Film ogólnie zajebisty, kilmat itp. ale nie zrozumialem jednej rzeczy {spoiler} dlaczego ten android Roy nie zabil na koncu Ricka?
Roy wiedział, że sam umiera (był tak "zaprogramowany") i to było takie okazanie miłosierdzia "bliźniemu". Sam czuł się jak człowiek. Nie zależało mu na zabiciu, wiedział, że sam chciałby żyć i inni też pragną życia.
Deckard i tak by mu nic nie zrobił, był na łasce Roya w tym momencie.
W sumie co każdy to może inaczej ocenić - ja mam takie "wytłumaczenie".
Piękna scena. "I've seen things, You people wouldn't believe."
Pozdrawiam
tej sceny nie mozna inaczej zrozumieć....... takie było je przesłanie.
Piękna scena j.w.
a może, chciał, żeby ktoś pamiętał jego śmierć ? mógł go zabić i umrzeć, nikt by jego śmierci nie wspominał, android gada o tym, że jego własne wspomnienia umra wraz z nim, co wskazuje na trop wskazany przeze mnie
Zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi tym samym swego... człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.