Jak wiemy, opowiadanie Capote przy okazcji przenosin na ekran zostało niemiłosiernie zlagodzone. U niego Holly była towarzyszką za pieniądze, niemal prostytutką.
Nie odjęło to jednak 'Śniadaniu...' wydzwięku prawie że feministycznego - Holly zadaje się z mezczyznami, ktorzy jej za to płacą, zaś opinia na ten temat milczy. Decyduje ona o swojej seksualnosci sama i nikt nie ma prawa nic jej zarzucić.
Oczywiscie, co szczegolnie mi sie podoba - jest tez druga strona - prawdziwe uczucie, przy ktorym wyrachowanie i rozmysł bledną.
Poza tym, to uroczy film jest ;).