Jestem pełen podziwu i uznania dla wszystkich użytkowników filmweb, którzy przedstawili listę dziesięciu najwybitniejszych filmów SF wszech czasów. Wskazują one na znakomitą orientację w temacie. Nie dodam własnej, bo w zasadzie to, co istotne, zostało wymienione. Może bardziej skoncentrowałbym się na produkcjach starych, powstałych przed arcydziełem “2001: Odyseja kosmiczna”, a dziś niesłusznie zapomnianych i trudnych do zdobycia. Ale mniejsza o to.
SF interesuję się od bardzo dawna. Dla mnie to jednak przede wszystkim literatura: powieści i opowiadania (!!!). Z mojej perspektywy filmy czy seriale jedynie uzupełniały zamieszczone tam wizje, niekiedy twórczo rozwijając motywy. Zazwyczaj jednak zubażały światy przedstawione, fabułę bądź przesłanie - np. pośród adaptacji P. K. Dicka “Łowca androidów” jest ewenementem. Nikt tu nie podał (o ile się nie mylę) filmu “Władcy kraterów” (Outer Limits: Sandking, 1995), a przecież powstał na podstawie uznawanego za jedno z najsłynniejszych i najwartościowszych opowiadań SF pt. „Piaseczniki”, autorstwa G. R. R. Martina (pod pewnymi względami tekst ten przeraża bardziej niż którakolwiek z części „Obcego”). Produkcja zakwalifikowana została jako… fantasy, podczas gdy to horror SF. Oto jak można unicestwić doskonałą literaturę.
Zapytałbym tak: KTÓRE UTWORY LITERACKIE, przynależące do SF, POWINNY KONIECZNIE DOCZEKAĆ SIĘ EKRANIZACJI? Dotyczy to zarówno długich jak i krótkich form literackich.
Czy science fiction jest czytane obecnie równie często jak oglądane? To drugie pytanie, uzupełniające: co z tej dziedziny (tej konwencji, tego gatunku) zasłużyło na miano lektury “obowiązkowej”?
Żal mi, kiedy obserwuję, jak najlepsza obok “Kroków w nieznane” antologia opowiadań SF: “Don Wollheim proponuje” (lata ‘85, ‘86, ‘87, ‘88 i ‘89) nie znajduje nabywców na Allegro nawet za 4 zł.
Don Wollheim to faktycznie świetne zbiory. Jedno po drugim oryginalne, dobrze napisane opowiadania. Mam kilka kupionych właśnie gdzieś na wyprzedażach. Po prostu większość ludzi nie wie co to jest. Dla nich to jeszcze jedna stara książka. Ale dzięki temu można kupić perełki tanio. Np. kiedyś na takiej wyprzedaży dorwałem Zew Cthulhu z 1986 za ... 2zł ;-). A jeśli bym sugerował książkę do przeczytania i ekranizacji to Gra Endera. Miała powstać, ale niestety, hollywood'zkie kretynizmy wykończyły projekt. Choć jak słyszałem co chcieli zrobię z historią, to może i lepiej. Świetny materiałem byłaby "Planeta Zła" Shekley'a. Ta książka ma idealna historię i tempo na thriller SF. Aż dziw, że się nikt tym nie zainteresował.
Czyli spotykamy się ponownie. Przepraszam za poprzednie, ale na punkcie serialu, o którym dyskutowaliśmy, jestem cokolwiek przewrażliwiony. Ale kiedy spojrzałem na listę Twoich ulubionych filmów, od razu pomyślałem, że coś nas łączy.
Tak, Don Wollheim to klasyka. I niestety - nie sprzedaje się tak jak powinien. Dwa lata temu byłem świadkiem, jak bibliotekarka usunęła jeden tom z księgozbioru - że "nikt nie pożycza, a ona nie wie, co to jest". Dali do jakiegoś magazynu (mam nadzieję, że nie na makulaturę).
Zgadzam się co do "Gry Endera". Myślę, że w filmie końcowa scena przedarcia się przez flotylle wroga i podejścia do planety obcych wypadłaby nawet bardziej przekonująco i dramatycznie (w książce nie mogłem tego zaakceptować, wydawało mi się naiwne).
Ja optowałbym za "Hyperionem" Simmonsa (może nawet całym cyklem). Dobra literatura, mocna, trzyma w napięciu, poza tym - niezbędna dla SF rekwizytornia. Powstałaby znakomita space opera???
No właśnie. Zgadzam się. Obawy w pełni uzasadnione. Przeważnie w Ameryce niweczą dobrą literaturę - jeżeli modyfikują, to na gorsze.
A przecież jest co ekranizować.
Świat jest mały ;-).
Jeśli chodzi o bibliotekarki, to podejrzewam, że jest ten sam problem co z polonistkami. Nie uczą ich przez studia, że SF i fantastyka wielkim gatunkiem jest, to potem są święcie przekonane, że to musi być masowa tandeta, bo im na studiach nie powiedzieli, że mają się tym zachwycać. Może jestem trochę niesprawiedliwy, ale prosiłem moją polonistkę przez półtora roku (początek lat 90-tych) o przerobienie Władcy Pierścieni, który był wtedy w spisie lektur dodatkowych, ale nie ... . Ona miała inne wizje i dla niej, jak dla sporej część humanistek, fantastyka jest po prostu niezrozumiała. Mój ulubiony argument tego typu kobiet: "Wolę stąpać po ziemi zamiast wymyślać fantastyczne historie".
Amerykańskie kino lubi robić tandety. Wiele dobrego SF już hollywood spłaszczył. Strasznie tu nalatujecie na Solaris Sodenberga, a ja się z tą megakrytyką nie zgodzę. Jak dla mnie to świetne pożenienie SF z psychologią. Zresztą miast tu argumentować zapraszam do mojej recenzji pod tym filmem (zdarzyło mi się, że mi jedną przyjęli) ;-)
Oczywiście, że jest co ekranizować. Samego Dick, Lema i Asimowa jest jeszcze mnóstwo niezekranizowanego, a przecież oni to tylko czubek czubka góry.
Pozdrawiam.
Gra Endera też mi odrazu przyszła do głowy, szczerze mówiąc miałam nadzieję,że ona jednak powstanie, ale problemy związane z tą produkcją mogą być nie do przeskoczenienia, nawet jeśli zajmie się tym ktoś sensowny.
Najważniejsze w książce jest przecież to, co dzieje się wewnątrz głowy głównego bohatera, ciężko te myśli przedstawić innaczej niż słowem pisanym. Nie wiem doprawdy jak możnaby to zrobić. Plus główny bohater jest małym chłopcem, a książka obfituje w brutalne sceny przemocy. Zresztą zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
Co innego zrobić np Harrego Pottera, gdzie główni bohaterowie, chociaż są na prawdę bardzo młodzi(a i tak starsi od Endera) po prostu uczą się w szkole, a co innego gdy główni bohaterowie mający po siedem-dziesięć lat w przerwach między zajęciami szkolnymi okładają się brutalnie i mordują w szkolnych łazienkach.
Żaden rozsądny reżyser nie podejmie się takiego filmu, obawiam się.
A co do innych ekranizacji, to chętnie obejrzałabym porządnie zrobionego Lema.
Ja osobiście mam świra na punkcie "Edenu" i "Niezwyciężonego", uważam,że dużo lepiej może to wyjść niż eksploatowany już przez kino "Solaris". Obydwie książki mają w sobie olbrzymi potencjał na solidny triler sf moim zdaniem. I można zadowolić w nich również tych, którzy chcą iść do kina tylko po to,żeby zobaczyć niesamowite efekty specjalne. Filmy byłyby więc wypłacalne, spektakularne i (jeśli dobrze zrobione) pełne głębokich refleksji.
Tak, "Eden" to dobry pomysł, ta powieść także się mi podobała. A ś. p. Lem nie mógłby tego skrytykować. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego nie zaakceptował "Solaris" Tarkowskiego jako dzieła sztuki filmowej.
Wydaje mi się, że "Grę Endera" można zekranizować. Kiedyś postanowiłam wystawić "Piknik pod Wiszącą Skałą" na podstawie książki Lindsay i filmu Weir'a. Przekonywano mnie, że to niemożliwe. A jednak udało się. Pisała o tym lokalna prasa, wyemitowała to lokalna telewizja kablowa. Scenariusz do "Gry Endera" też byłby możliwy, niemniej znamy realia - gdyby to było zbyt skomplikowane, od razu odpada.
Pewnie i tak wprowadziliby na pierwszy plan pilotów statków kosmicznych, a nie odpowiedzialne za taktykę dziecko, kierujące wszystkim zdalnie.
No szczerze mówiąc, to nie jestem jakąś wielką fanką filmu Tarkowskiego. Tzn uważam,że jest dobry(a na pewno lepszy od tego z Cloonem,hehe), ale jakoś mnie nie porwał. Nie uznałabym go za arcydzieło(no ale to kwestia gustu)
Jeśli chodzi o scenariusz do Gry, to nie to jest największym problemem, moim zdaniem. Kiedyś, po przeczytaniu chyba setny raz tej książki, siadłam z ołówkiem i zaczęłam kombinować jak tu by to można przerobić na scenariusz(tak dla zabawy).
Po paru godzinach pracy rozpracowałam sobie kilka stron i jakoś się to kupy trzymało(pomimo,że tak jak już wspomniałam, to co najważniesze dzieje się w głowie Endera i scenariusz nie bardzo może to objąć).
Ale cały czas nie wiem jak zrobić ten film bez zmiany wieku głównego bohatera na ładnych kilka lat starszego(a to kompletnie bez sensu, bo wiek jest tu ważny dla fabuły).
Jak zrobić kluczowe sceny brutalnych pojednyków z udziałem kilkuletnich dzieci?
Jak zrobić zbiorowe sceny z kilkuletnimi dziećmi, które jakby nie patrzeć toczą zażarta wojnę i to w salach pozbawionych ciążenia.
Przeniesienia ciężaru filmu na pilotów wogóle sobie nie wyobrażam, to wogóle nie możnaby tego nazwać "Gra Endera" wtedy, tylko "Żołnierzami kosmosu" raczej,hehe.
Tak na pierwszym wydechu: Gra Endera, Cieplarnia, Fundacja, Cykl Helikonia, Cykl o Wspomaganych Brinn`a, - rewelacja, Diuna (marzy mi się, żeby zabrał sie za to na przykład Peter Jackson).
Może kiedyś doczekamy się ekranizacji Diuny z prawdziwego zdarzenia, chociaż przyznam, że film Lyncha darzę pewnym sentymentem. Z klimatów bardziej luźnych i mniej, powiedzmy, koturnowych, chętnie zobaczyłbym przeniesioną na ekran "Planetę Śmierci" Harrisona.
Zbaczając nieco z głównego nurtu s-f w stronę horroru, co powiecie na "Nekroskop" Lumleya?
Mnie się wydaje, iż coś na podstawie tego mogłoby być niezłe:
*Richard Morgan – „Modyfikowany węgiel”
*China Miéville – „Dworzec Perdido”
*Watts Peter – „Ślepowidzenie”
*Stross Charles – „Accelerando”
Mam książki, ale nie chce mi się ich przeczytać. :(
Chętnie bym przeczytał, gdybym je miał. Muszę poszukać wydań w formacie e-book. Poza tym, mam chrapkę na ekranizację czegokolwiek Mastertona, bo oprócz chyba "Manitou", nie powstało nic więcej, opartego na jego niesamowitych książkach. Sorry, chyba "The Hunger" jeszcze, ale nie oglądałem tego. Ostatnio wpadło mi w ręce trochę polskiej s-f i fantasy. Niezłym reżyserskim wyzwaniem mógłby być "Pan Lodowego Ogrodu" Grzędowicza (świetna rzecz) i "Zakon Krańca Świata" Kossakowskiej. Oczywiście, nie widzę tych powieści przeniesionych na ekran w Polsce. Wystarczył mi ""Wiedźmin".
a propos: naprawdę POLECAM cykl o wspomaganych: Słoneczny Nurek, Gwiezdny Przypływ..... szkoda, że nikt nie wydał tego w polsce w całości....
Zaskoczę Cię. Wpierw przeczytałem "Gwiezdny przypływ" - rewelacja, jedna z najlepszych powieści SF, które kiedykolwiek "łyknąłem" (ten delfin czy też delfiny - już nie pamiętam - to był niesamowity motyw). Następnie wziąłem się za "Słonecznego nurka" - nie wydawali tego u nas po kolei ("a to Polska właśnie"). W każdym razie dużo poniżej oczekiwań. Zatem zabrałem się za "Wojnę wspomaganych" - jedna z najobszerniejszych powieści SF, jakie próbowałem przeczytać. Próbowałem, bo wykończyło mnie po 200 stronach - według mnie nudziarstwo, przesadnie rozwleczone. Ale wciąż dobrze wspominam cykl Wspomaganie - idealny do ekranizacji, ale BEZ TARYFY ULGOWEJ!!!
Ostatnio próbowałem zapoznać się z „Accelerando” Strossa - dałem sobie spokój po pierwszym rozdziale: te kanciaste zdania i głupawe wypowiedzi. Zestarzałem się, zatracony... :(
Heh.... jakoś mnie to nie zaskoczyło:)
Przypomnę - delfiny były pierwszą rasą wspomaganą przez ludzi - jedyną rasę, której w całym Wszechświecie nikt nie wspomagał. A wspomniałem tu o tym cyklu, bo warty tego, a raczej nie jest znany. Bardzo duża dbałość o szczegóły (w końcu pisał to astrofizyk pracujący lata dla NASA) i rozmach porównywalny z Diuną Herberta - ale brak zakończenia - może w ostatniej, niewydanej w Polsce części cyklu (Heaven's Reach) znajdują się jakieś odpowiedzi - ale ja tego w oryginale nie przeczytam - wciąż czekam na jakieś wznowienie, tym razem kompletne.
"Ubik" - Dicka.
Tylko żeby nakręcił go ktoś tak jak 30 lat temu Scott nakręcił "Blade Runnera"
Od pewnego czasu marzy mi się taka historia:
Zebrać ok. 30-40 mln zł, zakupić prawa do trzech - czterech opowiadań Dicka i stworzyć z nich taką mini-antologię jak np. "Animatrix", czy "Strefa mroku". Z myślą o rynku kinowym, albo DVD, byleby tylko porządnie nakręcić. Mogłoby się dobrze sprzedać nie tylko w Polsce, ale też i poza naszymi granicami, a może nawet wskrzesić u nas produkcję SF.
Cztery opowiadania - "Przedludzie" (twórcy mogliby wywołać dyskusję na temat aborcji - gorzej jednak że także daliby oręż zatwardziałym przeciwnikom aborcji), "Foster, nie żyjesz!" (spojrzenie na nonkonformistyczne życie zgodne z własnymi poglądami oczami pokrzywdzonego syna) i jeszcze ze dwa których nie potrafię wybrać. Osobiście chciałbym zobaczyć już bardziej dla efektu, klimatu i ciekawych obrazków do trailera "Elektryczną mrówkę" i w szczególności "Wiarę naszych ojców".
Drugie pytanie z zawstydzeniem pominę.
PS.
@Marscorpio, Witam ponownie i pozdrawiam! :)