Artykuł

Czy warto sięgnąć po odświeżoną trylogię "Atelier Arland" na Nintendo Switch?

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Czy+warto+si%C4%99gn%C4%85%C4%87+po+od%C5%9Bwie%C5%BCon%C4%85+trylogi%C4%99+%22Atelier+Arland%22+na+Nintendo+Switch-131299
Idea transmutacji zagnieździła się w ludzkich umysłach już w starożytności, gdy egipscy uczeni motywowani chęcią zysku i zaintrygowani przemianami dziejącymi się na ich oczach szukali sposobu, by zmienić metale nieszlachetne, takie jak ołów czy rtęć, w złoto. Poszukiwania legendarnego kamienia filozoficznego dającego według jednych nieśmiertelność, według innych uznanie i nieprzebrane bogactwo wiodły szarlatanów ścieżką obłędu i zniszczenia. Żadnemu z nich nie udało się bowiem wykrystalizować bytu posiadającego moc na tyle potężną, by wpłynąć w istotny sposób na dzieje cywilizacji. Bohaterki zremasterowanej trylogii Arland również parają się mistyczną sztuką alchemii, jednak kompletnie wyzbyły się egoistycznych pobudek przodków i używają swoich umiejętności przede wszystkim po to, by ludziom żyło się dostatniej i szczęśliwiej. 


Nie będzie to jednak łatwe zadanie, gdyż jak przystało na serię Atelier, pierwsze próby warzenia w kotłach przez protagonistki kończą się spektakularną porażką, dezaprobatą ze strony mentora i widmem niezbyt świetlanej przyszłości. Nierozgarnięte trio nie poddaje się jednak tak łatwo i niezrażone klęskami przystępuje do kolejnych prób. Rorona walczy o uratowanie swojego laboratorium przed zakusami diabolicznego kanclerza, który za główny cel postawił sobie pozbycie się alchemii z królestwa. Totori próbuje odnaleźć swoje miejsce pośród awanturników, poszukując jednocześnie zaginionej matki, a Meruru stara się udowodnić ojcu, że jest w stanie doprowadzić jego królestwo do dawnej świetności, zapewnić ludziom dach nad głową i zadbać o ich potrzeby. 

 


Zlecone zadania umożliwiają protagonistkom rozwój ukochanego laboratorium i gwarantują kolejne miesiące spokojnego prosperowania. Arland jest krainą targaną pozornie przyziemnymi problemami. Komuś brakuje sztabek metalu, ktoś inny cierpi na niedosyt kapuśniaku, a jego plony niszczone są przez natrętne sępy. W całej tej bezradności jedynym remedium jest pomoc ze strony bohaterek, które przemierzając ostępy otaczające rodzinne miasto, gromadzą tony ziół, minerałów i innych naturalnych składników. Bo najważniejsze to nieść pociechę i sprawić, by na twarzach udręczonych ludzi zagościł uśmiech.

Tym przede wszystkim stoją te odsłony. Cukierkowa, pastelowa grafika staje się punktem wyjścia do pokazania, jak ważna jest troska o drugiego człowieka oraz jak istotna staje się walka o marzenia pomimo beznadziejności sytuacji i sprzężenia wszystkich możliwych negatywnych środków przeciwko bohaterom. Protagonistki znajdują pociechę w najbliższych, dzięki czemu wiedzą, że nawet w najgorszej sytuacji nie są pozostawione same sobie. Od naszego postępowania i budowania relacji z innymi uzależnione zostanie zakończenie. To opowieści o dojrzewaniu, radzeniu sobie z problemami i samodoskonaleniu się.

 
 


Osoby mające do czynienia z późniejszymi trylogiami Atelierów – "Dusk" lub "Mysterious" – mogą na początku czuć lekką dezorientację. Trylogia Arland jest najbardziej rygorystyczną ze wszystkich gałęzi serii Atelier. To tu ograniczenia czasowe są najbardziej uciążliwe. Wciąż należy mieć z tyłu głowy fakt, że niewywiązanie się z narzuconego zadania skutkować będzie zobaczeniem złego zakończenia. By tak się nie stało, konieczne będzie rozsądne gospodarowanie przydzielonym czasem, właściwe zarządzanie zasobami oraz maksymalizowanie efektów przeprowadzanych przez nas eksperymentów. Szybko okaże się, że transmutowanie składników o najlepszej jakości da wymierne efekty, gdy uzyskane przez nas przedmioty nabiorą ponadprzeciętnych cech. Pomimo tylu obostrzeń ze strony gier trudno mówić tu o odczuwaniu presji. To wciąż sielskie, leniwie snujące się opowieści, w których droga do celu wymaga przede wszystkim logicznego myślenia.

Wszystkie dialogi są udźwiękowione i dostępne w dwóch wersjach językowych. Jeżeli nie przepadacie za oryginalnymi japońskimi głosami bez problemu możecie przełączyć się na angielską ścieżkę, choć ta w moim odczuciu wypada dość nijako. Wszystkie trzy tytuły wyglądają przepięknie na ekranie Switcha. Niestety, zdarzają się nieliczne spadki częstotliwości wyświetlania klatek oraz przenikanie postaci przez tekstury. Kilka razy trafiły mi się również zawieszenia gry, co skutkowało utratą dotychczasowego postępu. Warto więc zapisywać rozgrywkę często i w kilku miejscach, gdyż łatwo tu o błąd skutkujący porażką całej prowadzonej kampanii.

 

Gry spod znaku "Arland" wydane zostały pierwotnie na PlayStation 3, natomiast w późniejszym czasie ich wersje "Plus" ukazały się na PlayStation Vita. Te właśnie rozszerzone warianty zostały zremasterowane przez Gust i wydane ponownie w postaci "Atelier Arland DX" na PC, PlayStation 4 i Nintendo Switch. Każdą z gier można zakupić oddzielnie, ale są też zbiorcze wydania. Niestety, gry są dostępne tylko cyfrowo, co może zaburzyć budowanie kolekcji wielbicielom pudełek.

Komu sprawi radość obcowanie z odświeżonym Atelierami? Przede wszystkim fanom gatunku – osobom, które zjadły zęby na serii i którym nie po drodze z przechodzeniem tych gier na konsolach poprzedniej generacji. Warto sprawdzić, jak to drzewiej bywało i z czym mierzyły się bohaterki krainy Arland. Zwłaszcza że za rogiem czeka najnowsza odsłona tego odgałęzienia serii – "Atelier Lulua: The Scion of Arland" opowiadające historię córki Rorony. Zapoznanie się z tym bogatym światem z pewnością pomoże zrozumieć zawiłości i relacje zachodzące między bohaterami "Atelier Lulua". Warto jednak podkreślić, że trylogia Deluxe nie zaoferuje nowej zawartości tym, którzy swoje pierwsze kroki z serią stawiali na Playstation Vita.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones