W ostatnich latach seriale nagle wyzbyły się kompleksów i wręcz zaczynają zagrażać
tradycyjnym filmom, tak podniósł się ich poziom, i to pod wieloma względami. Mamy tu bardzo
dobre, czasem wręcz świetne, scenariusze, zdjęcia, montaż i aktorstwo.
Wiele nowych seriali to wręcz klasa sama w sobie.
Ktoś, kto rozumie nowe(stare) medium, konsekwencje tego, że ma do dyspozycji kilkanaście około
półgodzinnych odcinków (zamiast godziny czy dwóch), co pozwala rozwijać, pogłębiać
psychologię postaci i budować sieć relacji pomiędzy nimi, a zarazem wie, że widz skłonny jest
do skakania po kanałach, wiec trzeba umieć go zatrzymać (niezbędna jest pomysłowość,
oryginalność i umiejętność sprawnego prowadzenia narracji) , zrobi dobry serial, zyska
oglądalność, popularność i, nieodłączną, kasę, nie zniżając się do tanich chwytów rodem z oper
mydlanych i brazylijskich tasiemców.
Twórcy "Zawód Amerykanin" czegoś najwyraźniej nie zrozumieli i spóźnili się na ekspres:(:(:(
Ich "dzieło" jest mułowate, czyli bez jaj i błysku w oku, aktorzy (odpicowani i uszminkowani) grają
"jak za dawnych dobrych lat", zdjęcia są banalne w stylu "wszystko widać"...
Szkoda tak dobrego pomysłu.
Może coś się zmieniło.
Oby.
Mnie znudziły już pierwsze odcinki, celebrowane i ciągnące się jak gluty z nosa (pocałunek w
samochodzie na trzy minuty i baaaardzo wiele banalnych, niepotrzebnych ujęć").
Nie tak się to teraz robi (vide choćby "Breaking Bad" czy nawet "Boardwalk Empire").
PS
I niech mi tu jakiś domorosły mądrala nie próbuje pisać, że nie mam prawa oceniać, jeśli nie
obejrzałem WSZYSTKICH odcinków od początku do końca.
Nie jestem... galernikiem i nie będę się mozolił w pocie czoła, tracąc czas, który mogę
przeznaczyć na naprawdę dobre filmy.
Ja obejrzałem na razie tylko pilota. I śmiem oceniać serial po pilocie. Nikt mi tego nie zabroni.
Rzecz wydaje się być mocno przeciętna. Momentami pretensjonalna, schematyczna i wręcz infantylna. Nie kończę swojej przygody z tym serialem na pilocie, dam mu jeszcze szansę, ale to mi nie pachnie arcydziełem. Ponad przeciętność to się chyba nie wybija, szczególnie na tle wielu innych współczesnych seriali.
Sceny walk z udziałem drobnej kobiety głupiutkie. Rozumiem, że są lata szkolenia, ale rozumiem też, że lata szkolenia nie z każdej drobnej dziewczyny uczynią mistrzynię olimpijską w siedmiu sztukach walki na raz. Nie mówiąc już o tym, że aby utrzymać złoto olimpijskie potrzebny jest nieustanny trening i praktyka na turniejach mistrzowskich.
W dodatku coś czuję, że umiejętności dwojga agentów KGB wykraczają poza sport olimpijski, bo zapewne oboje według scenarzystów mają też doktoraty z chemii, biologii, fizyki molekularnej, architektury, socjologii i budownictwa z zakresu gospodarki wodno-ściekowej. Oboje zapewne są też snajperami wyborowymi, mechanikami samochodowymi i licencjonowanymi nurkami głębinowymi, o umiejętnościach w dziedzinie wspinaczki skałkowej nie wspominając. Jeśli tak jest i jeśli się tak okaże, to ocena będzie musiała być zaniżona, bo to by oznaczało, że serial jest zwyczajnie durny, komiksowy i prostacko nielogiczny.
Niestety pilot nie wróży niczego wybitnego. Pozbyli się akcentu, choć nigdy wcześniej w USA nie przebywali? Naprawdę? To byłoby mistrzostwo świata w zakresie lingwistyki, a więc do tych wszystkich medali i doktoratów dodajemy kolejne światowej klasy osiągnięcie. Za dużo takich głupot, niestety.
Na razie daję 5/10 plasując to dokładnie w granicach przeciętnej, ale nie wiem czy nawet na to 5/10 ten serial zasługuje. Zasługuje?
Równie dobrze mogłem dać 5/10:):):)
Zgadzam się z Tobą całkowicie, choć... ja już nie dałem tej produkcji drugiej szansy i postanowiłem nie marnować na nią czasu.
Serial został zdruzgotany przez (naprawdę świetną) konkurencję.
Jejku, lista jest długa!:):):)
Pewnie zresztą większość znasz.
Co powiesz na "Breaking Bad"?
Bardzo "ostra jazda bez trzymank"i, ale też bez tandety.
Zrealizowany wręcz koncertowo, a bohaterowie mają nawet pogłębioną psychologię:):):)
Oczywiscie Breaking Bad znam. Obecnie ogladam brytyjski The Fall z Gillian Anderson i jestem ogromnie usatysfakcjonowany.
Też widziałem. Też trzymał poziom.
No i właśnie, jak tu oceniać The Americans na tle naprawdę dobrych seriali?
No jak ocenić?
Nisko:):):)
PS
Ty pewnie widziałeś wszystko, więc tylko pro forma zapytam o "Deadwood" i ""Carnivale".
Deadwood znam (moja ocena 7/10) , Carnivale nie znam.
Jedynym nowożytnym serialem, któremu dałem ocenę 10/10 jest The Wire. Jednak ostatnimi czasy pojawiło się wiele seriali, jeśli nie wybitnych czy wręcz epokowych, to przynajmniej bardzo dobrych.
Boss otrzymał ode mnie 9/10, ale niestety ten serial nigdy nie będzie miał zakończenia. Miał zbyt niską oglądalność.
9/10 dałem też Generation Kill.
Ponadto za bardzo dobre (8/10) uznałem:
Fargo
Black Sails
True Detective
Top of the Lakes
Utopia
Black Mirror
The Shadow Line
Breaking Bad
Game of Thrones
Dotyczy to seriali produkowanych w ciągu ostatnich 10 lat.
Obok tego jest całkiem sporo seriali dobrych, które oceniłem na 7/10. Z pewnością lepszych niż to co widziałem w długim pilocie The Americans.
P.S. z seriali dobrych (7/10) mogę polecić
Ray Donovan
Broadchurch
Outlander
Peaky Blinders
Penny Dreadful
The Leftovers
The Shield
Justified
Ripper Street
The Killing
House of Cards
Podobały mi się też na swój sposób popularne seriale:
The Walking Dead
Homeland
mimo, że są nierówne i momentami naprawdę głupie.
No, przywaliłeś mnie górą informacji!:):):)
"The Wire" niestety nie znam, na "The Fall" pewnie się nie skuszę, bo to raczej nie moja "bajka" (także dosłownie:):):))
Moim ostatnim rozczarowaniem był "Knick".
Mam wielki sentyment do "Gry o tron" (choć serial nieco się... rozłazi - to jednak jego perwersyjna uroda) i wściekam się, ze co rok muszę czekać przez (!!!) rok na nową serię.
"The Killing"oceniam wyżej - to bardzo dobry, bez efekciarstwa" serial.
"House of Cards" oglądałem z przyjemnością, z szacunkiem, ale jednak mnie nie "kupił" (to jednak lata świetlne bliżej ideały, niż "Zawód Amerykanin").
"Carnivale" było wyjątkowo oryginalną produkcją (polecam), niestety zostało zatrzaśnięte i dociśnięte na siłę kolanem, bo, mimo licznych wielbicieli, nie zgromadziło wystarczająco szerokiej widowni.
"The Walking Dead" mogło bawić na początku, ale to jednak dno i tandeta (całkiem nielogiczne założenie, a potem jest tylko gorzej).
Za absolutne serialowe arcydzieło uznaję "House MD".
Tyle w biegu.
PS
Czy mi się wydaje, czy całkiem pominąłeś seriale wojenne.
"Drużyna braci", "Pacyfik"...
Nie, żebym zaraz wpadł w zachwyt, ale to całkiem dobre, ciekawe przedsięwzięcia.
Chciałem ograniczyć się do ostatnich 10 lat.
Band of Brothers oceniłem na 7/10.
Pacific na 6.
Może masz rację co do The Walking Dead, ale jednak coś mnie przy tym serialu trzyma. Jest nierówny. Debilizmy przeplata sekwencjami wręcz wysmakowanymi realizacyjnie. I dla tych sekwencji to oglądam. Zazwyczaj w tym serialu podoba mi się to, co się nie podoba jego tzw. psychofanom.
House of Cards pewnie oceniłbym pozytywniej, gdybym wcześniej nie widział Bossa. HoC przy Bossie wydaje się być wtórny, płytszy psychologicznie i ogólnie fabularnie mniej przekonujący.
The Fall to serial kryminalny, ale taki nowobrytyjski, a więc kładący duży nacisk na drobiazgowe rozrysowanie psychologii postaci. Niekiedy sam szkic postaci jest tu ważniejszy od szkicu fabuły. Podoba mi się to.
Drugi sezon mnie zaskoczył w dwójnasób. Na początku in minus, bo myślałem, że osiadł na mieliźnie i niewiele ma mi już do zaoferowania. A od połowy sezonu in plus, bo pokierowany został w taką stronę, której się nie spodziewałem. A jeśli serial tego kalibru mnie zaskakuje, to znaczy, że jest naprawdę dobrze.
Kreacja pani Gillian Anderson godna zauważenia. Całkiem nieźle Amerykance z Illinois przychodzi mówienie z angielskim akcentem. Nietuzinkowo pokazana postać seryjnego mordercy. W zasadzie słowo "nietuzinkowy" opisuje cały ten serial.
To co mam za złe The Fall to, że nie wykorzystał okazji do sportretowania Belfastu i jego specyfiki kulturowej, politycznej i społecznej. Można to było wpleść do tej opowieści.
Generalnie to jednak bardzo dobra, moim zdaniem, rzecz.
Gdy więc natykam się na schematyczne The Americans to zastanawiam się co ma mi ta produkcja do zaoferowania, gdy wokół mnóstwo wartościowszych dzieł?
Tak a propos The Fall trochę mi się kojarzy z The Killing. Nie twierdzę, że to to samo, to tylko skojarzenie dwóch kryminalnych tytułów. Do tego skojarzenia dorzuciłbym Broadchurch i Top of the Lake.
Z tego co piszesz wynika, że musi istnieć podobieństwo między "The Fall" i "The Killing", a ten serial cenię właśnie za drobiazgową, subtelna analizę psychologiczna postaci, nie za napie.dalajacą do przodu akcję (tej za wiele nie ma).
Prawdziwą "jazdę po bandzie" pokazali twórcy "Breaking Bad", za co ich zresztą cenię (ale także za to, że nie zaniedbali psychologii).
W "The Killing" jest nawet odcinek "Głową w mur" w którym śledztwo nie posuwa się ani o włos.
I co?
I dobrze jest, bo i tak mamy co oglądać - skupiamy się na bohaterach.
Dlaczego więc powiedziałeś, że The Fall to nie Twoja bajka, skoro to jest wypisz wymaluj serial dla Ciebie?
Nie lubię kina "onirycznego", a tym mi to pachnie.
Film jest snem (z natury) i... nie musi udawać snu:):):)
Nie, to nie jest film oniryczny. Ani psychodeliczny. Bardziej dramat psychologiczny w sztafażu kryminału. Do Belfastu przyjeżdża z Londynu wysoki funkcjonariusz policyjny by przejąć śledztwo w sprawie seryjnego mordercy. Funkcjonariusza tego gra Gillian Anderson. Wyniosła, momentami oschła, profesjonalna, wprowadza nowe porządki.
Tempo opowieści jest powolne. Istotne są relacje pomiędzy postaciami oraz ich psychologiczny opis, który pozwala nam zrozumieć złożone motywy ich postępowania. Dla wielu ten serial jest niestrawny, właśnie dlatego, że według nich jest zbyt wolny, bez fajerwerków, bez pościgów i strzelanin. Powoli wnikamy w psychikę zarówno pani komisarz, jak i seryjnego mordercy...
Zaciekawiasz mnie:):):)
O "The Americans" zaś nawet gadać nie warto.
Oglądać też.
The Killing jest amerykańsko-kanadyjski, ale ma swój europejski pierwowzór. I ten pierwiastek europejski jest tam jakby odczuwalny. The Fall to ta sama kategoria i nie mówię tylko o kategorii gatunkowej (kryminał), ale też o sposobie podejścia do konstrukcji postaci i do budowania tzw. klimatu opowieści.
Podobnie jest w brytyjskim Broadchurch, który będzie miał swój amerykański remake.
Top of the Lake to z kolei koprodukcja nowozelandzko-australijsko-brytyjsko-amerykańska w reżyserii Jane Campion, z istotną rolą Holly Hunter. Odbiega trochę od pozostałych wymienionych pozycji, bo wkomponowuje element mistyki, tak charakterystyczny dla twórczości Jane Campion ("Fortepian" z Holly Hunter). Podoba mi się ten styl, ale wiem, że nie każdemu może przypaść do gustu.
Dodatkowo dochodzi aspekt osobisty, bo przeżyłem w NZ wiele miłych chwil, więc gdy widzę te znajome pejzaże Południowej Wyspy, to chyba zatracam obiektywizm.
Australia ma bardzo dobra kinematografie i jest prawdziwa wylęgarnią talentów filmowych (reżyserskich, aktorskich). Bardzo mnie cieszy, że Nowa Zelandia też weszła do gry i to w bardzo dobrym stylu.
wybacz, ale Breaking Bad miało sceny przeciągnięte jeszcze bardziej. Nie mniej to arcydzieło serialowe (mówię o BB). Więc tego bym się nie czepiał. Może raczej zbyt słabo budowane napięcie, które kazało oglądać odcinki BB jeden po drugim, a tu nieco kuleje...
Ważne jest, jak się "przeciąga". Jeśli scena jest, nazwijmy to, esencjonalna, to nie ma problemu, bo utrzymuje uwagę i napięcie. Gorzej, kiedy jest pusta i płytka, a to przypadłość serialu "Zawód Amerykanin".
PS
Nie mam cierpliwości czekać na kolejne odcinki (na "Grę o tron czekam, a potem znów będę musiał czekać:(:(:(:() więc zawsze oglądam hurtem. Dzięki temu nie giną mi tez różne niuanse i relacje (o których przez tydzień się zapomina). Niestety takie oglądanie obnaża też mielizny.
no mielizny w The Americans wyłażą i niekiedy schematy serialowe stosowane są bez głębszej refleksji, i to widać. Czyli trochę od sztampy. Druga rzecz to drobne braki logiki, albo inaczej - zbyt zero-jedynkowe myślenie. Jak zaginął agent FBI to od razu wiadomo że KGB go ma. A skąd to wiadomo? przecież mogło być 100 innych przyczyn niepojawienia się w pracy. Słabo z logiką. Zbyt prosto.
Nie mniej jednak sam temat jest bardzo ciekawy (przynajmniej dla mnie), dobra gra aktorska (choć dialogi czasem kuleją) i przekonujące odwzorowanie lat 80. Za to plus. Póki co dociągnąłem do 10 odcinka pierwszej serii, chyba ciągnę dalej. A potem czeka Fargo. - to już lepsza rzecz.
To rzeczywiście doskonały pomysł na serial, ale, jak powiedziałeś: "Słabo z logiką. Zbyt prosto". Szkoda, że tak dobry potencjał się marnuje.
Niestety (na szczęście!) konkurencja znacznie podniosła poprzeczkę i byle co już nas nie zadowoli.
"Fargo" jest znacznie lepsze.
Też miałam takie odczucie po pilocie, ale nie wiem czy to wina serialu, czy lektora. Mam wrażenie, że gdyby czytał to ktoś inny, to serial wydawałby się bardziej współczesny. Nie wiem jak jest dalej, ale póki co wydaje się ciekawy