PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=282892}

Życie Pi

Life of Pi
2012
7,1 153 tys. ocen
7,1 10 1 153252
6,5 62 krytyków
Życie Pi
powrót do forum filmu Życie Pi

Właśnie wróciłem z kina i chciałem się z wami podzielić moimi wrażeniami. Zacznę od tego, że nie
czytałem książki ani nigdy o niej wcześniej nie słyszałem.
Sam film nakręcony jest świetnie, zdjęcia (nawet to nieszczęsne 3D za którym nie przepadam) są
rewelacyjne. Prawdziwa uczta dla oczu, parada kolorów, począwszy od obrazu indyjskiego zoo a
skończywszy na scenie z meduzami i wielorybem.
Co do fabuły filmu to od samego początku byłem nieco negatywnie nastawiony, bo cała historia
wydała mi się bardzo naciągana. Na szczęście koniec filmu mi to wynagrodził. Cały film zaczyna
się poszukiwaniem wiary i próbą definicji boga czy też bogów. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że
początkowe sceny miały nam przekazać, że nie można zdefiniować żadnego boga i wiary i
sprowadzić do poziomu jednej religii.
I tak cała historia na morzu toczy się swoim tempem coraz bardziej uświadamiając mnie że jest
możliwa, aż pod sam koniec sobie pomyślałem "ok, no w sumie mogło się to wydarzyć naprawdę".
No i wtedy dostajemy drugą wersję historii. Jako sceptyk i ktoś kto myśli racjonalnie i nie bierze
wielu rzeczy na wiarę (tak jak ojciec) Pi, przyznam się że dałem się porwać opowieści. W chwili
gdy Pi opowiada drugą wersję, to jakby mnie coś klepnęło w tył głowy z okrzykiem "obudź się" i
powróciłem do normalnego dla mnie trybu myślenia. Świetny zabieg. Chyba ten film będzie
odebrany inaczej przez osoby wierzące i sceptyczne.
Jak wy to odebraliście? Która historia była prawdziwa, a która była "lepsza"? Według mnie jednak
nie było na tej barce żadnych zwierząt, a Pi wymyślił wszystko by móc sobie jakoś poradzić ze
swoją tragedią i przyjąć ją na swój sposób. Czy ktokolwiek odebrał film (nie książkę, której nie
czytałem, a tam mogło być wszystko inaczej) dosłownie, że bohater spędził 227 dni na morzu w
towarzystwie tygrysa, tak jak to w swoim raporcie napisali Japończycy prowadzący śledztwo?
Dużo tam było symboli i mnie jednak przekonuje scena odejścia tygrysa. To tak jakby Pi zostawił
swoją ciemną stronę za sobą, że zabił kucharza, przeszedł przez piekło i już nigdy tamten Pi z łodzi
nie wróci.

ocenił(a) film na 8
mariouszek

Moim zdaniem interpretacja, o jakiej tu mówicie, w ogóle nie ma sensu i da się to merytorycznie wyjaśnić. Dlaczego? Otóż wszystko się wyjaśnia, kiedy Pi pyta pisarza, w którą historię wierzy, on odpowiada, że w tę z tygrysem, bo jest ciekawsza, bardziej fascynująca, Pi odpowiada na to, że tak samo jest z Bogiem. Bóg (prawdopodobnie) i ta historia, są wymyślone, nieprawdziwe, ale lepiej w nie wierzyć, przyjemniej, bo są ciekawsze, bardziej fascynujące i wciągające, dające nadzieję i siłę. Oczywiście to, że historia ta jest wymyślona, nie jest już poddawane pod wątpliwość, świadczy o tym chocby to porownanie z książka, czy wyspa surykatek, ktora istniec nie moze.

TakaJedna93

płytkie

ocenił(a) film na 8
mariouszek

Może jeszcze uzasadnij swoją wypowiedź, co? To co napisałam wynika z treści filmu (i książki), a nie jest to mój wymysł i z jakiej racji miałoby to być płytkie? Pisarz odpowiada, że woli nieistniejącą wersje z tygrysem, bo jest ciekawsza, a Pi mówi, ze tak samo jest z Bogiem. Mimo iz nie istnieje, to w niego wierzymy, bo tak jest ciekawiej. I podobnie na lodce, kiedy Pi skonczyl podroz, nie potrzebowal juz calej tej wymyslonej historii i nie istniejacego Boga, dlatego nawet sie nań nie obejrzal, tylko sobie poszedł.

TakaJedna93

To odpowiem dzisiaj:) Dalej wydaje mi się to płytkie. To, że on wybierając fantastyczniejszą wersję, nie oznacza od razu, że jest nieprawdziwa, tym bardziej, nie oznacza, że tak samo jest z Bogiem, czyli, że nie istnieje. A może odwróćmy to o 180 stopni. Może bohaterowie chodzi o to, że ludziom łatwiej wybrać prawdę potwierdzoną naukowo, niż fantastyczne historie, które od razu wydają się bujdą. Gdybyś sto, dwieście lat temu powiedział gruźlikowi, albo choremu na zapalenie płuc, że to nie jest choroba śmiertelna, że można ją leczyć, wyśmiałby cię. Tak jak za sto pewnie będą się śmiać, że dzisiaj wszyscy chorują na raka. Tak samo jest z Bogiem, łatwiej nam wierzyć w to co naukowe, niż w to co fantastyczne. Tak to można odczytać, jako film nie ateistyczny, a cholernie religijny. Bóg nie jest wygodny i łatwy do zaakceptowania jak naukowo potwierdzone tezy. Od i tyle. Ale możliwości spojrzenia na to jest jeszcze więcej, co przedstawia tu mnoga ilość myśli. Zdaje sobie sprawę, że tak samo płytka jest moja tu podana w tej chwili interpretacja, choć może, sam nie wiem, kto wie?

ocenił(a) film na 8
turboturtles

O ile Twoja interpretacja wydarzeń na szalupie jest przekonująca o tyle tu nie masz racji. To, że Tygrys (Pi) odchodzi nawet nie spoglądając na "Boga" ewidentnie symbolizuje laicyzację współczesnych społeczeństw. "Bóg" był nawet nieco zawiedziony, że po tym co razem przeszli na szalupie Tygrys (Pi=człowiek) nawet nie spojrzał w jego kierunku tylko (po krótkiej refleksji) pognał do swojego środowiska (wrócił do normalnego życia w którym nie patrzy się na Boga). "Bóg" nie miał o to pretensji do Tygrysa (Pi=człowiek) bo jest nieskończenie miłosierny w swojej miłości do ludzi.

ocenił(a) film na 8
kibic w kapciach

hehe,jedni interpretuje tygrysa jako Boga, inni Pi jako Boga....eh A moze 'szalupa' czyli to co dalo jemu schronienie przed utonieciem bylo Bogiem? Ale mimo to fajnie poczytac jak sobie ludzie robia 'wariacje' na temat. Ja, mimo ze podoba mi sie teza o Bogu, jestem za tym, ze tygrys to po prostu ludzka natura. Wystarczy spojrzec na zwierzece odpowiedniki ludzi na szalupie, zebra-marynarz, czyli czarno-biale, matka jako orangutanica no i hiena-kucharz. Kazdy wie ze hiena jest podlym zwierzeciem, i kucharz byl po prostu zwykla hiena. A tygrys pojawil sie nagle, znikad, silny, majestatyczny ale okrutny, bezwgledny, ktorego sila zalezala tylko od tego co zjadl. Ktos powie, OK, Pi byl Bogiem, byl jedynym czlowiekiem 'niezwierzeciem' w towarzystwie....no coz, musial tam byc bo inaczej jakby opowiedzial historie. Pi byl Pi i tyle.

ocenił(a) film na 8
dabram17

Pi nie był Pi, tygrys był Pi, chocby i dlatego, ze przeciez Pi majac wolną łódke, nie budowałby specjalnie tratwy i pływał obok łudki, nie zabierałby tam celowo zapasów itd. mogac je stracic. Pi podczas podrozy jest taka metaforą Boga, wymyslem Pi - tygrysa, by latwiej mu bylo sobie poradzic. Natomiast symbolika zwierzat jest raczej nieco inna, zebra - marynarz, nie dlatego, ze czarno białe, tylko dlatego ze ów marynarz byl buddystą i wegetarianinem, czyli spokojnym dobrym czlowiekiem, a zebra jest roslinozerca, zyje w zgodzie ze stadem, nie zabija, matka - orangutan, bo orangutan jest z tej samej rodziny co ludzie (małpy człowiekowate), a co do hieny, to masz racje. Pi - tygrys, wyskakuje zabic hiene w momencie, kiedy ta (czyli kucharz) zabija orangutana, czyli jego matke, w jej obronie, z nerwów itd. Hiena zabiła orangutana wtedy kiedy ten walnął go w łeb, i z tego co czytałam w porównaniu do ksiazki, to wlasnie tak sie sprawa miała - kucharz - hiena chciał zjesc złamana noge zebry - buddysty, w koncu go zabił, matka Pi - czyli orangutan ze zlosci go - hiene, kucharza - uderzyła i ten w zlosci ją tez zabił, wtedy Pi - tygrys nie wytrzymał i zabił kucharza - hiene ;)

ocenił(a) film na 8
TakaJedna93

ok, ma to sens. Ale ja to widze troche inaczej, ze Pi byl Pi a tygrys, zla instynktowana i mordercza natura wyskoczyla z niego w postaci tygrysa. Bedac na lodce chcial sie odizolowac od tej wlasnie natury, zachowywal resztki swojego czlowieczenstwa, byl to niemal backup jego lagodnej natury 'obserwujacy' co moze sie dziac z nim samym w chwili tak ekstremalnej. Ale to jest najprostsze wytlumaczenie. Caly film, kwestia szukania Boga na poczatku filmu na pewno nie byla przypadkowa i nadaje duzo sensu twojej teorii. Czyli jednym slowem, znalazl ponownie inna postac Boga w postaci Pi na tratwie, no bo przeciez jego poszukiwania Boga nie byly skonczone przed podroza, mimo ze jako ostatngo odnalazl Jezusa Chrystusa,

ocenił(a) film na 9
turboturtles

Bardzo ciekawa interpretacja, ale skoro zakładamy, że Pi jest Bogiem to czemu miałby Tygrysowi przedstawiać Boga w trakcie sztormu wskazując na burzę z Piorunami, a potem samemu wkyrzykując "Zabrałeś mi moją rodzinę, wszystko co miałem, czego jeszcze chcesz?" . I przeciez na początku wyprowadził dziennikarza z blędu, że na możu nie był tylko on, ale Richard Parker też.

ocenił(a) film na 7
turboturtles

To jest właściwa interpretacja tego filmu :)

ocenił(a) film na 4
turboturtles

Też się zgadzam z tą interpretacją, a co wg Was symbolizowała wyspa? Nie było jej w tej opowieści drugiej.

KASTCOM

Wyspa pojawia się w momencie kiedy Pi zjada kucharza tak jak wcześniej rybę jako dar od boga . Tysiące surykatek jak tysiące twarzy boga . Wyspa symbolizuje wiarę która pozwoliła mu przeżyć. Tak myślę ...

ocenił(a) film na 8
turboturtles

nie myslalem w ten sposob, ciekawa interpretacja ktora wyjasnia motyw szukania Boga na samym poczatku filmu przez Pi. Ja natomiast widze tutaj cos jeszcze, czyli zwierzeca natura (tygrys) ktora zabija, ktora musi jesc mieso i on sam, jako jego naturalna, 'wegetarianska' czyli mozna powiedziec pokojowa postawa. To byla walka pomiedzy dwoma osobowosciami, agresywna zwierzeca ktora ujawila sie w ekstremalnej sytuacji (czyli zwierzecy instynkt) i jego pelna wiary i spokoju natura niewinnego chlopca. Jesli dodac to tej interpretacji wersje Boga badz boskie osoby Pi zwyciezajacej nad zwierzecym instynktem samego siebie, to czyni to cala te interpretacje bardziej zlozona ale i bardziej ciekawa. Bo tylko Bog moze 'wytresowac' zabojcza nature zwierzecia, bo tylko prawdziwa wiara (nie tylko w Boga ale i dobro) moze odkryc w kazdym zwierzeciu czy bestii ten lepsza, bardziej humanitarna nature.

ocenił(a) film na 8
turboturtles

Świetne wnioski:)

turboturtles

Podoba mi się Twoja interpretacja. Pi na początku opowieści powiedział temu pisarzowi, że może sobie sam wybrać w co wierzyć, a w co nie.... Większość z nas odpowiada, że wolimy pierwszą historię, a jednak uznajemy prawdziwość drugiej.... To tak jak z wiarą... chcielibyśmy wierzyć w Boga, w Jego dobry wpływ na nasze życie, a jednak się przed Nim bronimy zasłaniając się rozumem....

ocenił(a) film na 10
turboturtles

Bardzo podobnie zinterpretowałem. Dowodem na to, że w drugiej historii główny bohater jest Bogiem jest również jego imię, a jak wiemy Pi jest czymś oszacowanym, trudnym do zmierzenia/poznania/zrozumienia, ale dla niektórych tylko zwykłym wzorem przyjętym przez ludzkość - zupełnie tak samo jak Bóg. Pamiętacie historię o genezie jego imienia? Nadane na cześć basenu, który również został fajnie opisany na początku filmu, jako najczystszy z basenów świata.

Kolejna rzecz - proporcje istot w obu historiach się nie zgadzają. W historii "pozytywnej" mamy Pi, tygrysa, orangutana, hienę i zebrę = 5. W historii "negatywnej" mamy 4 - bohater wspomina o matce (orangutan), kucharzu (hiena), marynarzu (zebra) i o sobie (tygrys)... różnicą między pierwszą historią jest brak PI - czyli jakby nie było jedyną pewną istotą, która była i jest dalej bo przecież przeżyła.

ocenił(a) film na 7
turboturtles

No i o to właśnie chodzi w tym filmie. Obydwie historie są prawdziwe. Po prostu przedstawione są w inny sposób i w tym cały sens. To tak samo jak z powstaniem świata. Można powiedzieć że bóg go stworzył w tydzień albo że wybuchła super nova czy coś w tym stylu ale zakładając że wierzysz w boga to tylko inny sposób na przedstawienie jak bóg stworzył świat. Przecież tysiące lat temu nie mogli napisać tego językiem naukowym bo niby jak. Teraz mamy super technologie i możemy przedstawić to w naukowy sposób. Ale jeżeli wierzymy w boga to wierzymy w to, ze to on sprawił że ta super nova wybuchła i powstała ziemia.

ocenił(a) film na 10
FMB

Co to dużo mówić, film arcydzieło dawno brakowało jakiegoś wyciskacza łez główny kandydat do oskara, Lincoln niech się schowa przy tym !!!

hunter244

Oglądałeś "Lincolna"?

FMB

Ja wyszedłem z kina lekko zawiedziony, brakowało mi sporo w spójności pomiędzy tymi obrazami malującymi bajkę na morzu i starszym zmęczonym człowieku opowiadającym swój dramat życiowy. Wszyscy podkreślają że w fabuła w scenach gdzie dorosły Pi opowiada jest słaba i mało przekonywująca. Film byłby naprawdę świetny gdyby zamiast kolażu obrazów przedstawił obydwie wersje w taki sposób aby nie można było rozstrzygnąć która jest prawdziwa.
Jeżeli Pi przeżył naprawdę drugą wersję historii to jego powrót do świata żywych niestety nie trzyma się kupy.
Katastrofa okrętu to mały pikuś wobec zabójstwa matki, kanibalizmu, wreszcie przebudzenia jego tygrysa i zabicia oprawcy.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_stresu_pourazowego
Sam film przedstawiający jeden z mechanizmów obronnych - wyparcie wszystkiego przez Pi i rozszczepienie jego osobowości na Pi i tygrysa który jest jednak częścią samego Pi o którym nie miał on do tej pory pojęcia mógłby się obronić ale
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wyparcie
w każdym powrocie i zdrowieniu z takich sytuacji chodzi zawsze o integrację różnych rozszczepionych części. Tak więc scena gdy tygrys odchodzi jest kompletnie bez sensu. Tygrys to część Pi czy on tego chce czy nie i nie może sobie od tak odejść.
Zaburza ona zakończenie i sprowadza sam film do fajerwerków bajkowego opisu rodem z Disneya.

nawieczor

bravo! aż muszę zaklaskać. Cały film to właśnie przedstawienie procesu psychoanalitycznego leczenia. Odseparowanie od rodziny, następnie właśnie wszystko próbuje zobrazować w sposób metaforyczny, by pod koniec, to co w nim powodowało chorobę, a więc ta cześć natury z którą jako człowiek cywilizowany musiałby walczyć, musiała od niego odejść. Tygrys wedle lacanowskiej koncepcji, a wiec i ta pierwsza opowieść jest po prostu sferą wyobrażeniową umysłu bohatera, natomiast kolejna jest symboliczną, której bohater nadał taką wartość. Wyleczył się, dlatego tygrys odchodzi bez pożegnania. Łzy Pi, są po prostu łzami, w których żegna się z okowami do których przywykł i rozpoczyna nowe życie wyleczony w terapii, a jego terapią stały się tragiczne wydarzenie, jeśli to wszystko nie jest metaforą:) Zresztą facet odchodzi od rodziny i zaczyna samodzielne żyć w oceanie życia.
W wielkim skrócie nie chce mi się o tym myśleć, ale miałem takie psychoanalityczne myśli w środku seansu;)

nawieczor

Ale tygrys się nie żegna...czyli nie kończy znajomości. On tam gdzieś ciągle jest, schowany w dżungli, w ciemności, zajęty swoimi sprawami. Wprawdzie Pi twierdzi, że tygrys nigdy nie wróci...ale coś za kategorycznie to twierdzi;).

ocenił(a) film na 9
tara_filmweb

Ale tygrys tak naprawde umarł, wkroczył do lasu, i kolory przeszły w gamę szarości tak samo jak w momencie, gdy Pi uśmierca rybę.

FMB

Druga historia nie może być prawdziwa, bo matka Pi nie miała szans wydostać się na pokład, przynajmniej zgodnie z wydarzeniami w filmie. Chyba, że całość wypadków jest przefiltrowana, dlatego spod pokładu wypływa zebra, a nie buddysta, który w drugiej opowieści bohatera łamie nogę. Nadal dziwne by było, by matka się jakoś wydostała. Inna sprawa jakim cudem uwolniły się z klatek zwierzęta.
Ponoć w książce były ślady stóp tygrysa na plaży.

ocenił(a) film na 8
ocenił(a) film na 8
FMB

Rzeczywiście esencją tego filmu jest zakończenie. Przyznam, że nie spodziewałem sie takiego zakończenia i autentycznie się wzruszyłem. Która historia była prawdziwa? Na pewno lepsza była z tygrysem.
Nie potrafie jednoznacznie ocenić tego filmu. Napewno daje dużo do myślenia, pobudza do przemyślenia swojego życia.

FMB

Muszę się wtrącić. Moim zdaniem, nie jest ważna czy historia jest prawdziwa czy też nie i która z nich naprawdę się wydarzyła. Tak samo jak nie jest ważne, czy Bóg jest czy go nie ma (bo w końcu Bóg jest po za naszym poznaniem, w takim razie i ten, który nie wierzy jak i ten co wierzy popada w pychę;p), to co ważne, to fakt, że człowiek potrafi żyć otoczony fikcją. W którymś momencie pomyślałem, że to jest film o prawdziwym obliczu miłości. Mianowicie, że nie ma czegoś takiego jak miłość, że to jest jedno wielkie oszustwo naszego umysłu, natury i tego co w nas wpojono ( Tygrys kierując się swoją naturą wraca do dżungli pozostawiając przyjaciela). Jednakże ludzie dalej się łączą w pary i zarówno te wykształciuchy, które znają podejście naukowe do spraw miłośnych, jak i te wierzące w romantyzm naszego życia zakładają rodziny i starają się żyć w ... miłości. Jakież to paradoksalne, a zarazem nie przeczące sobie. Myślę, że w tym jest również sens wiary, czy po prostu religijności. Bohater wyznaje wszystkie wiary, wierzy w 33 miliony bogów, w Allacha, w Starotestamentowego Boga Ojca, czy w Jezusa Chrystusa. Wierzy we wszystko. Ojciec jak na naukowca stwierdza, że jak się wierzy we wszystko to się nie wierzy w nic (też kiedyś te słowa usłyszałem na temat miłości) tu się wysuwa kolejny paradoks. Ojciec uczy młodego chłopca by sobie zdał sprawę, że nie zawsze wszystko objawi się w życiu tak jak inni to widzą, że często będziemy zupełnie inaczej patrzeć na pewne rzeczy, ale pomimo tego nie oznacza to, że musimy w pełni zaufać tym słowom, tylko po prostu nadać im odpowiedniego znaczenia. To czy jest Bóg czy nie - nie jest kwestią najważniejszą, ale sam fakt, że jako ludzie potrzebujemy duchowości, to część nas, której nie możemy się wyrzec (wielu próbowało i każda ta historia kończyła się nieciekawie) i dzięki której możemy się rozwijać. Dla wielu Bóg objawia się jako coś prymitywnego, albo nawet jako coś złego, a tak naprawdę, podobnie jak z moim przykładem o miłości, dalej żyjemy, dalej podziwiamy ten niesamowity mechanizm zwany światem, dalej, nawet poznając odpowiedzi na tajemnice świata nie możemy tego w pełni pojąć, dalej wielbimy Boga jakikolwiek by on nie był, nawet jak nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nasze życie na tej planecie to coś jak wymieszanie dwóch pojęć hipokryzji z paradoksalnością (hipoparadoksalność:) i o tym, dla mnie jako widza, opowiada ten film. Obraz jest tak niesamowitym mimezis, że aż będę trzymał oscarowe kciuki:) Historia Życia Pi mnie przekonała. To czy ta cała historia którą opowiada książka i film wydarzyła się naprawdę czy też jest tylko literacką fikcją ma spowodować, że ja nie będę w nią wierzył? Jeśli ktoś uważa inaczej, nie powinien w ogóle chodzić do kina, czy czytać książek i tracić czas;p

mariouszek

ja się również musze wtracic;) to nie dotyczy filmu (którego jeszcze nie widziałem), a raczej Twojej wypowiedzi- wybacz, Mariouszek, ale troche niegrzecznie zrównujesz racjonalizm z religią. Niby jakim sposobem:"ten, który nie wierzy popada w pychę"? racjonalny empiryk przejawa własnie pokorę wobec empirycznie weryfikowalnych faktów. jesli np. jutro w CERN-ie okazę się, że jakies twierdzenie naukowe (np. E=mc2) jest nieprawdziwe, to empirycy przyjma ten fakt do wiadomosci i zmodyfikuje swoją wiedze (bynajmniej nie oznacza to, że się całośc sfalsyfikuje- tak jak kwantowa fizyka einsteinowska nie stoi w sprzecznosci z klasyczną fizyka newtonowska- choc rządza w nich rózne reguły, to po prostu kwestia skali). to religianci własnie uzurpują sobie prawo do niby "ponadczasowych" i "uniwersalnych" "prawd", jakie serwuje nam religia- mimo, że na przestrzeni dziejów nie raz wykazano ich fałszywość. obraza uczuc (JEDYNIE) religijnych podpada pod paragraf, ale czy to znaczy, że światopogląd racjonalistów wolno obraząc - bo jest to bezkarne? a zrównanie racjonalizmu z religą jest obrażliwe dla racjonalizmu.

KryMak

nie widzę sprzeczności między racjonalizmem a religią:) A uczepiłeś się mojej natrętnej, trochę żartobliwej przy tym wypowiedzi w nawiasie zakończonej <wytkniętym językiem> ;p :)

mariouszek

Ja również nie rozumie zachwytu nad tym filmem ani doszukiwania się jakiegoś głębszego przekazu. Poszłam do kina po przeczytaniu wielu opinii, gdyż sądziłam, że film da mi do myślenia (te wszelkie dyskusje nad metaforą, sensem, przesłaniem), ale się rozczarowałam. Jest to zwykła opowieść nie wymagająca nawet głębszego rozmyślania, bo wszystko zostało dosłownie powiedziane na koniec filmu. Jak dla mnie mega rozczarowanie. Tym wszystkim, którzy doszukują się głębszego przesłania proponuję przyjąć film takim jaki jest, bo żadnego przesłania tam nie ma. Opowiedziane zostały dwie historie i chyba jasne jest, ze historia z tygrysem jest obrazem fantazji chłopca-bo przecież jest nierealna, no chyba że ktoś z was wie gdzie leży miesożerna wyspa :D

agnieszkaen

Ja osobiście uważałem, że to pewnie kolejna taka sobie opowieść jakich wydano ostatnimi laty wiele, mimo to postanowiłem zobaczyć film. Kompletnie nie spodziewałem się, że to będzie film o tematyce religijnej. Jeszcze bardziej zszokowało mnie, ale oczywiście pozytywnie, że wzbudza ten film takie ciekawe dyskusje, nie mówiąc o wielu interpretacjach - a to już spory sukces dla dzieła sztuki niezależnie z jakiej branży. Z tego powodu jestem jak najbardziej za. Jeśli natomiast chodzi o historię, to no cóż, zgadzam się, że jest to zwykła opowieść (wszystkie opowieści są zwykłe, nawet Biblia opowiada o zwykłych historiach i myślę, że tak samo trzeba je czytać, bez interpretacji i wyszukiwania skomplikowanych metafor na siłę). Z drugiej strony to nie oznacza, że nie ma przesłania. Każda historia niesie ze sobą jakieś przesłanie, tak jak każde wydarzenie w naszym życiu jest swojego rodzaju doświadczeniem. Widać to świetnie na przykładzie Życia Pi, bo wielu widzów próbuje wybrać, opowiedzieć się, która z historii jest prawdziwa czy ważna. Ja osobiście już gdzieś napisałem, że to nie ważne która i czy w ogóle są prawdziwe, tak samo jak nie ważne jest to czy istniejemy naprawdę, czy się nam tylko to wydaje jak chcą niektórzy filozofowie. To nieistotne dla przeżycia seansu kinowego. Jestem na tak, bo film mówi o sprawach, o których ludzie zapomnieli, o ich duchowości. Smutne jest to ze wielu sobie o niej przypomina dopiero w ekstremalnych momentach swojego życia. Świat zwierząt i roślin jest wciąż nie zbadany. Kiedyś wyśmiewano się z opisu rośliny, którą znamy jako rosiczka. Mówiono, że to niemożliwe, żeby roślina żywiła się zwierzętami. Absurdalne, prawda? Na pewno nie brakuje ludzi na świecie, którzy uważają, że rosiczki nie istnieją. Ja też nie wierzę, bo nigdy żadnej nie miałem okazji widzieć.

ocenił(a) film na 8
mariouszek

To, która historia jest prawdziwa, a która wymyślona, jest ważne, co ukazane jest w pytaniu Pi, do pisarza, którą historię wybiera, a ten odpowiada którą i dodaje - dlaczego - na co Pi odpowiada, że tak samo jest z Bogiem. Chyba mariouszku jesteś nauczycielem od j. polskiego, ze tak nadinterpretujesz wszystko ;P

TakaJedna93

Nie jest ważne, to tylko pozór, niezależnie jaką odpowiedź by wybrał i tak byłaby poprawna, a więc co to za pytanie;p No chyba, że na drugą możliwość też miał odpowiedź, ale ciekawe jaką?

ocenił(a) film na 8
mariouszek

Tutaj nie mozna uznac czy byla poprawna czy nie, bo on nie pytal go o to, ktora jest prawdziwa (to jest oczywiste), a o to którą wybiera, on odpowiedział i wyjaśnił dlaczego, Pi dodał, ze tak samo jest z Bogiem. Dlatego to ze ta historia jest wymyslona jest istotne, bo to jest aluzja do Boga (Pi bezposrednio po tym mowi, ze tak samo jest z Bogiem), w slowach Pi ze ''tak samo jest z Bogiem'' - tez jest zmyslony ale wybieramy wiare w niego bo tak ciekawiej.

TakaJedna93

No cóż ja zupełnie inaczej odebrałem. Dlaczego wszyscy się skłaniają ku ateistycznej koncepcji to nie rozumiem. Przecież na samym początku Pi powiedział, że jak skończy swoją opowieść to słuchający uwierzy w Boga, wybierając wersje "niesamowitą" jak to niektórzy określają wybiera właśnie Boga, bo świat widziany przez pryzmat Boga jest właśnie taki fantastyczny, ani przez chwilę nie nudny, a przy tym trudny jak diabli. Z Bogiem jest tak samo, ten co słuchał historii wybrał Boga, ale większość widzów od razu stwierdziło "co za pierdoły, przecież to bujdy" i uważają, że Bóg bujda, że to wszystko zmyślone, a tymczasem nie wszystko musi być racjonalne. Nie na wszystko znajdziemy odpowiedzi, przecież założę się, że każdy z widzów wierzył w tą historię, dopiero w którymś momencie, pewnie większość dopiero poznając drugą wersję, zaczęli wątpić. Tak samo jest z religią. Ten film chciał nauczyć coś mądrego, ale jego płytkie odebranie sprawia, że jest jak jest. To śmieszne, że bohater uwierzył, a widownia wolała pójść inną drogą, no ale to tak właśnie jest tym z ludźmi, wierzą w bajki, czytają fikcyjne książki, po co to robią, skoro i tak w to nie wierzą, skoro wiedzą, że to jest nieprawdą! Strach pomyśleć co by taki człowieczek pomyślał, gdyby ktoś mu potwierdził, że też jest fikcją! bo jest... ale to inna historia. Choć z drugiej strony może masz rację. Kartezjusz stwierdził, że wszystko co wątpliwe jest fałszywe, przestał wierzyć we wszystko, ale jako jedyne oparcie znalazł w Bogu. Nie wierzył w zwierzęta, rośliny, wszystko wydawało mu się fałszywe, oprócz Boga, ale co by było gdybyśmy poszli jeszcze dalej i stwierdzili, że Bóg też jest fałszywy, w czym byśmy znaleźli oparcie? Nietzsche znalazł na to sposób - mistyka, to nasz jedyny ratunek, możemy zabijać Bogów, ale oni nigdy nie umrą, tak jak my nie umieramy. Oj poleciałem za mocno czystą filozofią, no ale nic, ktoś mądry kiedyś powiedział "Jeśli nie ma Boga, nie ma człowieka" - nie chodzi tu tylko o kwestie mitologiczną, że skoro Stwórca nie istnieje jakim cudem istnieje jego stworzenie(?) ale, że bez mistyki człowiek nie jest nawet istotą. Kończę bo mogę tak bez końca:)

ocenił(a) film na 8
mariouszek

Owszem, powiedział ze uwierzy w Boga, ale jasno dał do zrozumienia, że w Boga, który nie istnieje. Ja w prawdziwość historii ze zwierzętami zwątpiłam wchwilii pojawienia się wyspy surykatek. Najpierw nawet chciałam sprawdzić, czy coś takiego istnieje, ale myślę sobie (a studiuję biologię no i od lat interesuje sie ekologią i zoologią itp.) ze to najzwyczajniej niemozliwe. Do tego ryby glębinowe przy lustrze wody. To nie jest płytkie (rzekłabym, że prędzej Twój odbiór jest naiwny, jak zresztą cała wiara w Boga, czyli coś na co nie ma żadnych dowodów, za to wiele dowodów mających udowadniać istnienie Boga itp. zostało obalonych, bo Bóg najprawdopodobniej nie istnieje, a nawet jeśli, to na pewno nie w takiej formie, w jakiej przedstawia go jakakolwiek religia), to jest po prostu właściwy przekaz filmu, o czym idealnie swiadcza zarowno slowa na początku, ze pisarz uwierzy w Boga, jak i te na koncu, ze ten Bóg w którego uwierzył, nie istnieje. Pozatym to odejście tygrysa bez oglądania się na Pi, majacego w tym wszystkim prawdopodobnie symbolizować Boga. Zmyślona historia przestała być mu potrzebna, zmyślony nieistniejąc Bóg - także, poszedł sobie bez pożegnania - nie było się z kim żegnać.

Ludzie czytają książki po to, zeby sie rozerwac, po to zeby sie wczuc w bohatera, po to aby o czyms sie zastanowic (to, ze jakas historia jest zmyslona, wcale nie oznacza ze nie wynikaja z niej refleksje), zeby rozwijac wyobraznie, inteligencje, dowiadywac sie roznych rzeczy, miec o czym dyskutowac. Zdanie, ze czytanie ksiazek ktore sa zmyslone nie ma sensu, bo ludzie i tak nie wierzą w to co sie w nich wydarzyło, wobec pozyszego nie ma najmniejszego sensu.

Zdanie o tym, ze jesli nie ma Boga, nie ma czlowieka i uzasadnienie tym, ze jakim cudem istnieje stworzenie Boga, skoro Bóg nie istnieje, jest po prostu idiotyczne, bo nie ma jakichkolwiek dowodów na to, że Bóg stworzył człowieka - Bóg nie stworzył człowieka, człowiek wyewoluował od małpy, a ta od innego ssaka, ten od jeszcze innego i tak dojdziemy do bakterii poprzez gady, płazy, ryby. Na to są jasne klarowne dowody, całe Twoje i moje ciało jest tego dowodem, kiedy porówna się je z budową innych grup kręgowców, bezkręgowców i tych wymarłych. To są rzeczy pewne, rozumiem ze przecietny człowiek nie wie o tym jednak w swietle gdy dowody na to są jasne i dostępne, ludzie wciąż dywagują np. o tym, czy czlowiek pochodzi od małpy, to juz jest najzwyczajniej głupota tych ludzi.

Nie można używac Boga jako argumentu w poważnej dyskusji, bo nie ma dowodów na jego istnienie lub też nieistnienie.

No i wlasnie z tych wzgledow o ktorych pisalam przede wszystkim na początku tego posta, wiekszosc sklania sie ku wersji, jak ja okresliles, ateistycznej, bo taką po prostu ona jest.

TakaJedna93

Nic mnie dalej nie przekonało w twojej wypowiedzi, znaczy rozumiem, że każdy ma swoją interpretację, ale nie jestem aż tak naiwny by z powodu wyspy surykatek przestać w coś wierzyć. Jako człowiek wierzący nie widzę w ewolucji też niczego zdrożnego i uważam, że człowiek pochodzi od małpy i nie przeczy to stworzeniu przedstawionemu w Biblii. Jeśli chodzi o książki czy oglądanie filmów, a więc zajmowanie się fikcją, chciałem odnaleźć tu pewną zbieżność, że prawdopodobnie (bo tylko możemy przypuszczać) z Bogiem jest podobnie. To, że nie wierzymy w to co jest napisane w książce czy pokazane w filmie nie oznacza, że sama książka czy film nie istnieje, choć i co do tego nie można mieć pewności. Może powinniśmy to ująć w trochę deistycznej postaci, mianowicie wskazać Boga jako tego, który jest twórcą świata ale jednocześnie znajduje się on po za nim (tu podam przykład z życia mojego przyjaciela: malarz, który maluje obraz nie jest częścią obrazu, znajduje się po za nim, ale jednocześnie jest on w obrazie). Myślę, że to najlepiej przedstawia koncepcję Boga, tymczasem ja, jako człowiek, który ma za sobą już powiedzmy ateistyczny, choć raczej był to antyreligijny, etap, uważam dzisiaj zgoła, że właśnie najzwyczajniejszą głupotą jest podejście ateistyczne, jest nudne, a nawet nienaukowe i do niczego nie prowadzi. Jest moim skromnym zdaniem płytkie, ale owszem jest to moje prywatne zdanie. Cały czas nie rozumiem tego typu interpretacji, choć jest ona historycznie uzasadniona. Kiedyś też stałem po podobnej stronie, uważałem, że policzkiem wymierzonym w ludzkość jest religijność, ale gdy przyjrzałem się światu, szczególnie dzisiejszemu (ale nie tylko) zauważyłem, że człowiek i religijność to nierozerwalna całość, że to co się dzieje po jej rozszczepieniu jest czymś naprawdę przerażającym, jest próbą rozbicia właściwie podmiotowości, wszystkiego co dotychczas człowiek osiągnął. Ja mam w dupie naukę, cały dorobek ludzkości, bo to jest gówno, ale nie chce mi się wierzyć, że większość ludzi nastawionych do tych spraw ateistycznie uważają się za naukowców, za ludzi postępowych, a tymczasem nie dostrzegają, że burzą właśnie jej wszelkie podwaliny. To co na nich zbudowano, dzisiaj jest burzone. Ludzkość dochodzi do tego etapu, który podjął jednostkowo przytoczony przeze mnie wyżej Kartezjusz. Tylko, że teraz ludzkość dąży poprzez bylejakość do pustki, którą sobie zasugerował Kartezjusz. W pewien naukowy sposób (bo w istocie mam to w dupie jak podkreśliłem) przeraża mnie i intryguje jednocześnie. Co się stanie gdy ludzkość utraci swoje Ja, jak Kartezjusz. Co się stanie z ludzkością, która upadnie? Gdzie ona upadnie? Dlatego widzę płytkość w takim odbiorze. Jestem ciekaw jaką intencję miał autor pisząc Życie Pi, czy nawet sam reżyser Lee. Co chcieli osiągnąć, jakie było odczytanie, jaki przekaz krył się w tekście i następnie obrazie. Może ktoś zna takie wypowiedzi twórców, ja muszę osobiście ich poszukać. I jeszcze jedno. Bóg jest tym co oko nie widziało i ucho nie słyszało. Jakim więc cudem mamy wiedzieć, czy Bóg istnieje czy nie? Nie możemy tego wiedzieć, a jeśli nie możemy to to jest nieistotne. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ten co wierzy w Boga, jak i ten co jest pewien, że go nie ma popada w pychę. I muszę przyznać rację, popada w pychę, bo nie możemy mieć tej pewności, ale właśnie w tym kryje się cała istota boskości. Być może to jest trudne, ale ładnie to podsumował mój znajomy mówiąc, że nie warto ufać ludziom, którzy wiedzą, że Bóg istnieje, jak i wiedzą, że nie istnieje, to nie ma nic wspólnego z wiedzą. I tutaj się zgadzam, ale to nie zmienia faktu, że w coś trzeba wierzyć, ale na pewno nie w wiedzę, bo wiedza to gówno, które nic nie daje. Bóg jeśli jest gównem, to na pewno jest gównem przez duże G, a to już zmienia postać rzeczy:) Kończę bo jeszcze traktat napiszę. W którymś momencie życia człowiek musi wybrać jakąś stronę, ja przez wiele lat uważałem, że żadna strona nie jest dobra, teraz już wiem, że każda jest właściwa, a ta właściwa dla mnie jest tą którą kroczą Boskie Stworzenia. Amen.

ocenił(a) film na 8
mariouszek

Porównanie Boga do książki jest trochę nietrafne, bowiem mając ją w ręku wiesz, że istnieje :D Natomiast jeśli nie przekonuje Cię FAKT na temat niemożliwości istnienia takiej wyspy, to nie ma o czym dyskutować na ten temat.
Natomiast to ze Twoje tymczasowo ateistyczne zycie było ''nudne'' i ''głupie'' nie oznacza, ze u każdego takie jest. Na pewno jest trudniejsze, niz przy wierze w Boga, ale co z tego? I dlaczego sądzisz, że to płytkie? Czy nie wierzenie w coś na co nie ma jakichkolwiek dowodów jest płytkie? Prędzej mądre i rozsądne. Co do podwalin religii - mamy inne czasy, religia nie jest juz potrzebna do manipulowania ludzmi (bo do tego przede wszystkim słuzyla i sluzy - do manipulowania i ogłupiania, jak dzisiaj telewizja <ktorej nie ogladam, poza kanalami naukowymi, tak od razu tlumaczac>), a wiekszosc osiągniec nalezy zdecydowanie do rozwoju nauki, którą to religia starała się przez setki lat na różne sposoby blokowac o czym na pewno doskonale wiesz. Chyba ze masz na mysli burzenie podwalin, w sensie obalanie zabobonów (za pomocą nauki) ustanowionych przez religie - tu tym bardziej brawa ludziom, którzy to robią.Jeśli masz w dupie nauke i to dla Ciebie gowno, to dlaczego probujesz dyskutowac na tematy naukowe? Wszystko sprowadza sie do nauki, nawet sam Bóg, bo tylko ona moze udowodnic jego istnienie, jesli istnieje. Takze całe gadanie o upadku itp. moim zdaniem w ogóle nie ma tu sensu, tak samo Kartezjusza, który o ile matematykiem był niezłym, to z tego co wiem poglądy miał totalnie po********e (przynajmniej odnosnie zwierząt bo z tym mialam do czynienia - odnosnie jego pogladow na ten temat). Takze nawet jesli religia jest burzona, to jak najbardziej slusznie, a przynajmniej jesli burzony jest chrzescijanizm czy islam (bo moim zdaniem to sa chyba dwie najgorsze religie, z tych wiekszych, popularnych). Jesli chodzi o moje podejscie do Boga, bo chyba Twoje zarzuty z pychą są kierowane do mnie, to, jak juz zreszta gdzies tu chyba pisalam, jestem agnostyczką, nie ateistką. Nie przekreslam istnienia Boga, dopuszczam mysl, ze moze istniec, ale zaznaczam, ze to malo prawdopodobne, a wrecz niemozliwe w takiej postaci jaką przedstawiają wszelkie religie (które powstaly po to by manipulowac ludzmi, a nie po to by przedstawiac Boga). I wciąż nie rozumiem, czemu wiedzę, naukę nazywasz gównem. Skoro to takie gówno, czemu korzystasz z jej owoców? Nikt Ci przeciez komputera czy Internetu uzywac nie kaze, lykac tabletek gdy chcesz szybciej wyzdrowiec, czy w ogóle wyzdrowiec przy powazniejszej chorobie, podrozowac autem zamiast na pieszo, jesc produkty przetworzone czy sprowadzane z odleglych krajow. Rozumiem ze bez pradu juz sie nie da, ale bez wielu innych rzeczy, chocby kompa czy neta, z ktorego korzystasz, da sie jak najbardziej, a zatem skoro nauka to takie gówno, nie korzystaj z jej korzysci. Pewnie w przyszlosci jeszcze nie raz dzieki niej przezyjesz Ty czy ktos z Twojej rodziny. Dzieki tej ''nic nie wartej'' nauce. A tak naprawde tylko osoba ktora ma wiedze na dany temat, moze sie w nim poruszac i powaznie dyskutowac. Mądrość znajdziesz tylko wśród tych, których uczono ;)

TakaJedna93

widzę, że w ogóle nie zostałem zrozumiany, więc nie ma sensu tego kontynuować

TakaJedna93

O, teraz zauważyłem, że ci odpowiedź dałem na jedno poboczne twoje zapytanie, a i tak prowadziłem z tobą owocną rozmowę, ale widząc tu kilka rzeczy chciałbym sprostować. Nigdzie nie napisałem, że moje życie ateistyczne (wole określenie wątpiące) nie było ani głupie, ani nudne. Było właśnie wygodne, przyjemne, po prostu zajebiste. I nagle, pewnego dnia człowiek się budzi i rozumie, że życie to nie jest raj, że tak naprawdę w życiu liczy się praca, liczy się ciężar całego doświadczenia, jeśli wybierasz drogę wygodniejszą, to coś jest nie tak. Teraz jako człowiek na powrót wierzący, mogę powiedzieć, że teraz jest cholernie ciężko, że lepiej to wszystko rzucić w cholerę, ale w sumie Pi też miał ciężko, a przetrwał, a więc opłaciło się. Zmienił się na lepsze. Trzeba przejść tą ciężką drogę, to nie jest łatwe, czasami sobie myślę nawet, że z chęcią wróciłbym na wygodniejszą drogę, odwrócił się od tego wszystkiego, nawet od dobra i pozwalał sobie na wszystko bez granic, ale to by nic nie rozwiązało. Do właściwego życia idzie się pod górę, po ostrych skałach, a jeśli coś idzie gładko i przyjemnie, to moim zdaniem trzeba sobie zdać sprawę, że jest zbyt łatwo, że jest w tym coś podejrzanego. Tak samo jest z Bogiem;) Musiałem to dookreślić, bo z tego powodu przerwałem, swoją drogą, ciekawą dyskusję:)

mariouszek

jak to nie widzisz sprzecznosci miedzy racjonalizmem a religią? religia opiera sie na bezdyskusyjnej wierze w irracjonalne, niesprawdzalne dogmaty. Racjonalizm opiera ise na uznawaniu tego, co zostało empirycznie zaobserwowane i potwierdzone. przeciez tego sie nie da pogodzić. chrzescijanie np. wierzą, że w Sokółce w komunikancie w cudowny sposob pojawił się fragment serca ludzkiego. Racjonalisci to sprawdzili i wykazali, ze było to błedne założenie, ale czesc chrzescijan dalej w to wierzy- wbrew dowodom. nie widzsisz sprzecznosci?

użytkownik usunięty
KryMak

KryMak nie ma żadnej sprzeczności między racjonalizmem a religią. W obu przypadkach jeden człowiek bezkrytycznie zawierza drugiemu (chociaż w przypadku religii w o wiele większej skali). Przykład: kiedyś naukowcy uważali (wyliczali), że Słońce krąży wokól Ziemi. Było to dominujące przekonanie i "większość" (tfu) w to wierzyła. Później wszystko się odwróciło i "większość" (wszyscy?) wierzy teraz inaczej. Tak, wierzy. Bo ile osób samemu sprawdziło, że Ziemia krąży wokół Słońca? Oczywiście to jest jasne, chociażby dlatego, że program kosmiczny bez tego nie miałby miejsca. Ale to nie ma znaczenia. Ile jest faktów wyprodukowanych przez naukowców, które aktualnie obowiązują, a które niedługo przestaną? Całe mnóstwo. I to samo jest z religią. Problemem jest to, że człowiek bezkrytycznie przyjmuje to, co autorytet (tfu) mówi. Natomiast, Drogi Panie, w sferze duchowej obowiązują również prawa, jak i w strefia materialnej.
I są one jak najbardziej sprawdzalne. Służą ku temu różne techniki, np. joga, medytacja, środki zmieniające świadomość itd. I działają na każdego człowieka, niezależnie od jego tzw. wyznania (czyli faktów, które mu wtłoczono do głowy). Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7

Religia zaciemnia umysł, większość naukowców jest ateistami a wraz z wzrostem wybitności tych uczonych zwiększa się także % ateistów.
Kiedyś każde uleczenie było cudem ale jak się okazuje każde cudowne uleczenie można wyjaśni jeśli nie teraz to za kilka lat.
Czemu teraz nie mamy objawień ? Bo wiemy co to schizofrenia! ITD

użytkownik usunięty
Rudolf50

Ale ja się z tym zgadzam, ale tylko częściowo ;). Weżmy np. takie globalne ocieplenie. Jedni naukowcy twierdzą, że jest wywołane działalnością człowieka, a inni, że jest wynika z cyklu naturalnego. I nie mam tu na myśli oszustów, którzy wyczuli koniunkturę ;). Są naukowcy, którym z obliczeń wychodzi, że człowiek, ale są też i tacy, którzy wyliczyli, że natura. I teraz załóżmy, że jeden naukowców z pierwszej grupy żyje tak, żeby zminimalizować efekt cieplarniany. Zatem kąpie się raz na tydzień, do pracy jeździ rowerem, czyta tylko elektroniczne książki itd. Jak widać ma to znaczny wpływ na kształt jego żywota. I teraz załóżmy, że za 20 lat cała ta koncepcja zostanie obalona. I naukowiec zmieni tryb życia. Dlatego według mnie nie ma znaczenia czy żyje się pod wpływem fałszywych koncepcji duchowych czy materialnych. Człowiek NIGDY nie będzie wiedział wszystkiego, a dodatkowo błędne koncepcje często trwają kilkadziesiąt, setki czy tysiące lat...
Nie ma objawień, he? To, że psychologia uznaje teraz objawienia za schizofrenię, dla mnie nie stanowi żadnego argumentu. Po prostu, gdy kiedyś doznawano objawień, to nazywano to objawieniami. Teraz, gdy ktoś doznaje objawień, nazywany jest schizofrenikiem. Jakie znaczenie dla zjawiska ma jego potoczne określenie? Uprzejmie informuję, że psychologowie kiedyś uznawali homoseksualizm za chorobę.
Teraz wiatry się zmieniły i już tak nie uważają. A co będzie za 20 lat?
Oczywiście generalizuję, bo nie wszyscy psychologowie to psychologowie :) Np. taki Wilhelm Reich czy Stanislav Grof czy wielu innych...

użytkownik usunięty

Dodam tylko, że gdzieś ostatnio wyczytałem, że psychologowie uznali, że medytacja wpływa na jakość życia człowieka. Gratuluję! Mistycy etc. wiedzieli o tym od kilku tysięcy lat.

ocenił(a) film na 8

Oczywiście, że nauka idzie w sprzeczności z religią. Nie znam za dobrze innych religii, niz katolicyzm, jako ze zyje w Polsce, ale jest wiele wiele sprzecznosci, nie wiem czy wiecie ale watykan dopiero za panowania JPII uznał, ze to ziemia krazy wokol slonca, a nie na odwrot, wczesniej wg KK oficjalna była wersja ze sredniowiecza. Wiara to wierzenie w rzeczy, które są po prostu irracjonalne, nierealne, są bajkami, są zmyslone, nieprawdziwe, nauką natomiast mozna potwierdzic cos lub temu zaprzeczyc. Dla osoby wierzacej milosc to bedzie cos duchowego itd. a dla naukowca bedzie to wydzielanie roznych substacji chemicznych i przebudowa ukladu nerwowego. I kto ma racje? Oczywiscie, ze naukowiec. Dla katolika czlowieka stworzyl Bog, wg naukowca czlowiek wyewoluowal od malpy, malpa od innego jakiegos ssaka, ten od gada ssakoksztaltnego, a ten od gada, a tamten od plaza, plaz od ryby, ryba od jakiegos strunowca, a strunowiec od czegos tam jeszcze i tak dojdziemy do bakterii. Kto ma racje? Oczywiscie, ze naukowiec. Wg kosciola zycie i bycie czlowiekiem zaczyna sie w momencie, kiedy plod jest zdecydowanie, no wlasnie plodem, a tak nie jest. I tak jest z wielooooma rzeczami. Zdecydowanie wiara przynajmniej katolicka nie idzie w parze z nauką (wlasnie tak sobie obserwuję po jakim czasie katolicy na moim naukowo biologicznym kierunku, przestaną nimi byc :P)

użytkownik usunięty
TakaJedna93

Napiszę po raz ostatni: duchowość nie ma nic wspólnego z żadną religią. Duchowość żądzi się swoimi prawami tak jak świat materialny. Skoro nie masz w tej materii (nomen omen ;) ) żadnej wiedzy to się nie wypowiadaj. Natomiast religie są formą sprawowania kontroli nad społeczeństwem (stąd hierarchia). Ale nie tylko religie służą do utrzymania władzy. W tym celu mogą być wykorzystywane takie materialne "zjawiska" jak globalne ocieplenie czy ewolucja właśnie, a w niedalekiej przyszłości np. eugenika (hi hi).
Co zaś się tyczy ewolucji. I tu się pojawia paradoks tzw. nauki. Z jednej strony ewolucja a z drugiej nieskończony wszechświat, w którym jest wielce prawdopodobne, że istnieje życie w innych miejscach niż Ziemia (chyba Ty jako naukowiec nie zaprzeczysz, że jest to możliwe ;) ). A skoro istnieje życie (tudzież inne formy życia), to nie można wykluczyć, że niektóre z tych form są dużo bardziej inteligentne od ludzi (zależy jeszcze od których ludzi ;) ). A skoro tak to również nie można wykluczyć tego, że ta mądrzejsza cywilizacja przyleciała kiedyś na naszą planetę i stworzyła człowieka. Czy przy takim założeniu cała ta teoria ewolucji nie pękłaby niczym gumka w gaciach? Oczywiście nie musiało
tak być, ale skoro nie można temu zaprzeczyć, to nie można napisać, że ewolucja to fakt.
"wlasnie tak sobie obserwuję po jakim czasie katolicy na moim naukowo biologicznym kierunku, przestaną nimi byc". Gratuluję kosmicznej spostrzegawczości ;). Uprzejmie donoszę, że np. za Stalina opozycjoniści pod wpływem właściwej indoktrynacji zostawali przykładnymi wyznawcami ideologii marksistowsko-leninowskiej. I tak samo współczesna edukacja służy jedynie do masowej produkcji robotów powtarzających jakieś tam formułki.

W takim razie, i tu masz rację, Życie Pi jest filmem nie o religijności, ale o duchowości choć ja aż tak nie podchodzę do różnic tych pojęć jak ty to zrobiłeś, bo sam wiem, że wszystko jest ideologią (jeszcze można dojść do tego że i duchowość jest ideologią:). A jeśli chodzi o kosmitów, to czemu miałaby teoria ewolucji pęknąć, gdyby okazało się, że stworzyli nas kosmici? Przecież jako stworzony gatunek musieliśmy się jakoś rozwijać, i mogliśmy rozwijać się według zasad ewolucji. Moim zdaniem to sobie nie przeczy:)

użytkownik usunięty
mariouszek

Jeżeli tzw. duchowość polega na ślepym posłuszeństwie wobec tzw. guru to moim zdaniem jest już to religia. Natomiast są praktyki duchowe (niektóre wykorzystywane również w systemach religijnych), które siłą rzeczy nie mogą być ideologią. A to właśnie te praktyki stanowią o duchowości, a nie tzw. przynależność.
Każdy rozwój to jest ewolucja. Gdy się uczę, to także ewoluują w jakimś kierunku. Nie o to mi chodziło, Natomiast założenie, że stworzyła nas obca cywilizacja nie musi oznaczać tego, że podrzucili na Ziemiię DNA, z którego z bakterii wyrósł człowiek. Tutaj możliwości jest mnóstwo, np. że kosmici stworzyli różne formy życia, a człowiek wyewoluował od małpy. Albo, że stworzyli człowieka w mniej więcej w takiej postaci, jakiej jest obecnie (jeżeli chodzi o aspekt fizyczny). "Rozwija się" (o ile nie jest już rozwinięta, a "my" o tym nie wiemy) natomiast nasza świadomość. Przecież "tylko" tym różni się człowiek od świata zwierzęcego - właśnie świadomością. Fizycznie ludzie przegrywają pod każdym względem ze zwierzętami. Są szybsze, silniejsze, żyją dłużej. I skoro jest to świat materialny, jak twierdzą niektórzy niemądrzy ludzie (maszyny), to czemu człowiek "dominuje"?!.Świadomość zaś...wkraczamy w sferę ducha ;).

oj, chybiony arguemnt., naukowcom nie musimy wierzyć, ich hipotezy możemy weryfikować. kulistosc ziemi sprawdzono empirycznie- fakt, mało kto widział ziemie z kosmosu, ale relatywnie dużo ludzi może opłynąc( lub szybciej oblecieć) naszą planetę dookoła. co do faktów "wyprodukowanych przez naukowców", ktore wg. ciebie niedługo przestana obowiazywać - wybacz, ale nie rozumiesz pewnych rzeczy. pisałem już, że fizyka Newtona nie przestała "obowiazywać" gdy Einstein odkrył, że w skali micro działaja inne prawa. W skali makro fyzyka Newtona w dalszym ciagu obowiazuje- nie obalono jej!!!. owszem, pewne hipotezy naukowców w dalszym ciagu sa nie potiwerdzone, ale dlatego one sa HIPOTEZAMI a nie "faktami wyprodukowanymi przez naukowców". co do zmian swiadomosci osiaganych za pomoca medytacji, jogi czy chocby jakichs medykamentów - owszem, mozna się wprowadzic w taki stan, może nawet czasem to jest zasadne - aby np. zmniejszyc ból czy psychologiczny lęk. ale czy to jest jakas wartość? owo "poznanie" jakie sie osiaga za pomoca oddawaniu sie religijnym czy medytacyjnym praktykom ma zerowa wartosc poznawczą- mnisi buddyjscy nie odkryli praw przyrody, genetyki czy fizyki jadrowej na drodze metydacji. to odkryto na drodze racjonalnego rozumowania. także "inne stany swiadomosci" nie są równei cenne poznawczo co racjonalna, inteligentna refleksja.