, że np. ciężko byłoby mu przebywać w jej towarzystwie..lub chociaż mógłby zadać jej kilka pytań..cokolwiek. a tak to szkoda, że się za rączki jeszcze nie złapali. nie jestem proszę ja Ciebie, przekonana!
Mogą uważać, że reszta zginęła, mają tylko siebie... Z trzymaniem się za rączki to przesada na tym etapie, ale może też facet nie chce zostać sam z niemowlakiem - w rozgardiaszu złapał dziecko instynktownie, ale potem gdy emocje opadły, zrozumiał, że nie będzie tak łatwo. No i wyznanie nastąpiło po takiej tragedii, a nie w trakcie spaceru po więzieniu, więc to też zmienia postać rzeczy. Co by mu przyszło z tego, że teraz zabiłby Carol?
nie mówię o zabiciu ale jakiejś bardziej intensywnej reakcji..pomacał rewolwer i wybaczył..no nie wiem dla mnie, za słabo. rozpaczał po Karen, nie mógł się z tym pogodzić i chociaż wydarzyło się wiele to nawet w świetle tego wszystkiego Carol pozbawiła go kogoś coraz bliższego i jeszcze wprost się przyznała , nie pożałowała, nie przeprosiła. "zrób co musisz zrobić".. ciężko mi sobie coś takiego wyobrazić ale myślę, że każdy na miejscu Tyresse'a postąpiłby bardziej impulsywnie. czasami mam wrażenie, że to taka "kartonowa postać"
Jest trochę racji w tym twoim ostatnim stwierdzeniu, ponieważ w komiksie Tyreese odgrywał moim zdaniem jakąś rolę w grupie, a w serialu to on po prostu jest. I to wprowadzony trochę nie wiadomo po co, zresztą znacznie później. Nawet w tym ostatnim szokującym odcinku stanowił głównie tło do obrazowania miny widza xD
szlaja się tu i tam...dobrze, że przynajmniej mnie zabrał ze sobą na plecach xD przypomina trochę T-Dog'a który był bo był..stanowił takie tło. no ale przynajmniej zginął heroicznie ratując życie , a nie bo zagapił się- i go zjedli :P
Nie wiedziałem, że rozmawiam z Baby Judith :D A, fakt, pisałaś, że to Twoja imienniczka. Pewnie się cieszyłaś, jak nadali jej imię :))) No w tym serialu jest płynny cykl wymiany czarnoskórych postaci płci męskiej, najpierw był T-Dog, potem chwilę Oscar i teraz Tyreese i Bob.
cieszyłam? uchlałam się z wrażenia świętując- żartuje ;) jeszcze trochę daleko mi do psychofana :) ale się szczerze jak ktoś powie "Judith" nie powiem, że nie xD
Bob zaczyna się rozwijać jako postać, fajnie by było gdyby został. Tyresee jest mi- niestety- całkowicie obojętny tak jak był i T-Dog.
Dla mnie też Bob był dość obojętny a nawet mógł zirytować po akcji w sklepie, ale od odcinka Alone sporo zyskał. T-Doga lubiłem i było mi go szkoda.
T-Dog trochę nieporadny i słaby psychicznie się wydawał..takie trochę obciążenie , może okrutnie to brzmi. wyglądał na twardziela ale był mięciutki i zagubiony. na koniec jedynie dużo zyskał w oczach widzów
Bo tu jak ktokolwiek zabłyśnie, to zaraz ginie. Merle, Mica..
Pozostaje zacytować: "Man, the actors of Game of Thrones have better job security" :D
haha dokładnie! smutne lecz prawdziwe :)
Mica zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale nie tak ogromne jak głupota Lizzie :P
Wiesz, ostatnio jak myślałem o tej scenie, to stwierdziłem, że pomimo iż była dobra, mogłaby być jeszcze ciekawsza, gdyby Mica była już ożywiona i biegała za Lizzie jako walker - no tylko wtedy trzeba by usunąć oczywiście z otoczenia Twoją ulubienicę, bo stanowiła by zbyt łatwy pokarm. Lizzie by się uśmiechała uciekając przez Micą-zombie i krzyczała do dorosłych, żeby teraz jej uwierzyli, że to wciąż Mica i tylko się bawią. Mogłaby być umazana krwią i mieć nóż w ręce, żeby przeciętny Amerykański widz z gatunku "co to za Murzyn z początku Alone?" załapał :D
dobra opcja, przez chwilę wydawało mi się że być może Carol nie "dobije" dziewczynki, żeby właśnie Lizzie mogła zobaczyć jak jest naprawdę..żeby wreszcie do niej dotarło. paradoksem jest to, że Lizzie przebywała tyle czasu w więzieniu, widziała co robią walkersi , że myślą tylko o żarciu (
bo są sztywni i znudzeni xD) ,wiedziała że trzeba "dobić" ojca by ten się nie przemienił w jednego z nich..a mimo to nic nie było dla niej jasne.
decyzja jednak wydaje się być słuszna..Lizzie narażała innych a w końcu sama by zginęła. choć tracę sympatię do Carol bo całkowicie się zmieniła, to jednak chyba zrobiłabym to samo na jej miejscu.
Czytałem tu wiele opinii o Carol, postać ta była mi raczej obojętna przez większą część serialu, w 2 sezonie może nawet troszkę irytowała tym uziemieniem grupy przez poszukiwania córki (wątek jednak rozwiązany całkiem zgrabnie), to teraz mogłem poczuć do niej nić sympatii. Musiała podejmować tzw. niepopularne decyzje, jak wcześniej Rick, ktoś musi zabić problematycznego więźnia, który ewidentnie będzie potem stwarzał kłopoty i może zagrozić kobietom i dzieciom, tak samo teraz sytuacja z Lizzie. Ja bym przy takim dziecku nie zasnął, a co jeśli by chciała ze mną pograć w berka po walkerowemu? xD Pozostawienie jej w lesie nie wchodziło w grę, nie dość że mogła by za nimi iść, to jeszcze byłoby to chyba po prostu okrucieństwem skazywać ją na pożarcie żywcem (bo długo raczej by się nie obroniła sama) lub śmierć głodową. Co do Carol jeszcze, może sobie być twardzielką jak niektórzy piszą, ale gdyby była w sytuacji, że tak powiem "łóżkowej", w której był Rick w odcinku Claimed, najprawdopodobniej by ją zgwałcili i zabili/zjedli.
dokładnie, tak naprawdę patrząc szerzej to była jedyna słuszna decyzja..choć okrutna.
cd. sceny "łóżkowej" to ukłony dla gry aktorskiej bo myślałam że zejdę na zawał w pewnym momencie xD Rick strasznie dużo przeszedł i fizycznie i psychicznie, widać po nim jaki jest zmęczony i wycieńczony , mam nadzieję że trochę dadzą mu odetchnąć i docenią , a on sam się ustabilizuje no i nie mogę się doczekać kiedy on i Carl się dowiedzą, że Judith jednak żyje :)
czekam na spotkanie grupy w Terminusie!
To był chyba mój ulubiony odcinek w całej drugiej połowie sezonu jak na razie i najlepsza sekwencja. Cały czas myślałem, że coś pójdzie źle. Bardzo dobre napięcie.
Faktycznie odnalezienie się będzie wspaniałą sceną - miejmy nadzieję, że nastąpi.
i to prześlizgiwanie się ; są już na schodach i dosłownie ułamkiem sekundy czmychnięcie zza róg. i scena w łazience.. wykorzystasz wszystkie rezerwy by jakoś się uratować.
mój ulubiony w tej części sezonu - zgadzam się :)
mam nadzieję, że nie zostawią nas z olbrzymim cliffhangerem. chce zobaczyć jak grupa zareaguje po spotkaniu i jakie się ułożą stosunki po wydarzeniu w więzeniu, przede wszystkim względem lidera..
Żartowałem w innym temacie, że otworzą się drzwi do Terminusa i będzie widać zdziwienia, przerażenie i szok na twarzach bohaterów po czym nastąpi "Seeee youu neeeext tiiiimeeee, if you want to know what's inside!" xD
Carol da radę.Doświadczona babka, wie czego chce, w razie skrajnej sytuacji sama by się zabiła
Swoją drogą przetrwanie i moment powrotu Carol były niezłą aluzją do roli tej aktorki we "Mgle" Darabonta - m.in. jej udział w mocnej końcowej scenie, pokazujący że sobie poradziła.
pamiętam tą scenę,
mi Carol obecnie mocno przypomina zachowanie Shane'a , oczywiście te dobre strony.
Scena z z Lizzie i Carol była mocna.Nie podoba mi się natomiast wątek Daryl i Beth...te noszenie na plecach,te maślane oczy...,jak będę chciał oglądać wątki miłosne,to mogę puścić sobie romansidło.Powinni czym prędzej zakończyć ten temat.Podobnie jest z Glennem i Maggie.Glenn już mnie tak irytuje,że po cichu marzę,aby kopnął w kalendarz.Póki nie poznał Maggie był w porządku,ale później to już równia pochyła w dół.
Daryl-mimo ,że od kilku odcinków jego postać jest skutecznie tłamszona przez tą durną historię z Beth,ciągle go bardzo lubię.Mam też nadzieję,że nie uśmiercą go,i że wróci na " właściwe tory",którymi to toczył się zanim uciekł z Beth.
Jedyny plus tego odcinka to taki, że w końcu skończyli z tą Lizzie.. Oglądać już się tego nie dało.
Mika jako jedyna sprawia wrażenie normalnego człowieka. Cała reszta sprawiała wrażenie komicznych, aż do bólu.
Chujowy odcinek. Zresztą jak większość po `midseason`. Szkoda 45 minut życia.
A Daryl zaciekawił mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Nudny jak para kratofli.