Wersja reżyserska bije ją na głowę, no i jeszcze to kretyńskie tłumaczenie tytułu...
To przecież nie żadne tłumaczenie :) , ktoś po prostu nie wiedział jak przełożyć to na język polski i dlatego użył "zastępczego tytułu" :)
Ale prawdę mówiąc też nie mam pomysłu jak sensownie przełożyć na język polski określenie "blade runner"...
Z sensem, to się nie da przełożyć, najlepiej zachować oryginalny tytuł. Dosłownie, to byłoby coś w stylu "ten, który ściga (goni, biega) i jest ostry jak brzytwa (bezkompromisowy twardziel)"; "biegnący po bandzie" też może być...
Że to nic nie zmieni, to ja się w 100 proc. zgadzam. To jest taki przypadek, jak "Wojna i pokój" Tołstoja, gdy złe tłumaczenie na tyle utknęło w kulturze, że nie da się tego skorygować.
Nic podobnego.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.