Wywiad

Twórcy "Operacji Dunaj" o kulisach produkcji

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Tw%C3%B3rcy+%22Operacji+Dunaj%22+o+kulisach+produkcji-53549
W ostatni wtorek odbyła się oficjalna premiera polsko-czeskiej produkcji "Operacja Dunaj". Wydarzenie o tyle ciekawe, że na miejsce premiery nie wybrano tym razem sterylnego hallu jednego z warszawskich multipleksów, ale Miejski Ośrodek Kultury w leżącej blisko naszej południowej granicy Nowej Rudzie. Jak zaznaczył na konferencji reżyser filmu Jacek Głomb ("Operacja..." jest jego kinowym debiutem), wybór miejsca nie był przypadkowy, bo to właśnie przez Nową Rudę 41 lat temu jechały polskie czołgi, by w ramach Układu Warszawskiego spacyfikować buntującą się Czechosłowację (w ówczesnej nomenklaturze określano to mianem "niesienia bratniej pomocy"). Właśnie te wydarzenia stały się kanwą scenariusza Jacka Kondrackiego ("Łuk Erosa") i Roberta Urbańskiego. Autentyczną historię zaginięcia podczas inwazji jednego z polskich czołgów uczynili punktem wyjścia szalonej komedii w stylu "C.K. Dezerterów" i "Czterech pancernych". Załoga czołgu obdarzonego czułą ksywką "Biedroneczka" gubi się gdzieś na czeskiej prowincji, co staje się początkiem lawinowej serii gagów.

Publiczność w Nowej Rudzie bawiła się świetnie, choć podczas kuluarowych rozmów z twórcami jak echo powtarzało się pytanie, czy robienie komedii o jednym z najmniej chlubnych wydarzeń naszej najnowszej historii, jest całkiem na miejscu. Na pytanie, czy nie bał się tej konfrontacji, Jacek Głomb odpowiada wprost: Nie bałem się, choć wiedziałem, że wchodzę na zaminowany teren, bo w Polsce nie jest popularną rzeczą opowiadać o historii w ten sposób. Uważam, że można to robić śmiesznie i jednocześnie w sposób dotkliwy i istotny. Nie można za to przekraczać granicy dobrego smaku, i myślę, że w przypadku tego filmu to się udało. Gdy biorę się za komedię koszarową, to używam świadomie pewne konwencji. Trudno mówić w koszarach literackim językiem.



Wcielający się w rolę jednego z polskich czołgistów Maciej Stuhr dodaje: Oczywiście miałem takie myśli, że skoro już mówimy o roku '68, to może trzeba by bardziej rozliczyć tę historię, mocniej się pokajać i pobić w piersi. Ale potem doszedłem do wniosku, że to jest takie typowo polskie myślenie, że szukamy w każdym temacie martyrologii. Zrozumiałem to, gdy zobaczyłem Czechów, którzy w ogóle nie mieli z tym problemu. Powiedzieli po prostu: zróbmy fajny film dla ludzi, a nie wypruwajmy bebechów.

Wtórował mu Zbigniew Zamachowski, czyli filmowy safanduła pułkownik Grążel: Wolę spojrzenie na historię jaką prezentuje "Operacja Dunaj", "Pułkownik Kwiatkowski" czy "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" - opowiadanie o niej może nie tyle z uśmiechem, co z dystansem. To mnie ujmuje, odkąd jako nastolatek zobaczyłem "Pociągi pod specjalnym nadzorem", które pokazują właśnie, że o tragicznych wydarzeniach można opowiadać w paradoksalnie lekki sposób. Grając w "Operacji..." miałem de facto możliwość wystąpienia w czeskim filmie, właśnie przez klimat i język, jakim ten film się posługuje.

Film przedstawia jednak Czechów w sposób, w jaki przyzwyczailiśmy się ich widzieć, czyli jowialnych gawędziarzy, godzinami perorujących nad obowiązkowym kuflem piw. Pytany, czy nie bał się szafowania łatwymi stereotypami Maciej Stuhr odpowiedział: Komedia często bazuje na stereotypach, bawi się nimi. Jacek Głomb zatrudnił najlepszych czeskich aktorów, żeby to oni sami dbali o tę czeską fasadę, której my nie czujemy. Mogli zmieniać i ingerować w napisane sceny, żeby nie zgubić właśnie tego czeskiego ducha. Zamachowski dodaje: Chciałbym wierzyć, że film taki jak nasz może się przyczynić do przełamywania wzajemnych uprzedzeń i stereotypów, ale czy tak jest – nie wiem. Wiem tylko, że czeska publiczność w Karlowych Warach przyjęła "Operację..."bardzo życzliwie. Podczas realizacji nikt nie dał nam odczuć, że  jesteśmy niedelikatni w jakiś kwestiach.




Kwestię czesko-polskich stereotypów puentuje reżyser: Starsze pokolenie grających u mnie czeskich aktorów, czyli Menzel, Holubova, Dusek, Polivka wprowadziło do filmu potrzebnego nam czeskiego ducha . Prosiłem ich o to, żeby nie występowali tu tylko jako odtwórcy ról, ale także kreatorzy pewnej idei. To się udało, co wcale nie znaczy, że współpraca przebiegała bez napięć. Było tak jak w każdej robocie.

Grający w filmie jedną z głównych ról Jiri Menzel figuruje też w napisach jako "opiekun artystyczny", Głomb na pytanie czy opieka wielkiego mistrza nad debiutantem nie była kłopotliwa odpowiedział: Ustaliliśmy język porozumienia. Pan Menzel nie chciał kręcić tego filmu sam, a ja nie chciałem, by pomagał mi ponad to, co było mi potrzebne, czyli dbania o realia. Był towarzyszem na planie, konsultował scenariusz, był obecny na montażu, ale przecież nie mógł nakręcić tego filmu za mnie. Na pewno nie próbował na mnie wywierać "mistrzowskiej" presji.

Także Zamachowski nie miał wrażenia, że słynny adaptator Hrabala dominował na planie: To jest absolutnie film Jacka Głomba. Z tego co wiem, bo nie miałem możliwości wzięcia udziału w scenach z czeskimi aktorami, to właśnie Pan Jiri proponował i dbał o to, żeby duch czeski krążył nad tym filmem, ale Jacek sam fantastycznie porusza się tych klimatach. Pamiętajmy, że nie byłoby tego filmu, gdyby nie wcześniejsza sztuka teatralna, którą Jacek, pod innym tytułem, wystawiał w swoim teatrze w Legnicy.



Na planie spotkał się stały zespół pracujący z reżyserem na co dzień właśnie w tym teatrze. Pytani, czy wejście do tego pawie rodzinnego grona nie było dla nich problemem, warszawscy aktorzy odpowiadają: Zamachowski: Uwielbiam takie historie. Kazimierz Kutz robiąc ze mną przez parę lat rozmaite teatry telewizji, ciągle wrzucał mnie w nowe środowiska aktorskie. Przy "Operacji Dunaj" nie miałem poczucia, że jestem jakimś ciałem obcym. Tworzy się jakąś drużynę, gramy na jedną bramkę, działamy w tej samej sprawie. Oczywiście zaczynając współpracę z czeskimi aktorami, mieliśmy okres wzajemnego "obwąchiwania się", który jednak szybko przeszedł w normalną współpracę. Zresztą chyba dużym walorem tego filmu jest to, że aktorzy nie kojarzą się nam z innymi rolami, że pojawiają się tu niejako "na czysto". Stuhr dodaje: W takiej sytuacji zawsze trzeba być bardzo czujnym. Gdy aktorzy z reżyserem mają mocny "feeling", trzeba uważać, żeby z tego nie wyskoczyć, nie grać jak z innej bajki, mieć otwarte ucho na to, co się dzieje dookoła.

Głomb przyznaje, że wymóg zatrudnienia gwiazd narzucił mu producent, ale zaraz dodaje: Zamachowski jest dla mnie bardzo ważny, kocham jego role w filmach Kutza. Postać Grążela wymyśliłem specjalnie dla niego, za to Maćka Stuhra mi podpowiedziano i po pięciu minutach rozmowy wiedziałem, że jest idealnym "czwartym pancernym".

Z tymi pancernymi to nie przypadek. W filmie aż roi się od nawiązań i cytatów z klasyki od "C.K. Dezerterów" po "Jak rozpętałem II wojnę światową". Reżyser pytany czy to zamierzone odpowiedział: Używałem świadomie tego tropu, oczywiście nie porównując się ani z Tadeuszem Chmielewskim ani Januszem Majewskim. Chciałem spróbować tego świata, jako twórca muszę się do czegoś odnieść i niech teraz widz osądzi na ile była to udana próba. Na ile zerżnąłem, a na ile rozwinąłem pewną filmową tradycję. (śmiech).

Na ocenę nie będzie czekać zbyt długo. Film trafi do kin już w najbliższy piątek.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones