SANCTUARY FOR ALL. COMMENTARY FOR ALL. THOSE WHO ARRIVE - SURVIVE (JUST SAY YES).
Forumowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii, zachwytów oraz krytyki na temat trzynastego odcinka siódmego sezonu TWD oraz przewidywań na temat dalszego rozwoju akcji w jednym miejscu.
Korzystanie z tematu - jak zwykle - dobrowolne.
Previously on AMC's The Walking Dead:
- romantyczna wyprawa Ricka i Michonne do wesołego miasteczka pełnego nieumarłych gości;
- plan samobójczej misji Rosity i Sashy;
- terror "jelenia" z CGI.
Dla mnie mogliby zabić większość obsady, łącznie z Rickiem, byle tylko pozostawili Morgana. Aktor, któremu ciągle się chce i ciekawa postać mimo tego iż ideowiec zdecydowanie przerósł twórców i część widzów. Morgan jest oryginalny i nie ginie w masie jak większość drugiego planu.
Do aktora nic nie mam, ale postać jest jak na te ich czasy kompletnie nieżyciowa. I ja naprawdę rozumiem, że Richard popełnił błędy i do końca nie wyszło na jego, ale faktu, ze go udusił, nigdy Morganowi mu nie wybaczę.
Bo Richard był o wiele ciekawszą postacią od niego i dużo mógł zdziałać.
R.I.P. Richard, tez żałuje że to tak sie potoczyło. Aczkolwiek Richard chciał zostać męczennikiem.... i został. W sumie Morgan zrobił to, co chciał Richard. Zabijając Richarda, zyskał zaufanie Zbawców.
To właśnie jest jej plus - ta "nieżyciowa postawa" i inne spojrzenie na postapokaliptyczny świat, w którym pozostała garstka ludzi, a każde życie ma swą wartość jest świetna zestawiając ją z "mordercami". W pewnym sensie Morgan też jest w końcu psychicznie chory, przechodząc do wartości skrajnych i po stronie dobra utrzymywany jedynie dzięki trzymaniu się swej filozofii (choć nie ściśle, patrz finał poprzedniego sezonu od którego powinno postępować załamanie się postaci aby jakoś sensownie to wyglądało).
Morgan odcinał się od morderców tak jak genialny Eugen wyróżnia się na tle debili. Dzięki czemu te postacie zapadają w pamięć i wzbudzają emocje zamiast znikać w pamięci tak jak mnóstwo zwykłych killerów .
Że Morgan, mający stanowić przeciwwagę dla krwiożerczego Ricka nie został wykorzystany, ambitniejszy wątek wylądował w koszu... cóż, tylko żałować mi pozostaje.
A ja po poprzednim odcinku zaczęłam się zastanawiać co by było gdyby faktycznie zabili Ricka, ale tak na 100%, bez efektu śmietnika itp ;D To by było coś, ale chyba się na to nie zdecydują, bynajmniej nie teraz. Jak dla mnie skoro Carol już się ogarnęła, to mogłaby zostać liderką :-)
To niestety idiotyczne próby przekucia postaci pod komiksowy pierwowzór, którego nie mogę strawić. Marzyciel i wizjoner Ezekiel musi coś do psychola czuć bo taki jest wymóg scenariusza...
Ech... Żałuję, że w 2013 uśmiercili Andreę wprowadzając jakąś Sashę, a jej charakter przydzielili Michonne.
Nie wiem czy ta śmierć miała coś wspólnego z przedwczesną śmiercią Dale'a, ale zapewne scenarzyści po prostu nie wiedzieli co z nią zrobić, skoro osoba, z którą miała się związać już nie żyła.
Sasha jest w moim odczuciu niepotrzebna, przecież wątek z córką Tyreese'a był niezły w komiksie. Mogli go zostawić.
Możliwe. Nie pamiętam już w którym momencie był wówczas komiks i czy brak wizji Kirkmana nie wpłynął poniekąd na jej los.
Andrea zaczyna się rozwijać właśnie po śmierci Dale'a, jeżeli akcja w pierwowzorze osiągnęło dopiero ten punkt scenarzyści mogli uznać ją za zbędną przez co teraz mamy zamieszanie i łatanie.
No właśnie. Też nie jestem w tej chwili w stanie połączyć tych faktów ze sobą, ale na to by wyglądało.
A tak to wyszły nam jakieś przypadkowe Saszki, Michonne zakleja dziurę po blondynie, a Carol kręci się gdzieś z boku robiąc trochę tego, trochę tamtego, choć w sumie powinna nie żyć od dość dawna. Chociaż może to akurat dobrze, jej przemiana jest dużo ciekawsza niż komiksowa postać Sophii. Chociaż z tym też namieszali, zeby Carol miał z kimkolwiek gadać wprowadzono Enid i trochę zaklejono nią wątek Sophii (zwłaszcza relacje z Glennem i Maggie), ale z tego o pamiętam relacja Carla i Sophii gdy dorośli była tylko koleżeńska, z Enid jest trochę inaczej i jestem ciekawa jak rozwiążą sytuację z pojawieniem się Lydii (której swoją drogą, nie trawię absolutnie).
Bo Carol to nie jakiś tam zakapior. To Zakapior nad Zakapiory, prosto z Bieszczadów :-)
Kto to wie, co ona robi w swojej leśnej chatce ;-) Kingman dostarczał jej tylko jedzonko, z tego co widziałam :-)
a już w następnym odcinku: http://the-walking-dead-art.tumblr.com/post/158350013798
specjalnie odszukałam ten komentarz, bo chciałam Ci podziękować :D
wiele seriali oglądamy/oglądałyśmy tych samych (wiem to, bo kojarzę Twoje wpisy na ich forach i w większość z nich zwykle krytykujesz je z góry do dołu co często rodzi we mnie pytanie - po co je dalej oglądasz? :P). anyway przeczytałam przypadkiem powyższy wpis o Black Sails i pomyślałam "kuźwa, w końcu coś czym ta laska się zachwyca. musi być dobre".
obejrzałam, kocham, smutno, że za parę dni ostatni odc :( zatem wielkie dzięki!
polecasz coś jeszcze? ; D
Wielokrotnie spotykam się z tym argumentem, nie podoba ci się, to po co oglądasz? Otóż jak coś mi się nie podoba, to faktycznie nie oglądam. Assassin's Creed obejrzałam 24 minuty i wyłączyłam, z innych filmów tak samo dałam se siana w przypadku Pets czy Pacific Rim. Serial islandzki Trapped choć wydaje się ok, mnie nie zachwycił, skończyłam na 1 odcinku, tak samo Luke Cage, Most nad Sundem, czy z aktualnych Santa Clarita Diet.
Nie podoba mi się = nie oglądam :)
Za to mam seriale i filmy, które mnie zachwyciły, które wielbię i szanuję. Niektóre seriale są dla mnie arcydziełami, aczkolwiek wydaje mi się, że złota era seriali na najwyższym poziomie już była - i dlatego komuś może się wydawać, że nic mi się nie podoba.
Ale wciąż są tworzone zacne pozycje, np. takie BS.
Co do seriali, które hejtuję: no cóż, coś w nich jest, że wciąż je oglądam, czasem jest to jedna postać, dla której marnuję swój czas ;) Czasem jest to sentyment, czasem beka na forum, czasem nikła nadzieja na poprawę, czasem ogląda się jakiś szajs, bo od czasu do czasu zdarzy się perełka, a czasem oglądam z niezdrową ciekawością na zasadzie co jeszcze spieprzą, na jakie kolejne wyżyny głupoty się wzbiją :)
Prawie krótko;
Marnotrawienie potencjalnych wojowników w jedynej słusznej sprawie level hard. I durny Morgan w którym sorry ale g**** się zmieni po tym co zrobił, dalej będzie tym samym zachwianym dziadkiem moralistą z kijaszkami w dłoni.Zmarnotrawienie potencjalnej okazji na ubicie kilku debili z wioski Negana A myślę że grupa Króla dała by rade.Ciała dobrze ukryć, czy tam spalić , samochód porzucić gdzieś w "drodze" sprawiając odpowiednie wrażenie że wracali z powrotem ale natknęli się na jakąś nową grupę (podkreślę) i nie dali rady. Ot taka wojna psychologiczna. Jakże by to było ciekawsze. A zamiast tego dwie niepotrzebne śmierci sprawnych chłopów , kilkadziesiąt niepotrzebnych dialogów, niepotrzebna Carol i w ogóle niepotrzebny odcinek. Ale przynajmniej się dowiedziałam że za brak owoca można kogoś uciukać.
Byłam optymistką przez ostatni czas, ale powoli powoli znowu zaczynam się męczyć i łapać zadyszkę podczas seansu.
Właśnie ja już myślałam, że w Króliku coś pęknie i zatłuką tych Neganów :-) To byłby dopiero zwrot akcji! Coś niespodziewanego, bo o wojnie wszyscy wiemy, że będzie, i większych zaskoczeń nie będzie.
Co do Carol też się zgadzam - jak ją lubię, ale niestety w tym odcinku nie miała co robić.
No właśnie mam wrażenie że scenarzyści nie wiedzą co to zwrot akcji, albo zapomnieli że coś takiego jest. Bardziej się skupia to wszystko na liniowej opowieści z rozgałęzieniami na losy poszczególnych bohaterów, ale wszystko biegnie jak po sznurku do jednego miejsca-do wojny. Tylko bez polotu ostatnio.
Właśnie, dobrze to podsumowałeś/aś. Wszystko zmierza do konkretnego celu, i dobrze, tylko my już wiemy co to za cel i przydałoby się trochę więcej zaskoczenia po drodze ;-)
Już niestety nie będzie żadnego moralisty (zresztą i tak niewykorzystanego, zepchniętego na drugi plan na rzecz... tandety i "realistycznej" sarenki). Ostatnia scena, gdy Morgan swój przyjazny kijaszek struga aby mieć mordercza włócznię ma to widzom uwypuklić.
Ta scena jest zresztą najlepsza w całym odcinku, Morgan struga kij, słychać każdy cios niczym tykanie wielkiego zegara odmierzającego czas do wybuchu bomby (szału zabijania), wtem krótka przerwa, słyszymy skrzypienie drzwi (tu sobie dopowiadamy co lub kogo ma to symbolizować) i powrót do dalszego strugania. Krótko, artystycznie, z polem do interpretacji. Najlepsza w całym tym zakichanym sezonie obok odcinka pierwszego.
O matko, standardowe The Walking Dead..Te przemiany wewnętrzne bohaterów są kamieniem ciosane. Wystarczyło, że chłopaka zabili i Morgan rzucił w cholerę, swoje wielkie zasady pielęgnowane ''od lat''. Naprawdę po to się męczyliśmy z tymi upośledzonymi urojeniami Morgana przez tyle odcinków, żeby na skutek jednego zabójstwa, nagle zmienił się w wielkiego mściciela...
A przypominam, że gościu wcześniej uważał, że nawet w samoobronie nie wolno zabijać. Teraz jak wjechał na pełnym gazie...to aż zabił swojego z rozpędu:D Nie czaję tego kompletnie XD No ale wiadomo były parosekundowe migawki to wszystko tłumaczy;)
Wszystko za kijek! ;)
Król otępiały, myślałem że podejmie to on jakąś decyzję, albo zacznie dyskutować na ten temat. A tu dokonało się, bez jego zdania.
Całość przewidywalna, że będzie taki odcinek w którym jakaś ofiara z Królestwa zadecyduje o wojnie, było wiadome X odcinków temu. Jedynym zaskoczeniem jest to, że akurat ten chłopak. No i to, że Morgan dostanie pomoroczności tak natychmiastowo z miejsca;) Materiału na 15 minut rozwleczone na cały odcinek. Standard.
Tak myślę, że grupę Ricka można by nazwać śmiało nazwać ''Suicide squad'', czyli na nasze ''Legion Samobójców''. Tam nikt się nie patyczkuje, jak komuś nerwy popuszczą to bierze co tam ko ma pod ręką, pistolet czy kij jakiś i idzie kanalię ubić xD
Ale to wszystko z miłości. Morgan umiłował ludzkość, Rychu chce rządzić z Miszon ich wspólną małżeńską miłością "bo bylibyśmy w tym dobrzy". Tak że na papierze to wszystko wygląda że mucha nie siada i nie ma się do czego przyczepić.
To, że się w towarzystwie takich przepojonych ideałami i dobrymi chęciami ludzi najczęściej ginie, to szczegół, czy wręcz detal ;)
To fakt. Morgan obdarzył Richarda swoją bezgraniczną miłością dla ludzkości:) Ale teraz nabrał mocy, i będzie tłukł Neganów, kijem jak kitowców;)
Haha, Morganowi to powinni dać jeszcze do tego kija, bluzę KEEP CALM AND LIFE IS PRECIOUS :D
Następny odcinek w całości ulepiony z gówna. Cały ten sezon to jeden wielki kibel i kpina z widza. Pierwsza połowa sezonu jeden odcinek dobry cała reszta syf z kiłą i mogiłą... po zimowej przerwie też jeden odcinek przyzwoity, a reszta to lepienie z gówna na siłę.
W tym odcinku scenarzyści już jednak przeszli sami siebie z poziomem syfu. Czarny ninja alias wielki pacyfista wyskakujący na swojego i mordujący go gołymi rękami to już kpina. Do tego te dialogi na poziome "napisz do Bravo"...
Żal. Po prostu... żal.
Nawet nie ma z czego kpić. Ten odcinek nie powinien powstać, jak cały sezon.
Cóż, ten odcinek pokazuje nam iż nawet sami twórcy zdają sobie sprawę z powodzi debilizmów sezonu siódmego.
Morgan, wygadany idealista gotowy swoją elokwencją nawracać choćby samego Negana na widok zgonu chłopaka przechodzi turboprzemianę. Drobiazg, standardowy idiotyzm. Nie złamała go śmierć Alexandryjczyków ani smutny Rick ale nastolatek - którego imienia nawet nie pamiętam - dał radę.
Stwierdzono, że ta ważna postać nie zasługuje na nic więcej (czas się da Jelonkom 3d robionym za suchą bułkę przez grafika), dostała montage-video z "dramatyczną muzyką"
Ale na kiwającego przez 5 min. głową Morgana słuchającego Monologu czas się znalazł. Rozumiem, że właśnie tutaj dokonała się właściwa przemiana (potworem miał by Richard dążący do wojny za wszelką cenę, bez głębszej refleksji nad skutkiem swych poczynań). Tylko nie taka była jak dotąd natura emocjonalnego Morgana! Ten zacząłby się wykłócać o swoje racje i być może straciłby nad sobą kontrolę... ale po co się wysilać, po co posiedzieć godzinę czy dwie nad napisaniem sensownego dialogu. Lepiej niech aktor kiwa głową z politowaniem dla absurdu tej sceny, zaciskając zęby nad mieszaniem z błotem "Morgana" aż pozostanie killerkij.
Niszczą ostatnią starą, ciekawą postać jaka pozostała w serialu od pierwszego sezonu. Charakter mający tyle niewykorzystanego potencjału. Brawo. Dajcie zamiast tego więcej sexu&zombie....
Na dodatek to się za bardzo kupy nie trzyma. Opowieść Richarda o jego motywacjach jest wręcz żywcem odzwierciedleniem historii Morgana. Przecież wręcz to samo mówił rozedrgany Morgan Rickowi, jak opowiadał o okolicznościach śmierci syna. Morgan powinien spojrzeć na niego i zobaczyć siebie. I dlatego jego reakcja, czyli zabicie Richarda jest bez sensu. Szczególnie że Morgan ustawił sobie duchowy kierunkowskaz na "pro-life" z determinacją psychofana, którego to kierunku tak jak piszesz NIC do tej pory nie zmieniło. Ani atak Wilków, ani zombi, ani ciągłe konfrontacje z Negańczykami, jedna gorsza od drugiej, podczas których odzierano z godności i życia jego bliskich, w tym jego samego. NIC. Plus jego ideologia zaczynała mieć wpływ na innych, np. na Carol.
Dlatego jego nagły zwrot w kierunku przemocy jest dziwaczny, a atak na Richarda zupełnie nielogiczny. O ile byłabym w stanie jeszcze jakoś zaakceptować wybuch agresji jako reakcji na stratę Benjamina, o tyle słowa Richarda powinny go otrzeźwić. Bo Richard jest teraz tam, gdzie był kiedyś Morgan. Richard potrzebuje takiej pomocy, jakiej kiedyś udzielił jemu Serowar i koza Tybitka. Tu jest misja dla Morgana, tu jest spełnienie jego powinności, które w sobie tak pieczołowicie hodował odkąd przeszedł przemianę, nie zważając na okropności apokalipsy.
I co robi Morgan? Zabija Richarda, na ślepo atakuje Carol, jakby czuł mściwą satysfakcję, że jak on cierpi, to niech cały świat cierpi (choć w sumie.. wcześniej uważał, że skoro on miłuje każde życie, to inni też powinni miłować każde życie :D może w tym szaleństwie jest metoda i Morgan jest po prostu faszystą narzucającym wszystkim swój aktualny pogląd na życie? :D).
Podsumowując: Richard ma ogromne poczucie winy po stracie dziecka, Morgan ma ogromne poczucie winy po stracie dziecka. Zamiast znaleźć wspólny język, w umyśle Morgana Richard stał się sprawcą śmierci Dueno-Benjamina i w związku z tym zasłużył na śmierć. Lodżik.
Oglądam ten serial sporadycznie, raz na miesiąc-dwa, jak sobie o nim przypomnę i nie mam akurat nic ciekawszego do roboty. Dziś jest taki dzień. Po ostatnim odcinku mniej więcej tak wyobrażam sobie dialog na planie między aktorem a scenarzystą:
- Cześć, szukam scenarzysty Dave'a.
- Dave pisał scenariusz do poprzedniego odcinka. Do tego napisałem ja.
- Whatever. Właśnie przeczytałem i chciałbym omówić kwestię rysu psychologicznego mojej postaci.
- To znaczy?
- No wiesz, tego... Spójności charakteru, wiarygodności zachowań...
- Ok, rozumiem. A kogo grasz?
- ... Morgana. Nie skojarzyłeś?
- A powinienem?
- No cóż. Przewijam się przez ten serial od pierwszego sezonu, a teraz mam nawet sporo czasu antenowego.
- Ale ja nie oglądam tego serialu.
Mam jeszcze kilka opcji wyjaśnienia dla tego braku logiki, o którym wyżej piszecie, łącznie z wpływami dadaizmu, ale coś czuję, że ta jest najbardziej wiarygodna.
Doskonała analiza! Jestem 100% pewna, że nikt w TWD nie ogląda TWD :D
Chętnie poczytam resztę twoich teorii ;)
Przykro mi, dzielę się tylko tym, co najlepsze. ;) Poza tym teorie powstały w umyśle trawionym przez śmiertelnie groźny stan podgorączkowy, a ich atrakcyjność osłabła wraz ze spadkiem temperatury. ;)
Po scenie:
- Wiesz, Aktorze-Grający-Morgana, może i dialogi kuleją, logika znów zaliczyła knockdown, a psychologia postaci wkroczyła w fazę śmierci klinicznej, ale przyznaję, że frustrację w tej scenie zagrałeś bardzo przekonująco.
- Nie grałem.
Neganowo. Godzina poranna. Świat legł w gruzach. Pan Ogarnięty przygotowywał się do kolejnego wypadu po królewskie surowce.
Kim jest Pan Ogarnięty? Jest kimś Ogarniętym. Kimś kto dowodzi grupą wypadową.
- Słyszałem, że jeden z twoich głąbów postrzelił dzieciaka. - zagadał Żelazko.
- Witam, Panie Żelazko.
- Panie Ogarnięty... - Dwight ukłonił się.
- Tak, postrzelił dzieciaka.
- Czemu do tego doszło?
- Polej.
Dwaj dżentelmeni usiedzi przy barze, stopniowo opróżniając butelkę szkockiego trunku.
- Mieli jedno proste zadanie Żelazko, przywieźć dwanaście melonów. Czy ja wymagam tak wiele?
- Jesteś zadziwiająco dokładny.
- Liczy się dokładność Żelazko, inaczej kończysz z poparzoną twarzą i bez żony.
Dwight uśmiechnął się i chwycił za szklankę pełną whisky i rozbił ją o głowę swego barowego kompana. Pociekła krew.
- Wiesz jakie są żelazka? Żelazka są gorące, a Ja jestem gorący. - mówiąc te słowa kopną lidera grupy wypadowej w twarz gdy ten osuwał się na ziemię.
Dwighty-boy posmutniał trochę, gdyż uwaga Ogarniętego zakuła go w jego żelazkowe serce.
- Wiesz co Żelazko? - pokonany wypluł nagromadzoną krew z ust - Ja przynajmniej nie gubię swoich melonów.
Uwaga wyraźnie była skierowana w stronę nowo zdobytego przyjaciela Dwighta, Daryleu.
- Panie Ogarnięty, nie...
- O tak. Daryleu wybrał Ryszarda Grymasa. Naprawdę myślałeś, że ktoś taki jak Ty może mu go zastąpić?
Żelazko przetarł oczy ręką gdyż łzy mimowolnie do nich napływały.
- Wiesz jakie jeszcze są żelazka? Parowe. Także wyparuj te łzy i ogarnij się. - powiedział na pożegnanie Pan Ogarnięty wstając z podłogi i udając się w stronę samochodu.
Żelazko osunął się na ziemie, opróżniając ostatnie krople szkockiego trunku.
#taGbyło
Ciastku !! Nie spodziewałam się, że będzie Żelazko :D Takiego suprajza to serial może Tobie zazdrościć :D
Normalnie w Twoich opowiadaniach Żelazko zyskuje ;P
"- Wiesz jakie jeszcze są żelazka? Parowe. Także wyparuj te łzy i ogarnij się."
That was not nice ;(
Reguła jest prosta - im gorsze są odcinki, tym lepsze są przeróbki od ZjedzCiastko! :D
Wiesz, nie żeby mnie to specjalnie interesowało, ale dlaczego od kilu lat czepiasz się wypowiedzi moich, Valdo, Ciastka i innych na tym forum?
Dialogi w odcinku były na przemian złe i bardzo złe. Scenarzysta nie miał za grosz wyczucia (wiadomo - forsę wziął, potem zaczął pić) - przecież żywi ludzie w ten sposób ze sobą nie rozmawiają ;-) Wiadomo, że to serial o zombie, ale takie dialogi byłyby adekwatne, gdyby w serialu stworzono gadające wersje zombiaków.
Skoro "wiadomo, że to serial o zombie" to czy to oznacza, że "House of Cards" jest serialem o domku z kart?