Zgadzam się to dobry romans zasługujący na miejsce w historii kina ale ja tak uważam jest trochę przereklamowany. Film dłuży się trochę, trochę jest o niczym; co do samej Audrey to jakoś słabo mnie przekonuje (lepsza w tej roli byłaby np. Shirley MacLaine). Za lepszy od tego filmu filmu, ciekawszy, barwniejszy uznaje dosyć podobny pod względem tematu o rok starszy "Butterfield 8" z Elizabeth Taylor w roli głównej.
Nic podobnego. "Butterfield 8" poza kreacją Liz nie ma niewiele do zaoferowania. Jest wręcz archaicznie zrealizowany, manierycznie zagrany, nad wyraz teatralny, z okropnie ilustracyjną muzyką Bronisława Kapera. Tego zwyczajnie nie da się dziś oglądać. No i ta konserwatywna wymowa (rodzina to jest siła, mąż i żona to podstawa).
Tymczasem "Śniadanie" to film, który oddycha plenerem, wreszcie zamiast studia jest Nowy Jork! I to jaki. No i nakręcić film o dwóch dziwkach, zamiast jednej (bo tu są nimi zarówno Holly jak i Paul) wymagało ogromnej śmiałości (jeszcze większej niż w pierwowzorze literackim) i powiodło się! Mimo skrępowania kodeksem Haysa, każdy wie o co chodzi.