Ten film miał wszystko czego potrzeba do zrobienia na nim pieniędzy,budżet,reżyser,aktor zy,scenogrfie,efekty...wszystk o z górnej pólki.Miał tylko jeden minus, zmuszał do myślenia.Ten film to arcydzieło nie docenione w swoich czasach,kiedy królował Star Wars z prostą fabułą.Na podstwie ksiązek P.K.Dicka powstało już kilka filmów,ale tylko ta produkcja dorównuje oryginałowi.
Odwal się od Gwiezdnych Wojen a szczególnie od tych z 77 / 80 / 83 wogole jesli masz cos do całej sagi porpostu fuck off bo to filmy klasyka w swoim gatunku i mam w dupie P.K.Dicka(fajne nazwisko) co to w swym zyciu napisał, co to dokonał itp. Star Wars sa dużo lepszą, ciekawszą, lepiej oprawioną graficznie produkcja niż łowca androidów. Prosta Fabuła haha zrób lepszy film niż te cacko SW to pogadamy kk?? SW - 10/10 ŁA - 8/10 to tyle.
Moja opinia jest taka - trochę dziwne jest porównywanie "Blade Runnera" z sagą "Star Wars" - powiedziałbym nawet bardzo dziwne. Przecież to gatunkowo dwa różne światy, dwie różne koncepcje i dwie odmienne wizje! Generalnie IMHO to jeśli chodzi o Dicka (rzeczywiście facet miał szczęście z nazwiskiem ;) to czytając "Do androids dream of the electric sheep?" byłem mocno zawiedziony... zawiedziony jego stylem, sposobem przekazania tego co miał do przekazania i odniosłem wrażenie, że to wszystko co tam zawarł jest jakieś nieskładne i lekko chaotyczne... może po prostu nie łapię prozy Dicka, ale dla mnie nie jest on jakimś "gigantem" w tematyce science-fiction. Odrębna sprawa to film powstały na kanwie jego opowiadania. "Blade Runner" jest tak "przerażająco" genialnym filmem, że naprawdę ciężko znaleźć coś co by go przebiło.
Nie można jednak mówić, że fabuła SW jest prosta! Chodzi tutaj o mistrzowskie wykreowanie idei, którą stworzył Lucas, idei nowego świata, nowego porządku i tego co najważniejsze (IMHO) - jakiegoś mistycyzmu, który "oczarował" miliony widzów na całym świecie, włączając w to również mnie.
Tak więc porównanie "SW" i "BR" wydaje mi się tutaj po prostu nie na miejscu. pozdrówka
Green tylko stwierdził fakt - "Star Wars" ma prostą fabułę, prostą jak drut. Kolejny fakt stwierdzony przez Green'a - "Blade Runner" ma głębię i daje do myślenia, a takie filmy z reguły nie zarabiają ogromnych pieniędzy.
Potwierdza to sam "Blade Runner", który przy ogromnym jak na tamte czasy budżecie w wysokości 28-30 mln$, zarobił tylko 27,5 mln$, co dało mu dopiero 27 miejsce na liście najbardziej kasowych filmów 1982 roku.
Dla porównania, wchodzący rok później do kin "Powrót Jedi" uzyskał wynik 252,5 mln$. W kinach, prosta rozrywka wygrywa z ambitnymi projektami.
dzieki La Pier...myślałem że napisałem to wystarczająco prosto ale tylko ty zrozumiałeś:).Pendrogo jak ci się udało dopatrzeć porównania tych filmów? w jednym zdaniu nie napisałem że są do siebie podobne.
p.s. Marcek jak skończysz 15 lat to możemy pogadać,a na razie zostań przy Harrym Potterze
wow fanatyzm dotarł i tutaj :)
Oba filmy można streścić krótko: Star Wars to rozrywka dla oczu, Blade Runner rozrywka dla ducha. Tylko ten pierwszy rodzaj filmu jest w stanie odnieść poważny sukces kasowy. Wszak masy tłumnie walą na filmy, w których wszystko jest ładnie podane jak na tacy, ładnie wygląda, gdzie zabijają, dużo strzelają, są piękne aktorki i myśleć za dużo nie trzeba.
Od lat to najprostsza recepta na sukces kasowy i nikt oprócz Mela Gibsona (Pasja) chyba lepszego dziś nie wymyślił. Więc czemu się dziwić, że Blade Runner nie odniósł sukcesu kasowego?
Ważne że przetrwał w pamięci jako jeden z najwybitniejszych dzieł Science-Fiction. Star Wars też, ale z innych powodów.
Tak! Green... jedyne co mogę wyczytać z Twojego postu to fakt zakomunikowania ludziom, że cytuję:
"Ten film miał wszystko czego potrzeba do zrobienia na nim pieniędzy,budżet,reżyser,aktor zy,scenogrfie,efekty...wszystk o z górnej pólki.Miał tylko jeden minus, zmuszał do myślenia." - czyli pomimo efektów , budżetu i dobrego reżysera, aktorów i scenografii oraz efektów - filmowi nie udało się osiągnąć sukcesu kasowego! To chciałeś przekazać i jak najbardziej to rozumiem :) Nie sądź, że nie... :) zresztą sam napisałem później, że Blade Runner jest filmem genialnym i muszę tutaj dodać, że rzeczywiście żałuję tego że sukcesem kasowym się nie stał. Nie jestem również jakimś strasznym "zapaleńcem" jeśli chodzi o "Gwiezdne Wojny", ale jeśli chciałeś zakomunikować tylko to dlaczego sukcesem kasowym film Blade Runner się nie stał to nie musiałeś od razu "podpierać" się "Gwiezdnymi Wojnami" (fakt, że wymieniasz GW zaraz po tym jak wymieniasz BR interpretuję tak, że właśnie było to porównanie tych dwóch filmów - popraw mnie jeśli się mylę).
Nie jestem również fanatykiem "Gwiezdnych Wojen" :) Ciekawi mnie jedno - dlaczego pomimo wysokiego budżetu, reżysera (może Lucas do najlepszych nie należy, ale osobiście uważam, że "A new hope" wniosła coś nowego do kina science-fiction), aktorzy (Harrison Ford się załapał ;) a i oczywiście Frank Oz, Alec Guinness (no to jest chyba niezły aktor co?), Ian McDiarmid, nie wspominam tutaj o Hamillu - może to nie najlepszy przykład ;), scenografii i efektów specjalnych (to chyba było w "ANH" na niezłym poziomie?), dlaczego ANH był sukcesem kasowym, a Blade Runner według Ciebie i innych forumowiczów nie był? (uff sorka za długie zdanie) :) Rozumiem, że szalę na korzyść ANH przeważył fakt, że na Blade Runnerze trzeba było "myśleć" i to po prostu zniechęciło miliony widzów do tego filmu?
Teraz ja porównuję, ale jak już się ten wątek taki trochę off-topicowy zrobił to w sumie czemu nie? ;) pozdro
Gwiezdne Wojny są łatwiejsze w odbiorze miedzy innymi z tego wzgledu że białe jest białe,a czarne jest czarne.Bohaterzy są podzieleni na dobrych i złych i kazda część kończy się happy endem ponieważ ludzie nie lubią złych zakończeń.Są lasery,świetlne miecze,statki kosmiczne i pojedynki dobra ze złem....w Blade Runnerze nic z tych rzeczy nie ma.Bohaterzy nie są tacy jednowymiarowi.Sensem filmu nie jest walka dobra ze złem,bo nikt nie jest dobry ani zły.
Poza tym ja nie jestem wrogiem Gwiezdnych Wojen,wychowałem się na tym filmie i bardzo go lubię ale to rozrywka na innym poziomie niż Blade Runner.
Pozdro :)
Faktycznie z takim podziałem bohaterów w Gwiezdnych Wojnach (na dobrych i złych) bym się zgodził. Wiadomo od początku kto powinien zginąć ( chociaż na końcu zachodzi tranformacja w Vaderze, ale jest to oczywiście przewidywalne aż do "bólu"), a kto będzie dalej pielęgnował dobre tradycje starej Republiki. Fakt - każda część kończy się happy endem, bo jak powiedziałeś "ludzie nie lubią złych zakończeń". Nie zgodziłbym się jedynie z tym, że w Blade Runnerze nie ma ma konfliktu dobro-zło (właściwie to na początku trzeba by zdefiniować te pojęcia, a jak wiadomo dla każdego jest to sprawa bardzo, bardzo subiektywna). Czyż Tyrell nie jest jakby "Bogiem", który decyduje o tym jak długo jego "stworzonka" będą żyły - chociaż trudno określić go jednoznacznie jako złego - w końcu tworzy nowe istnienia ze świadomością tego, że nie będzie mógł dać im więcej życia, ale z drugiej strony rozumie (pojmuje) ich "ból" wynikający właśnie z tej świadomości.
Roy Batty - trudno w sumie też nazwać jego postępowanie za złe, lecz (chociaż z początku) może się takie wydawać. Jego bunt i w końcu morderstwo jego "twórcy" Tyrella może na to wskazywać (biorę tu pod uwagę fakt, że Tyrell przy tworzeniu Nexusów kierował się hasłem: "Bardziej ludzcy niż ludzie")...czy samo to hasło nie powinno zobowiązywać Roy'a żeby posiadać "moralność" lepszą od ludzkiej? Chyba, że przyjmiemy, że ludzka moralność jest tak naprawdę z natury wypaczona czyli replikanci posiadaliby wtedy tę ludzką cząstkę moralności... Tak czy inaczej - dochodzę do wniosku, że konflikt dobro-zło to kwestia bardzo subiektywna - wszystko zależy od przyjętej definicji.
A teraz z trochę innej beczki :) Widziałem filmik "On the edge of Blade Runner" - niesamowity muszę przyznać. Świetnie pokazany był proces powstawania tego filmu. Szkoda tylko, że nie wypowiadał się Harrison Ford-ciekawe czemu?
Nie lubię ogladać filmów "the making of..."bo wtedy film traci całą swoją magię i sekrety.Kiedyś widziałem jak kręcono "stare" Gwiezdne Wojny,do dzisiaj mnie prześladują pół metrowe niszczyciele imperium i X-wingi na drucikach.....wole takich rzeczy poprostu nie wiedzieć :)
Może i masz rację :) Wnioskuję z tego, że nie widziałeś tego dokumentu "On the edge of Blade Runner"? Na mnie zrobiło to niesamowite wrażenie. Spece od efektów specjalnych byli mistrzami no i sam Ridley Scott. Jak na tamte czasy to po prostu fenomenalne jak można było dostosować jakiś luksusowy hotel do takiego stanu, gdzie lokalizacja ta posłużyła do nakręcenia sceny w apartamencie Sebastiana! Nie wiem dokładnie jak oni to zrobili, ale aż się nie chce wierzyć, że tak można nakręcić ujęcie, że budynek w którym mieszkał Sebastian na obrazie był taką kompletną ruderą, gdzie z dachu "waliła" woda strumieniami - jestem pod wrażeniem.
BTW! Pół metrowe niszczyciele Imperium naprawdę robią wrażenie i wydaje mi się, że to chyba był przełom-zaczęła się nowa era efektów specjalnych w filmach sc-fic... Ta scena w "Nowej nadziei", gdzie na ekranie fregata Koreliańska jest ściagana przez niszczyciela Imperium, gdzie jego kadłub przesuwa się widzowi przed oczami wręcz w nieskończoność... dla mnie to wtedy "porażało" :D Teraz może i można się z tego śmiać, ale i tak cenię sobie wyżej pracę tych ludzi w tamtych czasach niż ludzi od efektów specjalnych w czasach obecnych. Pozdrowienia
Bez dwóch zdań masz rację.Kiedyś efekty były bardziej "namacalne",jeśli trzeba było zrobić statek kosmiczny to się go robiło,jeśli trzeba było zrobić jakąś bazę kosmiczną to trzeba było zrobić przynajmniej jej szczegółową makietę i wszystko musiało być na tyle realne żeby ludzie nie widzieli że to jest z papieru.To była praca dla artystów.
Teraz wystarczy komputer,niebieskie tło i efekty powstają za pomocą klawiatury i niekiedy są tak denne że nie da sie patrzeć.A najbardziej mnie dziwi że teoretycznie efekty komputerowe powinny być tańsze a patrząc na budżety nowych filmów mam zupełnie inne wrażenie.
Pozdro :)