Mamy pierwszą połowę ostatniego sezonu, akcja toczy się swoim tempem, raz przyspiesza, raz zwalnia, ale z grubsza wcześniej znane wątki są kontynuowane, a historia jest opowiadana zgodnie ze znaną nam narracją. Aż tu nagle w ostatniej scenie finałowego odcinka widz dostaje obuchem w łeb, i dzieją się rzeczy, które wywracają cały porządek do góry nogami i zwiastują potężne trzęsienie ziemi w końcowej części sezonu. Brzmi znajomo?
Praktycznie od samego początku Better Call Saul wiadomym było, że jest to serial, który ma stanowić niejako hołd dla Breaking Bad - w końcu w przeważającej mierze widownia zasiadająca do BCS znała wcześniejsze losy ekipy z Albuquerque i okolic – tyle tylko, że często te podobieństwa są podobieństwami tylko z pozoru. Weźmy jako świeży przykład śmierć Howarda – gościa, którego postać budowana jest przez kilka sezonów, do którego widz czuje sympatię, a który to z uwagi na działania głównego bohatera traci swoje życie. Wypisz, wymaluj sytuacja Hanka z BB. Ale czy na pewno?
Różnic – i to istotnych – jest sporo. Po pierwsze – w przypadku BB, każda osoba, która znalazł się tego feralnego dnia na pustyni została sprowadzona tam przez Walta – pośrednio lub bezpośrednio. W przypadku BCS, o ile Kim i Jimmy zakładali i liczyli się z wizytą Howarda, to przecież w żaden sposób nie mogli kalkulować jego konfrontacji z Lalo. To prowadzi też do kolejnej istotnej różnicy – jakby to nie zabrzmiało, Hank zrobił wiele, aby znaleźć się w takiej a nie innej sytuacji, sam śledził Walta i de facto przyjazd na pustynię to była jego decyzja. Howard za to nie szukał żadnych konfliktów z Jimmym, i jego wizyta została niejako wymuszona przez takie a nie inne działania tego drugiego. Inaczej rzecz ujmując, Hank zginął, bo nadepnął Waltowi na odcisk, a Bogu ducha winien Howard znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.
Ale czy to znaczy, że Jimmy to jest ten dobry, ale pechowy, a Walt to zło wcielone? Niekoniecznie. Radzę jeszcze raz zwrócić uwagę na motywację obu postaci – Walt cały czas kierował się szeroko rozumianym dobrem rodziny, i o ile faktycznie w późniejszym okresie stała się to jedynie wymówką, to jednak w samych założeniach była to dosyć racjonalna pobudka do działania. Saul/Jimmy? Jego jedyna motywacja to czysta, wrodzona złośliwość i chęć uprzykrzenia – a wręcz zniszczenia – życia drugiemu człowiekowi, który absolutnie na taki los nie zasłużył. To w takim razie który z nich był tak naprawdę zły? Czy to Walter White zniszczył Saula Goodmana, a może jednak to Saul Goodman zdemoralizował i zniszczył Waltera White’a?
Końcowo trzeba też wspomnieć o relacji Jimmy/Kim, którą można porównać do relacji Walt/Jesse. Tutaj różnic jest więcej, natomiast – moim zdaniem, tak jak ktoś słusznie zauważył w innym temacie – śmierć Howarda, tak jak otrucie Brocka stanie się punktem zwrotnym relacji między Kim i Jimmy. Kim w końcu przejrzy na oczy, że takie "niewinne" zabawy najpierw doprowadziły do śmierci Chucka (o czym nie można zapominać), a teraz Howarda – przy czym w przypadku tego drugiego nie ma możliwości jakiegoś wewnętrznego szukania wymówek i racjonalizowania tego zdarzenia – nie ulega wątpliwości, że za jego śmierć odpowiada TYLKO Jimmy i Kim – zresztą Lalo dokonał w zasadzie formalności, wcześniej nasza zgrana parka doprowadziła do jego „śmierci cywilnej” czyli całkowitego zniszczenia życia zawodowego. Jak ten rozpad będzie wyglądać, czy przykładowo u Kim nie pojawi się syndrom sztokholmski i nie przejdzie na stronę Lalo – nie wiem, ale scenariusz gwałtownego rozpadu związku - w świetle tych podobieństw, o których wspomniałem - jest dla mnie najbardziej prawdopodobny.
Powyższe analizy są może trochę przedwczesne i zbyt daleko idące, ale jakoś naszło mnie na nie refleksje po wczorajszym odcinku. A dokładniej po jego ostatnich 5 minutach. Już kiedyś zresztą tak miał, cóż, Gilligan znowu to zrobił.
Myślę, że teraz w Kim włączy się przede wszystkim troska o ukochanego. Zrobi wszystko, bo będzie się bała o Jimmy'ego i wszystko inne zejdzie na dalszy plan (tym bardziej, że wiedziała od Mike'a, że Salamanca żyje). Te siedem odcinków to był jazda bez trzymanki – każdy epizod śledziłem z zapartym tchem. Ostatnie sześć musi, po prostu musi być the best, innej opcji nie widzę. Myślę, że akcja ostatecznie przyspieszy i jak to powiedział Mike: "Cokolwiek sobie wymyśliłeś, nic nie stanie się tak jak uważasz".