Ten serial zakończył się na drugim sezonie. Sezon trzeci - niemrawy i płytki, przyniósł za sobą sezon 4, w którym niczym w "Zjawie" bohater walczy z niedźwiedziem, "zima nadchodzi", węże żyją w domu bez okien w zimnej Norwegii, Paryżanki chodzą w spodniach i stoi już katedra Notre Dame, nie mówiąc, że Rollo znów zrolował, zatoczył koło i mamy utarty schemacik, powtórkę z rozrywki. Okropieństwo. Chyba biorę rozwód z Ragnarem, a szkoda bo kochałam jego szaleństwo w oczach.
W zasadzie się zgadzam, chociaż mnie najbardziej drażni chińska księżniczka narkotykowego imperium, a kolejny twist Rolla musiał się zdarzyć, żeby mogli go ostatecznie osadzić w tej Normandii. Głupot jako takich jest w Wikingach bez liku, tylko te flirty z historią i zdrowym rozsądkiem przez 2 sezony (+ Paryż w 3-cim) były ciekawe, a teraz to już totalne nudy.
Szaleństwo w oczach Ragnara nadal jest. Można oglądać chociażby dla samej postaci i aktora, który jest świetny. Gra gestem, modulacją wzroku, mimiką i spojrzeniem. Jest wręcz momentami nieprzewidywalny, tak ładnie przechodzi z powagi w szaleństwo.
To już nawet nie chodzi o przewidywalność czy głupoty (duże węże w Danii zimą WTF?), bo na takie rzeczy można czasem przymknąć oko, jeśli całość jest na poziomie.
Niestety dwie postacie które SAME ciągnęły ten serial z tylnego fotela praktycznie zniknęły.
Athelstan - uśmiercony.
Floki - zepchnięty na dalszy plan, wcześniej zwariowany, mroczny ale jednak sympatyczny, teraz mroczny, nudny i smutny. Jakoś gdzieś z boku, wypchnięty gdzieś w kąt.
Cały ten serial trzymał poziom dzięki tym dwojgu - oni nadawali mu ton i klimat, tak odmienni ale jednocześnie obaj całkowicie nieprzewidywalni.
Nowe wątki zastępujące stare są mało ciekawe, często wkurzające. Cała akcja zwolniła tempo, cała fabuła w UK mogłaby zostać usunięta i serial by na tym nic nie stracił. Z całej tej brytyjskiej obsady jedynie Amy Bailey trzyma jeszcze jako taki poziom. Reszta jest słabiutka. A Linus Roache to bardzo miałka podróbka Charlesa Dance'a z GOT. Do tego zachowanie głównego bohatera bardziej ostatnio irytuje niż budzi szacunek niestety.
Tak czy siak czekam na kolejny odcinek. Mam nadzieję, że jeszcze się mimo wszystko zachwycę. Bo dwa i pół sezonu oglądałem z rozwartą japą i szczeną przy podłodze.
megoznik, właśnie opisałeś dokładnie moje przemyślenia na temat tego serialu. Od siebie dodam jeszcze to, że od kilkunastu odcinków mam wrażenie jakby twórcom skończyły się pomysły...