Już pierwsza scena z głupkowatym i niby śmiesznym Chińczykiem (do tego granym przez Amerykanina!!!) wywołała u mnie uczucie zniesmaczenia. Później bywało różnie, przeważnie nudno, sztucznie i schematycznie.
Ostatnia scena z morkym kotem była tak tandentna jak połączenie Ich Troje z Henrykiem Iglesiasem na festiwalu pieśni wojskowej w Kołobrzegu. Podobno tam się wzruszyć należało... :/
To chyba pierwszy film z Audrey Hepburn jaki widziałem. Nie pokazała nic, właściwie była kompletnie sztuczna. Ładna dziewczyna i tyle, ale takich było i jest na pęczki.
Zapewne kiedy film się ukazał to było coś, ale to było prawie 50 lat temu. Próby czasu, jak wiele filmów z tamtego okresu, po prostu nie wytrzymał. Świat się sporo zmienił przez ten dość krótki okres i taki tandetny sentymentalizm jest dziś ciężko znieść.
4/10, choć to chyba i tak za wysoko...
moim zdaniem film to arcydzieło.
przetrwało próbę czasu.
Audrey zagrała wspaniale.
nie jest to mój ulubiony obraz z nią, ale nie mam do jej roli żadnego 'ale'.
coż, niektórzy ludzie staj się teraz bezduszni i mało wrażliwi.
pozdrawiam.
Jak najbardziej zgadzam się z tym, że wrażliwość ludzi podupada ostatnimi czasy.
I chyba tylko z tym... :-)
również pozdrawiam.
Ten film jest magiczny... cudowny, a Audrey była niezwykle naturalną aktorką :) Jeśli chodzi o motyw Chińczyka - może nie był on zbyt zabawny, ale na pewno pocieszny i sympatyczny. "Moon river" i zakończenie zachwycają. Takie właśnie Śniadania mógłbym jadać bez końca!
Po części zgadzam się z założycielem, też myślałem, że będzie film och i ach a tak to wyszedł na 7/10 ... :P
a zastanówcie się jaki film przetrwał taką próbę czasu? Czyżby Śniadanie u Tiffany'ego nie jest nielicznym? Więc, proszę ;-) nie piszcie, że nie jest teraz do obejrzenia. Film jest ponadczasowy! Nie był stworzony, aby kogoś rozbawić, czy doprowadzić do łez. Był nakręcony na podstawie opowiadania. Jest to film z wiele większym sensem niż te, które oglądamy teraz! Wystarczy mieć nieco kreatywności, tolerancji i wrażliwości ;-)
Może po prostu nie lubisz starych filmów? :) A może to ja mam taki fatalny gust, ale zawsze płaczę podczas tej tandetnej sceny z kotem... ;) No i Audrey Hepburn, śpiewająca "Moon River"... Niezwykle urzekająca.
Jakoś to tak jest, z tymi starszymi filmami, albo Ci podejdą, albo nie...
Widziałam ten film jako chyba jeden z pierwszych z Audrey Hepburn, jeszcze jako nastolatka, a kilka lat później, kiedy zaczęłam zbierać całą jej filmografię dopiero go doceniłam.
Ten film po prostu ma to COŚ w sobie, chyba bardziej urzeka kobiety niż mężczyzn, dla mnie Audrey jest w nim magiczna i przez nią mogę ten film oglądać kolejne, niezliczone razy. Uwielbiam ją i tyle.
Co się tyczy ostatniej sceny, może i jest cukierkowa, ale każda z nas czasem marzy o takim cukierku, szczególnie w obecnych czasach, gdy takich cukierkowych zakończeń, szczególnie w życiu po prostu już nie ma.
Natomiast chińczyk, ja tam lubię tę rolę, choć reżyser jak już się wypowiadał wiele lat później, sam stwierdził, że źle go obsadził w tej roli. To samo zresztą mówili o męskiej roli.
A ja Śniadania u Tiffany'ego już sobie nie wyobrażam bez Audrey i mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na "genialny" pomysł zrobienia remake'a tego filmu...
Nie moge sie z toba zgodzic. Tandetny sentymentalizm w dodatku w o wiele gorszym guscie mozesz obserwowac np w Amelii. O ile sie nie myle film sie calkiem nieźle sprzedał choc jest stosunkiwo nowy. A co do Śniadania u Tiffaniego to film ma swoja magie i tyle:) Moim zdaniem nie jest tandetny moze nieco sentymentalny
Ja nastawiłam się na arcydzieło, ale po obejrzeniu doszłam do wniosku, że ludzie przesadzają z tymi zachwytami. Film przede wszystkim za długi, mało się w nim dzieje. Może gdyby skrócić go to bardziej by mnie wciągnął. W sumie dopiero ostatnie 30 minut filmu były godne uwagi. Audrey dała radę moim zdaniem, tylko mam 'ale' co do scenariuszu. Oceniam 7/10