SANCTUARY FOR ALL. COMMENTARY FOR ALL. THOSE WHO ARRIVE - SURVIVE (MAYBE).
Forumowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii, zachwytów oraz krytyki na temat czwartego odcinka siódmego sezonu TWD oraz przewidywań na temat dalszego rozwoju akcji w jednym miejscu.
Korzystanie z tematu - jak zwykle - dobrowolne.
Previously on AMC's The Walking Dead:
- nieudana próba nawrócenia Daryla na Neganizm z użyciem muzykoterapii;
- nieudana próba ucieczki Dixona z Sanktuarium;
- nieudana próba sprowadzenia dezertera żywcem przez Dwighta.
Nie wydaje wam sie, ze brak jako takiej zaloby i traumy wynika po prostu z tego, ze ekipa przyzwyczaila sie do tego ze co jakis czas ktos odchodzi? Pierwsze 2-3 sezony mimo ciaglego niebezpieczenstwa nie byli w stanie zaakceptowac ( tak jak wiekszosc z nas) odejscia kogos bliskiego. Po tyle latach (odcinkach) ciaglej walki i swiadomosci jak kruche jest zycie wiedza ze nie ma czasu na slabosc i traume.
Taka znieczulica byłaby możliwa na wojnie, kiedy towarzyszy traci się co chwilę.
I gdyby tak było, Negan nie musiałby zabijać Glenna i Abe, bo wszak spłynęło by to po reszcie jak po kaczce :)
I tak i nie. Czy na dobra sprawe to nie jest wojna? Nawet nie miedzy Neganem i Rickem ale miedzy ludzmi a umarlakami? Na wojnie smierc bliskich nie splywa po Tobie jak po kaczce ale powrot do rzeczywistoci zajmuje znacznie mniej czasu niz w normalnych warunkach. Negan zabilby kogos bez wzgledu na to czy Rick oplakiwalby ich tydzien, czy po 20 minutach tulilby sie z Michone. Nie chodzilo o traume ale o pokaz sily.
Przepraszam za brak polskich znakow, pisze z pracy.
... tak się tylko wtrącę na moment ...
"Nie wydaje wam sie, ze brak jako takiej zaloby i traumy wynika po prostu z tego, ze ekipa przyzwyczaila sie do tego ze co jakis czas ktos odchodzi?"
znieczulica w twd osiągnęła punkt kulminacyjny, gdy Beth swego czasu, w okresie więziennym, liczyła dni "bezwypadkowe". Pewnego dnia zginął jej chłopak, ona na to wzruszyła ramionami i dalej coś rysowała? pisała? Pomijając okropny obraz i diagnozę, jaką taka scena wystawia nastolatkom, takie zachowanie wg mnie zwiastuje upadek tego, co czyni człowieka ludzkim. Co na to podręczniki psychologii?
Kiedy Daryl sądził, że Carol nie żyje, zaniósł jej kwiatka na grób, odszedł z obojętną miną i koniec (z kolei po Terminusie pobiegł do niej, jakby mu powietrza bez niej brakowało).
I nie wiem, czy na wojnie śmierć spływa po ludziach jak po kaczce ... wydaje mi się, że śmierć jest tak ostateczna, że zawsze robi przytłaczające wrażenie, w każdych warunkach. I być może Rickowie są jakby w okresie powojennym ... mają prawo się tak czuć. W Aleksandrii, gdy wszystko się uspokoiło mieli prawo znów nabrać ludzkich cech. Przeżyć po ludzku, normalnie to wszystko co ich spotkało ... a ja nic takiego tam nie widziałam (znów przewinęłam?). Rick np. zaczął zarywać do sąsiadki.
Żadnej traumy. Może faktycznie mamy po prostu do czynienia z ludźmi, w których emocje skamieniały? A może twórcy twd dają ciała?
(Pod względem wspominania tych, którzy odeszli i naturalnych, ciepłych emocji w ogóle dobry był odcinek, w którym umierał Tyrese. Moim zdaniem.)
Co do Glenna i Abrahama ... nie mogli dać żałoby w tym odcinku (jestem pewna, że będzie za tydzień), bo musieliby obciąć czas antenowy Negana, obudzić w Ricku buntownicze zwierzę ... przecież tego zdecydowanie byśmy nie chcieli.
Za tydzien bedzie Hilltop, plus Karl i jego przyszla niedoszla dziewczyna. Nie sadze zeby cofneli sie do zalozy z prostego powodu. Brak czasu. Ile sezonow moze liczyc jeszcze ten serial 3-4? Jezeli naprawde juz w 8 sezonie ma byc Alfa to do 9 dogonia komiks.
W komiksie tez nie ma jako takiej zalozy, dobra Rick od poczatku wie ze nie bedzie niewolnikem Negana ale Glenna wspomina na dobra sprawe tylko Maggie.
Też obejrzałam sobie trailer i widziałam Meggie bez siły do życia, bez siły do czegokolwiek. Dlatego poczekam. Na Meggie w ogóle bardzo liczę w tym sezonie ... w fabularnym sensie.
A komiksów nie czytam, znam kilka spoilerów.
Mnie się wydaje, że na wojnie ci, którzy śmierć towarzyszy widzą zbyt często nie tyle się nią "nie przejmują" co nabierają chwilowej odporności. Traktowanej jako reakcję obronną. Sądzę (aczkolwiek nie mogę tu przywołać stosownych badań), że kiedy nadchodzi czas pokoju wszytko to do tych ludzi wraca. I wtedy pozostaje albo szukanie pomocy u lekarzy (myślę, że ta opcja jest najrzadziej stosowana), u życzliwych ludzi, swojej rodziny, lub szukanie zapomnienia w używkach.
W przypadku TWD bohaterowie jak najbardziej mogli nabrać z czasem lekkiej "odporności". Lekkiej powtarzam. Ale są różne śmierci, jak w życiu. I o ile można jakoś przepracować śmierć z przyczyn naturalnych, na skutek nieszczęśliwego wypadku, lub nawet, nawet! zombi - to choć okropne, nie mogą się te zgony równać z traumą tego, co zafundował Rickom Filipek i Negan. Na to żadne przygotowanie, cynizm, pragmatyzm, żadna "odporność" nie powinny pomóc. Przykładowo z wieloma zmarłymi już bohaterami Ricki miały okazję się pożegnać, co zazwyczaj w jakiś sposób pomaga. Okoliczności śmierci Glenna i Rudego są tak bardzo bardzo niesprawiedliwe, tak bezsensowne, tak brutalne i okrutne, tak nieludzkie, tak bardzo traumatyczne z punktu widzenia reszty tych klęczących, bezsilnych ludzi, że ja po prostu nie ogarniam, jaki spokój panuje teraz w Aleksandrii. Przecież ci ludzi powinni mieć w duszach zgliszcza, a tu do rangi największego problemu urosły niezgodności w remanencie.
Do pierwszego: jakoś w tym roku chyba byłam na francuskim filmie Maryland. Choć arcydziełem żadnym nie jest (na pewno są lepsze filmy o tej tematyce), to miejscami całkiem nieźle udaje się uchwycić problem wojskowych, którzy nie potrafią „wrócić do domu”. Wojna to nieustanny stres. Jak walą do człowieka z każdej strony, to choć kumpel padł bez zastanowienia ratujesz siebie albo kontunuujesz misję, nie ma czasu na refleksję nad tym, że z Kowalskim już nie wypijecie tego browara, na którego byliście umówieni „po wszystkim”.
No tak, lekka fabularyzacja wyszła, ale kumam rzecz. Kumpla wspomina się potem – po ostatecznym powrocie do domu. Zdaję sobie sprawę, że to, co się dzieje u Ricków, różni się od tego co dzieje się na wojnie. Chodziło mi jedynie o tę traumę, stres związany z wydarzeniami zagrażającymi życiu (istnieniu cywilizacji, świata, ludzi wokół …). Wszystko się zmieniło. Nie ma nic. Rick niejako z dnia na dzień musiał tę informację przyswoić. Potem został liderem odpowiedzialnym za sporą grupę ludzi, kolejny powód do stresu. A prócz tego z każdej strony chcą go zabić – albo zombie, albo ex-społeczny ex-krymiał. Musiał zadbać, żeby żarcie zawsze było w spiżarce – to też element przetrwania i kolejny powód do stresu. (Cud, że gościa nie rozsadziło jeszcze to napięcie!) Stres posttraumatyczny spokojnie mógłby u nich wystąpić moim zdaniem. (Zdaje się, że Rick miał jednak taki czas – krótki jednakowoż – w Aleksandrii, gdy nie potrafił zrozumieć, że już nie musi walczyć o przetrwanie, że może się uspokoić, zaufać, mieć nadzieję itd.)
To wszystko jednak nie tłumaczy braku szacunku twórców niektórych seriali i filmów (bo umówmy się, nie jest to problem tylko tej produkcji) do samego tematu śmierci. Zdarza się, że śmierć osoby bliskiej spływa po bohaterach, otrzepują piórka i żyją dalej. Każdy z bohaterów twd miał takie wtf momenty. Winić można scenarzystów. Pomijając oczywistą chyba Beth … Daryl nie wiedział przecież, tak jak widzowie, że Carol żyje, a tak jakoś nadszedł nad ten grób jakby odwiedzał zdechłego psa swojej dziewczyny. To tylko przykład. Brak szacunku do tematu śmierci i ogóle lekceważenie logiki działania emocji jest dość powszechne (imo). Często wynika z faktu, że smutek się nie sprzedaje tak dobrze jak np. film akcji … albo romans (znów imo). Zalany „łzami” (a łzy też czasami trzeba sobie dorysować) Daryl nie wygląda tak przyjemnie jak np. Daryl … no gdzie on tam dobrze wyglądał … na motocyklu? Niech będzie. (Sory, że wszystkie przykłady z Darylem, ale tylko braci D. miałam jako-tako rozłożonych na czynniki – dodatkowo u Merla jest za mało materiału do badań.)
Trochę widać, że w twd chodzi głównie o kasę. Brakuje pasji. Przegadane, miejscami przedramatyzowane, miejscami zbyt uproszczone.
Jeśli chodzi o sprawę Glenna i Abrahama … masz zupełną rację … tu się należą bezsenne noce, stany lękowe, rozbicie … zdecydowana trauma. Ja sama potrzebowałam przerwać odcinek 1 i 3 w pewnym momencie, bo poziom gore, znęcania się psychicznego nad Rickami osiągnął poziom … jakiejś „Piły” pewno (nie oglądam takich filmów). Normalny człowiek ichnich doświadczeniach byłby zupełnie rozsypany. Na pewno nie całowałby łap, które umordowały jego bliskich. Normalny człowiek na samą myśl haftowałby w łazience … a Rick tylko rozkłada sobie kocyk do spania, bo mu dobrodziej materac spalił.
Jezu kochany, rozpisałam się …
W skrócie: wyraziłam zrozumienie :)
Czytałam o PTSD, o żołnierzach wracających ze współczesnych wojen oraz o czasach powojennych z naszej historii i o ile nie chcę się wypowiadać autorytarnie, bo nie mam na podorędziu linków do badań :) to generalnie wielokrotnie spotykałam opisy zachowań ludzi w czasie wojny pokazujących w jaki sposób radzili sobie z okropnościami poprzez mentalne "stanięcie obok", lecz które to okropności wracały, nie raz ze zdwojoną siłą po wszystkim. Kiedy jest już spokój, jest własne łóżko i czas na rozmyślania i teoretycznie na sen. Który nie przychodzi, za to wracają obrazy doprowadzające do szaleństwa, wyparte wcześniej ze świadomości. O czymś wszak świadczy wysoki odsetek samobójstw wśród amerykańskich weteranów wojen w Zatoce.
Co do TWD - sposób przedstawiania okresu po śmierci jakiegoś bohatera w tym serialu to praktycznie zawsze jakaś forma ekstremum: albo orbitowanie ze Sputnikami, albo całkowita cisza. Nie ma jakiegoś sensownego środka. Wiadomo, że żałoba nie jest "seksi" i "kul", czasem ludzie w żałobie zachowują się irytująco - ale jeżeli wszystko to jest szczere i prawdziwe, to widz powinien to kupić. Choć spotkałam się z opiniami widzów, że ktoś jest okropny, pomijając stan żałoby owej postaci. Bo przecież żałoba to nie tylko godne spowicie się w czerń i ocieranie ocząt jedwabną chusteczką, lecz również apatia, żądza zemsty, depresja, zagłuszanie bólu używkami, adrenaliną itp.
A w przypadku straszliwych zgonów takich jak w TWD, w Wołyniu efekt powinien być jeszcze bardziej druzgocący.
Jak rany, nawet w Spartacusie efekty śmierci bliskich były lepiej pokazane, niż TWD!
Za podręcznikowe pokazanie żałoby uważam Downton Abbey. Kto oglądał, ten wie. Autentyczny smutek, autentyczna agresja, autentyczne szukanie winnych, autentyczne pogodzenie z odejściem ukochanej osoby. Autentyczna samotność w obliczu śmierci, ale też autentyczne wspólne przeżywanie żałoby. Wspominanie zmarłych lata później, atmosfera melancholii i miłości towarzysząca tym wspomnieniom.
Prawdziwe, ludzkie emocje.
Tak że da się wzruszyć widzów, da się pokazać żałobę we wszystkich jej aspektach, również tych negatywnych i wyniszczających, da się mówić o zmarłych, da się zaakceptować fakt, że są widzowie, którzy czują się związani z bohaterami i których wkurza i czasem boli, że z ich śmiercią zostają oni całkowicie wyrugowani z fabuły.
To są ważne rzeczy, a w TWD - serialu w którym ludzie padają jak muchy - po 7 sezonach nie dorobiono się jeszcze porządnego radzenia sobie ze śmiercią i jej efektami.
wydaje mi się, że choć nieco inaczej rzecz opisujemy, to generalnie zgodnie. ja się w każdym razie zgadzam.
"Bo przecież żałoba to nie tylko godne spowicie się w czerń i ocieranie ocząt jedwabną chusteczką, lecz również apatia, żądza zemsty, depresja, zagłuszanie bólu używkami, adrenaliną itp."
w tej chwili mam jedynie nadzieję, że przynajmniej w kwestii Meggie niczego nie uproszczą - jest szansa, że nie będzie męczącego przedramatyzowania, ani zamiatania sprawy pod dywan ... zobaczymy
Ja się rozpisuję, ale w sumie chodzi o to, że się z tobą zgadzam :D
Zobaczymy. Wczoraj obejrzałam promo następnego odcinka i jakoś tak dostałam Jezusem między oczy. Wszystko inne przestało się liczyć :3
Zespół stresu pourazowego najczęściej występuje chyba dopiero wtedy, gdy sytuacja życiowa ulega względnej normalizacji, a w świecie zoombie coś takiego nie występuje. Po powrocie do Aleksandrii szybko wrzucili kolegów do dziury(awansem wykopali też grób dla Maggie, która jak na złość nie wykrwawiła się ani nie palnęła sobie w łeb), zakopali i zaczęli porządkować dokumentację swojego przybytku dla Negana ;)
Jak tu znaleźć czas na żałobę i rozmyślnie nad tym, jak okrutny okazał się ich los?
Moja dyskusja z koleżanką dotyczyła ogólnego spojrzenia na TWD :) Natomiast co do tych konkretnych śmierci Glenna i Rudego, to pisałam wyżej bodajże o "zgliszczach w duszy" czy cuś w tym poetyckim stylu ;) czegośmy nie dostali, bo ważniejszy był gibki Negan i niezgodności w remanencie.
A ja ci powiem, że w tym serialu czas na wszystko jest, nawet na pokazanie co bohaterom w duszy gra, Wystarczyłoby uciąć np. 80% czasu poświęconego na powtarzanie się Negana na swój temat.
Masz absolutną rację. Twórcy idą na skróty i zamiast posuwać akcję do przodu, to urządzają nam relację minuta po minucie. Połowa jesiennej sesji za nami i gdyby nie komiksowe spoilery na forum, to ja nadal nie wiedziałbym o czym ten sezon ma w ogóle być...
Spełniają się więc przewidywania tych, co twierdzili, że śmierć dwóch postaci to jedyna ciekawa rzecz, którą w tym sezonie będziemy oglądać.
P.S. Jak obejrzałem 2 tygodnie temu odcinek Westworld,a później TWD, to byłem zniesmaczony. Gdy zrobiłem to samo przed tygodniem, to po raz pierwszy od lat naszła mnie ochota by się Ryśkami pożegnać. Nie wiem czy wytrzymam do końca sezonu. Sesję jesienną pewnie obejrzę, ale jak nic sienie zmieni, to do wiosennej nawet nie przystąpię.
Czy na dobrą sprawę to nie jest wojna? Oczywiście że nie! Akty przemocy, walk z ludźmi i zombi przetykane są okresami spokoju, Ricki mieli nawet czas na hodowanie świnek i ogródek. Poza tym nie porównujmy relacji obcych sobie ludzi na wojnie do bliskich relacji prawdziwych i przyszywanych rodzin z TWD.
I sorry, ale co innego powrót do rzeczywistości szczególnie w tych warunkach, a co innego okazanie bólu po starcie bliskiej osoby. Nie każę przecież (i nie chcę!), żeby Ricki leżały spłakane na grobach i sypały głowy popiołem. Jak najbardziej niech się zajmą pracą, BO MUSZĄ, jest APOKALIPSA. Ale może jakaś smutna chwilka poświęcona Glennowi? Jakaś malutka? Tyci? :)
Moze dzien po, byla ta smutna chwila. Albo w czasie powrotu z lasu. Sorry ale czy nie rozpaczali w czasie morderstwa? Nie byli pograzeni w zalozobie kiedy neganie odjezdzali? Przeciez nie kazdy wyraza uczucia w ten sam sposob. Oczywiscie po czesci ekipy spodziewalbym sie innej reakcji (Rosita) ale generalnie sposob w jaki sie zachowuja nie jest dla mnie zbyt naciagany.
Miedzy Neganami i Rickami jest wojna. To, ze 4 sezony temu hodowali swinie o niczym nie swiadczy.
A niby skąd wiedza, że Dwight stanie się ważną postacią? Z komiksu? Daj spokój xD
Propo wprowadzania, to od razu przypomina mi się Morgan... albo ta nastolatka z Aleksandrii w której zakochany jest Coral.
Wiem że przynudzam jak się tak po neganowsku powtarzam, ale powtórzę się po raz enty: odkąd jestem na tym forum na każdego bohatera komiksiarze czekają jak na ponowne przyjście Mesjasza, każdy miał być taki, śmaki, owaki i do tego ważny. I każdy, KAŻDY rozczarował. Filipek, Abraham, Tajris, Morgan (jeżu, jaki był kwik na forum jak się pojawił kiedyś tam na koniec odcinka dramatycznie ściągając gogle!!), Jesus, teraz Negan.
Filip doprowadził do powstania wątku Mody na Woodbury na forum, ogólnie była beka i ulga, jak umarł.
Tajris dorobił się ksywki Pączuś, jego agonia to była komedia. Ogólneie beka i ulga, jak umarł.
Abe. Hm. Był i go nie ma.
Jesus - ok, tu się wyjątkowo udało tfurcom. Ale co z tego, skoro tak udanej postaci jest w fabule tyle, co kot napłakał.
Morgan jest teraz chyba najbardziej nielubianą postacią w TWD.
No i Negan, koleś, który budzi mieszane uczucia, ale dominuje rozczarowanie.
Tak że Dwight może się udać, czemu nie, albo jak podpowiada doświadczenie, będzie jak do tej pory.
Choć osobiście nie wiem, jak byłoby możliwe, żeby Ricki się z nim skumały, po tym co Dwight zrobił Darylowi i tej lekarce. W scenariusz, kiedy Ricki wykażą spryt wykorzystując Dwighta dla swoich celów a potem komisyjnie go utylizując nie wierzę :D
Ostatnio modliłaś się, żeby nie było żałoby po Abrahamie i Glennie, dzisiaj narzekasz, że nie było żałoby w ogóle. Gratuluję niekonsekwencji.
Widzę, że zdanie, że od duchów w bieli wolę ignorancję będzie mnie na zawsze prześladować :)
To ja może uściślę:
- jestem na tak dla normalnie przeżywanej żałoby, do odnoszenia się do zgonów bohaterów przez ich bliskich. Dla twojej wiadomości WIELOKROTNIE przywoływałam na TYM forum przykład śmierci bohatera GoT w 1 sezonie, który został stosownie opłakany przez rodzinę, którego śmierć wpływa na historię na lata i tak samo ów bohater jest wspominany nawet kilka sezonów później
- jestem na nie dla ignorowania zgonów, dla sytuacji jakie były np. z Becią, której ojciec zginął na jej oczach w strasznych okolicznościach i odcinek po tej scenie nie widać u niej NIC. Lub Maggie, która po takiej samej stracie PLUS stracie siostry nie wspomina ich ani razu i nie ma wytłumaczenia, że sobie tak "radzi ze stratą", bo jest zafiksowana na punkcie GLEEEEENAAA!! którego też straciła
- jestem na nie dla przeżywania żałoby w idiotyczny, śmieszny, wydumany, żałosny sposób. duch Lori jest tego przykładem
- JEŻELI JUŻ mam jednak wybierać między wydumanymi scenami żalłby a kompletną ignorancją, to jednak wybieram ignorowanie śmierci, to jest mniej żałosne
Koniec. Dziękuję za uwagę.
Także ja byłem stanowczym przeciwnikiem męczenia nas żałobą, ale również uważam, że to rozwiązanie fabularne które nam zafundowali przeczy charakterom grupy Ryszarda (postacie i ich sylwetki budowali od pierwszego sezonu). Grupa straciła dwa filary i jak chcieli nam oszczędzić męczącego odcinka ukazującego żałobę, to należało zrobić przeskok czasowy i od czasu do czasu jakiegoś flashbacka zafundować. Wtedy moglibyśmy mówić o normalnej kolei rzeczy. Ale nie, twórcy w ogóle zrezygnowali z żałoby, tak jak by jakieś randomy zginęły w efekcie czego serial stracił na wiarygodności. Teraz nasza grupa wygląda tak, jakby w d* miała śmierć dwóch przyjaciół i których mówili "jesteśmy rodziną".
No właśnie o to mi cały czas chodzi!
Żałoba nie musi być trwającą godzinami meczarnią, wczoraj oglądałam odcinek Stargate Atlantis, w którym od momentu śmierci jednego z bohaterów, poprzez odesłanie trumny na Ziemię, do końcowego "duchowego pożegnania" mija jakieś 10 minut. I to jest 10 minut mojego ciągłego beku, łzy płyną jak grochy, serce boli, jest smutno, jest żałość, u reszty bohaterów są wyrzuty sumienia, tęsknota i dojmujący smutek... Naprawdę, naprawdę, naprawdę da się pokazać żal po odejściu bohatera w sposób ukazujący szacunek jemu i nam jako widzom, ba! w SGA jest nawet coś w rodzaju ducha zmarłego, z którym żegna się jeden z bohaterów i jest to zrobione w tak piękny i wzruszający sposób, że nawet przez sekundę nie ma się wrażenia oglądania kosmicznej wersje Lori :DDD
I nie potrzeba na to wszystko godzin żałoby..
"Rychu na ogromnych głośnikach piłujący gitarę jak w Mad Maksie" Trzymam kciuki mocniej niż za romans Dżizasa z Darylkiem xD
"Zarodek zbrodniczych myśli pojawił się w co najmniej kilku makówkach zaraz po śmierci Abe i Glenna. Tylko nie ma jak wykiełkować, bo Rychu - słynny więzienny ogrodnik - depcze grządki." Mam nadzieję, że ten stan Rycha nie potrwa do końca sezonu. Wiem, że gość ma prawo był załamany, ale serio, w imię pokoju do końca życia chce spać na dywanie? Albo na gołej podłodze, jak i dywany im zajumają? A co, jak będą chcieli się dobrać do którejś z kobiet? Uważam, że potrzebne jest nowe dowództwo w ekipie. Rysiek abdykuje? Spoko, stery niech obejmie Michonne z Rositą jako prawą ręką, Maggie i Dżizasem jako aliantami. Gdyby to był serial na poziomie, pokazano by jak Samurajka rozgrywa swojego chłopaka, pracuje nad jego psychiką, pracuje nad grupą, bada grunt, ostrożnie buduje podstawy pod rebelię w przyszłości i ogólnie pilnuje, żeby szeryf nie łaził po rabatkach.
Bardzo chciałabym to zobaczyć. W ogóle wydaje mi się, ze po raz pierwszy od dawna, fabuła zyskuje potencjał, postaci zyskują potencjał :O Wreszcie coś naprawdę zależy od ludzi na których dawno położyłam kreskę - Maggie, Daryla, Rosity, Michonne... Liczę, że oni się jednak zbiorą do kupy, wykrzesają trochę intelektu (wiem, po akcji w zbrojowni jest to wiara naiwna), naprostują Ricka i poślą Neganowi Lucille tam, gdzie słońce nie dochodzi. Bo to nie tak, że nie mają możliwości.
No ale pewnie będzie tak, jak napisaliście, we wszystko wmiesza się Fabuła, po iluśtam odcinkach smędzenia "we ain't" "I can't" "you have to", Ryszarda trafi meteoryt i zacznie zapie*dalać na Gibsonie zemsty.
W prawdziwym życiu jest tak, że gdy aktywny przywódca się cofa, to z reguły ktoś inny wypełnia niszę i przejmuje stery/odpowiedzialność. Ale w TWD oznacza to nadejście kolejnych niezbyt ciekawych odcinków, które potrwają do czasu, aż Rick łaskawie powróci do dawnej formy. Po akcji w Aleksandrii i poddaństwie Ryśka nas mdliło, ale obawiam się, że to dopiero początek obrzydzania nam tego bohatera.
Ja to już bym sobie przewinęła do momentu jak wysyłają Negana na księżyc ... tak by mi się całkiem podobało ...
1. Daryl się poddał/nie poddał? Wyszło niby, że jest taka opcja, że się nie poddał. No to dlaczego jego obecność w tym odcinku jest wyłącznie fizyczna? Może chce być dla Negana nieatrakcyjny? (A może jednak się umartwia?) Być może tam, gdzie nieco bezpieczniej, przy pracy na zombie-farmie, bez Negana, postanowi wreszcie podnieść głowę i rozejrzy się wokół. Znajdzie innych "niezadowolonych", np. silną brać zombie-farmerską. Zakładam, że słabi "niezadowoleni" upiększają zombie-grządki.
2. Rick (to w ogóle był Rick?) - tak mi przykro, doprawdy, bo w jego przypadku nie ma nawet najmniejszych wątpliwości co do tego, czy on się całkiem poddał/złamał (gdy wskazano na jego przeszłość ... to jakby psu przypomnieć, że kiedyś był wilkiem). A Rick robi wszystko dla dobra swoich dzieci (życie dzikusa nie wydawało się dobre dla tych, których wilk kochał). Teraz się poddał, żeby one mogły żyć. Ok. Ale czy zapytał Carla co on na to? ... czy życie w strachu, dorastanie w niewoli, to lepszy wybór, niż walka? Może tak. Szanse na długie życie wtedy wzrastają. Ale co to będzie za życie? Kiedyś np. stary pierdziel z bejsbolem zapragnie przelecieć dorastającą już Judith ...
Nadal jednak wódz Aleksandrii nie jest zupełnie słaby :) W końcu trzeba mieć tę siłę, powstrzymać się i nie dać w zęby człowiekowi, którego egzystencja ogranicza się do bezczelnego wydawania z siebie nieznośnych dźwięków.
3. No to Aleksandria. Nie jest fajnie, gdy lud (w tym Carl!) w przerażeniu musi patrzeć jak wódz umiera (oni tam byli dużo bardziej zdezorientowani zachowaniem Ricka, niż Neganem). Lud wierzył w Ricka, a on ich zawiódł. (A Rosita ma rację - Negan jest człowiekiem, nie babą jagą, wystarczy jeden celny strzał, by go zabić.)
4. Są tacy co się nie poddają. Michone, Carl, Rosita. Ksiądz? Nie przepadam za nim - w tym odcinku jednak jego osobliwość był zupełnie znośny. Nagan (i Rick?) zabrali całą moją (negantywną) atencję. Spencer? Obecnie stawiałabym na to, że jest z "podziemiem". - - Rick się na nim wyżył (za Negana). Potrzebował kozła ... szczęście kopnęło Spence'a. W rezultacie Rick usłyszał wariację znanego i lubianego: "tak jest, sir!" i tym sposobem zebrał wystarczająco dużo siły, by przejść przez Aleksandrię i dotrzeć do domu :)
5. Dwight. Jego obsesja na punkcie Daryla osiąga nowe poziomy (Daryl-cosplay!). Przysposobił sobie atrybuty Dixona, teraz udaje twardziela, nową maską stara się przykryć to, co tak naprawdę zrobił mu Negan. Jednocześnie pragnie i nienawidzi wszystkiego, co Daryl sobą reprezentuje/reprezentował. Daryl kiedyś zaoferował mu pomoc, inny świat, wśród innych ludzi. A Dwight wybrał Negana. Teraz rozpaczliwie stara się udowodnić, że to on od samego początku miał rację. Dwight jest zaszczuty jak pies. W swoich działaniach - żałosny.
Daryl nic nie mówi, bo co może powiedzieć upodlony i przeczołgany 'niegdyś twardziel' a teraz sługus ?
Jego spojrzenie skierowane w pierwszej scenie przy bramie Alexandrii w stronę Ricka mówi więcej niż 1000 słów- aż serce bolało...;(
Czy tylko mi się uwidziało, czy w scenie nad grobem "Maggie" ksiądz dawał Rickowi jakieś znak- pocierając dłonią spodnie?????Ktoś, coś?
No i rośnie 'girl power'- Enid, Michonne i Rosita mają większe cojones niż większość facetów - no dobra, może z wyjątkiem Carla ( nie zdziwię się, jak to on podczas "powstania" uebie Nigana ) - a może tylko nie zdają sobie sprawy z zagrożenia i "kozaczą"?
Ksiundz chyba po prostu wycierał łapę ubabraną ziemią (jakby rękami to kopał słysząc Negana przy bramie, bo to było przecież oczywiste, że Negan zechce bliżej poznać Maggie, nie Sashę na przykład).
a mi tez się właśnie wydaje, że Gabriel pokazywał Rickowi znak...!! wskazywał Rickowi na to, co ma w łapie i może z tego zrobić użytek... tak mi się przynajmniej wydaje :) poza tym z rozmowy z Rickiem widać że on na pewno nie jest tak zrezygnowany jak Rick... ma nadzieję, nieważne jak wątłą, na poprawę sytuacji
Ksiądz jest na takim życzliwym haju w stylu "O właśnie zatłukłeś mi dwóch ziomów z ekipy, może pomodlimy się za nich a potem przyniosę herbatkę?"
To podejrzany haj, plus ten znak dłonią do Ricka- księżulo coś knuje...
wydaje mi się, że Gabriel nie jest taki potulny jakim się wydaje na pierwszy rzut oka :) liczę, że twórcy zafundują nam coś ciekawego z nim :) jak lubię Ricka, to w tym odcinku zawiodłam się na nim, i to raczej postawa Gabriela mi odpowiada :)
Od pewnego momentu to już nie ten sam ksiądz, który rzygał dalej niż widział po ściągnięciu go z pewnego wysokiego kamienia przez Ricki. Zmienił się i może faktycznie coś kombinuje.
A w komiksie to on coś robił w kierunki buntu antyneganowego?
niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie :) ale fakt faktem że Gabriel od momentu w którym pojawił się po raz pierwszy przeżył naprawdę spory development :))
Bądźmy poprawni politycznie:)
Anyway- mam nadzieję, że w momencie kryzysu Ryśkowego przywództwa ktoś go zastąpi...
oj tam żarciki żarciki ;)
no właśnie, ale kto by mógł go zastąpić? :)
Rosita ma ewidentnie zapędy buntownicze, ale nie jestem pewna na ile ona jest w stanie działać racjonalnie, na zasadzie ułożenia jakiegoś planu, a nie działania pod wpływem emocji
no ona jest osobą która się rzuciła w oczy w tym odcinku pod tym względem, nawet jeśli nie zastąpi Ricka, to przynajmniej może zmobilizować ludzi :) bo kto tam jeszcze jest, z tych bardziej sensownych? Aaron na tym spotkaniu zabrał głos, ale czy ja wiem... hmm nikt na razie nie przychodzi mi do głowy :)
godzina już późna chyba dla mnie ... oczywiście :) wierzę że Michonne nie pójdzie za przykładem Ricka i jednak coś skombinuje :) to by było w sumie nawet fajne zobaczyć jak Michonne przejmuje inicjatywę