O ile pierwszy sezon zakończył się wielkim pieprznięciem i zgodnie z maksymą Hitchcocka teraz powinno być trzęsienie ziemi, to drugi jest takimi flakami, że ciężko wytrzymać przed telewizorem. Bożesztymój, tu na 6 odcinków było 4.5 odcinka fillerów nie pchających fabuły nijak.
To taki odpowiednik wybuchu Namek w DBZ. Masa pięknych, ale bezużytecznych scen i wątków, łażą w lewo, wracają w prawo... Pierwszemu sezonowi dałem 8, temu aktualnie dałbym mocne 3.
Witaj, no 2 sezon jest masakrycznie rozciągnięty mamy już 7 odcinków a ilość zapychaczy jest niesamowita. Tak serio to cały drugi sezon można by streścić w 5 odcinkach lub nawet mniej, widać że jakiś pomysłów na fabułę jak to dalej pociągnąć było mało i tak nam dawkują na odcinek parę minut konkretów a reszta to bieganie w lewo prawo ;D
Dla mnie 2 sezon to k u p a, którą spece od PR nazywają kwiatkiem i chcą by się zachwycać. Moja ocena sezonu: 2.
Zgadzam się, jest znacznie gorzej niż w 1. sezonie, którzy przynajmniej miał dość spójną narrację w głównym wątku (choć za bardzo rozciągniętą). Drugi sezon składa się już tylko z banalnych historyjek, upstrzonych losowymi odwołaniami do nośnych kwestii naukowych czy zjawisk kultury. Ma to zapewne pozorować głębię, a naprawdę służy maskowaniu braku dobrego pomysłu na serial i umiejętności poprowadzenia narracji. Myślę zresztą, że sami scenarzyści są świadomi marnej jakości swojego utworu - wypowiedź Lee Sizemore na temat "300 opowieści w 3 tygodnie" interpretuję jako zwrócenie się przez nich bezpośrednio do widzów "hej, nie oczekujcie objawienia - to tylko serial rozrywkowy pisany przez wyrobników Fabryki Snów!".
Zostań scenarzystą i pokaż im wszystkim, jak pisze się ciekawe historie. Stwórz tak trzy do pięciu wybitnych seriali, a wtedy twój powyższy wywód będzie coś wart.
Ło żesz tyyy... Jak to dobrze, że nie tylko ja tak myślę! Odcinek 8. mnie dosłownie wykończył! 2 sezon jest upchany historyjkami pobocznymi, zawiłymi filozoficznymi monologami, które w moim odczuciu mają dodawać sztucznej dramaturgii i odwlekać jakiś spektakularny finał... (który nie wiadomo nawet czy będzie :P ) Widać, że twórcom skończyły się pomysły. Pierwszy sezon to była klasa - oryginalna historia, każdy odcinek ciekawy. A tu mamy już flaki z olejem... Pierwszy sezon oceniłam na 8 ale za całość będę musiała znacznie obniżyć ocenę...
Taa mnie też dobił ten odcinek, dopiero za drugim razem udało mi się go skończyć. Kolejna nudna jak flaki z olejem historia papierowej miłości, w całości opowiedziana monotonnym głosem Indianina. Gdy ów czołgał się w celu konsumpcji wody z rąk czarnej dziewczynki, nie zdzierżyłem i poszedłem spać :)
Nie wierzę, myślałam że jestem jedyną osobą na świecie, która dostała rzygaczki na tym odcinku:)
Tzn podobał mi się wątek odnalezienia ukochanej w magazynie i plot twist, że cała ta historia była opowiedziana przez matkę, a nie Indianina, ale to było... męczące i tyle.
Nie jesteś jedyną osobą Nixx :D Ale 9. odcinek jest już lepszy - bardziej dynamiczny i przynajmniej wraca tematyką do ciekawszych postaci i ich historii. Pupy nie urywa ale przynajmniej jestem z powrotem ciekawa jak skończy się sezon. Od 2-3 odcinków ta ciekawość we mnie zanikała więc jest nieźle. Mam jednak nadzieję, że zakończą sezon tak, żeby nie robić kolejnego sezonu... Patrząc na współczesny przemysł serialowo-tasiemcowy małe na to szanse ale nadziei nikt mi na razie nie zabierze xD
A niech sobie będą kolejne sezony, byle dobre i powodujące, że czeka się na następny odcinek:) Ale skoro zaczęli tak a nie inaczej, to pewnie nie zmienią stylu. Oglądam pobieżnie, od czasu do czasu i zwyczajnie utwierdzam się w przekonaniu, że marnuję czas. Choć nie ukrywam, ze jestem ciekawa jak to się skończy i jaki był pomysł na tę historię. Oby nie było tak infantylnie jak podejrzewam, po tym co już zobaczyłam.
A co podejrzewasz, droga koleżanko? :)
PS
Tylko nie bierz tego posta za zaczepkę. Sprawdzimy czy scenarzyści są w stanie nas zaskoczyć.
Miałem to samo - czekałem aż w końcu zacznie się coś dziać a tutaj BUM - odcinek o indianinie, który mnie absolutnie nie obchodzi i który niemal nic nie wnosi.
Oglądam właśnie ósmy odcinek drugiego sezonu i aż na Filmweba zajrzalem sprawdzić czy jestem za głupi na ten sezon serialu czy jednak twórcy po prostu byle co serwują. Nie mogę tego odcinka skończyć. Nie dość, że narracja calkiem siadła to po prostu nienawidzę historii indiańskich.
Nie mogę uwierzyć jak słaby jest ten sezon w porównaniu do pierwszego.
Ja też w pewnym momencie tego sezonu zaczęłam się zastanawiać czy nie jestem przypadkiem za głupia :D :D ale nie. To nie my. To oni :D
Nieee, nie jesteś :) 2 sezon jest strasznie przeintelektualizowany i próbuje tym ukryć fakt, że fabuły starczyłoby może na 3 odcinki. Jak widziałem Dolores to od razu przewracałem oczami, bo wiedziałem, że czeka mnie jakiś pseudointelektualny monolog.
Odcinek 8 najpiękniejszy odcinek całego serialu piękna muzyka zdjęcia i historia..
Dziwne, ale muszę się zgodzić :) To jedyny odcinek, który mi zapadł w pamięć. Pozostałe to rozwleczone flaki z olejem. Nie byłem zachwycony pierwszym sezonem, ale drugi to całkowita porażka. Cały serial coraz słabszy, bezsensowne sceny, górnolotne monologi, wciąż powtarzanie tych samych ujęć z przeszłości lub przyszłości.
Mam tak samo i z odcinkiem i z serialem. Skończyłam oglądać westworld po drugim sezonie- szkoda cenny czas marnować. Pierwszy sezon świetny- drugi oglądałam na przemian przewracając oczami, powtarzając „że co??!” , albo „co za bzdury”
Nie ma spektakularnego finału. Zasnąłem na ostatnim odcinku. A wciąż miałem nadzieję.
Jest to wszystko pięknie kręcone i ma swój niepowtarzalny klimat, jest dopracowane wizualnie. Ale co z tego, skoro każdy kolejny bohater jest mi obojętny i mamy zbyt wiele równoległych, równie (nie)ważnych wątków, by wczuć się w którykolwiek z nich? Wojna robotów z ludźmi, w której jedni i drudzy są do bani - zbyt daleko mi do nich i do ich problemów, żebym wkręcił się choć trochę. Sezonowi 1 dałem bez wahania 10/10, ale trzeciego chyba w ogóle nie będę zaczynał.
Nie chciałabym, żeby powstał 3 sezon... Lubię kończyć zaczęte seriale, ale aż mnie krzywi na myśl o kolejnych 10-u odcinkach.
Dobrze prawisz - zbyt wiele wątków i żaden nie sprawia, że zależy mi na bohaterach. Świetną i tajemniczą z początku rolę odegrał Ed Harris ale w drugim sezonie nawet ta postać zaczęła mnie już męczyć. To samo z Hopkinsem, który w tym sezonie wygłaszał jedynie egzystencjalne monologi. Ktoś tu gdzieś napisał, że 1 sezon mniej mu się podobał, bo było za dużo pseudofilozoficznych rozterek, więc jak widać co widz to opinia, bo ja mam w 100% odmienne zdanie :D
Podsumowując - finałowy odcinek na miarę całego sezonu czyli słaby.
Cytat:'Widać, że twórcom skończyły się pomysły.' gdzie twórcy od początku maaj 5vse9znu rozpisane jednak takie osoby nie wiele dobrze świadczą jako godni recrnzenci na, tym portalu. Zero pokory.
Wg. mnie sezon drugi jest wielokrotnie lepszy od pierwszego. Podobał mi się pierwszy sezon, ale męczyły mnie w nim jakieś pseudofilozoficzne rozterki, bezsensowne monologi egzystencjalne bohaterów itp. Oglądając teraz sezon drugi wiem, że S1 stanowił jedynie preludium dla drugiego, który jest właściwą częścią opowieści.
Jedyne na co mogę narzekać to wątek japoński i poprzestawiana fabuła, która czasami może wprowadzić w zakłopotanie, tym bardziej jak oglądam od razu po premierze, nieprzetłumaczony.
Wg mnie oba oba sezony sa przegadane i bez pomyslow, nie wiem gdzie widzicie taka duza roznice pomiedzy sezonami, IMHO jej zasadniczo nie ma.
Jeśli męczyły Cię pseudofilozoficzne rozterki, to z prawdziwej filozofii nie dałbyś rady przeczytać ani jednego zdania. :)
O, mamy tutaj intelektualistę! Ale jesteś mądry, uuu, ooo! Wiem, wiem, nie dałbym rady przeczytać ani jednego zdania, ani jednej literki.
Nie pisz do mnie, dziękuję.
Jak dobrze że jest ktoś kto podziela moją opinię :) oglądając pierwszy sezon niesamowicie się męczyłem, obejrzałem cały tylko ze względu na ocenę i bardzo dobrą opinię (stwierdziłem że z czegoś musi wynikać) ale ostatecznie gdyby serial skończył się po pierwszym sezonie, byłbym zmuszony ocenić na 5-6, ten pierwszy sezon zajął mi miesiąc i nie dlatego że nie miałem czasu na oglądanie a dlatego że za każdym razem było mi trudno wrócić do świata Westworld na którym tak bardzo wynudziłem się w poprzednim odcinku. Dopiero ostatnie 2 odcinki zaczęły cokolwiek wnosić. No i nadszedł sezon 2 dzięki któremu naprawdę ten serial polubiłem, dzięki któremu byłem w stanie obejrzeć ciągiem 3 odcinki mimo że powinienem czas spędzić przy czymś innym. 8 odcinek z indianami był jednym z lepszych w całym serialu. Nie mogę się doczekać 3 sezonu. 2 był dokładnie tym czego oczekiwałem.
Nie rozumiem narzekania. Ale nie ważne. Odcinek 8 jest póki co moim ulubionym, zaraz na drugim miejscu plasuje się odc 4 z hostem Delosem. Tam gdzie inni rzygali z nudów, ja przeżyłam bardzo te sceny, dialogi i cała historie Indianina. Nie wiem czy ktoś wie historia została opowiedziana w oryginalnym języku plemienia Lakota. Moje klimaty, uwielbiam Indian. I do tego wzruszająca historia miłosna. I wreszcie choć trochę przybliżenie czym właściwie jest Ghost Nation. Na to czekałam.
Fajnie, ale jestem gotów iść o zakład, że globalnie rzecz ujmując 99.9% widzów serialu to nie fanatycy wyciętych w pień ludów. A robienie odcinka dla pozostałego 0.01% jest dość mało ekonomiczne, nie sądzisz?
Ja też uwielbiam Indian i w ogóle tematy kolonializmu i postkolonializmu - ale WW zupełnie do mnie trafia. Historia miłosna jest ckliwa, pobieżna, nawet jak na scenariusz ustalony przez behawiorystów. Ten wątek powinien był rozwijać się na kilka odcinków, teraz to jest zupa w torebki.
Zgadzam się. Odcinki 8 z Akecheta i 4 z Jamesem Delosem moje ulubione. Świetnie napisane, a od technicznej strony po prostu miazga. Przez większość odcinka miałem ciary, a już mało co w świecie kina potrafi wprowadzić mnie w taki stan. Również nie rozumiem narzekania zwłaszcza, że na świecie te odcinki robią furorę.
Ja też lubię Indian, ale z tym odcinkiem jest coś nie tak. To jedyny odcinek, przy którym w tle pracował u mnie program Praca magisterska. Przerywałam kilkakrotnie oglądanie, żeby coś dopisać. Jeśli oglądasz serial i myślisz jednocześnie o skardze kasacyjnej, to coś jest nie tak..
A może to nie z odcinkiem jest coś nie tak, tylko tak już bywa, że gdy oglądając film, robisz przy okazji coś innego, to ni masz szans na prawdziwe wciągnięcie.
Dla nie to też ulubione odcinki. Mimo, że nie jestem jakąś fanką Indian, tzn. nie mam dużej wiedzy na ich temat. Podobnie jesli chodzi o Japonię, a odcinki "japońskie" były super w mojej opnii :)
Jak dobrze, że nie tylko ja widzę jaki ten sezon jest nużący. Kompletnie nie czuć tego napięcia i ekscytacji jaką miałem przy 1 serii. Aktorsko i realizacyjnie to wciąż najwyższa półka, ale fabularnie serial nie jest tak dobry jak mógłby być.
Przede wszystkim sezon pełen jest wątków, które, owszem rozbudowują świat i mitologię serialu, ale nie popychają fabuły do przodu. Inaczej mówiąc są to typowe zapychacze. np. wątek Shogun World. Pokazali kolejny park i co ? Nic. Park i postacie znikły równie szybko jak się pojawiły. Wątek Teddiego też ostatecznie niewiele wniósł, chyba że Dolores faktycznie zaciąży :D O Indianinie to nawet nie chce nic mówić. Odcinek poświęcony jego postaci, sam w sobie był świetny, ale czy wpłynął jakoś na wątek buntu ? Widać, że nie, skoro Dolores wyrżnęła prawie każdego. W ogóle wytlumaczy mi ktoś jak była w stanie ich pokonać skoro mieli ogromną przewagę liczebną ? Wiem, że oboje mieli broń, ale i tak indianie powinni byli dac sobie radę. Z największego badassa jakim był Człowie w Czerni zrobiono wariata. Zabójstwo córki owszem było mocne, ale kompletnie nie podoba mi się kierunek w jakim podąża ta postać. Córka była ciekawą postacią i szkoda, że się jej pozbyli. A może nie mieli na nią pomysłu i była w serialu tylko po to by przez jej śmierć pokazać szaleństwo Williama ? W każdym razie, słabo.
Twórcy powinni byli skupić się na buncie hostów i towarzyszącej temu rozpierdusze, wątku korporacji Delos i ich machinacjach, oraz tego jak hosty są używane rzeczywiwistym śwecie i do jakich celów. Chodzi mi o takie sceny jak hosty na przyjęciach czy scena Bernarda z Dolores w realu. Zamiast tego mamy wewnętrzene wątpliwości postaci, fillery dramaty osobiste, wprowadzanie postaci by zaraz znikły (japończycy). Wątki są strasznie rozwleczone np. Maeeve leży na stole już drugi odcinek i niewiele z tego wynika po za tym, że Delos może teraz kontrolować hostów przy pomocy innych egzemplarzy. Dolores kręci się po parku w te przez cały sezon bo przecież wyjść z parku może dopiero w final sezonu, a wcześniej coś musi robić. Można by pomyśleć, że przy 10 odcinkach, twórcy nie będą niczego przeciągać bo niby po co, widać jednak że główny wątek jest krótki i mało rozbudowany, więc muszą wypełnić czymś resztę sezonu. Do tego bohaterowie używają przeintelektualizowanych dialogów rodem z Szekspira, które szybko zaczynają męczyć. Dlatego lubię Maeve bo ona jedyna używa języka potocznego i ma w sobie jakiś humor w odróznieniu od reszty mega nadętych postaci.
Oby sezon 3 był lepszy.
Chyba nieuważnie oglądałeś. Scena po napisach dzieje się wiele lat później po wydarzeniach z 2 serii. Prawdziwy William już nie żyje , a ten którego widzimy to host, podobnie jak córka. Gdyby to była naprawdę ona, to wyglądała by starzej. Zresztą twórcy potwierdzili, że on naprawdę ją zabił.
Ja byłem zachwycony pierwszym sezonem, ale co do tego mam podobne odczucia. Nie powiem, żeby mi się nie podobał, ale rzeczywiście niektóre dialogi były zbyt filozoficzno-intelektualne. Brakowało nowych motywów muzycznych, a podawana na przemian narracja tylko utrudniała odbiór. Maeve to moja ulubiona postać i sceny z jej bandą były najciekawsze, w tym te w parkowej Japonii.
Jestem dopiero na 4. odcinku, ale ten sezon, to najgorsze, co mogło się zdarzyć, czyli retrospekcja. Wiemy, jak historia się skończy, brakuje tylko całej historii. Jest to dobre na jeden odcinek, ale cały sezon o tym to katastrofa.
Nie wiem, ale wiem, że Bernard budzi się 2 tygodnie po masakrze, a większość scen z nim tomwłaśnie jego wspomnienia.
Jak to retrospekcja? Na pewno mówimy o drugim sezonie WW? Czy umknął mi gdzieś obrazek z finału w pierwszych odcinkach?
Tak jak wyżej, większość scen z Bernardem to retrospekcja. Bernard próbuje sobie przypomnieć co się stało między masakrą a momentem, kiedy się budzi na plaży. Wiem, że jest masakrą, wiem, jak do niej doszło, wiem, że Devos w końcu to posprząta. Cała reszta to wypełniacz.