Jeżeli dobrze "czaje", Emmerich tego "starszego pana" w fartuszkach i firankach będącego "Bogiem", umiejscowił jako ocalałego mieszkańca zniszczonej Atlantydy. Przybył (jak to jest często umiejscawiane w teoriach o Atlantydzie) do Egiptu by dać podwaliny pod kolejne cywilizacje, tak jak jego współbratymcy w Ameryce Południowej czy w Mezopotamii (choć nie do końca lata się zgadzają, ale co tam...?). Film jest historyczną kaszką, ale jeżeliby uznać że ów człowiek "Bóg" znał technikę nam, współcześnie, niedostępną, to wszystkie niedociągnięcia związane z budową pirammid można jakoś "ugładzić". Ogólnie, patrząc na to przez pryzmat "oficjalnej" historii starożytnej i badań prehistorii, to wyszła mu niesamowita kaszka manna. To tyle (taki, senny bełkot) ;-)
Pozdrawiam.