Początek drugiej części 5 sezonu przywitałam z dużą nadzieją, problem braku Kostnera w obsadzie rozwiązano w dość przewidywalny aczkolwiek zgrabny sposób, kolejne odcinki także zapowiadały spektakularny koniec. Tymczasem......
Beth zawsze deklarująca biznesowe podejście do rancza i tylko pod wpływem ojca walcząca o to, by mimo nie sprzyjających okoliczności i brak realnego dochodu nie sprzedać ani kawałeczka bez mrugnięcia okiem zgadza się na sprzedaż całej ziemi Duttonów za jakiś 1% jej wartości wodzowi Indian pozbawiając nie tylko siebie ale i rodzinę Kayce'ego dziedzictwa i ogromnej fortuny.
Ten ostatni pod wpływem pewnie swojej indiańskiej żony okrasza tę sprzedaż jeszcze słowami, ze sprzedaje ją za tyle za ile osadnicy przed laty ją od Indian kupowali. A potem upłynniwszy dziedzictwo ojca za jedyny milion idzie się popłakać, bo nagle poczuł się "wolny". Bo wcześniej galopując po największym ranczu Montany był boroczek jak w klatce. No widać, że nigdy nie mieszkał w zwykłym M3.
Jeśli przez cały serial próbowano przypodobać się rdzennym mieszkańcom Montany to zniszczono to dokumentnie jedną sceną. Po przybyciu Indian na ranczo aby je kompletnie rozebrać do cna, odprawiając przy tym rytualne śpiewy grupa młodych wbiega sobie ochoczo na cmentarz i jak na komendę zaczyna niszczyć płyty grobowe rodziny Duttonów. Tak po prostu. Bez jakiegokolwiek szacunku. Trudno w tym momencie zżymać się na określenie tych ludzi "dzikusami" bo dokładnie tak się zachowali. Banda zostaje dopiero powstrzymana przez prawą rękę wodza.
Generalnie ja wszystko jestem w stanie znieść ale taki brak logiki i czystego racjonalizmu w kończeniu seriali trudno mi przełknąć. Jedno jest pewne - John Dutton przewrócił się w grobie.
Nie wiem czy zwróciłaś uwagę na epicką walkę Beth i Jamiego, ta pierwsza wydawała dźwięki jak walcząca laleczka Chucky, a wielkie gadanie o zniszczeniu czarnej owcy skończyło się kosą w brzuch. Uważam, że to niesamowity twist serialu.
Ostatni odcinek niby dłuższy ale zleciał mi tak samo szybko jak poprzednie, ponad połowę musiałem przewinąć, taki był ciekawy.
Niestety serial od mniej więcej czwartego serialu zaczął cierpieć na brak pomysłów i zapychania scen widoczkami galopującego bydła na tle majestatycznych gór albo nic nie wnoszącymi do fabuły piknikami.
Ostatni odcinek też na to cierpi a ta zemsta na Jamie.... no cóż, też miałam nadzieję na więcej finezji w tym temacie. Oczekiwałam najpierw skompromitowanie go jako polityka i człowieka, odebrania mu tego na czym mu najbardziej zależało czyli władzy i poparcia ludzi a dopiero finalnie - śmierć.
Trochę szkoda, że nikt nie przysiadł wystarczająco długo nad scenariuszem tej 2 części 5-go sezonu, żeby zrehabilitować się po mega słabym 4 sezonie i nie najlepszym początku 5-ego. A już miałam nadzieję po szybciutkim pozbyciu się Summer. że akcja pójdzie w odpowiednim kierunku do końca. No ale niestety.....
Zasadniczo, psychopatka Beth zaszczuła przez 3 sezony Jamiego na tyle, że posunął się niechcący do zdrady pomimo udowodnienia swojej lojalności zabijajac uprzednio biologicznego ojca. Ta sama psychopatka nie widząc swojej roli jaką w tej wymuszonej zdradzie odegrała (racjonalnie bał się ze go ta psychopatka zabije) i ogarnięta nienawiścią za coś o co sama prosiła - aborcja (wynik tego ze całe zycie była szmatą) zabija go w finale. Żeby było śmieszniej niby wykształcona kobieta i przejmujaca upadajace firmy by je postawic na nogi nie umie przez kilkanascie lat wyprowadzic na dobrą droge swojej wlasnej rodzinnej firmy. Przedstawiony plan samodzielnej i przez to bardzo dochodowej sprzedaży miesa przez internet wzroem lepiej zarzadzanego rancza szybko upada i nigdy do niego nie wracają :) Zatem jedyny sensowny plan utrzymania rancza w całości a nie wyprzedaży ze bezcen przedstawił Jamie co wymagałoby jakięs kooperacji z lotniskiem, okrzykniety za to zdrajacą :) Finalnie sprzedają majątek wart kilkadziesiat mld dolarów za jakis mln :) No geniusze :) Jeszcze więksi geniusze, żyją w Montanie skoro w ogóle nie wybudziło w nich wątpliwości, że ich prokurator generalny po ogłoszeniu sledztwa w sprawie morderstwa gubernatora i swojego ojca wieczorem zostaje napadniety w swoim wlasnym domu i znika, rzekomo uprzednio bijąc siostrę ;)
Tak miało się stać, że ziemia Duttonów w ciągu siedmiu pokoleń powróci do pierwotnych właścicieli czy Rdzennych.
Nie wiem czy oglądałaś serial „1883”. W odcinku 10, kiedy Elsa zdaje sobie sprawę, że umrze prosi o wybranie miejsca pochówku. Przywódca Crow Spotted Eagle [Graham Greene] poleca dolinę zwaną „Paradise” na terytorium Montany, aby Duttonowie mogli się osiedlić, ale obiecuje, że jego ludzie odzyskają ziemię w ciągu siedmiu pokoleń.
I to się dzieje. W ostatnich scen finału piątego sezonu „Yellowstone: Life Is A Promise”, Elsa Dutton powraca jako narratorka, aby podsumować przyszłość rancza Yellowstone i jej związek z przepowiednią Spotted Eagle z końca „1883”.
Cała historia zatoczyła krąg. Ziemia powróciła do pierwotnych właścicieli. I John Dutton o tym wiedział.
Oglądałam całe uniwersum Sheridana, wiem o tych niuansach ale umówmy się - to dość idealistyczne i naiwne podejście do tematu. John Dutton walczył z Indianami i ich zakusami na jego ziemię, przez wszystkie sezony John i Wódz nazywali się wzajemnie wrogami i nie - nie sądzę, że tyle lat walki o utrzymanie tej ziemi miało mieć taki finał.
A nawet jeśli taki idealizm był w pierwotnym zamyśle twórców - choć uważam, że przed decyzją Costnera o wypisaniu się z projektu nikt nie brał tego pod uwagę - to postać Beth i jej opinia na temat rancza i jego przyszłości kompletnie mi się nie klei z decyzjami scenariusza.
Ja tylko wrzucę, że po licytacji rodzeństwo zarobiło 30 milionów, do tego milion ze sprzedaży i nie wydaje mi się, by mieli przymierać głodem.... A że Beth dała zgodę na sprzedaż ziemi Indianom? On wiedziała, że moment w którym mogli jeszcze coś zarobić minął ( zresztą powtarza to wielokrotnie w 5 sezonie) a choć umowna, to jednak sprzedaż rancza - to także "dopełnienie obietnicy złożonej ojcu" a kochała tego tatkę okrutnie i pewnie - tak ja to rozumiem- nie pozwoliła tym sposobem na zagarnięcie ziemi przez bogatych Amerykanów. Dla mnie to trzyma się kupy. Realizm pomieszany z sentymentem, romantyzmem i miłością - tak bywa w życiu. Dutton walczył z Indianami bo chciał całe ranczo przekazać dzieciom a konkretnie Tate`owi. On uważał, że być może kiedyś rdzenni przejmą jego ziemię, ale nie za jego życia, bo on na to nie pozwoli. I cóż, chichot historii i tak właśnie się stało. Mnie się podoba zamknięcie. Bardzo ludzkie.
Ja przypominam, że oprócz zachowania dziedzictwa celem Duttona było też zachowanie rancza w stanie naturalnym bez lotnisk, apartamentowców itp. Wielokrotnie to podkreślał. Jeśli to pierwsze było już absolutnie niemożliwe, to chociaż udało się zrealizować to drugie. Czy byłby z tego do końca zadowolony? Nie wiem, ale pewnie bardziej niż gdyby ranczo musiałoby zostać zlicytowane i podzielone. Przynajmniej w dużej mierze udało się zachować w ten sposób jego marzenie. Jego dzieci natomiast biedne nie są i sobie w życiu poradzą tak jak im się to podoba.
mnie najbardziej rozczarowała Beth, z rekina finansjery zmieniła się w nie wiem kogo, ogarniała papiery rancza, zmieniała jakieś fundusze a tu nagle podatek nie do przejścia, wiadoma ze musieli uciąć, ale średnio mi to leży, cze na spinoff z 6666