PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=611264}
8,6 33 169
ocen
8,6 10 1 33169
The Elder Scrolls V: Skyrim
powrót do forum gry The Elder Scrolls V: Skyrim

Witam serdecznie wszystkich w tę późną zimową porę i bez owijania w bawełnę
przechodzę do konkretów ;)

Do Skyrima podchodziłem z dużą dozą rezerwy, po tym jak dość mocno odbiłem się od
Obliviona, lecz ku własnemu zdziwieniu gra na samym początku wydała mi się
zadziwiająco dobra - epickie batalie ze smokami, ogromny, rozbudowany świat,
podejmowanie ważnych, wpływających na rozgrywkę decyzji, ciekawa fabuła, wyraziste
postacie - po prostu idealne RPG. Niestety po początkowym zachwycie i kilkunastu
rozegranych godzinach uświadomiłem sobie, że gra opisywana w recenzjach jako
"idealna" nie istnieje. I nie chodzi tutaj o bugi, które nie pozwoliły mi ukończyć gry bez
tyldy i magicznych komend czy znikającego konia ;)

Przede wszystkim pierwszy i największy zarzut - Smoki. Spodziewałem się tutaj
EPICKICH BITEW, przygotowań, doborze odpowiedniego ekwipunku, taktyki. Myślałem,
że smok będzie najsilniejszym przeciwnikiem, którego trudno będzie ubić posiadając
nawet bardzo dobrze wyszkoloną postać. Myślałem, że gdy przemierzając śnieżne
pustkowia Skyrim usłyszę zew tej bestii, będę drżał i szukał dobrej kryjówki, a gdy po
wielu godzinach gry ubiję potwora wrzucę o tym film na youtube. Jak jest w
rzeczywistości? Pierwszy smok, może i zdjął mojemu magowi połowę życia, lecz drugi
nawet nie drasnął. Naprawdę śmieszy mnie to, że trudniej zabić tygrysa szablozębnego
niż smoka. W siedzi krążą filmy jak ludzie zabijają je DWOMA / TRZEMA strzałami z łuku.
Ktoś powie może, że bardzo rozwinięta postać - W parę godzin idzie taką zrobić. I
zaznaczam, że nie bawiłem się w żadne craftingi, alchemie. Odnoszę wrażenie, że gra
zrobiona jest dla dzieci, które wszystko chcą mieć na "hita". No i w trailerze gry zamiast
tego smoka powinna być grupa nekromantów, albo trzy - cztery lodowe trolle bo tylko to w
moim przypadku stanowiło wyzwanie (tzn zdarzyło mi się paść raz albo dwa).

Po drugie - zerowa fabuła. Nagle nasza bezimienna postać okazuje się jakimś super
smoczym dziecięciem, które ma ocalić świat, a może tego dokonać czyszcząc kilka
lochów z duagrami i ewentualnie pobiegać parę godzin w tam i z powrotem. Zero decyzji
tylko używanie wszystkich dostępnych opcji dialogowych. Żadnych wyrazistych postaci,
tandetny wątek główny, a wątki frakcji to już dosłownie śmiech na sali. Po pięciu misjach
u Towarzyszy nieznany typ staje się heroldem i arcyważną postacią. Po jednej misji
zresztą zostaje wprowadzony do "kręgu". No tak, by zostać wtajemniczonym wystarczy
wyczyścić jeden loch i zanieść kowalowi broń kolegi.

Jak już jestem przy frakcjach - Gromowładni i "oblężenie" miasta. Ulfrik wspomina coś,
że rozstawia swoje LEGIONY pod Białą Grań. Te Legiony to w istocie pięciu idiotów
naparzających się z innymi pięcioma idiotami pod murami. Bardziej to przypomina jakąś
ustawkę kiboli pod stadionem niż faktyczne oblężenie. Tak myślałem, że to będzie jakaś
batalia w stylu Władcy Pierścieni, dokładnie drugiej części.

Mikro skala wszystkiego. Wybaczcie, że nie pamiętam imion niektórych postaci ;). Gość, z
którym jedziemy na początku wozem gada, że kochał dziewczynę z tego miasta. Z jakiego
miasta ja pytam? Gwiazda Zaranna - 6 domów + kuźnia kowala to miasto? Biała Grań
jeszcze dość się prezentuje, jednak reszta to zwykle parę chałup przy drodze + gospoda.
Wszystkie te "miasta" są mikroskopijne. Nie lepiej było by zrobić dwóch, a konkretnych?
Nie pragnę wcale rozmachu z takiego Assassins Creeda. Wystarczy troszeczkę
autentyczności ;)

Zróżnicowanie lokacji i potworów też nie powala. Rozumiem, że gra toczy się w "zimowej"
prowincji, ale krajobrazy są wszędzie niemalże identyczne. Zapadła mi w pamięć jedynie
lokacja z górami lodowymi, gdzieś niedaleko zimowej twierdzy. Wszystkie lochy są takie
same i sprawiają wrażenie wygenerowanych losowo (może tak naprawdę jest?).
Maszakry do zabicia - Duagry, Duagry, Duagry, Lepsze Duagry, Pająki, Duży Pająk,
Duagry, Duagry, Duagry, OH SWEET JESUS SZKIELET!, Duagry, Duagry, Najlepszy
Duagr. Ewentualnie - Bandyta, Bandyta, Bandyta Łucznik, Bandyta Mag, Bandyta,
Bandyta, Wódz Bandyta. Poza lochami zresztą ciężko spotkać cokolwiek. Łażę w kółko
dziesięć minut i jeden królik. Ja rozumiem, że te Duagry nie muszą być wszędzie, ale
niech chociaż zwykłych zwierząt będzie więcej, bo ten świat jest martwy.

Skalowanie - Główny wątek mogę przejść tak samo na 1 jaki i 20 lvlu. Będę robił misje
dla frakcji, będę miał 50 lvl, Deadryczną zbroję a gość z rzemieniowym setem zrobi
wszystko jeszcze szybciej ode mnie, bo przywołuje żywiołaka ognia co mu zabija duagry
:)

I kilka randomowych pytań - Czy w tej grze istnieje coś takiego jak strzelanie z
wyprzedzeniem? Czemu Muiri była zainteresowana mrocznym elfem z tak obrzydliwą
mordą? Dlaczego wszystko jest tu tak dziecinne (ta chwała "Sithisowi" - kto wymyśla te
imiona?).

Wiem, że nie wygarnąłem tej grze wszystkiego, mimo to nie uważam, że jest jakoś
szczególnie słaba - otwarty, przyzwoitej wielkości świat i sandboxowość może cieszyć.
Nie czepiam się grafiki ani zbyt drewnianych animacji, bo jakoś nie miało to dla mnie
większego znaczenia (nie zmienia to faktu, że BN'i mają animację jak kłody drewna). Gra
może cieszyć na samym początku, wtedy jeszcze stanowi wyzwanie, potem jest coraz
gorzej. Jeśli mam wystawić ocenę, przyznaję mocne 5. Ew. 6 jeśli nie oceniać jej jako
RPG a średniowieczne GTA :)

Jeśli ktoś uzna mnie tu za trolla - trudno. Ponoć każdy ma prawo wygłaszać swoją
opinię...

wolekk

Wykłócac mi się nie bardzo chce, bo nie bardzo jest też o co. Nie będe teraz rozwlekać wszystkich zadań i wszystkich stowarzyszeń, z którymi miałam styczność. Podajmy za przykład Akademie: (Uwaga, Spoilery)

1. Przybycie na Akademie, otrzymanie pokoju, wyruszenie na pierwszą lekcje - Myślę sobie: Fajnie, uniwersyteckie klimaty, może być ciekawie. Gdzie tam. Do podziemii Saarhal!
2. W podziemiach ambitne zadanie: Znajdź śmieci, które kompas pokazuje Ci na mapie. Faaajnie. Znalazłam - Niespodzianka, tajne przejście! Oczywiście dalej w podziemia, hop, zabij kilka draugów i innych kreatur i posłuchaj troche profesorka, a potem idź dalej, dla odmiany zabić kilka draugów. Po drodze "Zagadka" na poziomie ni mniej, ni więcej 6 klasy podstawówki. Na końcu znajdujemy wielką kule dyskotekową i wracamy poinformować arcymaga o znalezisku.
3. Informujemy Arcymaga, dostajemy kostur i zostajemy wysłani do Orka-bibliotekarza, 5 minut, szybkie opcje dialogowe, Ork wysyła nas - no gdzie, gdzie? - Do kolejnych podziemii żeby odzyskać księgi, które wykradł jakiś chłystek.
4. Podziemia, podziemia, magowie, podziemia, wampiry, Chłystek, podziemia, zaklinaczka, księgi.
5. Wracamy, oddajemy księgi, toczymy zatrzymaną w czasie rozmowe z tajemniczym mnichem, ktory wysyła nas tropem "Natchnionego".
6. Pytamy chwile po twierdzy, gdzie jest natchniony? Ano oczywiście w podziemiach, czegoś się spodziewała?
7. No to idziemy w te nieszczęsne podziemia, a to draug, a to upiór, ogółem nic nowego. Jest i natchniony. A więc mamy zgarnąć laske magnusa aby móc kontrolować oko magnusa. Chyba nie muszę wspominać, gdzie szukać?
8. No to kolejne podziemia. Idziemy, walczymy, idziemy, podziwiamy jakże nowe dla nas krajobrazy. Oto jest. "Zagadka", bardziej upierdliwa, niż trudna, bo o co się rozchodzi idzie się domyślić, gorzej z czekaniem aż po 20stu uderzeniach ogniem i lodem w lusterka, ustawią się one tak, aby jakiekolwiek manipulacje sufitem miały w ogóle sens. Miodzio.

Itd, etc. Sporym wyjątkiem jest Mroczne Bractwo, które chyba zawsze miało najciekawsze questy. Acz nawet w gildii złodziei dodano głupawe zadania z bieganiem po kolejnej jaskini aby kogoś tam dopaść/coś tam zrobić i zajmują one o wiele więcej czasu niż zajęcia, które teoretycznie u złodziei powinny być priorytetem. Nie wiem czemu to może służyć, może po za nienaturalnym przedłużeniem czasu gry.

(A zdaje się miałam się nie rozwlekać.. ;) )

ocenił(a) grę na 10
Innoame

Akurat w akademii nie wiem czy dla wygody ale sporo pominąłeś, bo właśnie po podanej przez Ciebie zagadce jest najlepsza cześć chaina, atak na miasto (kiepski bo kiepski), podziemie, które jest właśnie fabularnie ciekawe (ma cutscenki, przechodząc całe odsłuchujemy tajemniczy głos, dowiadujemy sie co działo sie z poprzednią ekipą) itp itd. Oczywiście biegnąć ile sił przegapi sie to, ale jednak tam jest.
Co do pozostalych wątków:
Bractwo trzyma poziom ciekawe questy, motywy itp. Oczywiście zadania nie sa zaskończeniem, ale też cieżko czego innego sie spodziewać.
Wśród gilgii złodziei mamy ciekawsze i mniej ciekawe questy, które można rozwiązać z przemocą bądź bez. Ogółem źle nie jest.
Mamy najemników z motywem lykantropii i przemianą w niego co daje pod koniec również ciekawe questy (niby w podziemiach itp ale z fajnymi dodatkami)
Mamy Cesarstwo i Stormcloaków gdzie mamy okazje zwiedzać grupowo świat, oblegać miasto itp.
Do tego jest jeszcze gildia bardów. Wampiryzm (ze specjalnym chainem na leczenie ewentualne, zmianą postrzegania postaci przez wszystkie postaci i wiele innych), dochodzą do tego nieliniowe questy poboczne (poszukiwanie mordercy, wyjaśnienie tajemnicy spalonego domu i sporo innych) oraz takie gdzie sami wybieramy jak sie skończą (spora cześć daedrycznych).
W Skyrimie to właśnie wątki poboczne stanowią wiekszą cześć otoczki fabularnej (ba wspomniany przez Ciebie Thalmor nie jest taki niezrobiony jak Ci sie wydaje, po prostu by rozwiązać całość musisz wykonać 3 poboczne chainy gdzie z każdego dowiesz sie troche).
Główną zaletą Skyrima jest otwartość świata, grywalność, grafika i muzyka, sposób rozwoju postaci. Co prawda wątek główny jest krótki i całkowicie liniowy (co nie zmienia faktu, że nie jest nieciekawy), czy nie ma wielkiej ilości dialogów (na które zwykle nie ma sie żadnego wpływu i tylko słucha co mówią postacie np w obecnym bioware).
Jakby Tes3 był czymś pośrednim miedzy złożonością i stopniem skomplikowania Morrowinda, a grywalnością Skyrima to powstałoby niesamowite rpg.

ocenił(a) grę na 7
torhan

"Oczywiście, ponieważ to zupełnie inne gry, np F1 i 2 to zupełnie inna gra , niż F3."
- więc dlaczego do @#$%^^&*(**(T% nazywa się Fallout.


Hmm.. Zatem.. czemu Duke Nukem 3D, wspaniały, kultowy shooter nazywał się Duke Nukem, skoro jedynka i dwójka to były platformówki? Czemu seria Legacy of Kain, wywodząca się z izometrycznego erpega/slashera logicznego stała się grą zręcznościowo-logiczną zachowując swoją nazwę?

I ostatecznie - czemu Warhammer 40k Dawn of War jest strategią a WH 40k Fire Warrior jest shooterem, nie wspominając o tym, czym jest WH 40k Space Marine, podczas gdy oryginalny Warhammer 40k był bitewniakiem figurkowym? I powstały też papierowe erpegi czterdziestkowe!

Mała podpowiedź - Początki tytułów gier często biorą się od nazwy serii niezależnie od gatunku. Fallout 3 pomimo tego, że nie jest izometrycznym arcydziełem sprzed lat wciąż jest osadzony w realiach Fallouta. Ergo - Fallout w nazwie.

ocenił(a) grę na 5
Rejan22

Co nie oznacza że należy tak jak człowiek wyżej to robił, oceniać te gry w innych kategoriach. Tak jak już nieraz pisałem F3 to nie najgorsza gra, ale w porównaniu do F1&2 to DNO! Jeżeli po kilku latach nagle powstaje kolejna część serii to nie tylko można, ale trzeba porównywać i oceniać ją przez pryzmat poprzednich części.

ocenił(a) grę na 7
torhan

Po części się zgodzę, a po części nie. Otóż widzisz - Fallouty 1 i 2 to stare gry i klasyki rpg. Trójkę możesz jako-tako porównać tylko z jednego powodu - bo to Fallout. Ale to inny gatunek gry. Zważ też na fakt, że nowego filmu nie ocenia się zwykle na podstawie starych dzieł. Nie oceniamy Sherlocka Holmesa z Downeyem Jr pod kątem starych filmów/seriali. Kto z oceniających nowe filmy o Bondzie z Craigiem(który to, swoją drogą, całkowicie mi nie pasuje do tej roli) porównuje je do filmów z Connerym czy z najbardziej mi pasującym audiwizualnie do tej roli Brosnanem?

Można gry oceniać pod kątem ich poprzedniczek ale pamiętajmy też, by ocenić je pod kątem konkurencji. Gry wychodzące dzisiaj nie umywają się do tych sprzed piętnastu lat. Powinniśmy wszystkim dawać oceny 4 i mniejsze?

ocenił(a) grę na 5
Rejan22

Też się z zgodzę tylko po części, przykłady filmów które wymieniłeś są niezbyt dobre, gdyż James Bond i Sherlock Holmes to temat rzeka, kinowe seriale, więc nie ma sensu porównywać ich ze sobą, bo jedyne co je łączy to główny bohater, który był już grany przez kilku aktorów. Porównywanie świata gier do świata filmów też nie jest dobre, gdyż żądzą się one zupełnie innymi prawami. Sequel gry, robiony przez tą samą firmę w tych samych latach co oryginał zazwyczaj jest równie dobry lub nawet lepszy niż oryginał, z filmami jest dokładnie odwrotnie, na palcach można by wyliczyć udane sequele.

"Zważ też na fakt, że nowego filmu nie ocenia się zwykle na podstawie starych dzieł."
- jeżeli jest to remake, albo zagraniczna wersja oryginalnego filmu, to jak najbardziej się ocenia na podstawie oryginału.

"Powinniśmy wszystkim dawać oceny 4 i mniejsze?"
- nie, ale nie powinniśmy ich również oceniać na 10, bo na to nie zasługują. Ci co oceniają Skyrima na 10 powinni zapoznać się z definicją słowa arcydzieło.

ocenił(a) grę na 7
torhan

Z tymi nowymi filmami chodziło mi o niezwiązane z serią. Ale o tym nie da się dyskutować 'uczciwie', bo są różne poglądy. Jedni oceniają całościowo, inni oceniają porównawczo, jeszcze inni zaś pod kątem tego, jak wielkie wrażenie wywarł na nich dany film tudzież gra po ukończeniu, co też nie jest 'złym' rodzajem oceny.

Pytanie zatem brzmi: czy oceniać pod kątem całokształtu kinematografii, czy 'epoki' w której film wyszedł? Bardzo ważnym jest mieć wiedzę na temat filmów z przestrzeni lat, ale trzeba też umieć odciąć się od tego i ocenić film jako osobne dzieło.

Przykładem idealnym jest nowy The Thing, ten prequel. Film jest naprawdę dobry ale dostał obrzydliwie wręcz niskie noty za to, że nie dorównuje wersji Carpentera. I teraz czy on zasłużył na tak niskie noty, bo tamten był o tyle lepszy, czy powinien dostać uczciwą notę za to, że sam w sobie jest dobrym filmem? Każdy ma inne kryteria oceniania.

Nie chcę, by ktoś mnie posądził o świętokradztwo ale przyznam szczerze, że o ile uważam stare dobre filmy za kanon, prekursorów i arcydzieła, to one, bardzo często zresztą, były dalekie od ideału. Czasem się przyłapuję na tym, że zarówno ja jak i wielu ludzi mocno idealizują starsze, kultowe dzieła zapominając, że wtedy prawdopodobnie nie dostawałyby takich ocen, jak teraz. Ile filmów źle się przyjęło w dacie swojej premiery ale zostały potem uznane za arcydzieła i prekursorów gatunku? Mówię teraz o ostatnich trzydziestu latach ubiegłego wieku w kinematografii.

Oczywiście była cała kupa świetnych filmów, które się przyjęły jak ciepłe bułeczki i dalej są tak wysoko cenione, ale jest ich naprawdę mało.

ocenił(a) grę na 5
Rejan22

"Pytanie zatem brzmi: czy oceniać pod kątem całokształtu kinematografii, czy 'epoki' w której film wyszedł?"
- nie widzę sensu oceniania filmów pod kątem "epoki", ja oceniam każdy filmy jako osobny twór, starając się zachować przy tym przynajmniej odrobinę obiektywizmu. Nawet jeśli film mi się podobał to nie oceniam go wysoko jeżeli jest niepotrzebnym remakiem, wtórnym sequelem, bezczelną zżynką wątków z innego filmu, czy też np: upłyconą amerykańską wersją koreańskiego filmu (Infiltracja).
Ocenianie filmów pod kątem całokształtu kinematografii jest natomiast technicznie niewykonalne. Wychowałem się na filmach z lat 90, teraz nadrabiam zaległości i obejrzałem już w życiu baaardzo wiele filmów, ale wciąż są jeszcze klasyki, których nie widziałem lub oglądałem tak dawno że niewiele pamiętam.

Jeśli chodzi o nowy The Thing, to nie oglądałem, gdyż strasznie nie podoba mi się moda na prequele, w dodatku podobno film nie wnosi nic nowego do dzieła Carpentera więc (pomijając kwestię mamony) po co go kręcić?

W przypadku gier widać ogromną przepaść, gry z ostatnich kilku lat są znacznie gorsze od tych z przełomu XX i XXI wieku. Filmy jednak nie mają takiego spadku jakościowego, były gorsze i lepsze lata, ale kicz i tandeta zawsze szły w parze z wartościowymi dziełami. Współcześnie produkuje się więcej szmiry, tylko dlatego że są większe możliwości, komputerowe efekty specjalne są znacznie tańsze i prostsze do zrealizowania od tradycyjnych.

Rozumiem że Skyrim jest wyjątkowo nieciekawą grą i ciężko jest dyskutować na jej temat, można tylko krytykować:), więc zbaczanie z tematu tej gry jest w tym wątku dość popularne, ale dyskusja na temat filmów to już lekka przesada:)

ocenił(a) grę na 7
torhan

Bardziej myślałem o tym jako o operowaniu nawiązaniami do innych dzieł, nie tylko z zakresu gier komputerowych. Co do The Thing.. uważaj, by nie przegiąć z tym "podobno nic nie wnosi", bo się okaże, że coraz mniej filmów będziesz oglądać. Mnie na przykład bardzo ciekawiło to, jak wyglądały losy norweskiej bazy. Carpenter pokazał nam tylko zgliszcza, ruiny, topór i Larsa, który został zastrzelony. To, że większość dzisiejszych sequeli/prequeli jest raczej kiepska nie znaczy, że wszystkie się powinno skreślać. Ty brzmisz, jakbyś nie podchodził już z otwartym umysłem do filmów. Zamiast tego masz wykształcony schemat eliminacji i domniemanych cech negatywnych, którymi eliminujesz rzeczy czasem nawet dobre.

Nie chcę brzmieć jakbym tu Ciebie obrażał, broń Boże. Chyba staram się zwrócić Tobie uwagę na błędy takiego myślenia po kulturalnemu.

Skyrim ma parę dużych zalet, ale skreśla ją jedna wada(a jeszcze ma ich trochę) - jest to gra na konsolę. Robiona pod konsolę. Pod mentalność konsolowych graczy. I pod ich wymagania względem fabuły(byle by coś się działo). O ile nie kochałem Obliviona(jest to 'fairly good game' ze świetnie zaś napisanym DLC - Shivering Isles), o tyle uważam, że był lepszy. Wszystko poza mechaniką i grafą było w nim lepsze. I o ile grafa jest dużo ładniejsza(ale nie bez paru modów) w Skyrim, o tyle mechanikę usprawnili tak nieznacznie, że sztab developerów chyba spędził nad tym max jeden dzień.

ocenił(a) grę na 5
Rejan22

Myślę że trochę przesadzasz, jeżeli daruje sobie parę sequeli/prequeli/remaków to nie oznacza że nie będę miał czego oglądać. W samym tylko Hollywood produkuje się 500 filmów rocznie. Zawsze znajdzie się coś ciekawego, trzeba tylko dobrze poszukać:), bo w nowoczesnych "super" kinach to można sobie obejrzeć jeno transformersy.

Prawie wszystkie współczesne superprodukcje ze świata gier są robione przede wszystkim na konsole. Wersje na PC zazwyczaj wychodzą z opóźnieniem (nawet półrocznym) albo i w ogóle, nawet nowy Wiesiek jest potwornie konsolowy, mimo iż najpierw wyszedł na PC.

ocenił(a) grę na 7
torhan

Dlatego ja teraz marnuję godziny na Anno 2070. Przyjemne, ze śliczną grafiką i rozmachem. Autosave'y ustawione co piętnaście minut zdają się wyskakiwać co chwileczkę. Pożera czas ale, przyznam, daje satysfakcję, co się rzadko zdarza w grach komputerowych. Wyszedł mod kit do Skyrimu.. za jakiś miesiąc znowu zainstaluję i zobaczę co ciekawego ludzie natworzyli. Do niczego innego ta gra się nie nadaje po jednym, dwóch przejściach w sumie.. byłoby to normalne dla wielu gier gdyby nie fakt, że tą się przechodzi w chwilkę.

ocenił(a) grę na 7
LatajoncaKrowa

*spoiler*

I tak oto Dovahkiin, Dragonborn, bohater, który uwolnił świat od przepowiedzianej dawno temu apokalipsy, pogromca Alduina, pierworodnego i najpotężniejszego spośród dzieci Akatosha.. ten, który wyzwolił Skyrim spod jarzma skorumpowanego, umierającego Imperium(albo ten, który doprowadził do połączenia obu tych krain pozbywając się uzurpatora i jego rebeliantów, zapewniając wszystkim dobrobyt i szanse w walce z zagrożeniami z zewnątrz), przewodnik dzielnych Companionów i bohater wszech czasów wchodząc do Solitude słyszy od pierwszego napotkanego strażnika tekst w stylu "Trzymaj swoje złodziejskie łapska przy sobie!" tudzież "Nie rób nic głupiego, nordzie!"

Kocham to, jak nikły wpływ ma ukończenie wątku głównego/uratowanie świata na to, jak postrzegają Cię eNPeCe. Czasem któryś walnie tekst o tym, żeś Dragonborn czy podziękuje za uratowanie świata, ale poza tym, to traktują Cię jak losowego przybłędę.. który nomen omen biega w najwymyślniejszej zbroi, mając na twarzy starożytną maskę emanującą wręcz magią.

Ogólnie pomimo tych błędów lubię Skyrim w ten sam sposób, co GTA i inne gry Bethesdy - fabuła, którą można przejść ze dwa razy, kilka wątków pobocznych typu Companions i.. baza do zabawy modami. Fajny sandbox do chodzenia i zwiedzania świata. Spodziewałem się więcej skandynawskich klimatów a dostałem typowego Obliviona przeniesionego na północ. In fact - częściej przyłapuję się na tym, że Oblivion miał fajniejsze miniwątki poboczne. Skyrim to gra na konsole a ja na swoim PS3 nie spędzam tyle czasu, co przed PeCetem.

Rejan22

Skyrim niestety ma mocno niewykorzystany potencjał. Ciekaw jestem jak wygląda sprawa z ewentualnym edytorem gry: tworzenie misji, ustawianie dialogów etc. Mało to oryginalne, ale moim zdaniem dobrym pomysłem byłoby stworzenie w Skyrimowej oprawie tytuły sprzed np 15 laty, które już wizualnie nie wytrzymują próby czasu za to zazwyczaj mają świetną warstwę fabularną: Baldur's Gate, Torment, Icewind Dale czy w inne nie wspominając ile można zrobić nowatorskich projektów: kontynuacja wątku jakim jest konflikt między Cesarstwem i Thalmorem(możliwość kontynuacji lub stworzenia nowej postaci) albo poruszyć w ciekawy sposób zmartwychwstanie smoków.

ocenił(a) grę na 7
Jaq87

To jest jak najbardziej możliwe technicznie, by stworzyć takie coś. Skyrim opiera się o praktycznie ten sam edytor i silnik, co Oblivion czy Fallouty Bethesdowe. Jest kupa modów do tych gier(no, póki co mało do Skyrimu), dodających nowe lokacje, nowe questy, ba - do Obva powstały nawet totalne konwersje zmieniające całkowicie świat gry, fabułę itd.

Jest tylko jeden problem - stabilność gry. Produkty Bethesdy są wysoce modyfikowalne dzięki sposobowi pakowania i wykorzystywania archiwów, do których można łatwo podrzucić dowolne pliki. Ale niestety są bardzo mało stabilne, gdy modyfikacje ważą dużo tudzież wymagają od gry więcej, niż podstaw. Możesz zrobić wspaniały świat z nową mapą, NPCami, questami itd, do którego będzie można podróżować ze Skyrim ale jest bardzo duża szansa, że gra zacznie crashować regularnie co paręnaście minut(Fallout 3 robił to i bez modów). No i używając archiwów z innych modów(np chciałbyś wprowadzić pancerze czy broń z fajnego moda), to musiałbyś się przyglądać, czy nie konfliktuje z niczym w grze, bo inaczej sypnie się. A czasem jest tak, że wszystko pasuje i działa a tu nagle jakiś plik psuje całego moda, bo wykrzacza archiwa/jest niekompatybilny z jakimś elementem i efekty będą się wahały od latających wykrzykników, przez braki tekstur po crashe albo w ogóle nieodpalenie gry.

Ale jest to możliwe, jeśli się jest zdeterminowanym i ma zespół modderów, którzy by Ci pomagali. Kolejnym problemem jest to, że mody często nie działają pod polską wersją i trzeba grać i tworzyć po ingliszu. Polacy zwykle mają z tym problem. ,)

Rejan22

Ja nie widzę problemów z modami. W F3 rzeczywiście na PL niektóre nie odpalały, ale w Sky jeszcze takiego nie znalazłem, coby nie poszedł.

Nie ma sensu ta dyskusja. Po prostu niektórzy sobie coś wbiją do głowy (że najlepsze jest F1, F2, czy Morrowind) i będą się tego trzymali uparcie. Tak, jak Innoame kilka postów wyżej trzyma się uparcie podziemi. Grałem kupę czasu, a niewiele lochów/jaskiń zwiedziłem, więcej objectów na powierzchni.

Patrzący przez pryzmat gier z epoki kamienia łupanego potrafią widzieć tylko to, co wtedy było ważne, czyli fabułę. Poza fabułą tamte gry nic w sobie nie miały. Ciekawe, że krytycy stanowią w ogóle graczy zapewne jakiś ułamek promila, a Skyrim, podobnie jak F3 i Oblivion w sprzedaży przebijają wszystkie tytuły danego roku. Już pisałem wcześniej, to tak, jak wyborcy JKM twierdzą, że naród składa się w 99 procentach z idiotów, bo tylko 1 procent mądrze głosuje (na Korwina).

ocenił(a) grę na 7
wolekk

"Poza fabułą tamte gry nic w sobie nie miały."

Mylisz się, bo nierzadko miały też przystępne sterowanie, piękną grafikę na tamte czasy, itd.

Ale to też kwestia priorytetów, bo dla mnie na przykład fabuła w RPG-ach jest 10 razy ważniejsza od wszystkich innych czynników razem wziętych

"Ciekawe, że krytycy stanowią w ogóle graczy zapewne jakiś ułamek promila, a Skyrim, podobnie jak F3 i Oblivion w sprzedaży przebijają wszystkie tytuły danego roku."

No wiesz, tutaj akurat Twoja ocena jest nieco niesprawiedliwa, no bo co mają gracze zrobić? Zbojkotować wszystkie obecne gry? Znasz powiedzenie: "na bezrybiu i rak rybą" (czy coś takiego ;p) - ci starsi gracze nie będą przecież w kółko grać w starsze gry, a młodsi niestety w dużej części nie znają starszych arcydzieł, albo poznają je za późno i przyzwyczajają się do uproszczonych gierek.

Na marginesie powiem, że i tak lubię sobie w Skyrima zagrać.

ocenił(a) grę na 7
wolekk

"Patrzący przez pryzmat gier z epoki kamienia łupanego potrafią widzieć tylko to, co wtedy było ważne, czyli fabułę. Poza fabułą tamte gry nic w sobie nie miały."

I beg you to differ. Ile czasu wymagało ukończenie Falloutów 1 i 2? A Baldur's Gate'y? A dylogia Icewind Dale? I jakoś cały ten czas się siedziało i grało. Gra wciągała, była niebywale grywalna i ciekawa. Miała dobrą mechanikę i wymagała od gracza znajomości swoich taktyk i umiejętności. Oczywiście, nowe gry też wymagają znajomości tej drugiej rzeczy, ale tych umiejętności zwykle jest ze trzy w dzisiejszych czasach. Jak już wspomniałeś - fabuła. Fabuła fabułą, jest dobra ale patrz ile wątków pobocznych(rozbudowanych bardziej, niż główny w Skyrim) miała każda z tych gier. Nie mów mi, że te gry miały TYLKO fabułę, bo to Skyrim ma TYLKO grafikę.

Stare erpegi były jak książki. Zanurzałeś się w epickie przygody postaci. Nowe erpegi zaś to krótkie opowiadanka sprzedawane w cenie pełnoprawnej książki, bo wydali je na lansiarskim papierze kredowym i w twardej okładce.

ocenił(a) grę na 5
wolekk

Wolekk weź się w końcu ogarnij i przestań wypisywać jedne i te same pożałowania godne "argumenty" typu sprzedaż, na które już Ci odpisywałem i albo pogódź się z tym że Skyrim jest kolejnym przeciętnym produktem Bethesdy, albo wyślij się i przynajmniej spróbuj odeprzeć jeden z bardzo wielu zarzutów wobec tej gry, jakie padły już w tym temacie.

ocenił(a) grę na 9
torhan

Odpiszę może niekoniecznie na temat, ale co tam. Podobają mi się Twoje argumenty i może pokrótce napiszę jak to wygląda u mnie.

W Skyrima przegrałam jakieś 90 godzin (nie ukończyłam). Liczyłam na powtórkę z Morrowinda, w którego potrafiłam grać intensywnie przez całe wakacje, siadając za każdym razem z taką samą przyjemnością. Niestety, przy Skyrim w pewnym momencie po prostu przestało mi się chcieć. Myślałam, że dostanę białej gorączki robiąc X questa pt. "idź do jaskini, wybij draugry, weź jakąś durną tarczę, wróć". Pomyślałam, że wątki gildii czy main quest będą dużo lepsze. Nieźle się zawiodłam, bo polegały w gruncie rzeczy na tym samym, z tą jedną różnicą że w powyższym schemacie pojawiało się jeszcze "zabij jakiegoś maga". Nie jestem w stanie przywołać jakichś ciekawych, wymagających, wciągających questów. Wszystko jest na jedno kopyto - co z tego, że twórcy chwalili się jakie te lokacje są niepowtarzalne i wyjątkowe, skoro dzieje się w nich to samo. W pewnym momencie pomyślałam, że może źle poprowadziłam rozgrywkę i dlatego mnie znużyła (za dużo pobocznych, nieznaczących questów). Potem jednak zdałam sobie sprawę, że ta "idealna" gra powinna bawić mnie wtedy gdy robię na szybko MQ, ale także kiedy rozgryzam grę powoli, wchodząc do każdej lokacji i zaglądając do każdego pojemnika.

Myślę jednak, że to co napisałam wyżej jest już chyba powtórzeniem wcześniejszych zarzutów w tym temacie, bardziej jednak zaciekawiło mnie porównanie Bioware do Bethesdy i to tutaj się z Tobą zgadzam.
Jestem właśnie w trakcie ME3. Doskonale widać, że to w gruncie rzeczy podobna konwencja i zamysł co w 2 poprzednich częściach, jednak kupuję je całkowicie. Co najlepsze - to wcale nie umiejętności marketingowców z Bioware powodują, że rozkoszuję się tym samym schematem 3. raz. To akcja, bohaterowie, dialogi, klimat. Do gry zwyczajnie chce mi się wracać po raz n-ty. Przechodząc finał ME2 po raz kolejny czułam emocje jak przy 1. razie, mimo że podjęłam praktycznie takie same decyzje. Świetne jest także to, że nawet te wolniejsze momenty (rozmowy na Normandii, włóczenie się po Cytadeli) to wciąż ciekawa sprawa. Tak jak gdzieś napisałeś - czujemy konsekwencje każdego wyboru, czynu. Bioware już trochę przesadza z DLC itp, jednak wciąż zapewniają świetną rozrywkę, która przy okazji skłania do myślenia.

Nigdy nie zestawiałam Bethesdy z Bioware, jednak robiąc to teraz widzę ogromną przepaść jakościową. Bethesda okazuje się być zwyczajnie nudnym, ubogim kuzynem. Moim faworytem od nich jest Morrowind, zaraz obok F:NV (bardziej za formę). Bethesda daje otwarty świat, mnóstwo pozornej swobody, jednak oprócz tego nie potrafi zaciekawić. O ile lepszy byłby Skyrim, gdyby zamiast stawiania na wielki świat, skupiono się na fabule która utrzyma mnie przy monitorze. A co dostaliśmy? Nieciekawe miasta (z którego jedynie imho Pęknina dawała radę), takie same lokacje (karczmy w mniejszych wioskach), głupie poziomy potworów (smok załatwiany w pół minuty, mamut czy gigant w 5 czy 10...), małe możliwości (np. transportowe). Bohater był bezpłciowy. Naprawdę, po jakiejś 70h grania przestało mnie interesować czy Dovahkiin umrze, przeżyje, nauczy się takiego czy innego krzyku. Nie czułam konsekwencji żadnego wyboru, to była trochę bezsensowna młócka. Pominę już błędy typowo techniczne, jak np. problem z teksturami, albo niestabilność gier z tego studia (F3 przeszłam po niesamowitej ilości bluzgów - gra zaliczała freeze po kilku minutach grania, mimo porządnego kompa).

Wielu graczy narzeka na to jak krótkie są gry. Podsumowując temat wolę jednak zagrać w intensywnego, emocjonującego ME i przejść go w krótkim czasie, niż w rozwlekłego i nieciekawego Skyrima. Pierwsze odczucie było jak u większości - łał, zachwyt, 10/10 itp. Po wielu godzinach zmieniło się to w znudzenie i po pewnym czasie wolałam latać po mapie i szukać klejnotów Barenziah czy winogron Jazbay (chyba łażenie po świecie i oglądanie widoków zajęło mi tyle godzin) zamiast po raz kolejny iść do kolejnej z rzędu identycznej jaskini. Szkoda, bo naprawdę liczyłam na ładniejszego, nowszego i ulepszonego Morrowinda.

ocenił(a) grę na 9
Flantrenite

Wypowiedź powyżej była pisana po pobieżnym przejrzeniu Twoich postów, teraz wczytuję się w całą dyskusję i widzę, że w wielu miejscach powtarzam to co napisałeś, ciekawe. Nie chce mi się teraz tego poprawiać, sorry, ale widać że wkurzyły nas te same rzeczy :P

ocenił(a) grę na 5
Flantrenite

Spoko, krytyki tej gry nigdy za wiele, gdyż Skyrim jest niewątpliwie jedną z najbardziej przereklamowanych gier ostatnich lat. W sumie to praktycznie w pełni się zgadzamy, mógłbym się podpisać pod wszystkim co napisałaś, z tą drobną różnicą, że ja jakoś, nigdy nie pograłem za bardzo w Morrowinda. W tamtych czasach miałem ograniczony dostęp do komputera, więc zdecydowanie wolałem pograć w klasyki RPG w rzucie izometrycznym.

Skyrim jest niestety pod każdym względem nieciekawy, weźmy na przykład wspomniane przez Ciebie kamienie Barenziah (Spojler? - fabuła w tej grze jest tak żałosna, że nie wiem czy w ogóle warto używać słowa spojler). Też postanowiłem je wszystkie odszukać, gdyż nie dało się wywalić ich z ekwipunku, co mnie potwornie irytowało, poza tym naiwnie liczyłem, że skoro uczciwe znalezienie ich graniczy z cudem (ja zainstalowałem moda, który zdradzał położenie klejnotów:)) to po skompletowaniu wszystkich, musi się wydarzyć coś ciekawego. Niestety w nagrodę dostałem jakiś tam zabugowany profit, który w ogóle się nie pojawił w "karcie postaci", a koronę Barenziah zabrała gildia złodziei. Super!
Te kamienie nie są bynajmniej wyjątkiem, questy w Skyrim nie mają ciekawej fabuły, często w ogóle nie mają fabuły, nie dostajemy za nie żadnych PDków, ani żadnej wyjątkowej nagrody, więc po co je w ogóle wykonywać?, a jeśli zadamy sobie takie pytanie, to równie dobrze możemy sobie zadać inne pytanie: po co w ogóle grać w Skyrim?

Pisałaś że jesteś w trakcie przechodzenia ME3, jeśli jeszcze nie skończyłaś to dam Ci dobrą radę, nie śpiesz się. Ustaw sobie najwyższy poziom trudności, zaglądaj w każdy kąt, bo wierz mi że nie chcesz oglądać zakończenia. Twórcy zapowiadają że mają je "poprawić" w najbliższym DLC, więc podejrzewam że od początku to był celowy zamysł marketingowy. BioWare zawsze tworzyło dobre gry, robiliby jednak jeszcze lepsze, gdyby nie przyssali się do nich bezwzględni chciwcy z EA, ale nawet z tymi palantami na karku, BioWare jest jedną z najlepszych firm na rynku, rozwiązania techniczne ich gier mogą pozostawiać wiele do życzenia, ale fabuła, klimat i dialogi zawsze stoją na wysokim poziomie i za to im chwała.

"F3 przeszłam po niesamowitej ilości bluzgów - gra zaliczała freeze po kilku minutach grania, mimo porządnego kompa"
- ten problem akurat dało się rozwiązać, gra zamrażała się dlatego że pierwotne ustawienia niebyły przystosowane do wielordzeniowych procesorów, wystarczyło przestawić kilka wartości w pliku "ini" i problem znikał, w takich przypadkach zawsze warto zapytać o radę wujka...

ocenił(a) grę na 9
torhan

Zacznę od końca - oczywiście że zasięgnęłam porady wujka, zmieniałam plik ini, jednak mimo wszystko gra freezowała... Udało mi się ją jakoś dokończyć (choć nie wiem czy można tak to nazwać, bo zakończenie było FATALNE), ale nawet po zmianach w plikach gry ciągle coś się działo. No nic, przynajmniej wiem że nie warto do niej wracać :P

Tak, ja w gruncie rzeczy zaczęłam je zbierać z tego samego powodu. Zawsze rozbrajało mnie to, że niby jest to taki drogocenny klejnot, a leży sobie gdzieś luzem, chamsko błyszcząc na szafce czy stoliku nocnym. Cierpliwie zebrałam chyba ze 20. O nagrodzie wiedziałam wcześniej, więc to trochę zniechęciło mnie do dalszych poszukiwań, z drugiej zaś strony nie wiedziałam co zrobić z tymi kamieniami w ekwipunku. Cholera, miałam 2 domy, a mimo wszystko musiałam nosić tony niepotrzebnego złomu "bo tak". A propos błędów - u mnie praktycznie wszystkie questy u Towarzyszy to jeden wielki bug. Nowe zadania musiałam wywoływać z konsoli, bo Aela czy Vilkas okazywali się być nieinteraktywni, a o wczytaniu wcześniejszego save'a nie było mowy, bo musiałabym powtarzać np. 5h gry. Ok, na pewno można jakoś to poprawić, zmienić, zainstalować moda czy pathe, jednak nie po to wydałam 130 złotych, żeby dostać zwyczajnie wybrakowany produkt.

Kolejne dobre stwierdzenie. Nagrody pieniężne to była jakaś kpina (za zrobienie "super epickiej" misji dla jarla - 500 sztuk złota, za przyniesienie jakiejś laski dzianemu magowi - 5000...), PD jak wspomniałeś nie było w normalnym znaczeniu. Nie wiem po co kombinowali, ale czasem gra sprowadzała się do bezmyślnego craftingu byle jakoś zdobyć poziom.

Absolutnie się nie śpieszę :) Akurat granie w którąkolwiek część ME sprawia mi mnóstwo frajdy i chętnie biorę się za każdy quest. O zakończeniu nie wiem nic, bo nie chcę zniszczyć sobie zabawy, jednak widziałam opinie, że nie spełnia oczekiwań. Trochę mnie to smuci, choć z drugiej strony nigdy nie miałam jakichś szczególnych wyobrażeń na temat zakończenia serii.

Nie znam się na zawiłościach biznesowych i nie jestem w stanie powiedzieć np. czym byłoby Bioware bez EA. Widać jednak, że EA jest ciągle mało - natłukli mnóstwo kasy na Simsach, NfS, MoH czy Battlefield, ale wciąż chcą więcej i więcej. To przykre, bo o ile jestem w stanie przełknąć wszystkie DLC do ME (bo grę bezwarunkowo uwielbiam), tak raczej nie spojrzę przychylnie na inne produkcje od nich i prędzej je ściągnę niż kupię oryginał.
Już wracając do Morrowinda - tam tekstury były okropne, mechanika walki była dziwna (na początkowych poziomach nawet centralne walenie w przeciwnika nie zadawało obrażeń) ale gra była niesamowicie wciągająca. Podobnie dzieje się z ME - może nie w takim stopniu i nie przeszkadza to w rozgrywce (dla mnie nie liczy się np. perfekcyjne dopracowanie modeli postaci), ale klimatem i fabułą wynagradza wszystko. W Skyrim nie dość że nie poprawiono strony technicznej, to na dodatek kompletnie olano fabułę, ale przynajmniej udało się sprzedać średniaka w pięknej otoczce, ku zadowoleniu rzeczy zatwardziałych RPGowców którzy nawet nie widzą że w RPG tak naprawdę nie grają.

ocenił(a) grę na 5
Flantrenite

Cóż w kwestii Skyrima już nie mam chyba nic do dodania. Oczywiście można by mnożyć niemal w nieskończoność:) przykłady idiotyzmów tej gry, ale nie ma to większego sensu.

Zakończenie psuedo-Fallouta 3 niewątpliwie było fatalne, ale przynajmniej było, w przypadku ME3, nie wiem czy to "coś" zaprezentowane pod koniec rozgrywki można nazwać zakończeniem, to raczej żart, tylko niestety nieśmieszny. Czuję trochę żal, choć przy ME3 spędziłem wiele godzin, świetnie się bawiąc, to ostatecznie jestem rozczarowany. A szkoda, myślałem że będę długo przeżywał tę przygodę i wielokrotnie do niej wracał, a tak po skończeniu od razu chciałem to odinstalować, ale stwierdziłem że poczekam jeszcze na to p... DLC i coś czuję że nie będę miał ochoty za nie zapłacić:)

ocenił(a) grę na 10
torhan

Skończ wreszcie ten hejt na gry Bethesdy bo mam wrażenie że leczysz kompleksy.

ocenił(a) grę na 5
Gazpacho

A Ty skończ wreszcie ten trolling i napisz coś konstruktywnego.

ocenił(a) grę na 10
torhan

Chcesz to pokażę Ci co to prawdziwy trolling bo jak na razie Ty nieudolnie trollujesz Skyrima.

ocenił(a) grę na 5
Gazpacho

Nie wysilaj się, już mi pokazałeś prawdziwy trolling.

ocenił(a) grę na 10
torhan

Super, ale już nie raz inny troll mi gratulował odnotuję to w moim notesie.
Szkoda mi czasu na hejtera

ocenił(a) grę na 8
LatajoncaKrowa

Mnie najbardziej nie podoba się to że osiągając wysoki poziom jestem jakby w trybie god mode.Mam taki pancerz że stoję pół dnia kiedy całe miasto mnie naparza i specjalnie dużo się nie dzieje.Jeden cios i śmierć większości wrogów nawet smoki po jednym strzale padają .Co to ma być .Walka na miecze zwykłą naparzanina.Nie tego się spodziewłem.Magia jest w porządku Szkoda że nie ma kuszy.Mogliby dać system różnych obrażeń dla wroga .Kto może przeżyć przeszycie czaszki strzałą.Mogliby dodać możliwość odcięcia kończyn nie tylko wykańczając tylko jak to ma miejsce w dead island przynajmniej dla nieumarłych .Możliwość kopnięcia wroga .Mogliby również dopracować skradanie się .Najfajniej jakby dali możliwość obrania przynajmniej dwóch dróg.Strona zła i dobra.Wiem zę gra i tak jest rozbudowana ale w kolejnych dodatkach mogłyby być jakieś takie możliwości.Ogólnie oceniam grę bardzo wysoko bo jako jedna z nielicznych przykuła moją uwagę na dłużej niż pół godziny.Jej masywny świat zróżnicowanie misji wspaniała grafika przemawiają na plus .Niestety mam nieodparte wrażenie że gra czerpie garściami z poprzednich tytułów twórców.

ocenił(a) grę na 10
LatajoncaKrowa

1. Rozbudowana walka

Wprowadzenie dual-wieldingu działającego na różnych płaszczyznach w oparciu o rozmaite konfiguracje oręża bądź czarów, da nam pokaźne pole do popisu. Dwa ostrza? Ostrze + czar? Tarcza + ostrze? Dwa czary? Why not? Niczym nie skrępowani, będziemy mogli postawić na ofensywę (np. miecz i topór), konkret ofensywę (coś two-handed), defensywę (np. buława + tarcza), drogę battlemage’a (miecz + czar) lub ubermaga, która to dzięki połączeniu czaru z lewej dłoni z zaklęciem w prawej – da nam potężniejszą wersję np. kuli ognia. Jak widzimy, będzie czym się bawić i eksperymentować. Im więcej opcji unicestwiania i konfiguracji narzędzi w tym pomagających – tym lepiej i ciekawiej. Czuję, że będzie smacznie, czuję że będzie satysfakcjonująco. Wreszcie dostanę swoją stylówę!


2. Rozbudowany rozwój

Specjalizacje, drzewka, atrybuty, umiejętności, nagrody, trofea i osiągnięcia. Esencja gier fabularnych, motor działań i mobilizacja. Rozwijamy się dzięki awansowaniu, używaniu danej umiejętności lub broni i pokonywaniu oponentów. W kwestii tych ostatnich, genialnym urozmaiceniem całego systemu i motywu „kolejnego poziomu!” będą pochłaniane smocze okrzyki uzyskiwane na drodze anihilacji wymienionych, skrzydlatych gadów. Owe darcie mordy wyposaży w ogniowy oddech nawet zakutego w zbroję typowego tanka. Miły, klimatyczny dodatek. Implementacja Falloutowych Perków to kolejny powód do radochy. Teraz wybiorę ten, potem wahaczę tamten. Mniam. Lubię gdy za wszystko co robię jestem jakoś wynagradzany. Nie musi to być gratyfikacja finansowa czy rzeczowa. Styknie nowa umiejętność czy owy okrzyk i perk, które same w sobie przyczynią się do tego, że będzie się chciało grać dalej, rozwijać coś dłużej.


3. Poprawiona perspektywa

Nigdy nie czułem erpegów w perspektywie FPP. Zawsze wolałem podziwiać jak wygląda moja postać, jak prezentują się na niej nałożone elementy zbroi czy dzierżona broń. Jak się porusza, jak walczy, jak ciosów unika. W Oblivionie jak i ostatnich Falloutach pod tym względem było bardzo średnio (kwestię poprawiły dopiero odpowiednie mody). To, co zobaczyłem na wczorajszej prezencji gameplaya na E3 – bardzo mnie w tej materii uspokoiło. Postać w perspektywie TPP porusza się naturalnie, walczy przekonująco, widać, że trochę dźwiga i dysponuje niemałą siłą. Fajnie.


4. Rozbudowany świat

125 000 mil kwadratowych powierzchni wirtualnej plus ok. 300 godzin gameplaya. Cyfry pieszczą oko i powalają ilością zer. Pierwsze dadzą nam potężny teatr działań pod rozkoszną eksplorację, drugie wykastrują obawę o krótką rozgrywkę. Oczywiście jedno przekłada się na drugie, jednak biorąc pod uwagę nieprzewidywalne zachowania np. smoków, reakcje NPC-tów na nasze poczynania, niesztampowe questy, żyjące swoim życiem miasteczka – nudno i monotonnie być nie powinno. Pokazują to trailery, uspokajają materiały prasowe.Gdzie dzięki swobodzie działania, długości gry, różnorodności jej świata i odwiedzanych miejsc poczujemy i uświadomimy sobie ”Kurcze, to był dobry zakup”…

ocenił(a) grę na 6
Bzzommbo

1. Rozbudowana walka
Rozbudowana? Fakt, że można w dwie ręce dać różne czary, broń/tarczę nie oznacza od razu, że system walki jest rozbudowany, bo jest tak samo schematyczny jak w poprzednich częściach TES, przy czym tym razem możesz bić zarówno jak i prawą ręką lub "przytrzymać czar". Zwykłe klikanie myszką w stronę wroga, nic więcej. System walki w tym przypadku może być ciekawy lub intuicyjny, ale na pewno nie rozbudowany.

2. Rozbudowany rozwój
Drzewka fajne, perki także, ale przez to, że umiejętności rozwijamy używając ich szybko i prosto nabijamy większość z nich do maksymalnego poziomu, nie ruszając się z miejsca. Smocze krzyki to tylko czasowe limitowane czary - naprawdę nie wiem co w tym takiego nadzwyczaj interesującego. W naprawdę wielu grach PRG, akcji czy nawet strzelaniach mamy moce które możemy używać co pewien czas.

3. Poprawiona perspektywa
Ta, a fakt że centrum obrotu kamery jest na wysokości brzucha naszej postaci to Ci nie przeszkadza? Animacje też pozostawiają wiele do życzenia. Naprawdę wolę już grać na widoku z pierwszej osoby (nawet jeśli na wszystkich muszę patrzeć z dołu - dlaczego?) niż widzieć jak moja postać co chwilę wchodzi w skały, lub części jego ciała przechodzą przez ekwipunek.

4. Rozbudowany świat
Znów to określenie rozbudowany (znasz jakieś inne?). Ogromny by lepiej pasowało. Świat jest może i duży, ale strasznie pusty i monotonny. Na dodatek gra sukcesywnie demotywuje do zwiedzania go. Nie ma zupełnego sensu wchodzenie do jakiegokolwiek podziemia bo i tak nic tam nie znajdę poza poziomowanymi potworami oraz również losowymi przedmiotami. W Morowindzie praktycznie każdy loch miał jakąś historię lub zawierał jakiś ciekawy przedmiot, nawet wiele artefaktów można było znaleźć tylko i wyłącznie zwiedzając na własną rękę podziemia, które także nie były liniowe.W Skyrim zwiedzanie jakiegokolwiek lochu czy ruin wygląda tak: Wchodzisz, idziesz prostą ścieżką, od czasu do czasu zabijasz dreughi i omijasz jedną, dwie dobrze widoczne pułapki. Dzięki znacznikowi wiesz gdzie jest koniec więc w inne odnogi jaskini nawet się nie zagłębiasz (bo i po co? po jakieś poziomowane śmieci), w ostatniej jaskini pokonujesz bosa i zabierasz skarb (czyli kolejne losowe przedmioty dostępne w każdym innym miejscu) po otwierasz skrót i szybko wychodzisz na powierzchnię. Za pierwszym razem może to i jest ciekawe, ale za dziesiątym, dwudziestym nuży i wręcz wkurza - a zdecydowane ilość zadań na tym polega. Nawet w strasznie hejtowanym Oblivionie była masa ciekawych zadań nie ograniczających się zabijania losowych potworków w podziemiach.

ocenił(a) grę na 10
Robert10203

Ale spójrz tylko na oceny : Filmweb 9,1/10
1UP.com 10/10
Gram.pl 9/10
CDAction 10/10
IGN 9,5/10
Game informer 9,5/10
GRY - OnLine 10/10

W dodatku wiele ludzi na youtube , game - blogach , forach ta gra jest oceniana bardzo wysoko .
Oto recenzja z jednej strony :
Mało jest perełek na rynku, a istne diamenty trafiają się niezwykle rzadko. Skyrim jest dowodem na to, że wciąż powstają wspaniałe i potwornie grywalne produkcje!
- Kochanie, nie widziałaś gdzieś mojego kilofa?
- Zostawiłeś za pierwszym wyłomem po prawej stronie, na beczce.
- O! A mówią, że kobiety się do niczego nie nadają.

Podsłuchawszy tę rozmowę, oczywiście niechcący, udałem się w wiadome miejsce niespiesznym, aczkolwiek zdecydowanym krokiem. Faktycznie – kilof leżał dokładnie w miejscu, które wskazała kobieta. Głównym minerałem występującym w tej kopalni był corundum – niezbędny do wytwarzania niesłychanie twardych, aczkolwiek lekkich i zielonkawych w barwie szklanych elementów ekwipunku. Nazwa jest bardzo myląca i nie ma żadnego związku z wytrzymałością materiału, który to jest lekko przezroczysty i to pewnie tej cesze zawdzięcza swoją nazwę. Po chwili roboty byłem właścicielem kilku rud owego materiału. Nie pozostało teraz nic innego tylko przetopić je w stop (zwany malachitem), z którego następnie spróbujemy wyrzeźbić jakiś ciekawy kawałek odzienia!

Kowalem byłem zacnym, no bo kimże byłby Dunmer, gdyby sam nie potrafił zadbać o swój ekwipunek. Na ludzi nie ma co liczyć. My, Mroczne Elfy, od zawsze byliśmy traktowani z dystansem, jednak nikt nie raczył ujmować nam mistrzostwa w sztuce fechtunku, chyba że pragnął przedwcześnie zakończyć żywot. Kontakty z ludźmi utrzymywaliśmy z czystej konieczności – kupić, sprzedać, zaciągnąć się do pracy.

Jako rzekłem, tako się udałem w stronę najbliższego kowala, który użyczył mi swojej pracowni. Dorzuciwszy jeszcze kilka innych materiałów i korzystając ze swoich niemałych zdolności, w krótkim czasie stałem się właścicielem nowej zbroi! Jej lekkość była niewiarygodna – nie był to co prawda mithril, ale również i tę zbroję – szklaną – można było wygodnie nosić. W dodatku nie krępowała ruchów, przez co nie spowalniała mnie ani w drodze ani w walce. Przydatna rzecz w tej niegościnnej krainie. Lekka zbroja ma jeszcze jedną ciekawą cechę, która wespół z moimi zdolnościami pozostawania niezauważonym sprawia, że poruszam się prawie bezszelestnie. Oczywiście, wpływ na to ma między innymi prędkość ruchów czy oświetlenie, ale nie zmienia to faktu, że w ciężkiej zbroi byłbym słyszalny z odległości kilkudziesięciu metrów. Za to tak opancerzony czułbym się bezpieczniej w bezpośrednim starciu. Ale cóż, coś za coś, jak to mówią.

"Magów jednak darzę ogromnym szacunkiem – na swojej drodze spotkałem już niejednego, który napsuł mi dużo krwi. Trzymają oponentów na dystans, chronią się za magicznymi ścianami, potężnymi naklęciami wytrącają ekwipunek z dłoni, nie mówiąc już o czarach czysto ofensywnych – lodowych pociskach, kulach ognia czy powalających błyskawicach."
Za młodu, jak każdy Mroczny Elf, szkolony byłem w sztuce wykorzystywania magii destrukcji, a konkretnie magii ognia. Przyznaję jednak, że generalnie nie jestem zwolennikiem czarów – używam ich raczej jako wspomagaczy – leczę się (z marnym skutkiem, ale zawsze) czy też przywołuję stworzenia z sąsiednich wymiarów celem odwrócenia uwagi nieprzyjaciela. Ścieżką mojego rozwoju jest szerokość pałasza i wytrzymałość tarczy i w tym właśnie kierunku wolałem się doskonalić. Magów jednak darzę ogromnym szacunkiem – na swojej drodze spotkałem już niejednego, który napsuł mi dużo krwi. Trzymają oponentów na dystans, chronią się za magicznymi ścianami, potężnymi naklęciami wytrącają ekwipunek z dłoni, nie mówiąc już o czarach czysto ofensywnych – lodowych pociskach, kulach ognia czy powalających błyskawicach. Przyznam się, że nieraz wymagane było brać nogi za pas wobec przeogromnej mocy czarodziei. Ale jak tylko uda mi się poznać nowe możliwości walki bronią jednoręczną czy nauczę się w skuteczniejszy sposób wykorzystywać tarczę, to z pewnością do ciebie wrócę, niepozorny starcze...

Dość tych wspominek, idę w kimę, na rano zaplanowałem wyprawę do Bal-al-duur, gdzie to mam odzyskać pierścień należący do pana tych ziem. Nie chodzi o to, że bezmyślnie wykonuję rozkazy. Bez własnego profitu nigdy bym się tam nie wybrał. Na pierścień ma chrapkę również herszt Gildii Złodziei, krążą też plotki, że owa błyskotka ma niemałe zdolności magiczne, także nie wiem czy sam jej sobie nie przywłaszczę. Ale nie dzielmy skóry na niedźwiedziu przed jego upolowaniem – wykonam robotę to potem pomyślę co dalej.


O poranku wskoczyłem w nową, zielono–złotą zbroję i wybrałem się w drogę. Widok poza bramami miasta okazał się powalający – dwa księżyce powoli odchodziły na drugą stronę globu ustępując miejsca zalewającymi wszystko w odcieniach różowości promieniach porannego słońca. Spektakularny widok potęgowała panująca wokół pogoda - jesień ścieląca pod nogami złote dywany liści, miło skrzypiącymi pod obitymi skórą metalowymi kierpcami. Do terenów pokrytych wiecznym lodem miałem jeszcze parę kilometrów, więc póki co rozkoszowałem się niecodziennym widokiem. Rzadko kiedy podróżuję uczęszczanymi drogami, ale tym razem zależało mi nie tylko na pięknych okolicznościach przyrody ale i na czasie – chciałem odzyskać pierścień przed zachodem słońca. Wędrując brukiem, z Windhelm (skąd wyruszyłem) do Riften jest dość spory kawałek drogi, jednak czekające mnie spotkania, przygody i wyjątkowe zdarzenia nie pozwalały wybrać szybkiej podróży w magiczny sposób przenoszącej mnie do wcześniej odwiedzonych już lokacji.

Ledwo udało mi się wyruszyć z miasta, a już spotkałem sześciu żołnierzy Legionu prowadzących jeńca skamlającego o uwolnienie. Trzeba Wam wiedzieć, że to właśnie Legion na początku mojej przygody w Skyrim starał się skrócić mnie o głowę i pomimo późniejszych wydarzeń w trakcie których podali mi pomocną dłoń nie wyleciała mi z pamięci ich gościnność. Pojmany jegomość musiał zapewne coś przeskrobać, gdyż Legion, jakkolwiek brutalny w działaniach i w polityce, jest sprawiedliwy - także nie zważam na los osobników w drodze na stryczek bądź do lochów. Mam jednak z Legionem, a raczej oni ze mną, na pieńku i nie przepuszczę żadnej okazji do spłatania im figla. Żołnierze noszą na sobie lekką, ćwiekowaną zbroję, chroniącą bardziej przed chłodem niż zapewniającą ochronę w walce, także z góry widzę, że przewaga liczebna jest przewagą ale tylko z nazwy – nie będę miał z nimi najmniejszych problemów. Dodatkowo rozkazują mi usunięcie się z drogi, kładąc dłonie na rękojeściach mieczy. Dzisiaj jednak, na ich szczęście, nie mam czasu do stracenia. A nuż pojmany chłop był winny jakiejś zbrodni i kara niewątpliwie mu się należała i dokonałby jeszcze bardziej niecnych czynów po uwolnieniu? Być może był jednak niewinny i sowicie by mnie wynagrodził po uratowaniu mu życia? Tego się już jednak nie dowiem...

"To zaledwie parę z zapewne setki, o ile nie większej ilości składników służących do produkcji eliksirów i trucizn. Nie jestem biegły w wytwarzaniu owych substancji, ale z reguły zbieram co rzadsze okazy, jako że przedstawiają nieraz niemałą wartość."

W oddali spostrzegam dwa łosie na wypasie. Krasnoludzka strzała przebija krtań jednego z nich. Odzyskuję strzałę z truchła, ściągając jednocześnie jego skórę – wygarbowana nada się idealnie jako materiał budulcowy niektórych broni czy lekkich zbroi. Z łąki zbieram kwiaty oraz zioła, przy okazji strącając ul z pobliskiego drzewa celem dobrania się do miodu. To zaledwie parę z zapewne setki, o ile nie większej ilości składników służących do produkcji eliksirów i trucizn. Nie jestem biegły w wytwarzaniu owych substancji, ale z reguły zbieram co rzadsze okazy, jako że przedstawiają nieraz niemałą wartość. Wytrawnemu złodziejowi jednak opłaca się poświęcić trochę czasu na opanowanie alchemicznego fachu w celu podkładania fiolek niczego niepodejrzewającym ofiarom, celem zatrucia ich (dosłownie) życia. Taka ofiara jest łatwym celem dla skrytobójcy – słania się na nogach, nieskutecznie się broni, uchodzi z niej życie. Ja preferuję jednak walkę w cztery oczy, bez uciekania się do niecnych sztuczek. Ale, jak już wspomniałem, co kto lubi.

Po paru mniej znaczących spotkaniach z tygrysami szablozębnymi, kobietami pragnącymi abym odszukał ich zaginionych mężów czy pstrągami starającymi przedostać się skokami w górne partie rzeki, docieram do owianego złą sławą Bal-al-duur – miejsca zamieszkania nadwornego niegdyś maga, którego opętała czarna magia pod postacią jednego ze zło czyniących bóstw – Deadry.

W jego wymalowanym krwią i odpadkami ludzkimi domu, znajduję zejście do piwnicy, która to okazuję się być ogromnym lochem. Po ukatrupieniu dwóch tuzinów przerośniętych pająków wchodzę do pomieszczenia będącego jakoby tarasem zbudowanym na zboczu niedostępnej z innej strony góry. Narekth czekał już na kogoś, kto ukróci jego cierpienia. Wiedział, że Deadra obdarzyła go ogromną mocą, skazując jednocześnie na bezwzględne posłuszeństwo. Pomimo więc posiadania możliwości zrobienia wszystkiego – nie mógł zrobić nic. Czarny mag okazał się na tyle cwany, że chciał ze mną zagrać w moją własną grę – wyczarował on bowiem tarczę i miecz, z których nota bene wiedział jak dobrze korzystać, wspomagając się dodatkowo magią osłaniającą go przed ciosami nie będącymi ciosami krytycznymi...


Walka była zawzięta, jednak wiedziałem, że kiedy w momencie jego ataku wykonam zdecydowane pchnięcie tarczą odbijające jego cios, zdołam go wytrącić z równowagi. Wymaga to pewnego wyczucia sprawiając, że w co trudniejszych walkach nie wystarcza beztroskie machanie mieczykiem. Blokuję, odpycham, pora pokazać kim naprawdę jestem. FHU-RO! Okrzyk z moich ust zmienia się w powalającą falę uderzeniową, oponent jakby nie próbuje wstać, wiedząc już co go czeka w starciu z Dragonbornem. Z tym, który urodził się z duszą smoka. Z tym, który umie mówić w ich języku. Ostateczny cios okazuje się być krytycznym, czystym cięciem – w mgnieniu oka wykonuję piruet, po którym słychać głuchy stukot głowy upadającej na deski balkonu. Chwilę po tym upada ciało. W ostatniej chwili zatrzymuję głowę przed stoczeniem się w otchłań górskich rozpadlin – zachowam ją na pamiątkę.

"Słyszałem już to niejednokrotnie. W ostatnich promieniach opadającego za górami słońca zdołam jeszcze wytrzeć elfickie ostrze z ludzkiej krwi, gdyż za chwilę poczuje ono znajomy, tak lubiany przez siebie, smak."

Ciemność. Nie widzę wyciągniętej przed siebie ręki. Okazała się jedynie chwilowa. Była to zapewne ostateczna sztuczka Narekth’a próbująca wytrącić mnie z równowagi. Przeszywający ryk, wydaje się jakby wszystko miało się za chwilę zawalić, jednak nie robi to na mnie najmniejszego wrażenia. Słyszałem już to niejednokrotnie. W ostatnich promieniach opadającego za górami słońca zdołam jeszcze wytrzeć elfickie ostrze z ludzkiej krwi, gdyż za chwilę poczuje ono znajomy, tak lubiany przez siebie, smak.

Skyrim jest grą przepotężną, zarówno jeżeli mówimy o wielkości całego świata jak i zastosowanych w niej rozwiązań. Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy to podrasowany system rozwoju postaci znany np. z Fallouta 3, który jest, nie bójmy się tego stwierdzenia – idealny. Nie wybieramy bowiem już skilli, które będą się szybciej rozwijać, ani nie przypisujemy im poszczególnych punktów zdobywanych po level up’ach. Jakiej zdolności w grze używamy, w takiej stajemy się lepsi, stopniowo odblokowywując dla każdej z nich perki, które to z kolei aktywujemy wykorzystując punkty otrzymywane podczas wskakiwania na wyższy poziom doświadczenia. Świetny patent, dzięki któremu jesteśmy taką postacią jaką po prostu gramy. Chcemy być złodziejem? Kradnijmy, a będziemy w tym lepsi. Chcemy być mega-kozakiem siejącym popłoch w całym Skyrim? Nośmy ciężką zbroję i używajmy tylko dwuręcznych broni, a właśnie w tych elementach będziemy wiedli prym.

Następną rzeczą, którą zauważymy już po kilku godzinach grania to ciągle narastająca liczba questów w naszym dzienniku. Gdzie byśmy nie poszli, z kim byśmy nie pogadali – zawsze będzie coś do roboty. Zaczynając od banalnych rzeczy typu wykradzenie pierścienia z jednej z szafek, aż do rozwiązywania długotrwałym intryg czy prowadzenia dochodzeń w sprawie morderstwa. Dodatkowo ilość questów w grze jest nieskończona. Jeżeli w którymkolwiek z miast poprosimy tubylców o sprzedanie nam jakiejś plotki – z reguły zawsze zostaniemy poproszeni o pozbycie się bandy zbójów z pobliskiej jaskini czy innych, z reguły opierających się na tym schemacie misji.

Same główne questy prezentują się wyśmienicie – aż dziw bierze, że niektóre sceny dało się tak ładnie wyreżyserować w grze opierającej się na całkowitej dowolności naszych poczynań - najazd na Whiterun robi wrażenie. I, jak pokazuje po raz kolejny Bethesda, wcale nie trzeba wprowadzać przeskryptowanych zdarzeń celem wprowadzenia filmowej otoczki do gry.

Miasta nie są zapełnione NPCami tylko po to, żeby były zaludnione. Osady wydają się żywe, ludzie biegają za swoimi sprawami, zajmują się swoim fachem. Prawie każdy ma coś ciekawego do powiedzenia, każdy jest jedyną w sobie indywidualnością (może oprócz strażników chociaż i oni różnią się np. budową ciała) i już po paru pobytach w danej mieścinie zaczynamy rozpoznawać jej mieszkańców.


Oczywiście – jak na tak ogromną grę, nie mogło zabraknąć większych bądź mniejszych bugów. Będę z Wami szczery – gram w Skyrim na PlayStation 3, nie ściągnąłem jeszcze żadnego patcha, a nie uświadczyłem jeszcze żadnych latających mamutów. Owszem poleciałem w kosmos za sprawą pewnego olbrzyma, ale stało się to raczej dzięki sile i kierunkowi spadania jego ciosu – dzięki fizyce po prostu z ogromną prędkością odbijamy się od ziemi:). Konsola w ciągu 60 godzin gry zawiesiła mi się raptem dwa razy, nie uświadczyłem również żadnych większych dropów animacji, także wszystkie te elementy, na które ludzie psioczą wydają się indywidualną cechą.


Bardzo chciałem grę ukończyć, ale niestety – nawet rushować nie ma co. Bo powiedzmy sobie szczerze – w tego typu tytułach co chwilę jesteśmy czymś rozkojarzani i nie wyobrażam sobie prostej przechadzki z punku A do B tylko dlatego, że po drodze zapewne odkryjemy lochy skrywające tajemnicę, którą zapragniemy rozwiązać, która to z kolei zaprowadzi nas w inne miejsce. A na końcu zapomnimy dokąd to w ogóle zmierzaliśmy. Efekt jest taki, że skończyłem sześć głównych questów, trzynaście pobocznych i pewnie ok. dwudziestu, które w ogóle w questlogu nie zapisują się jako odbyte. A na liście mam może z 50 rozpoczętych tudzież narajonych mi przez innych, zadań. Dość powiedzieć, że zwiedziłem dokładnie może czwartą część ogromnej krainy Skyrim – co wcale nie oznacza, że zaglądnąłem do każdego domostwa, tudzież innego obiektu ukazanego na mapie.

"Skyrim to raj dla odkrywców, jego eksploracja daje dużo satysfakcji i co rusz zaskakuje nowymi patentami. Początkowy chaos spowodowany mnogością patentów szybko jest wyrównywany przez płynnie prowadzoną akcję i w mig, nawet osoby wcześniej stroniące od RPG-ów, oswoją się z mechaniką rozgrywki."

Gra, jak widzicie, wręcz poraża i wprowadza w osłupienie swoim rozmachem, zapewnia niesłychane pokłady grywalności ze względu, na przykład, na chęć zobaczenia co znajduje się za najbliższą górą, bądź cóż to może się skrywać w tamtej jaskini. Skyrim to raj dla odkrywców, jego eksploracja daje dużo satysfakcji i co rusz zaskakuje nowymi patentami. Początkowy chaos spowodowany mnogością patentów szybko jest wyrównywany przez płynnie prowadzoną akcję i w mig, nawet osoby wcześniej stroniące od RPG-ów, oswoją się z mechaniką rozgrywki.

Piękny, żywy świat wraz z zamieszkującymi go rasami i ich stosunkiem wobec siebie. Rozmaite, rozbudowane questy. System rozwoju postaci wraz z mnogością "ścieżek kariery". Muzyka idealnie wbijająca się w sytuację na ekranie oraz nieskazitelne efekty dźwiękowe. Skyrim jest napakowane ilością przeróżnych rozwiązań – zawsze jest do czego wracać i nigdy nie czujesz się w pełni usatysfakcjonowany po odłożeniu pada. Dziwnie to zabrzmi, ale ja w Skyrim czuję się jak w prawdziwym, istniejącym gdzieś obok świecie. Nie wiem jak Wy, ale ja już znalazłem swoją grę roku.


Podsumowanie:

Grafika:
Wspaniała wizualnie, napakowana szczegółami ogromna kraina. Zorzy polarnej czy pierwszego widoku ogromnego księżyca długo nie zapomnicie. Niektóre modele postaci czy animacje wypadają średnio.

Dźwięk:
Wpadające w ucho melodie nadające indywidualny charakter każdej rozgrywce. Efekty dźwiękowe rozsadzają bębenki – ryk smoków posyła ciary na plecy!

Fun:
Nieskończony. Radość odkrywania i eksploracji. Liczba questów liczona w paru setkach. Bardzo satysfakcjonujące pokonywanie poszczególnych trudności. Rajcowne walki, do których można podchodzić na wiele różnych sposobów. Gra na tysiące godzin
Plusy : Warta 200 zł.
Plusów cała masa !
Ociera się o ideał !

Minusy :
Bugi , zwiechy,cięcia animacji
Drobnostki

Ocena: 5/5


I tak naprawdę teraz czuję , że po prostu zazdrościcie , bo jesteście biedni i nie macie kasy na tą grę lub nie lubicie bethesdy i nawet "nie patrząc" na tą grę oceniacie ją negatywnie .

ocenił(a) grę na 6
Bzzommbo

Trzeba jednak przyznać, że niestety na większości fachowych portalach jak i ogólnie w świecie recenzentów panuje obłuda związana z tym tytułem. Nielicznych głosów obiektywizmu można się chyba jedynie doszukać na prywatnych blogach i na co poniektórych mniej znanych stronach jak i forach. Zmusiłem się by przeczytać chociaż odrobinę tego tekstu, który raczyłeś tutaj przytoczyć i chyba łatwo można zauważyć, że w większości autor daleko mija się z prawdą. Mówiąc dosadniej po prostu kłamie :) Najbardziej irytujący fragment wg mnie :

"Miasta nie są zapełnione NPCami tylko po to, żeby były zaludnione. Osady wydają się żywe, ludzie biegają za swoimi sprawami, zajmują się swoim fachem. Prawie każdy ma coś ciekawego do powiedzenia, każdy jest jedyną w sobie indywidualnością (może oprócz strażników chociaż i oni różnią się np. budową ciała) i już po paru pobytach w danej mieścinie zaczynamy rozpoznawać jej mieszkańców."

Jakby trudno było dostrzec , że właśnie to jest największym mankamentem tej gry. Ta cała kraina Nordów jest pusta, pozbawiona "duszy". Na ulicach praktycznie nic się nie dzieje, miasta zamieszkałe są przez kilkanaście npc'ów z czego połowa populacji jak i nie więcej to o dziwo żołnierze. Mało kto ma coś ciekawego do powiedzenia. Skrypt jest beznadziejny, a ze święcą szukać dobrze nagranych kwestii, na dodatek narratorzy recytują bez żadnych emocji ( w sumie trudno się temu dziwić skoro dialogi są najzwyczajniej w świecie, kiepskie ), nawet nie starając się nadać choć trochę życia swoim postaciom. Nie wiem jakie wy macie do tego całego zjawiska podejście, ale ja osobiście jestem nieco oburzony tą wszechobecną hipokryzją :)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) grę na 6
Bzzommbo

Przede wszystkim nie uważam by Skyrim był grą definitywnie złą, czy też słabą albo nie wartą poświęcania dla niej choćby godziny. Nie jestem również żadnym hateboyem, którego drażni pewien szkopuł i na siłę próbuje znaleźć resztę niedociągnięć, byleby tylko móc na jakimś forum dać upust swoim emocjom. Sam grę kupiłem przecież nie po to żeby siedzieć z długopisem w ręku i kartką u boku, wypisując wszelkie błędy jakie się trafią, ale po to, by jak to się mówi - "przyjemnie spędzić czas" :) Tyle, że wyobraź sobie, iż są tacy ludzie którym właśnie się po to płaci by siedzieli z tą wspomnianą kartką oraz długopisem i spisywali nie tylko swoje wrażenia, odczucia, sympatie i inne fetysze, ale żeby też w miarę rzetelnie, na ile im ich wnikliwość pozwala, oddali mechanikę gry, jej zalety, wady itd. Miło by też było gdyby byli w stanie określić co konkretnemu typowi gracza może przypaść do gustu, a co nie. Miarą dobrego recenzenta jest umiejętność przedstawienia czegoś w taki sposób, by nawet osoba niezaznajomiona, niezainteresowana bądź uprzedzona do tematu była w stanie wyciągnąć z jego pracy jakieś obiektywne wnioski. Dowiedzieć się czegoś nowego, by na podstawie tego co przeczytała miała jakiś obraz np. gry, którą być może zechce później kupić. Nie twierdzę, że recenzja musi być w 100% obiektywna, gdyż w gruncie rzeczy jest to tekst subiektywny z samego założenia i ciężko z tym dyskutować. Jednak mimo wszystko nie może być pod żadnym warunkiem przekłamany. Nie może zawierać czegoś co nie ma przełożenia na rzeczywistość. Krótko mówiąc nie może to być stek bzdur. Jeżeli jednak tak jest, to taki tekst przestaje już być recenzją, a staje się zwyczajną reklamą albo przeciwnie: antyreklamą. Niestety czasami dochodzi do tego, że pod większość „dużych” tytułów, które dopiero co wchodzą na rynek gier, świat recenzentów jest odpowiednio wcześniej „przygotowywany” podobnie jak i opinia publiczna co mam nadzieję chyba nie jest to dla nikogo tajemnicą. Otóż do czego zmierzam? Przejrzyj sobie chociażby ten tekst, który tutaj zamieściłeś i zadaj sobie pytanie czy rzeczywiście pokrywa się on z prawdą? Czy wszystkie atrybuty jakie wymienił autor faktycznie można znaleźć w tym idealnym Skyrimie ? Następnie odpowiedz sobie szczerze: czy ten tekst jest faktycznie recenzją? Postaraj się być uczciwy. Zresztą, ostatecznie i tak tylko siebie będziesz oszukiwał ;)

ocenił(a) grę na 10
Huen

jak dla mnie żaden TES nie był dobry. Za młodu ciupałem troszkę w morrowinda na "kodach". Byłem z deka za młody na taki gatunek gier. Teraz lubię RPG i chętnie do Skyrima podszedłem. 1 co mi się wrzuciło w oczy to bardzo ładne lokacje. Nie są one jakoś urozmaicone. Wręcz przeciwnie, są monotonne! Największą rolę jaką odegrał we mnie Skyrim to moment w którym jako tako odzyskuje panowanie nad bohaterem i mogę wyjść z głownego miasta. Była pora nocna i gdy spojrzałem w górę ujrzałem zorzę polarną a w tle leciała muzyka przez którą siedziałem i się patrzyłem na ten świat przez 2 doby (w grze). Myślę, że własnie muzyka robi największe wrażenie a co do samej rozgrywki to myślę, że wstrzymam się z wypowiedzią ale jak narazie mam 13lvl i zrobiło się nudno.

ocenił(a) grę na 10
yaceek

ja osobiście uważam , że monotonne są dungeony .

ocenił(a) grę na 6
Bzzommbo

No to w takim razie bądź choć na tyle miły i napisz własnymi słowami, co w tej grze jest takiego, iż można ją uznać za wybitną? Przecież źródłem tej twojej "dziesiątki", z pewnością nie może być kampania reklamowa czy też opinia kolegów, prawda? :)

ocenił(a) grę na 10
Huen

Gram w tą grę już 12 dni i nadal mi się nie znudziła . Za każdym zakątkiem czyha przygoda i to właśnie lubię . Z natury w erpegach zadania poboczne , to idź , zabij , weź , przynieś , dlatego przymykam na to oko . I także smoki . Nie jest tak jak autor postu "LatajoncaKrowa" napisał , że smoki można zabić po 3 - 5 strzałach . Dałbym tej grze tak 9,5/10 . Jedyne jej minusy , to jak wcześniej napisałem monotonne dungeony i za szybkie levelowanie .

ocenił(a) grę na 9
Bzzommbo

Kochany, recenzent zazwyczaj przechodzi grę w kilkanaście godzin, trochę "po łebkach" bo zwyczajnie nie ma czasu na wchodzenie do każdej lokacji po kolei, przeszukiwania każdej jaskini, branie każdego questa. W takim przypadku to owszem, gra zasługuje na wysoką ocenę bo z początku zachwyca. Jednak potem wkrada się nuda i to jest problemem tej gry. Żadna recenzja tego nie zmieni. Poza tym, jak napisał Huen, jak ma być hype na Skyrim to tak ma być i koniec, żadne duże pismo nie będzie się wyrywać aby dać grze 7/10, kiedy cała reszta pieje z zachwytu.

"I tak naprawdę teraz czuję , że po prostu zazdrościcie , bo jesteście biedni i nie macie kasy na tą grę lub nie lubicie bethesdy i nawet "nie patrząc" na tą grę oceniacie ją negatywnie ."
Uuuuu, mama dała 150 zł na grę i szpanujemy? Ok, jak już skończysz etap wytykania komuś rzekomej biedy (gdzieś tak 6 klasa podstawówki-1 gimn) to wtedy wróć porozmawiać :)

Flantrenite

Najlepsze Elder Scrollsy to Morrowind i Daggerfall. Reszta zdecydowanie słabsza.

Przepaść jakościowa? Skyrim mimo wszystko, mimo swych błędów i idiotyzmów jest nawiązaniem do prawdziwej klasyki cRPG, klasyki o której dzieci Baldura (dla ktorych Baldur był pierwszym cRPG jaki powstał) nie mają pojęcia. Bioware stacza się od czasów gdy przejął ich EA. Znakomity Mass Effect i dwie o kant dupy kontynuacje (w dwójkę da się jeszcze grać ale to równia pochyła), pierwszy Dragon Age bardzo dobry, by potem zrobić jakiś visual novelowy syf, który pod każdym względem jest zrypany. Bioware się skończyło, proszę mi nie mówić że jest inaczej bo Obsidian robi gry znacznie lepsze. Nie mówiąc już o tym że oba Drakensangi są znacznie lespzymi rolplejami od połowy gier od Bioware razem wziętych. Że niby nie mam racji? Bardzo więc proszę mnie przekonać gdzie niby gry Bioware (które dostają w dupe nawet od przyzwoitego acz nie rewelacyjnego Wiedźmina) są lepsze od gier Troiki (Arcanum, Temple of Elemental Evil, Vampire The Masquerade Bloodlines).
Skyrim nie jest grą złą, wciaż ma jakiś pierwiastek oldskulowości ale jest robiony pod debili i casuali. Jak ktoś chce pograć w TESy niech gra w Daggerfalla i Morka.

ocenił(a) grę na 9
Iselor

Co do Morrowinda - całkowicie się zgadzam.

Rozumiem, że Twoja odpowiedź nie odnosi się do posta bezpośrednio wyżej, a do tego wcześniejszego? Ok, pomińmy już błędy i idiotyzmy. Zrozumiałabym Ciebie, gdyby Skyrim faktycznie miał epicką fabułę, niesamowite postaci itp., itd, a ludzie czepiali się jedynie tekstur, bugów czy głupiej mapy, bo wtedy faktycznie miałbyś rację. Jednak do cholery, w TES V nie ma nic poza ładnymi widoczkami i podniosłą muzyką - nie jestem ekspertem od cRPG, ale czy te dwie cechy mają być "nawiązaniem do prawdziwej klasyki"? Bohater i jego przygody są bezbarwne, questy wieją nudą, a po pewnym czasie najbardziej interesującym zajęciem w grze staje się jazda na koniu i zbieranie kwiatków. Jeśli przyrównujesz to do klasyki gatunku, to dla laika może on okazać się bardzo płytki.

Co do BW: dwójka była ogromnym skokiem jakościowym jeśli chodzi o całą serię Mass Effect. Zmieniono mnóstwo rzeczy, usprawniono grę, urozmaicono ją, walka stała się przyjemniejsza, a sama fabuła i postacie dopełniały całości. Kończę powoli 3. część i myślę, że poziom od czasów 2. stoi na tym samym poziomie.
Już wyjaśniam, dlaczego uważam BW za lepsze od Bethesdy, w oparciu o ME, bo to zdecydowanie moja ulubiona gra z tego studia i myślę, że porównanie jest na miejscu. Otóż grając x godzin we wszystkie części ta gra stała się dla mnie jak ulubiona książka czy film - mimo że znasz wszystkie niuanse to i tak chcesz do tego wracać. W każdej części mamy poczucie, że robimy coś wielkiego, że jesteśmy kimś wyjątkowym, że to faktycznie od NAS zależy przyszłość Galaktyki. Misja samobójcza w 2. dostarczyła mi mnóstwa emocji, bo gra nauczyła mnie, że może być ciężko, że wszystko może się zdarzyć, a klimat był konsekwentnie budowany od pierwszych minut gry. Część 3. dostarczyła mi wielu wzruszeń, naprawdę silnych emocji. Oprócz tego dobrze pokazano klimat wojny, zagrożenia, tego że nagle całe kolonie przestawały istnieć. Niezależnie od części ME jest przynajmniej jakiś, czego nie mogę powiedzieć o Skyrim.

Rzucasz hasłami wcale ich nie uzasadniając, więc ja też mogę napisać "Bethesda się skończyła, proszę mi nie mówić inaczej bo BW robi lepsze gry i w ogóle to sobie pograjcie w to i to, a potem porównajcie do tego i tego żeby udowodnić mi, że nie mam racji", weź tu potem polemizuj z takimi głupiomądrymi stwierdzeniami. Sorry miśku, nie każdy ma 35-godzinną dobę, żeby móc ogarniać każdy tytuł. Nie muszę znać każdej gry, żeby stwierdzić że coś mi się podoba, jak i odwrotnie, że czegoś nie lubię. Ciekawi mnie też stwierdzenie, że BioWare "dostaje w dupe" od Wiedźmina. Był jakiś uberpojedynek Geralt vs Gwiazdy BioWare, czy co? Ponownie ubolewam nad tym, że jesteś przysłowiowo mocny w gębie, jednak swoich stwierdzeń nie podpierasz niczym konkretnym.

Flantrenite

Jedynie pierwsza część trzymała jakikolwiek poziom ale to głównie dzięki kopiowaniu na dużą skalę z klasyki sci-fi (książki, gry, filmy). Dwójka zaczęła się wyraźnie odcinać od poprzedniej idąc w komerchę najniższych lotów i całkowity brak spójności. Cerberus zaliczył "reboot", kombinezony stały się nagle zbędne co zaowocowało silikonowymi panienkami w lateksach i na szpilkach lub w ogóle prawie bez niczego, "chłodziwo" do broni itd.
Ciężko też mówić o "trylogii". W przypadku ME ewidentnie widać, że nie było żadnego wiodącego wątku tylko klecenie na poczekaniu kolejnych odcinków, na podstawie wyników finansowych. W każdej części fabuła jak i uniwersum podlegały ostremu przemeblowaniu bez oglądania się do tyłu. Nawet orientacja seksualna postaci nie została oszczędzona.
serii ME relacje z drużyną zostały sprowadzone do lubię/nie lubię i przelecieć/nie przelecieć czyli tzw. "romanse". W czasach BG2 było to fajne urozmaicenie ale teraz to niestety praktycznie jedyny sens istnienia drużyny, przynajmniej od strony fabularnej. Całość dobijają postacie stworzone jako chamski fan-service i wciskanie na siłę homo relacji gdzie się tylko da.

Pragnę przypomnieć tylko, że fabularnie ME2 nie miało wiele wspólnego z ME1. Zamiast skoncentrować się na nadchodzącym zagrożeniu ze strony Żniwiarzy brniemy przez jakiś bezsensowny watek z Cerberusem i Zbieraczami w roli głównej. By było śmieszniej w ME3 znowu okazuje się, że wydarzenia z ME2 są bez znaczenia i Cerberus to ci "źli" i ktoś sobie wreszcie przypomniał o Żniwiarzach. ME2 to praktycznie zbierania ekipy, nadskakiwanie jej i JEDNA misja z najmarniejszym bossem w historii gier.

ocenił(a) grę na 9
Iselor

Książki, gry, filmy - i znów proszę o konkret. Całkowity brak spójności - proszę o przykład. Może na następny raz poświęć odrobinę więcej czasu na napisanie posta i napisz jakieś przykłady, bo moim kontrargumentem może być stwierdzenie, że ME jest bardzo spójne. To nie prowadzi do niczego, a jest jedynie zbędnym zajmowaniem miejsca.

Co do kostiumów - w każdej grze czy filmie znajdziesz takie kwiatki. Bo nagle nasz bohater w np. Skyrim ma (mimo normalnej / umięśnionej postury) siłę siekać wrogów przez 10 minut młotem bojowym, który waży 30 kilo. Odnosząc się do filmu - księżniczka Leia jakoś potrafiła całą IV część Star Wars prześmigać w czymś przypominającym białe prześcieradło, a mimo to walczyć z zastępami Stormtrooperów. Pochłaniacze ciepła to akurat argument, którym odnosisz całkowicie odwrotny od zamierzonego skutek, a więc udowadnia on ciągłość serii. W 1. broń się przegrzewała, ale pomiędzy 1. a 2. wymyślono pochłaniacze, co świadczy o tym że świat ciągle się rozwija, a ulepszenia w grze nie wzięły się znikąd.

Wiodący wątek. A czemu musi on być? TES też nie ma jednego wiodącego wątku, a sagą jest. Patrząc na wiele serii gier to wspólny jest np. tylko bohater czy uniwersum, a mimo wszystko gry mają wspólne tytuły itp. Kolejny nietrafiony zarzut. Już zaczyna nudzić mnie prośba o KONKRETNE zarzuty. Bo jeśli chodzi o to, że Shepard w każdej części robi co innego to hm, czyż nie zwiększa to atrakcyjności gry?

Ekhm, orientacja, romanse to sprawa całkowicie osobista i zależy jedynie od woli gracza. Chcesz robić wesołego geja, nikt Ci nie broni, ale nie miej też pretensji do gry że daje taką możliwość, bo wszystko i tak sprowadza się tylko i wyłącznie do Twojego wyboru.

Sens istnienia drużyny od strony fabularnej jest taki, że w trakcie finałowych (jak w ME2) czy ogólnych misji możesz wybrać sobie specjalistę. I to jest właśnie clou istnienia tej drużyny - chcesz mieć snajpera bierzesz bohatera X, chcesz biotyka, bierzesz kogoś innego. Misje lojalnościowe były bardzo urozmaicone (jak choćby ta z Jacobem, Mordinem, Tali czy Jack), a i tak ich wykonanie zależało tylko od Ciebie. Poza tym mając w drużynie np. kroganina i salarianina chyba lepiej rozumiało się istotę genofagium i zachowania określonych gatunków, co uprzyjemniało grę.

Wątek z Cerberusem był jak najbardziej potrzebny. Człowiek Iluzja choć po części zdobył zaufanie Sheparda, a współpraca była raczej bliska. W ME3 na Thesii Proteanin znajdujący się w świątyni powiedział, że nie pokonano Żniwiarzy, ponieważ zamiast walczyć razem utworzyły się dwie grupy: ci, którzy pragną zniszczyć Żniwiarza i ci, którzy chcą zdobyć nad nim przewagę. Po późniejszej rozmowie z Człowiekiem Iluzją i popisówie Kai Lenga chyba każdy potrafi zobaczyć analogię. Myślę, że choćby po to Cerberus był potrzebny. Poza tym pokazano, że świat jednak nie jest czarno-biały, a to że ktoś chce dobra Wszechświata nie znaczy że działa tak samo jak wszyscy.



Flantrenite

np. Cerberu, wystarczy porównać ME1 i ME2-w ME1 to normalni space nazi a o Iluzji nikt nie słyszał.w ME2 to nagle jedyni zbawcy ludzkości i maksymalnie głupi motyw "wskrzeszenia". ponownie w ME3 stają się głównym przeciwnikiem, zaraz po kosiarkach.

co do pseudo usprawnień gry, jak wywalenie ekwipunku i jego modyfikacji w ME2 to był postęp... znowu w ME3 powracają elementy z ME1 z wielką pompą a usunięcie ich miało być takim postępem. czy to nie dziwne?aha, zapomniał bym o super upierdliwej mini gierce w skanowanie planet

Co do przykładów, gethy vs quarianie - 'Battlestar Galactica' (na żywca), cały motyw z radą galaktyki to np. 'star trek' i setki inncyh filmów/książek, noveria - krzyżówka z the 'thing' i 'aliens', feros i jego asymilująca roslinka to wręcz klasyka filmów grozy np. 'inwazja porywaczy ciał'

ocenił(a) grę na 10
Iselor

Nie wiem czy to multikonto czy nie , ale wiem jedno ... to klub hateboy'ów .

ocenił(a) grę na 6
Bzzommbo

Mam uważać jakąś grę za arcydzieło, bo ktoś inną ją za taką uważa? Niby czemu?

Bzzommbo

Strasznie nie podoba mi się to że krytykanci Skyrima nie potrafią zaakceptować że gra może być przez kogoś uznawana za wybitną i na siłę próbują mi ale też innym fanom gry wmówić że jest średnia, nie to co klasyki jak x1,x2,x3 itp.

Zrozumcie że każdy ma inne gusta i każdemu co innego się podoba. Dlaczego na siłę staracie się wmówić innym że Skyrim jest słabą grą i że to wszyscy recenzenci i fani produkcji się mylą? Ze wszystkich RPGów i pochodnych gatunku Skyrim wciągnął mnie najbardziej. Próbowałem grać w sporo klasyków i np. takie Diablo, Fallouty, Mass Effecty czy Gothici w ogólne mnie nie wciągnęły. Ale to nie znaczy że od razu będę wmawiał ludziom że wyżej wymienione gry są słabe.

Każdy jest inny i w ogóle nie mam wam za złe że krytykujecie grę- każdy ma prawa do swej opinii. Ale proszę was, przestańcie uparcie wmawiać mi i innym, że Skyrim jest przeceniany, średni, słaby itd bo to do niczego nie prowadzi.

Pozdr

ocenił(a) grę na 6
deadektmiu

Jeżeli w taki sposób się do tego podejdzie, to w gruncie rzeczy prawie każdą rzecz można uznać za wybitną. Jeżeli Skyrim spełnia twoje wymagania, satysfakcjonuje cię, to nikt nie ma tutaj zamiaru negować twoich odczuć albo psuć ci zabawę. Ale czy nie można użyć trochę prostszych słów opisując swoje emocje? Przecież nie trzeba od razu rzucać słowami typu „rewolucyny” czy „wybitny” zostawiając je bez pokrycia. Dlaczego czasami coś po prostu nie może być zwyczajnie „dobre” albo „w porządku”?

Huen

Oczywiście że tak i może trochę przesadziłem w ocenie tych postów, aczkolwiek tak samo ludzie krytykujący przesadzają. Chodzi mi też o to że dla wielu tutaj logiczne argumenty przeciwko Skyrimowi są święte, a każdy logiczny argument za Skyrimem jest zbywany i uznawany za nieprawdziwy.

Dla mnie Skyrim jest o tyle wybitny że od czasów WoWa żadna gra mnie aż tak nie wciągnęła. Jednak mimo wielu argumentów udowadniających jego niedoskonałość, wydaje mi się że jest w Skyrimie kilka rzeczy wybitnych dzięki którym sumując to wszystko grę można uznać za bardzo dobrą. W mojej opinii rewelacją jest wielkość, otwartość i szczegółowość świata. Nie zgodzę się że świat ten jest monotonny. Teraz kiedy go zwiedziłem to i owszem. Ale kiedy zaczynałem grać w Skyrima to specjalnie szedłem w świat obojętnie w którą stronę bo wiedziałem że spotka mnie coś ciekawego. Albo natknę się na orka szukającego bohaterskiej śmierci, na nowożeńców idących w konwoju, albo będę podziwiał różnorodne nordyckie widoki albo wejdę do losowej lokacji która może być zarówno siedliskiem bandytów jak i grobowcem draugrów.

Drugą rzeczą jest system umiejętności. I tutaj znów pojawia się prawdziwość argumentu że każdy ma inny gust. Ja nigdy nie lubiłem wybierać tych wszystkich skilli, nigdy nie wiedziałem co wziąć, co nie, jak dany skill na mnie wpłynie. Tutaj jestem w pełni wolny, nieograniczony, mogę być kim chcę i kiedy chcę.

Mógłbym jeszcze parę rzeczy wymienić, ale do mnie w Skyrimie przemówiła przede wszystkim ta wolność we wszystkim co robię. Połączona ze świetną grywalnością sprawiła że Skyrim był najlepszą grą w jaką grałem w ciągu ostatnich paru lat.

P.S Tak mi na koniec przyszło do głowy że co prawda z moim podejściem można każdą grę uznać za wybitną, tak przy podejściu ludzi krytykujących Skyrima można każdą grę uznać za średnią. Nie zgodzisz się z tym trochę?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones