- KnockOut, Lord Megatron cię wzywa- powiedział przewodniczący wartownikom Starscream- Jest źle, mówię ci to i...- położył mu rękę na ramieniu- Czuję twój ból po tym co zrobi ci Megatron- KnockOut zrzucił jego rękę.
- Nic mi nie zrobi- warknął, jednak w głębi duszy w to nie wierzył, po czym ruszył w stronę sali tronowej.

Tymczasem u Autobotów:
- Musimy coś w końcu zrobić! - krzyczała Arcee.
Ratchet tępo wpatrywał się w ekran. Odkąd kilka godzin temu stracili sygnał Autobota będącego najprawdopodobniej Optimusem, panowała dość napięta atmosfera. Medyk nie chciał mówić tego głośno, ale podejrzewał najgorsze. A co jeśli Cepty wydobyły z niego przydatne informacje i po prostu się go...pozbyły? Z zamyślenia wyrwało go ciche pikanie powoli przeradzające się w sygnał alarmowy. Ktoś odnalazł ich nową bazę i zapewne miał na celu zostawić ją w jeszcze gorszym stanie niż poprzednią.

Knockout szedł wolnym krokiem w stronę sali która nieubłaganie się do niego zbliżała.
-O kurde mam przerąbane...-pomyślał kiedy usłyszał gniewne okrzyki Megatrona na temat Knockouta i dlaczego jeszcze się nie pojawił.Knockout zanim wszedł westchnął chcąc dodać sobie odwagi.Stanął przed Megatronem.
-Tak panie...-jęknął Knockout już czując pięść Megatrona na swoim ciele.
Megatron podszedł do niego.
-Dlaczego tak długo!-krzyknął lider decepticonów...

-j-j-ja, t-t-y-ylk-ko...-Knockout zaczął się jąkać. Megatron spojrzał podejżliwie. po czym dodał:
-móglbym się ciebie pozbyć tu i teraz, ale jesteś mi jeszcze potrzebny.! tylko ty wiesz, jak obslugiwać niektore sprzęty, poza tym, nie mogę stacić kolejnego wojownika.! Jedyne co ciągle mnie zastanawia, to twoja przeszłość.... prawie nic o tobie nie wiem....

jednak po chwili się zamachnął z widocznym zamiarem uderzenia go, gdy w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Nie podoba mi się ta twoja skrytość...- warknął- Pojawiłeś się znikąd jeszcze do tego, kiedy byłem na tamtym świecie, podłączaj się do komputera, pooglądamy sobie ciekawy film...- KnockOut był przerażony. Nie bez powodu ukrywał przeszłość, wstydził się jej, a szczególnie swoich miłosnych podbojów z czasów młodości i wielu innych...

Knockout był zaskoczony tym co powiedział Megatron przecież nigdy go to nie obchodziło.Poza tym ta wiedza do niczego by się nie przydała Megatronowi ani nikomu innemu.Sam medyk uważał że jego życiorys nie miał w sobie nic niezwykłego,a może jednak?Knockout stał skonsternowany nie wiedząc jak zacząć rozmowę.Dla niego życzenie Megatrona było dla nie go rozkazem...

Mimo tego na oczach Megatrona podpiął się do komputera i z rozpaczą w oczach razem z liderem wpatrywali się w ekran.

Megartron zobaczył wszystko... jego powiązanie z Arcee i Smoke'iem było prawie niemożliwe.. Wydało się, że nalezal do "Cybertrońskiej ligi młodych", że Nie raz kpił z konów i zapierał się, że nigdy nie będzie taki jak oni, że posostanie wierny drużynie i swemu przyjacielowi Smokescreen'owi...

Wszystkie walki i sojusze z autobotami... Później nawet parę wspomnień związanych z dziewczynami i wyjść z kolegami do barów o których Knockout nie pamiętał, bo jak sam twierdził ,,Impreza, którą się pamięta była nieudana"...

nawet pare rzeczy, o kótrych sam chciałby nie pamiętać... Megatron nie widział, ale Knockout, raz, drugi, trzeci, ocierał łzę z twarzy. Tęsknił za czasami, na Cybertronie... tęsknił za przyjaciółmi, za tym jak byli jeszcze młodzi, że wszyscy uważali ich za wariatów, ale oni byli poprostu pełni energii.! Może troche za szybko pojemowali decyzje.....

Teraz dopiero przejrzał jak kochał swoją ojczyznę i zrobiłby wszystko aby wrócić do tych niewinnych lat kiedy wychodził ze swoją damą serca i patrzył z nią w gwiazdy i rozrabiał z kolegami puszczając fajerwerki z dachów budynków...

zrobiłby wszystko, by wrócić, życie tym, którzy kiedyś uznali go za przyjaciela, a potem zginęli z jego ręki... pozostało ich niewielu, ale tylko jednego z nich odnalazł...

A ten go nienawidzi i nie chce go znać.
-Przy odrobinie pomyślunku ja też nigdy bym się już do niego nie odezwał-pomyślał ze smutkiem Knockout-ale może chociaż spróbuję z nim porozmawiać...
Pierwszy raz w życiu Knockout był tak rozbity.Teraz czekał na znak Megatrona by móc odpiąć się od komputera,a potem co zrobi?...

Jednak Megatron najwidoczniej nie miał zamiaru przerywać, dochodziły coraz ciekawsze szczegóły z życia medyka...

A on czekał w milczeniu... w głowie miał coraz czarniejsze myśli co do tego, jak Megatron go ukarze... Myślał, nad tym jak się wydostać z tej sytuacji, lecz cały czas wracał do przeszłości....

Nie mógł się po prostu odgonić od wszystkich wspomnień.
Lecz tym więcej patrzył na minę Megatrona tym bardziej się bał co z nim zrobi.Musiał go jakoś odwiezć od patrzenia w ekran,gdyż film z minuty na minutę robił się coraz ciekawy...

Nagle ku uciesze Knockouta do pomieszczenia wszedł Starscream uśmiechając się z przekąsem...

I w tej chwili pokazało się wspomnienie KnockOuta kiedy ten rozpaczał po śmierci Breakdowna. Zrobiło mu się potwornie smutno, a do tego Megatron się cicho zaśmiał i odwrócił do Starscreama.Oparł się rękoma o konsolę.
- Ty to widzisz, Starscream? Nie wiedziałem, że KnoickOut to taki mazgaj...- powiedział.
- On nie jest mazgajem- Starscreamowi nie było do śmiechu.

-Ja wiem co on czuje.... -Knockout, patrzył w jego stronę niemal błagalnym wzrokiem. Nie chciał, żeby Megatron widział wszystko, a zawłaszcza to jak zabił<a przynajmniej myślał, że to zrobił>Smokescreen'a. Zaczęłyby się pytanie "Dlacczego i w jaki sposób przeżył.?" "Kim on tak naprawdę jest.?" i tym podobne... a przecież on sam nie znał odpowiedzi.....

Megatron który myślał że Starscream go poprze z grymasem na twarzy odwrócił się w stronę komandora
-Co to ma znaczyć,co ma znaczyć twoja wypowiedz!-krzyknął rozjuszony.Ale ani komandor ani medyk nie wiedzieli co powiedzieć.Czy to ich wina żę kiedy Megatron całe życie siedział na arenie i uczył się stawać coraz bardziej brutalnym na Cybertronie tyle się działo?

podczas, kiedy Megatron, był wojownikiem i walczył ku uciesze Cybertrończyków, Starscream był wyrzutkiem społeczeństwa, a Knockout, nie raz miał kłopoty przez swoje wybryki.....

Więc nie dziwne było to że Starscream wziął stronę Knockouta. Oni wiedzieli najlepiej co to znaczy zbierać niepochlebne opinie na swój temat. To Megatron zawsze był tym sławnym i szanowanym...

Starscream i KnockOut zgadzali więc się w jednym, uważali, że Megatron jest teraz tylko starym, wrednym gladiatorem, choć nadal niebezpiecznym... i wtedy Megatron z zaskoczenia złapał Starscreama za szyję i podniósł go. KnockOut przestarszył się o robota, który jako jedyny go obronił i odłączył się od komputera.
- Zostaw go... warknął, czego Megatron się niespodziewał...

rzucił nim o ścianę i podążył w stronę Knockouta.
-Co powiedziałeś.?
-Ja.. nie nic.! w oczach miał przerażenie, lecz gdy ten podniósł rękę by go uderzyć, na ratunek przyszedł mu znany dobrze transformer...
-Nie zrobisz tego.!-Megatron usłyszał za sobą głos Smokescreen'a, który przystawił mu broń do głowy.-nie odważysz się...-Jednak nie tylko Megatron był w pułapce, gdyż otoczyły ich wechikony, gotowe do strzału, gdy tylko będzie trzeba...

- Co się tu dzieje?- warknął Megatron, kiedy nagle wehikony na znak Starscreama podnoszącego się z ziemi wycelowały również w niego- Czy to ma być jakiś cholerny bunt?! Dobrze, będę musiał zrezygnować z posady kilku robotów...- wycelował w Starscrreama- Wycofaj żołnierzy, póki masz szansę...
- nie, Megatronie... Dość twoich chorych rządów... Wszyscy mamy ciebie już dość...- starał się, by jego przerażenie nie wyszło na jaw.
- Dobrze, dobrze, Starscream... Chętnię popatrzę jak chcesz mnie zastrzelić- gwizdnął i na salę wleciały trzy insecticony.

ku zaskoczeniu Megatrona Insectikony również zwróciły się przeciw niemu. Megatron z przerażeniem spojrzał w stronę Starscrema, który wytarł spływający po jego twarzy energon.
- I co teraz Megatronie?- uśmiechnął się

Megatron zaniemówił nigdy nie spotkał tylu pobratymców poza tym sługusów którzy wszyscy dybaliby na jego życie.
Starscream z twarzą pewnego zwycięzcy spoglądał na Megatrona
-A więc zabijcie mnie tylko ciekawe czy taki nieudacznik jak Starscream poprowadzi was do zwycięstwa-warknął Megatron.
-Tobie się to nie udało może mi się uda-odpowiedział spokojnie Starscream...

Megatron znów, wycelował w stronę Knockouta....
-a więc jeśli mam zginąć, to czemu by nie wyeliminować tego od którego wszystko się zaczęło...-Smokescreen nie wytrzymał i strzelił Megatronowi w głowę, na co wechikony postrzeliły go.
-SMOKE.! -Knockout wydał z siebie przeraźliwy, na pół błagalny okrzyk.. Megatronem przejął się tylko Soudwave... Zaś Starscream, nie zamierzał dziękować za zabicie Megatrona...
-Zanieście go do celi.! -Wskazał na nieprzytomnego, postrzelonego Smokescreen'a.
-Starscream, on potrzebuje medyka.! -Knockout, próbował z nim walczyć...

ale vehicony odepchnęły go.
-Proszę-jęknął
Starscream słysząc błagania Knockouta,szyderczo się uśmiechnął
-Dobrze ale uwiń się z nim szybko potem do celi-
Starscream pozwolił na to tylko dlatego że kiedy widział jak medyk go błaga poczuł się znów ważny.Znowu ktoś czuje przed nim respekt i pyta go o zdanie.O to chodziło Starscreamowi.Znów jest Lordem Starscreamem...

żołnierze uwinęli się szybko z ciałem Megatrona wyrzucając je na dno oceanu przez luk bagażowy.
Knockout pochylił się nad Smokescreen'em i przyglądnął się ranie. Kilka kul przeszło na wylot, lecz i kilka zostało. Knockout wyjął swoje kleszcze i delikatnie zaczął usuwać odłamki. Smoke złapał go za rękę,
- Dlaczego to robisz?- spytał- Jestem twoim wrogiem

Jednak, Knockout starał się to ignorować.
-Ja tylko wykonuje swoją pracę...
-Skoro tak, to zostaw mnie.! -przerwał-Wiem jak bardzo chciałeś mojej śmierci... już raz się o tym przekonałem i....
-proszę cię naprawdę tego żałuję...
-Jesteś konem nie możesz żałować, czegoś takiego.! Masz okazję zabij mnie tu i teraz.! Nie oszukuj więcej, ani siebie ani mnie...-Odłożył narzędzia....
-Zostałeś mi tylko ty.! Zbyt wiele dla mnie znaczysz, czy jesteś botem czy nie.! Dla mnie to nie ma znaczenia.! -Nagle kątem oka spojrzał na wskaźnik życia, który był bliski zera...

Knockout wpadł w panikę czyżby miał stracić tą jedyną osobę na której jemu najbardziej zależało?
-O nie chłopie,nie rób mi tego-jęknął medyk -Może nie jest jeszcze za puzno-pomyślał.Migiem wyjął kule i za podaniem znieczulenia zaczął spawać miejsca gdzie kula przeszła na wylot.A wskaznik cały czas spadał...

Ta akcja musi być szybka... Myślał Knockout, był cały zdenerwowany, całkowicie przestał nad sobą panować...

Gdy już prawie skończył, Smoke stracił przytomność. wskaźnik, jednak był coraz bliżej zero i przeszedł właśnie czerwoną kreskę "poziom krytyczny". Knockout patrzył na to ze łzami, bo jeśli, Smoke nawet miał zginąć, to nie wybaczył mu tamtej sprawy....
-Proszę cię, nie rób mi tego.! -Był na pograniczu płaczu, kiedy do pomieszczenia wszedł Starscream...

- KnockOut, co ty... Ty płaczesz?- spytał zdezorientowany. KnockOut miał już dość. Pochylił się nad dawnym przyjacielem.
- Smokescreen, jeśli to ma być koniec... To ja nie chcę już żyć...

Kiedy usłyszał to Starscream nie mógł uwierzyć. Nie poznawał medyka który najczęściej przejmował się wyłącznie sobą. A teraz płacze nad kimś kto,jako Autobot powinien być jego wrogiem. Słowa Knockouta uderzyły go jak obuch w głowę.
-Knockout...
Ale nawet nowy lider nie mógł wykrztusić ani jednego słowa.

-Knockout.. ty żartujesz prawda.?-zapytał przerażony.
-Potrzebny mi energon....
-Zapomnij, nie będę marnował energonu, dla autobota.!
-dlatego, oddam mu własny.. -westchnął -przynajmniej tak, wynagrodzę mu cierpienie z przed lat...

-Uratował mi życie, więc moim obowiązkiem jest uratować jego...

-Zwariowałeś-powiedział chłodno Starscream
-Jeśli nie użyczysz mi energonu posunę się do tego aby oddać mu swój
Starscream nie wiedział co robić. Nie chciał stracić kolejnego poddanego, dobrego żołnieża i jedynego medyka-decepticona. Nie chciał też tracić drogocennego energonu aby uratować wroga. Musiał zdecydować. Na krótką chwilę popatrzył na Autobota potem zeknął na Knockouta...

- Nie, nie, to niemożliwe... Wechikony, przynieście mi energon, ze trzy skrzynki... Już- warknął do swojego komunikatora, po czym zwrócił się do KnockOuta- Zadowolony? Nie mogę cię stracić, jesteś medykiem- choć te słowa były chłodne i szorstkie KnockOut w głębi duszy podziękowa, że nie musiał się posuwać do czegoś takiego jak transfuzja jego własnego energonu. Po kilku minutach przyszły wechikony z zamówionym energonem...

-Starscream, dziękuję ci tak bardzo.! -przytulił go.
-Dobrze dobrze, tylko bez czułości...Jednak, zdania nie zmienię i będzie musiał znaleźć się w celi, a tobie dam zakaz kontaktów z nim....-wywrócił oczami. -Rozumiesz.?
-Tak, jest Lordzie Starscream.! -Gdy ten wyszedł uśmiechnął się do Smoka'a -A jednak, nie będzie tak źle... powinienem ci dziękować, za zabicie Megatrona....

Z przywróconą nadzieją na uratowanie życia przyjaciela zajął się nim, a po dłuższym czasie skończył. Gdy tylko Smokescreen się wybudził, KnockOut go przytulił na co ten go od siebie odepchnął.
0 Zostaw mnie...- warknął- Nie chcę cię znać

-To po co ratowałeś mi życie.?
-Taka logika.. nie jestem tobą...
-mną.? to znaczy.?
-Ja...mimo wszystko dziękuję ci.... -wstał i zaczął kierować się w kierunku wyjścia....
-Nie możesz.... Jeszcze nie jesteś gotowy... funkcjonujesz normalnie, ale na walkę jesteś za słaby...
-Dzięki, wiesz, ale jakoś sobie poradzę bez opieki....-z przesadną ironią w głosie
-STÓJ.!
-Nie traktuj mnie jak dziecko.! -otworzyły się drzwi....
-A dokąd to się wybierasz Smokecreen.? -Oznajmił Starscream...

Po chwili schwytały go Wechikony.
- Do celi z nim- zarządził Lord, po czym podwładni go zatargali za sobą. Starscream podszedł do Knockouta, po czym usiadł na stole operacyjnym.
- I na co ci to było? Uratowałeś go i co ci to dało? On cię nie lubi... Uważa za wroga- powiedział Starsream kładąc nogę na nogę- On nie potrafi docenić twoich starań... Za to ja potrafię.
- O czym ty mówisz?- spytał Knockout.
- O niczym Komandorze KnockOut, tylko musisz się postarać, nie jak poprzednim razem. W dwójkę rozmieciemy tą garstkę Autobotów, które przezyły. Bez litości...

W pierwszej chwili zamurowało go...."komandorze Knockout.".? nie to się nie trzymało realizmu... myślał"w sumie czemu by nie wygrać.?" ale po chwili zszedł na ziemię..
-Nie...
-Co powiedziałeś.?
-nie.
-Czy ty mi się sprzeciwiasz.? Po tym, ile dla ciebie zrobiłem.?
-Ja porostu nie sądzę, że to dobry pomysł, bo....Megatrona, nie jest tak łatwo pokonać... No i Optimus... nie wiesz co się z nim stało...
-Mam ich gdzieś.! Ty i ja i cały wszechświat u naszego panowania.! No wyobraź to sobie.!! W tedy ON już nigdy nie będzie dla ciebie problemem... Zapomnisz o nim raz na zawsze, a przy tym, będziesz, żył w najlepszych luksusach... To jak idziesz na to Knockout.?...

Knockout spuścił wzrok. Propozycja był bardzo kusząca, lecz z drugiej strony nie chciał stracić kogoś, kto niegdyś tak wiele dla niego znaczył.
- Podejmij decyzję!- Starscream krzyknął, gdy ujrzał wahanie w oczach Knockouta.
- Zgoda - odrzekł
- I o to właśnie mi chodziło! A teraz otwórz jakiś trunek, świętujmy nasze zwycięstwo! - powiedział Starscream i uśmiechnął się.

Knockouta uderzyło to jak Starscream mówił o jego dawnym przyjacielu. Choć propozycja była aż nader kusząca nie mógł podjąć decyzji od razu. To trzeba było dokładnie przemyśleć...

jak by co to na górze już nieaktualne. Spuzniłam się :)

Jakiś czas później oboje siedzieli w pokoju Starscreama popijając najlepsze cybertrońskie wino. Oboje czuli się już powoli spici, ale pili dalej.
- no to, KnockOut... Trzeba coś wymyślić, żeby zmiażdżyć Autoboty... Co nie?- Starscrream objął komandora.
- Tak.... Ale co...

Gdy oni byli zajęci, obmyślaniem planu, Soudwave starał się ożywić Megatrona.... Był oddanym jego sługą i miłował go nad życie....Wyciągnął go z oceanu, na brzeg, i budując podziemną bazę, schował tam ciało swego mistrza..... Jednak kopiąc tunele odnalazł coś ważnego.... -Zaszyfrowaną wiadomość z Cybertronu, adresowaną do Knockouta... Szyfr był trudny i złożony, tak więc miał kłopoty ze złamaniem go... Jemu udało się rozszyfrować tylko początek: "Kochany przyjacielu, mamy ci, do zaproponowania coś bardzo ważnego, my to znaczy ja-Jazz, Sideswipe, oraz Horomia, nie jest nam łatwo prosić cię o pomoc, lecz w sytuacji gdy.." dalej nie mógł sobie poradzić...W ostateczności postanowił oddać ją medykowi, by ten rozszyfrował list...