Piękny, wzruszający film. Oglądałam go późno w nocy i, przyznaję, ciężko mi się było powstrzymać żeby nie ryknąć śmiechem. Sąsiedzi zapewne wiedzieli, że film mi się podoba. A najlepszy (oprócz samego Robina Williamsa i przewspaniałej Glenn Close) był jednak John Lithgow.