Czy wy poczuliście się po obejrzeniu tego odcinka oszukani ? Wszyscy czekali na rozwinięcie wątku szeptaczy po "cliffhangerze" poprzedniego a tu nawet słowem o nich nie wspomniano...Kolejny przykład w jak idiotyczny sposób tracić widzów :)
Odcinek fascynujący głównie z uwagi na Michone, która zamordowała skrzypce. Przetrwały blisko 300 lat, kilka wojen w tym dwie światowe, ale w końcu musiały uznać wyższość miecza naszej samurajki. Kultura upada, koniec świata już blisko :D
Nie, nie czułem się oszukany. TWD od dawna trzyma się podobnego schematu i nie kontynuuje (lub robi to koszmarnie wolno) wątku z zakończenia odcinka. Poza tym, grupa, przynajmniej z grubsza musiała się jakoś pozbierać do kupy, bo jakby to wyglądało, gdyby Szeptacze wyróżniły swoją obecnością jednych, a inni w tym czasie zbieraliby grzyby i łowili ryby? Ale nie ma co się martwić, z zapowiedzi kolejnego odcinka wynika, że dojdzie do pierwszej konfrontacji z Szeptaczami. Będzie walka.
Żal mi tych nowych, liczyli na bezpieczeństwo, a wpadli w bagno.
No i okazuje się, że nieoczekiwanie pożegnaliśmy Maggie. Trochę dziwnie to wyszło, bo miałem wrażenie, jakbym źle obejrzał poprzedni odcinek i coś opuścił (a może jednak?). Wydawało mi się, że wszystkie akcje toczyły się mniej więcej w tym samym czasie, a tu nagle okazuje się, że od czasu wizyty Maggie u Negana, Jezus został wybrany na kolejną kadencję prezydenta Wzgórza. Łoł.
ja prdle...kolejny odcinek o niczym i zapowiedz ze nastepny bedzie mial jakąs akcje, jak oni chcą utrzymać widza jak to sie dłuży jak flaki z olejem, stop, wole dom z papieru
Przecież Dom z papieru, to jeden z najlepszych seriali ostatnich lat. Więc rezygnacja z TWD na rzecz tego serialu ma jak największy sens.
Też nie tęsknię ale słabo to jakoś wyszło - Maggie zostawiła grób Glenna a wcześnie to nawet do Aleksandrii nie chciała wrócić (z tego co kojarzę) bo na Wzgórzu jest Glenn ;)
Jezusu do władzy się nie pali ale widzę, że Tarę tam wciskają - trochę na siłę bo jak pamiętam to jej powiązania ze Wzgórzem były żadne. Prędzej już Enid.
Enid "Będąc młodą doktórką...";)
Jesus jest od karatekowania i sprowadzania zbłąkanych owieczek, nie od rządzenia:)
No serio pytam :D Nie pamiętam żadnej baby z płytami... W ogóle, po co k*rwa komuś płyty, skoro prądu nie ma?
Robio prund, robio...w ostatnim odcinku ktoś dziarsko pedałował na rowerku, coby energię wytworzyć...może do tego adapteru Jezusowego:D
Taaaa, była. Takim minibusem przyjechała z dwoma innymi babkami, bodajże. Chciała wymienić wiedzę (jak budować wiatraki itp) na płyty z muzyką ;)
No przecież od tego odcinka i zabrania Ricka przez helikopter w kolejnym było przesunięcie czasowe o 6 lat. A Michone wyrasta od poprzedniego sezonu na pierwszą postać w rankingu najbardziej wkurzających.
Szeptacze wymiatają :) Te szepty są przerażające.
Odcinek bardzo dobry. Daryl ściął włosy i ten jego pies ... DOG - mistrz :)
Mam nadzieję ,że ci nowi nie zginą zbyt szybko, bo dużo wnoszą do akcji.
Sytuacja z Megi też dość sprawnie wyjaśniona.
No i ten Daryl,, który nie porzucił nadziei na odnalezienie Ricka (nie było ciała więc jest nadzieja, że żyje). Prawdziwy przyjaciel.Trzymam kciuki, żeby się jeszcze spotkali.
Dawać Szeptaczy i jakąś śmierć któregoś z ważniejszych bohaterów.
Nie ściął, tylko dał sobie wyciąć parę kudełków:D
Jeśli pójdą zgodnie z komiksem, to pożegnamy dwie osoby, nie wiem, czy główne, ale jedne z główniejszych. Plus zapewne jakieś 20 randomów:) Oby tylko nie psa...
God damn it, jak pokazali Carol pochyloną nad jego kudłatym łbem, to w pierwszej chwili myślałam że ona go iska...
youtube.com/watch?v=3xtlRoNIdkc
Kiedyś tygrys, teraz pies:)
Ale co się dziwić, skoro ludzie są tacy jacy są, to zwierzaki przynajmniej są ok. Tygrys zawsze wiedział, kogo zagryźć a kogo nie.
Carol z tą swoją fryzurą to była chyba najlepsza osoba , która mogła podjąć się ścinania Daryla. Mają tego samego fryzjera chyba - jakiegoś gnijącego walkera :)
Ale Carol jest przynajmniej jakoś uczesana- coś na kształt kucyka z tyłu na górze....Daryl ma fryzurę w stylu "wstałech rano po 3dniowym weselu na Kurpiach....w stodole".
Albo góralskie....trzy dni chlania...nic dziwnego, że są ofiary w ludziach, na dobrych weselach to i z widłami się tam ganiają:D
W sumie, gdyby nie Rick, to Daryl teraz latałby z bandą jakiś Negano podobnych killerów i grabił biednych.
Podobało mi się parę rzeczy w tym odcinku:
- przede wszystkim kontynuują zacną ideę KOMUNIKACJI MIĘDZYLUDZKIEJ ignorowaną przez tyle sezonów. Daryl mówi. O.
- reakcja Nowych na zombi kolegę: dokładnie tak, jak to powinno wyglądać
- Daryl jako wierny przyjaciel Ricka. Daryl samotnik. Pasuje mi to do niego.
- nie ma chętnych do władzy w Hilltop - w sumie zrozumiałe po tym, co odstawiła Maggie z Gregorym
- ogólny rozpad więzi między Alexandrią, Królestwem i Hilltop też kupuję - jako efekt bohaterskiej Śmierci za Most w wykonaniu Rycha (który ich wszystkich spajał do kupy swojom siłom i godnościom osobistom) i pokłosie żywego Negana i szabrowników z Sanktuarium. Za dużo traumy, za dużo animozji, mimo wszystko trująca obecność Negana, piętrzące się kłopoty z utrzymaniem osad - chyba każdy by chciał odetchnąć od siebie ;)
- Jesus - który najlepiej się czuje jako wolny ptak/ pomocnik szefa musi szefować, co go ewidentnie męczy. Pasuje do charakteru.
- kiedy Maggie, Daryl i Miszon przeżywają swoje smutki to Jesus, Aaron i Sadiq utrzymują jakieś tam kontakty między osadami. Też pasuje, oni nie byli tak długo w zniewalającym polu rażenia najlepszego z Ryszardów :) i jest im łatwiej. jest też zgodne z ich charakterami.
Zastanawia mnie stosunkowa lekkość bytu tych Nowych. Są dość beztroscy i fajni, oprócz tej zadymiary są raczej wyluzowani. Tacy byliby wiarygodni, gdyby żyli długo bezpiecznie, bo tylko to daje możliwość zachowania tego poziomu "bezstresu", w przeciwnym razie byliby takimi spiętymi świrami, jak Ryśki. Tak że ten.
A mnie jednak ten zanik więzi nie przekonuje. Grupa zbyt wiele razem przeszła, by tak po prostu zacząć się kłócić, zaprzestać współpracy i spotkań. Dla przykładu żołnierze, którzy podczas wojny razem służą i pilnują swoich pleców nie zrywają raczej kontaktów po powrocie do domu. A weźmy jeszcze pod uwagę, że z reguły mają jakieś rodziny do których mogą wrócić, natomiast ta serialowa grupa może pochwalić się tylko długą listą jej zmarłych członków. W ogóle nie rozumiem czym się kierowali wybierając wzgórze czy też Aleksandrię? Przecież to Aleksandria była marzeniem!
Nowi mogli żyć długo i beztrosko. W FTWD pokazano, że istnieją jeszcze miejsca, gdzie można znaleźć spore zapasy i jednocześnie niewiele tam chodzących truposzów.
Nie porównywałabym Ricków do żołnierzy. Żołnierze powiedzmy że są ukierunkowani na jedno, są wyszkoleni, mają dowódców i to zupełnie inny rodzaj więzi. Ricki są ekipą silnych osobowości, bez lidera, którego rozkazy są bezwzględnie wykonywane, między nimi były tarcia od zawsze, często ze skutkami tragicznymi, na dodatek z każdą nową ekipą dochodziło do nowych spięć, bez względu na to, czy były to villainy, czy stosunkowo przychylni im ludzie. Żeby daleko nie szukać tuż przed "wypadkiem" Ricka doszło do ostrej spiny między nim, Darylem, Michonne i Maggie. Od żołnierzy różni ich wszystko, począwszy od braku odpowiedniego szkolenia (w tym mentalnego), poprzez odmienne filozofie, spojrzenie na świat itd. O tym, że te filozofie potrafią się zmieniać w ciągu kilku miesięcy (jak nie tygodni) nawet nie wspominam (Rychu w stosunku do Negana przeszedł wszystkie wszystkie fazy, za wyjątkiem miłości i pożądania :D ). Dlatego zanik więzi wcale mnie nie dziwi, jak i nie dziwią mnie próby ich odbudowania. Zależy od człowieka, o ile Maggie i Michone mają swoje powody, o tyle Carol, Aaron i Jesus mają swoje.
Co do bycia rodziną i trzymania się razem: dało im to dużo dobrego, jak i dużo złego. Nie bez powodu Darylowi nie spieszno do powrotu, Maggie została dosłownie zdradzona przez Ricka, Michonne i ich system penitencjarny, Michonne nosi w sobie wciąż masę gniewu i frustracji (co jest trochę dziwne, nie powiem). Poza tym - to nie jest tak, że mają miedzy sobą wojnę. Takie odpływanie od siebie jest wbrew pozorom naturalne, szczególnie po głębokiej traumie. I bez mostu nie są somsiadami, widać, że odległości między osadami wydłużyły się do prawie dwóch dni podróży. Liderzy się poprztykali, trzeba poświęcać mnóstwo czasu i energii na własne poletko, droga daleka i niebezpieczna.. jak dla mnie zanik więzi jest zupełnie naturalny.
No i może coś się stało przez te 6 lat. Coś jeszcze gorszego, może jakieś słowa zostały wypowiedziane, których nie można cofnąć.. kto wie :)
Nowi wspomnieli różne obozy z tego, co kojarzę i chyba nie były one dobre.