Ten film to nie jest Bond!
Juz poprzedni mial niewiele wspolnego z seria, ale Quantum of Solace to kompletne zaprzeczenie Bonda. Po prostu zero Bonda w Bondzie.
Film jest malo atrakcyjny - poza szybkim montarzem (za szybkim !!!) nic tu nie znajdziemy - rozmachu, pieknych widokow, pieknych wizualnie poscigow. Jest rąbanka. W tym filmie kompletnie brak bajkowosci Bonda - czyli tego co serie wyroznialo z masy innych filmow. Quantum of Solace to po prostu film sensacyjny, szpiegowski. Brak tu charakterystycznej dla Bonda elegancji, szczypty humoru. Wcale nie chodzi o to ze mi brakuje gadzetow (przesyt gadzetow akurat mnie irytowal). Ale nie ma tej donioslosci, tych monumentalnych budowli, pieknych plenerow.
Nawet piosenka do filmu jest slaba i slaba jest czolowka do ktorej ta piosenka "leci". Poczatek filmu, czyli poscig samochodowy tez nie robi wrazenia - w Bondach bylo wiele lepszych poscigow! A juz ganianie po dachach - rety co to bylo - wogole nie mozna sie skoncentrowac na ogladaniu filmu, wszystko jest za szybkie, montarz zbyt agresywny.
Sama fabula filmu, intryga tez nie wciaga - po prostu nuda... niby akcji jest duzo, ale ta akcja jest zupelnie bez sensu. Konwencja serii zostala kompletnie zmieniona - na sieczke dla wielbicieli MTV.
Cały czas płaczemy na rozlanym mlekiem.
Prawda jest taka:
- Olga Kurylenko to jedyna rzecz za jaką cenię ten film (o wyglądzie mówimy oczywiście;))
- Quantum jest mało Bondowe i jest to faktem - 0 Bonda w Bondzie
- Warto poczekać do 2011 na trzeci film z panem Craigiem może niechlubne Quantum odejdzie w cień. I tak faktu że jego kontrakt obejmuje jeszcze dalszą realizację nie zmienimy.
- Kasyno Królewskie nie było takie złe. Uważam że było w porządku
- Pana Forstera warto zatrudnić jedynie do reżyserowania tanich sensacyjek (i ma gorsze uszy od Craiga;))
... to moje zdanie w pigułce.
To czym jest Bond? Zbiorem stereotypów z poprzednich filmów?(o bondzie rzecz jasna)
Bo wspominane "Die another day" tym było związane kupą dialogów o dwuznacznym podtekscie
Czym jest Bond? Nie da się tego określić. Jest "czymś" z pewną tradycją, z nawykami, z przyzwyczajeniem. Według mnie każdy z nas inaczej odbiera hasło "Bond". Zbierm stereotypów? Może nie stereotypów, ale właśnie takich przyzwyczajeń, które trudno puścić w zapomnienie.
ludzie darujcie... jak czytam niektore wypowiedzi, ze nowy bond to nie bond bo to i tamto to az mnie trzesie. zwlaszcza jak ktos mi pisze ze pierce brosnan byl najlepszym bondem. "goldeneye" moze i byl niezly. ale takiego GOWNA jak "die another day" z niewidzialnymi samochodami i posciagami po zamranietym jeziorku to juz dawno w kinie nie widzialem i nie chce ogladac. oczywiscie nie byla to wina tylko brosnana. ale zmiana na stanowisku wszystkim wyszla na dobre: i brosnanowi, i craigowi i calej serii o bondzie.
Wybacz, mi się tam niewidzialny samochód bardzo podobał :)
A co do Brosnana to w rankingu Bondów uplasowałabym go zdecydowanie za Craigiem. Dlatego też na aktora wcale nie narzekam. My po prostu załamujemy się widząc takie gówno w kinie i porównując go do Bondów z Moorem i Connerym.
dla mnie akurat niewidzialny samochod byl kwintesencja beznadziejnosci tego filmu. i takim rozpaczliwym wolaniem scenarzystow: "ratunku... nie wiemy co nowego wymyslic zeby filmy o bondzie nadal przyciagaly ludzi do kin". z porzadznego kina sensacyjnego zaczeli zmierzac ku kiepskim filmom SF.
no i ktos odswiezyl cala serie. tzn. wywalil to co bylo beznadziejnego, troche sobie z bonda pozartowal, zrobil przy okzaji porzadne kino akcji, powrocil do korzeni, nawiazal do filmow z connery'm. no i wreszcie to wszystko jakos sensownie wyglada. nie twierdze ze nowa formula bedzie sie sprawdzac zawsze. ale "casino..." to byla delikatna rewolucja w porownaniu do poprzednich filmow. "quantum..." jest juz slabsze. zobaczymy jak bedzie wygladala 3 czesc trylogii (o ile bedzie to trylogia). no i po kilku filmach znowu ktos bedzie musial sie niezle naglowic nad kompletnie nowymi pomyslami.
Masz u mnie plusa za aprobatę dla Casino Royale ;).
Tak to po części fakt. Jeśli mowa o futurystyczności filmów z Brosnanem-Bondem a zwłaszcza Śmierć Nadejdzie Jutro to lekka przesada jest.
Wg. mnie warto brać pod uwagę w jakich realiach były realizowane filmy z Moorem, Connerym. W tamtych dekadach nie dominowała tematyka science-fiction. Przecież nawet Moonraker po części wykorzystał sukces Gwiezdnych Wojen...Realizując Die Another Day skupiono się na tym czym można ubarwnić Bonda dopasowują go do obecnej popkultury i mentalności. Casino to pewien wyłom z odwołaniem do Bondowski standardów oldschoolowych - takich lekko retro: chociażby rewelacyjna jak dla mnie kreacja Le Chiffre'a, poza tym sceneria. Quantum - a o nim jest ten temat - jest słabym jak na Bonda filmem...
jak już wcześniej wspomniałem to nie wina Craiga tylko lichego scenariusza, montażu - ogólnie fabuły. Uważam że lata 90te dla Bonda były najsłabszą dekadą. Casino Royale wydawało się że nada nowy kierunek serii z odwołaniem do filmów z Connerym i Moorem - i tak po części się stało in plus. To Quantum of Solace wszystko pogrzebało...
moonraker to byl w zasadzie najwiekszy romans bonda z kinem SF. w sumie to bardzo uroczy film, ale niesamowice sie zestarzal. jak bylem mlodszy, to ogladalem z zapartym tchem kilka razy. obejrzalem tez pare tygodni temu i finalowe sceny w kosmosie smiesza i troche nudza. bondy z connerym, czy jeden z lazenby'm generalnie wytrzymaly probe czasu duzo lepiej.
A propos przyciągania ludzi do kin, to "Die Another Day" to jeden z najbardziej kasowych Bondów. ;)
Co do kolejnej części, to jest wielce prawdopodobne, że wrócą Q i Moneypenny, więc musi być lepiej.
no tak, ale "die another day" bazowal na sukcesach poprzednich czesci;) jeszcze kilka takich "die another day" i pewnie zakonczyloby sie to finansowa klapa.
a Q i moneypenny faktycznie troche brakuje. z jednej strony moze dlatego, ze nie pasuja producentom do nowego wizerunku bonda. Q i moneypenny to piekna historia bonda, ale zastanawiam sie jak wygladaliby w nowej konwencji. z drugiej strony z Q jest ten problem, ze zawsze gral go llewlyn. wszystko sie zmienialo, a Q byl ten sam. takze nawet trudno sobie wyobrazic kogos nowego w tej roli. john cleese, ktorego bardzo lubie jako aktora chyba nie do konca pasuje. i nie ma w tym jego winy. po prostu Q to llewlyn i nic tego nie zmieni...
jest jeszcze jeden problem ze wspolczesnym Q - w dzisiejszych czasach bylby bezrobotny. postac fantastyczna, ale jego obecnosc na ekranie byla zwiazana z prezentacja gadgetow. juz gdzies pisalem, ze kiedys zegarek umozliwiajacy komunikacje z kwatera MI6 byl niewybrazalna technologia przyszlosci. podobnie system sledzenia przeciwnikow zamontowany w astonie db5 connery'ego. a dzis: komorka za 1zl, GPS za 500zl. i tak jest ze wszystkim. gadgety zniknely z bonda chyba bezpowrotnie i nie jest to wina producenta tylko znak czasu. juz w czasach brosnana powinni zdac sobie z tego sprawe i uniknelibysmy "niewidzialnego samochodu" .
Faktycznie, Llewelyn jako Q to już postać legendarna i nikt nigdy lepiej tego nie zagra. Jednak John Cleese całkiem mi się spodobał i jeśli Q miałby wrócić, to tylko jego widzę w tej roli. Przyznam, że mi tej postaci brakuje nie tyle ze względu na gadżety, ale te rewelacyjne, pełne uszczypliwości dialogi z Bondem.
Czy Q byłby bezrobotny? Niekoniecznie. Bondy od zawsze wyprzedzały współczesną im technikę (wspomniany GPS). Czy na pewno nie da się już wymyślić nic nowatorskiego? ;) Tak się składa, że ten znienawidzony niewidzialny samochód wcale nie jest niemożliwy! W Japonii już od jakiegoś czasu trwają podobne testy. Na razie jeszcze żadnych konkretnych efektów nie ma, ale niewykluczone że za jakieś kilkanaście lat to, na myśl o czym dzisiaj pukamy się w głowę stanie się realne! ;) I wtedy być może będziemy zmuszeni oddać pokłon twórcom "Die Another Day" podobnie jak dawniej "Goldfingerowi" (GPS).
Zresztą nie przekreślajmy już na samym początku wszystkich gadżetów! Nie wymagam, by Bond od razu samochodem z wyrzutnią torped albo pływał nim pod wodą, ale czy takie subtelne gadżeciki jak zmienne tablice rejestracyjne, kwas w długopisie (do rozpuszczania krat), albo nawet kolce do dziurawienia opon byłyby złe? Jeśli pewne gadżety są praktyczne, to dlaczego od razu je odrzucać?
tez slyszalem ostatnio o niewidzialnych plaszczach itp. w "die antoher day" caly mechanizm byl chyba nawet wyjasniony - samochod byl porkyty rodzajem ekranu, ktory wyswietlal obrazy z kamery umieszonej po przeciwleglej stronie. i nad takimi rzeczami chyba lduzie obecnie pracuja na swiecie. sa pewnie nawet jakies prototypy.
ale mimo wszystko wprowadzenie niewidzialengo samochodu bylo przekroczeniem pewnej granicy. o ile w rzeczywistosci ta technologia mnie fascynyuje, to w bondzie akurat wygladalo to troche karykaturalnie (mam na mysli caly czas ten samochod).
a subtelne gadzety zawsze dodawaly bondowi uroku. ale coraz trudniej wprowadzic taki subtelny gadzet do nowego filmu. w zasadzie wszystko juz bylo pokazane w ktoryms z poprzednich filmow. do tego ten niesamowity postep technologiczny ostatnich lat znacznie ograniczyl scenarzystom pole manewru.
ale ja i tak nie mogę się doczekać żeby Craiga znowu akcji zobaczyć :P. A Wcale nie jestem wielbicielem MTV
nic dodać nic ująć. choć co do jednego się nie zgodzę. Quantum bardziej przypadło mi do gustu niż Casino. Być może dlatego, że to w Casino Craig pojawił się po raz pierwszy w roli Bonda, a moim zdaniem kompletnie do niej pasuje. Nie zmienia to jednak faktu, że ostatnie dwa "Bondy", to już nie to samo co poprzednie części i szkoda, że zabrali się w ogóle do ich kręcenia odrzucając to wszystko, co było wspaniałe w starym dobrym 007.
A ja po prostu widze ze ktos tu nigdy nie czytal Bonda. 'Casino' i 'Quantum' oparte sa na opowiadaniach w ktorych to wlasnie Bond zadebiutowal. I tam wcale nie byle elegancikiem ani kobieciazem.
Zgadzam sie ze stare filmy z Bondem byly genialne ale trzeba pamietac ze powstawaly w czasach kiedy byl popyt na co innego. Ten film jak i jego poprzednik to proba powrotu do ksiazkowego pierwowzoru a nie nawiazania do klasyki serii, w ktorej sam Bond zmienial sie zaleznie od nastrojow politycznych itp.
nie czytałam żadnej z tych książek, ale nie chodzi mi też o samą fabułę. nie podoba mi się sposób w jaki film jest zrobiony.
Na co Twoim zdaniem jest popyt tak z ciekawości?
Odpowiem za kolegę:
Na mordobicie aż krew będzie tryskać i zabijanie bez skrupułów. Nie da się ukryć że 2 ostatnie filmy kładą na ten aspekt szczególny nacisk. Druga sprawa to ktoś słusznie zauważył - mianowicie nastroje polityczne. To już nie czasy zimnej wojny.
owszem, dwa ostatnie filmy sa bardziej brutalne. ale nie trywializujmy tego. to nie jest kwestia popytu czy proby przypodobania sie zadnym krwi tlumom. era mordobicia to lata 80 i 90 w kinie. teraz, jak to zauwazyl stranger nikt juz takich filmow nie robi (moze poza tarantino, ktory niezmiennie fascynuje sie kinem klasy B). z reszta w porownaniu z horrorami gore czy snuff movies nowy bond to dobranocka dla przedszkolakow...
sama brutalnosc bonda czesciowo wynika z faktu, ze jest on bardziej zlozona postacia. podchodzi do swojej pracy emocjonalnie. nie zawsze nad soba panuje. ale tez nie mozna powiedziec, ze zachowuje sie nieprofesjonalnie. balansuje gdzies na granicy.w QoS jego brutalnosc jest spowodowana pragnieniem odwetu za smierc vesper. to odbiega znacznie od tego do czego nas przyzwyczaili poprzednicy Craig'a. ale tez dzieki temu cala seria zrobla sie znowu ciekawa.
nie odniose sie do tematu podobienstwa nowego bonda to ksiazkowego oryginalu, bo nie czytalem (jeszcze). ale jezeli ksiazkowy bond mialby byc rzeczywiscie bardziej zlozona postacia, to chyba bondowi Craig'a jest najblizej...
Bondy nigdy nie były przesadnie brutalne. I to był ich plus, gdyż dzięki temu były to filmy dla każdego, nie tylko miłośników w mordobićia i hektolitrów rozlanej krwi.
spokojnie, nie wyolbrzymiaj... gdzie w nowm bondzie masz hektolitry krwi i mordobicie??? owszem jest bardziej brutalny w porownaniu do poprzednich czesci serii. ale jak juz wspomnialem, to nadal jest dobranocka dla dzieci przy tym co w kinie mozna zobaczyc od jakichs 20-30 lat.
z reszta nowy bond jest nie tylko bardziej brutalny, ale tez bardziej mroczny. sama postac jest bardziej zlozona. m.in. to mi sie tak bardzo podoba w nowych czesciach.
bynajmniej nie gloryfikuje tu bezmyslnej przemocy. po prostu w nowych czesciach jest ona tylko srodkiem to pokazania zlozonosci postaci. mam wrazenie, ze wielu fanow klasycznego bonda (tez sie do nich zaliczam) chcialoby, aby kazda kolejna czesc byla taka jak poprzednie. tymczasem swiat sie zmienia, czasy sie zmieniaja i nie mozna krecic caly czas tych samych histroyjek w tej samej konwencji, bo zredukowaloby to bonda do rangi serialu. bardzo mnie cieszy, ze kazda z 22 czesci prezentuje inne podejscie do bonda. kazdy gral bonda inaczej. kladl nacisk na rozne elementy. oczywiscie po przejeciu paleczki przez Craig'a zmiany byly powiedzialbym rewolucyjne, ale tez sam bond potrzebowal takiej rewolucji.
Kolego zanim coś komuś wypomnisz, przeczytaj dokładnie co ta osoba napisła. Chodziło mi o to, że filmy te, nie są tylko dla miłośników mordobić i hektolitrów wylanej krwi. Kilka postów wcześniej przeczytalem, że właśnie brutalność jest dla kogoś największą atrakcją filmu. A przecież James Bond, to nie rambo, tylko ktoś znacznie więcej. Zauważ, że Bond do przemocy uciekał się zawsze, tylko w ostateczności. Jego głównym orężem był intelekt i niesamowite gadżety. I nie nie mogę się zgodzić z tym, że wszystkie filmy o bondzie są takie same. Gdyby tak było, to ta seria by nie przetrwała 40 lat. Masz racje, że rewolucja była potrzebna, ale czy poszła ona w dobrym kierunku?
jak juz sobie zarzucamy brak czytania ze zrozumieniem, to ja tez sie przyczepie... ja tez nie pisalem ze wszystkie poprzednie bondy byly takie same, tylko ze roznice pomiedzy nimi byly mniejsze niz pomiedzy bondami craig'a a cala reszta;)
co do intelektu, to nie wydaje mi sie zeby bondowi go ubylo... przybylo mu pary w rekach, ale intelekt i spryt pozostal. chociaz oczywiscie znalazloby sie pare autoironicznych scen, gdzie nowy bond delikatnie kpi sobie ze swojego filmowego wizerunku i korzysta z sily miesni nie kombinujac zbytnio.
a z gadzetami, to akurat wina bardziej postepu technologicznego ostatnich lat, niz wpadka tworcow. juz ten temat byl gdzies poruszany. generalnie w czasach, kiedy niezemskie gadzetu z czasow Goldfingera mozna kupic w sklepie za pare zl, proba wymyslania na sile nowych zabawek moze sie skonczyc niezamierzona groteska. (patrz szeroko przez nas krytykwoany niewidzialny aston martin w "die antoher day")
To już nie to. Stare Bondy miały klimat a od Casino Royale to już jest brutalny Bond.
W Quantum zabija wszystkich. A poza tym kiepski montaż. Akcje zbyt szybkie, że nie można było się połapać momentami kto jest kim.
Film nie jest zły, ale to już nie to co kiedyś.
Za sam film 7/10 ale reszta Bondów ma u mnie wyższe notowania.
patrzysz na te filmy przez pryzmat mlodosci. ja tez ogladam bondy od malego i mam wielki sentyment do kazdej czesci. ale staram sie czasami nabrac dystansu i ocenic w miare obiektywnie poszczegolne czesci. i wtedy staje sie jasne, ze w przeszlosci juz bylo wiele slabych, wtornych bondow, ktore nie przetrwaly proby czasu.
nowe CR postrzegam natomiast jako bardzo dobre aktorsko kino, ktore zerwalo z irytujacymi przypadlosciami poprzednich czesci jednoczesnie zachowujac kluczowe elementy serii (dalej na temat CR i QoS nie bede sie rozpisywal, bo tylko bym sie powtarzal i zasmiecal forum FW).
wydaje mi sie, ze sporo osob zapiekle krytykujacych nowego bonda za to ze "to nie to samo co kiedys" zachowywaloby sie podobnie gdybysmy zyli w czasach kiedy connery'ego zastepowal moore czy pozniej moore'a dalton. chyba po prostu jestesmy z natury dosyc sentymentalni (przynajmniej niektorzy) i trudno nam sie pogodzic ze zmianami czegos do czego juz sie przyzwyczailismy.
Grizley, zmiany są tylko wtedy dobre, gdy niosą ze sobą coś pozytywnego, konstruktywnego, a nie tak jak w przypadku QoS, psują cały obraz bonda. Z filmów które wyróżniały się zawsze, na tle innych prodkucji tego typu, zrobiono zwykłe kino akcji z elementami zbednej psychologii. Zbyt wiele symboli serii wyrzucono, nie dając praktycznie nic w zamian. Produceńci filmów o Bondzie, Barbara Broccoli i Michael G. Wilson doszli do wniosku, że nie dało się dalej robić bonda efekciarskiego, pełnego niesamowitych zdarzeń itd. Zmienili więc całą koncepcje. Tylko, że niestety przegieli za bardzo w drugą stronę, tzw. "realizmu", czego owocem jest, jeden z najsłapszych bondów w całej historii. Mowiąc kolokwialnie, operacja może się udała, tylko pacjent jej nie przeżył.
Czy jest aż tak źle??
Wg mnie zmiany wyszły Bondowi na dobre.
Psychologia czy raczej psychika bohatera to moim zdaniem duży plus w założeniu fleminga był elegancki, obyty i wyszkolony ale też ludzki
w książce "Casino Royale" w pewnym momecie ma głębokie rozterki nad naturą zła. Nie sądze by w starszych filmach było miejsce na to ale w tych najnowszych miejsce na to jest bo stały sie bardziej sensacyjne z dużym dodatkiem akcji. QoS mi sie podobało idze widocznie w kierunku Bourna ale czy Bond nie może brać przykładu z innych czy może mamy nowy twardy i niezmienny gatunek "film o Bondzie" gdzie wszystko ma sie tak a nie inaczej?
Bond nie umarł tylko sie dostosował do naszych czasów i dobrze mu to wychodzi.
Tylo czy bondy, to mają być filmy, które czerpią od innych, czy same ustalają pewne wzorce? Raczej jest chyba na odwrót. Po drugie, QoS to obraz gorszy, od każdej z części trylogi Borne'a. Po trzecie jak ktoś już wcześniej zauważył, Daniel Craig nie jest bliższy wizji Fleminga a Timothy Dalton. Może i jest to Bond na miarę naszych czasów, tylko czy to jeszcze jest James Bond? Mam co do tego, spore wątpliwości.
Problem jest taki, że kiedyś to inni na Bondzie się wzorowali, a teraz Bond na nich.
wlasnie ze z tym sie nie zgodze... wiele osob porownuje bonda do bourne'a, ale nie zupelnie slusznie. te filmy wbrew pozorom niewiele laczy. mozna sie doszukiwac podobienstw co najwyzej w szybkim montazu czy pojednyczych scenach walk. ale bond nadal zachowal sporo z bonda, a jednoczesnie sam wyznacza nowe standardy jesli chodzi o kino akcji. predzej rozpatrywal bym to w kwestiach wyscigu - bourne vs. bond. kto zrobi bardziej widowiskowe kino akcji. i obie serie wyznaczaja nowa jakosc w kinie akcji.
ale w gruncie rzeczy to zupelnie inne filmy. bourne to wiecznie uciekajacy agent z amnezja i powracajacymi przejawami ludzkich uczuc, ktore stracil w efekcie szkolenia. a bond to nadal bond: zartujacy, pewny siebie, zrownowazony. tylko ze juz nie rzuca zarcikami w tempie rogera moore'a, nie zawsze jest tak opanowany jak sean connery i zalicza odrobine mniej panienek;) w dodatku czasami puszczaja mu nerwy. ale z bournem to on ma niewiele wspolnego.
rozumie, ze wielu osobom brakuje tego co do tej pory bylo w bondach tj. gadzetow, efekciarstwa, niesamowitosci, zarcikow itd. ale spojrz na to z innej strony. spora czesc z tych elementow wyleciala z przyczyn niezaleznych od kogokolwiek. gadzety nie nadazaja za postepem technologicznym. poza tym desmond llewlyn nie zyje, a akurat kto jak kto ale Q mogl byc tylko jeden. nie wazne jak dobry by nie byl nastepca, to nowego Q nie mogl bym zaakceptowac chyba nawet ja.
w dodatku efekciarstwo, zarciki i przestarzala konwencja skazywaly ta serie na powolna smierc. bo zagorzalych fanow bonda jest grupka. a czy sie to komus podoba czy nie, to nikt nie nakreci filmu rozrywkowego dla malej garstki osob.
tak samo bylo z reszta w czasach "starych" bondow. tylko, ze wtedy czasy byly inne, mozliwosci inne i konwencja wowczas byla nowatorska. caly bond to byl pewnego rodzaju przelom w kinie sensacyjnym. do kin przyhcodzily tlumy.
ale 20 filmow robi swoje i bond sie zestarzal. w dodatku kiepski (w sensie jakosciowym , a nie finansowym) koniec starego bonda w wykonaniu brosnana przyparl tworcow do muru. najwyrazniej zdawali sobie sprawe, ze jezeli nakreca jeszcze kilka filmow w stylu "die another day" to bedzie to koniec bonda na bardzo bardzo dlugo.
na tym etapie nie mogli wrocic do starego bonda, bo nie bylo do czego wracac. konwencja byla calkowicie wyexploatowana i nie dalo sie nakrecic niczego bez uciekania sie do zalosnego kopiowania starych bondow. zmiany musialy byc gruntowne. duzo wieksze niz w przeszlosci.
i chyba wiele osob nie moze zakceptowac nie tyle kierunku w jakim poszly zmiany, co ich skali. a skala zmian, jak juz pisalem, byla w pewnym sensie wymuszona i nie bylo to widzimisie barbary brocolli.
takze kontynuujac medyczne porownania, to ja to widze nastepujaca: "mocno poturbowany pacjent zostal uratowany, chociaz z pewnoscia operacja pozostawi trwaly slad. ale zyje i ma sie dobrze. to jest najwazniejsze"
Więc teraz można by analogicznie powiedzieć: jeszcze kilka takich "Quantum..." i to będzie koniec Bonda. Prawda jest taka, że cała siła Bonda od zawsze tkwiła w jego oryginalności i nieszablonowości. To dlatego ta seria odniosła taki sukces. Niestety nowe części za bardzo zlewają się z innymi produkcjami sensacyjnymi. I o ile "Casino Royale" względnie się udało, to "Quantum..." nie nastraja zbyt optymistycznie...
nie przesadzalbym z tym Quantum. Quantum to po prostu troche slabsza czesc ewentualnej trylogii. i wcale nie zatracila oryginalnosci. wystarczy chwile poogldac film i nie ma sie watpliwosci, ze to jest bond. mocno odmieniony, troche slabszy niz w CR, ale caly czas bond.
jeszcze jedna mysl mi sie nasuwa jak czytam wszystkie komentarze. rozumie, ze craig moze komus zwyczajnie nie pasowac do roli bonda, ze mozna miec zastrzezenia do poszczegolnych elementow nowych bondow itd. ale to chyba nie to jest tu najwieskzym problemem...
powiedz szczerze... nie masz wrazenia, ze sporo zagorzalych fanow bonda chcialoby, zeby caly czas byly krecone filmy podobne do tego co prezentowal moore, connery czy dalton? ze zwyczajnie nie dopuszczaja wiekszych zmian? kiedy moore gral po raz osmy bonda, to czasami mialo sie wrazenie, ze od poprzedniego filmu zmienily sie tylko krajobrazy, kobiety i czarny charakter.
ja to widze w nastepujacy sposob: chyba przyjemniej i sensowniej jest obejrzec sobie starego dobrego bonda z connery'm, moore'm czy daltonem (wedle uznania, co kto lubi) niz czekac na premiere nowego majac swiadomosc, ze bedzie to tylko nieudolna proba nasladowania tego co zrobili poprzednicy. a tak by sie to skonczylo gdyby nie "drastyczna kuracja".
ja osobiscie nie widze takiej drogi dla bonda, ktora jednoczesnie zadowolilaby zatwardzialych fanow i nie skazala serii na przykry koniec. oczywiscie mozna miec sporo zastrzezen do poszczegolnych elementow filmu. ale jesli chodzi o wizje nowego bonda, o skale zmian i ich kierunek to trudno byloby o jakis inny sensowny wariant.
klasyke bonda mozna sobie obejrzec w kazdej chwili. natomiast totalnie odmieniony bond w kinie to bardzo ciekawe doswiadcznie. nawet jezeli sie komus kompletnie nie spodoba.
Nie sądzę by zachowywali się podobnie, bo jednak filmy z Moorem i Daltonem nie odbiegały tak znacząco od konwencji poprzednich filmów jak CR. W przypadku Bonda moim zdaniem lepszą drogą jest ewolucja (jak to bywało wcześniej) niż rewolucja.
Masz racje Stranger. Mimo faktu, że kazdy z filmów o bondzie zmieniały się(ramy czasowe, różni aktorzy wcialający się w tę postać itd.), oglądając je wiedzialeś że to bond, a nie kolejny film sensacyjny, jakich jest przecież wiele. To był dla mnie zawsze, największy plus tych filmów.
ponoc (nie wiem ile w tym jest prawdy) przed nakreceniem Dr No wszyscy fani ksiazki byli przerazeni zaangazowaniem Sean Connery'ego... sporo zalezy od utrwalonego wyobrazenia o ksiazce/filmie/postaci etc.
nigdy sie nie dowiemy;) a tak na powaznie zawsze jak zmienia sie aktora w serii filmow czy angazuje do ekranizacji ksiazki pojawiaja sie glosy sprzeciwu. fajnie, ze ktos na tyle mocno wierzyl w swoja wizje, ze nie odpuscil. i dzieki temu connery zagral w fantastycznych bondach. sowja droga ciekawe jak na bonda craiga ludzie beda patrzec za 10-20 lat?
Nie wiem, może ja jestem za bardzo staroświecki, ale patrze na te filmy zupełnie innaczej. Dla mnie seria filmów o bondzie, to zawsze był jakby oddzielny gatunek filmowy. Dosć specyficzny, przez to jednak nie dający się tak łatwo zaszufladkować. Mamy tu więc i akcje, trochę humoru, czasami filmy te podejmują też tematy poważne, bardziej na czasie(np.taki "Świat to zamało" i problemy z terroryzmem, czy też "Jutro nie umiera nigdy"i manipulacje wielkich koncernów medialnych).
Pomimo tego, James Bond był zawsze Bondem. Bohaterem, który ratował świat z opresji. Przerysowanym i może odrobinę groteskowym, ale jednak mającym pewien urok osobisty, nienaganne maniery, umiejętność zachowania w się towarzystwie itp. Wszystko w tych filmach było niesamowite, wystawne przyjęcia, piękne kobiety, szybkie samochody czy też słynne przecież gadżety. To był inny świat, przez to być może bardziej ciekawy, gdyż inny od otaczjącej nas rzeczywistości. I wszystko było w porządku, do czasu gdy do kin wszedł "Śmierć nadejdzie jytro" Nagle okazało się, że film nie spotkał się z takim zaintersowaniem jak chcieli jego twórcy. Nie był to przysłowiowy gniot, ale poziom kiczu i głupoty sprawił że fani wychodzili z kina zażenowani, tym co zobaczyli na ekranie. Jam sam zaliczam się do takch osbób. Dlatego zgadzam się, że odwświeżenie seii było konieczne. Tylko, że klasyczny styl starych bondów, nie musi od razu gryżć się z nową koncepcją. Zdaje sprawę z tego, że te filmy to, próba opowiedzenia tej samej historii tylko że w inny sposób. Niekoniecne jednak musi on się każdemu podobać.
Niekoniecznie musi się podobać to jasne. Ale żeby odrazu podnośić krzyk,
"Zero bonda w bondzie" czy "Bond umarł" To już jakaś przesada jak efekty w Die Another Day.
Kilka słów ode mnie: Jak dla mnie QoS jest świetnym filmem, tak samo jak świetna jest kreacja Craiga.
Czasami wydaje mi sie, że fani Bonda chcieliby w każdym z odtwórców głównej roli widzieć emanację Connery'ego: żeby zachowywał się tak samo, żeby mówił tak samo, a najlepiej żeby tak samo wyglądał.
Ja patrzę na to z innej strony: zmieniło się podejście twórców do tej serii, do tego dochodzi fakt, że mamy do czynienia z trylogią, która opowiada o tym co wpłynęło na to, że Bond był Bondem, i był niepowtarzalny. Craig dostał ciężkie zadanie, żeby w swojej roli pokazać tyle Bonda na ile pozwala mu scenariusz, i jak dla mnie wywiązał się z tego znakomicie.
I nie wiem czemu porównanie do Bourne'a. Jak dla mnie te filmy nijak mają się do siebie, może poza gatunkiem.
"Czasami wydaje mi sie, że fani Bonda chcieliby w każdym z odtwórców głównej roli widzieć emanację Connery'ego: żeby zachowywał się tak samo, żeby mówił tak samo, a najlepiej żeby tak samo wyglądał."
Niezrozumiały dla mnie zarzut. Przecież Moore, Brosnan czy Dalton byli zupełnie inni od Connery'ego i fani Bonda nie mają im tego za złe... Tak się składa, że z wszystkich odtwórców tej roli to Craig najbardziej stara się kopiować Connery'ego.
To jest po prostu pewna część przywiązania czy może raczej przyzwyczajenia do starych Bondów, które wtedy były tak inne. Byliśmy przyzwyczajeni do podobnych kreacji i ogólnej charakterystki Bonda, a tu nagle bum.
Czy ta zmiana wyszła na dobre?
Nie można było cały czas trwać w Bondach Connerego czy Moore'a, bo wstąpiliśmy w nowe czasy, gdy w kinach jest natłok filmów akcji i wszystkie te "nowoczesne" i poprzedzające swoją epokę gadżety czy inne "budowle" nie robią na nas takiego wrażenia jak np: 30 lat temu.
Wiele z Bonda ujeli i wiele zmienili, ale nadal nazywamy go i postrzegamy, czasami mniej lub bardziej jako starego dobrego Bonda.
Zmiana była konieczna tylko zastanwiam się czy nie można było kombinować w inną stronę. No ale.. :) Zawsze to Bond.
Zgoda, że pomimo licznych zmian, to nadal jest Bond. Boje się tylko, że przy okazji premiery kolejnej części, jedyne co będzie łączyć starego bonda z nowym, to sam James Bond. I nic więcej.
James Bond, Jason Bourn'e. Po obejrzeniu QoS, doszedłem do wniosku, że różnice pomiędzy tym filmami się zacierają. Z trylogią Bourne'a jest tak, że każdy kolejny film jest coraz lepszy, odwrotnie niż znowym bondem. gdzie każda kolejna część to obniżka w dół.
Z tym, że ciągłość fabularna w Bournie jest nieco naciągana. W Bondzie już teraz wiesz, że w kolejnej części będzie wyjaśniany wątek Mr White'a, a twórcy Bourne'a mają teraz nieskończone możliwości kombinowania ze scenariuszem.
Poza tym CR i QoS stawiam o klasę wyżej niż trylogię Bourna.
no wlasnie nie do konca. bede bronil craig'a. to jest aktor ktory ma wizje nowego bonda. wie co chce osiagnac i realizuje to.
i absolutnie nie kopiuje connery'ego. owszem czerpie garsciami z tego co stworzyl connery. ale nie kopiuje. sa aluzje do starych bondow, jest sporo autoironii. ale to jest mimo wszystko nowa kreacja.