Serial który był moim absolutnym TOP 1, kończy się oglądaniem "na siłę" - ponieważ wypada doglądać. A ostatni odcinek to zakrawa już wogole w moim odczuciu na formę jakiegoś sabotażu...
Przecież równie dobrze taki Harold bądź Ivar mogli wcześniej poprzekrecać się np. poprzez nieszczęśliwy upadek z konia, efekt i tak byłby ten sam...
Ivar zaciukany jak więzień na spacerniaku, a król Harald podczas spacerku po lesie...
Hvitserk - płomienne obietnice o nieśmiertelności legendy Ivara, potem prośba o vikingowski pogrzeb brata, a zaraz potem jak mu trochę broda urosła akcja typu - a w pi..du z tym wszystkim zostaje chrześcijanem...
Akcja z Ubbe i jego wojaże - dobrze że dało się przewijać sceny na łodzi...
Nie wiem na czym stanęło - Indianie kazali się im zawijać z Ameryki?
No i Floki którego pojawienie się wniosło tylko tyle że wiemy iż mało co pamięta, czuję się smutny wewnętrznie oraz że generalnie to nie bardzo chce się wypowiadać na jakikolwiek temat.
Ta ostatnia scena - brakowało tylko żeby Floki rozpłynął się w powietrzu jak Joda w Star Wars....
O Kattegat szkoda wogole cokolwiek pisać , bo wyszło na to że po wielu latach ciągłych walk o władzę, finalnie trafia ona w ręce przypadkowej wiedźmy której prawą ręką zostaje jakąś służka (prawdopodobnie lesbijka)
Dobra kończę te moje smutki i żale...
Pozdrawiam