Shit po prostu shit. Większej chały na temat drugiej wojny światowej w postaci filmu nie widziałem. Wszystko sztuczne, brak dobrych scen batalistycznych, sam konflikt między Stranskym a Steinerem zdaje się być dziecięcą kłótnią a nie różnicą charakteru i ambicji. Faktem jest że reżyser starał się podjąć wyzwania ukazania wojny jako bezsensownej ale niezbyt dobrze mu to wyszło. Klapa na całej linii! Patrząc na ten film aż żal że "stoi" on na jednej półce z takimi produkcjami jak "Okręt" czy "Stalingrad"...
"Okręt" może jest dobry pod względem historycznym ale dłuuugi i nudny jak cholera. Mogliby z tego filmu zrobić dokument to człowiek by się przygotował na taki odbiór. "Żelazny krzyż" być może ma pewne braki (głównie militarne) za to jest świetny pod względem aktorskim, trzyma napięcie a genialne zakończenie filmu dopełnia jego antywojennej wymowy. I o to w tym filmie chodzi. Balistyka jest tutaj tylko sposobem przedstawienia sedna obrazu, którym jest ukazanie ludzi jako jednostek destrukcyjnie uzależnionych od wojny, zabiegających o awanse i odznaczenia kosztem innych ludzi (ten "wyścig szczurów" widać nawet bez wojny). Cały film jest jak literackie dzieło sztuki; przypomina miejscami upiorną, krwawą groteskę o koszmarze wojny. Shit! Słowo którego użyłeś mówi samo za siebie o poziomie twojej krytyki. Mówisz o dziele, którego wcale nie zrozumieałeś a film fabularny to nie kronika militariów i wydarzeń historycznych.
Co do Okrętu. Czy nie o to w filmie chodzi aby oddać dokładny obraz wydarzeń. Skoro tak wyglądało życie na U-Boocie to nie rozumiem dlaczego miało by to być przedstawiane inaczej. A co do Żelaznego Krzyża....Nazywanie go dziełem to lekka przesada. Ten film nie tylko miejscami przypomina groteskę. On cały jest groteskowy tyle że w znaczeniu komicznym. Jeżeli reżyserowi zależało na tym aby przedstawić coś pomiędzy komedią a filmem wojennym to mu się udało. A jeśli chcesz zobaczyć film fabularny który jest jednocześnie kroniką militariów i wydarzeń historycznych to koniecznie obejrzyj "Stalingrad"
"Ten film nie tylko miejscami przypomina groteskę" Dokładnie takie było założenie. Peckinpah stworzył dzieło groteskowe i do bólu cyniczne. Porównywanie tego filmu z "Das Boot", czy "Stalingrad", zakrawa na głupotę. Tamte filmy to zupełnie inna bajka. "Żelazny Krzyż" urósł do miana klasyki dzięki wyjątkowo swobodnemu podejściu do tematyki drugiej wojny, okraszonej do tego wyjątkowym cynizmem, ujście odnajdującym w niezapomnianych tekstach z tego filmu. Największy urok tego filmu polega na tym, że całość się ogląda jak bardzo dobre kino akcji, będące krzyżówką westernu z wojną, która bardziej przypomina tą w Wietnamie, niż II WŚ. Więc jak ktoś tego nie dostrzega, zwyczajnie nie zrozumie filmu.
Franz masz całkowitą rację. Film jest słaby, w sam raz dla naiwnych. Sama fabuła to już groteska, kto zna trochę historię II WŚ i historię armii niemieckiej to wie o czym piszę. Śmiechu warte. A "okręt" w porównaniu to tego shitexu jest genialny. Tu nie ma czego rozumieć, nie doszukujcie się na siłę jakiegoś głębszego przesłania tego filmu, bo go nie ma.
"Film jest słaby, w sam raz dla naiwnych."
No to w takim razie mnie obraziłeś, bo film uważam za bardzo dobry i zgodnie z Twoją logiką, muszę być jednym z "tych naiwnych". Fajnie...
Naiwnością jest nie zrozumienie przesłania tego filmu, jak i faktu, że całość jest celowo groteskowa. Znam wystarczająco dobrze historię II WŚ oraz niemieckiej armii, i w niczym mi to nie przeszkadzało, by film docenić i zachwalać.
"Tu nie ma czego rozumieć, nie doszukujcie się na siłę jakiegoś głębszego przesłania tego filmu, bo go nie ma." - Głębszy przekaz widzę przez cały czas trwania filmu. No ale lepiej go porównywać do filmów pokroju "Das Boot", co zakrawa na głupotę, jak już wyżej napisałem. Te filmy, to dwa zupełnie inne światy.