Serial jest w 1 sezonie niebywale wciągający. Postać Guinever Beck absolutnie nie przerysowana, jak zresztą i cała otoczka dziejących się wydarzeń. Z biegiem czasu widz wkręca się coraz bardziej i zaczyna się w jakiś niewyjaśniony sposób miotać względem uczuć do Joe Goldberga. Dzięki trafnej żonglerce na empatii widza twórcy zyskują ogromną przewagę i poniekąd wymuszają na widzu refleksję co do sytuacji i emocji względem głównego bohatera, który przecież jest seryjnym mordercą. Zakończenie wgniata w fotel, jeśli serial zakończyłby się na jednym sezonie gotów byłbym wystawić mu ocenę nawet 9.
Następnie wydaje się być całkiem obiecujący sezon drugi, gdzie początek wydaje się niemrawy a widz ma prawo jeszcze przeżywać szok po utracie głównej bohaterki 1 sezonu, którą bezwzględnie dało się polubić, jednak z biegiem czasu zaczynamy coraz bardziej poznawać Love Quinn. Wkręcamy się w kolejną opowieść, chociaż można czasami się zatrzymać i zastanowić czy to nie jakieś Deja Vu. Muszę z przykrością przyznać, że momentami niektóre odcinki się dłużyły a schematy powielane z 1 serii już nie powalały na kolana bo zwyczajnie nie było już tego elementu zaskoczenia. Koniec końców 2 sezon obfitował w mniej spektakularne zakończenie i zaczął się lekki zjazd.
Niestety, sezon 3 już przejawiał fazy znużenia i kompletnie mało wciągających odcinków, bohaterka zostaje ta sama i jak można było się spodziewać, w tym sezonie kończy swój żywot.
4 sezon względem poprzednich wypada blado, środowisko bogaczy jest czymś zupełnie nowym ale nie wciąga tak bardzo, nie poczułem większej więzi z żadnym z bohaterów, co prawda dostajemy spory rollercoaster pod koniec sezonu ale moim zdaniem, to zbyt przerysowane.
Godny uwagi fenomenalny występ aktorski głównego bohatera i ciekawe spojrzenie na toksyczną zazdrość w związku, która może skończyć się właśnie w ten sposób.