Jako że od dłuższego czasu, układam w głowie wszelkie możliwe do zauważenia przeze mnie
elementy Odysei, postanowiłem podzielić się jedną z mych interpretacji. Bez wątpienia jest to
jeden z najgłębszych obrazów, jaki kiedykolwiek zawitał do mej głowy. Merytoryka jest
ponadczasowa, z kolei strona wizualna ku zdumieniu, jest wciąż bez wątpienia aktualna, (co
potrafi przyprawić o zawroty głowy, gdy pomyśli się cóż to musiał być za szok w 1968 roku). Ale
do rzeczy:
Z początku ukazana zostaje Ziemia, stricte jako planeta. Jest to swego rodzaju wprowadzenie
w klimat, pokazanie "gdzie" zaczęła się cała przyszła akcja. Zachwyciło mnie pole popisu
odrębnością i pięknem przedstawionych krajobrazów.
Istota pierwszej części, rozpoczyna się wraz z pojawieniem się praludzi, lub prościej: małp.
Przedstawione zostają codzienne problemy, jak i potrzeby danego gatunku: rywalizacja między
sobą, walka o przetrwanie, czy przejmowanie wygodniejszych fizjologicznie terytoriów. Bez
wątpienia mamy do czynienia ze zwierzętami, tudzież z prymitywnym gatunkiem. Same
fizjologiczne potrzeby, nie są jedynymi problemami codziennej egzystencji, bowiem wszędzie
może grasować głodny drapieżnik, zdolny do odebrania życia, któremu nawet cała grupa nie
jest w stanie podołać. Napędem rozwoju z pozoru wydaję się być "chęć postępu", głównie na
tle obrony. Następuje pojawienie się Monolitu wraz z reakcją "zwierząt", która jest czysto
instynktowna: ostrzegawcze krzyki, postawa obronna, gotowość do ataku - dzieją się bez
przemyśleń, automatycznie (instynkt). Następnie jest już podejście do obiektu "celem go
zbadania", zrozumienie, obcowanie (poznanie/interpretacja); jak i w rezultacie nagroda, postęp
technologiczny - broń. Widzimy, iż motorem napędowym ogólnie pojętego rozwoju każdej
cywilizacji, jest jednak "interpretacja" (małpa zastanawiająca się nad kupą kości i wyciągnięcie
odpowiedniego wniosku). Idąc dalej, coś, co pierwotnie powinno służyć obronie, w pierwszych
swych fazach przekłada się na odbieranie życia, ku własnym materialnym, tudzież
fizjologicznym celom, (lecz jest to do przyjęcia, zważywszy na to, iż wciąż mamy do czynienia z
prymitywnym gatunkiem). Moim zdaniem jest to swego rodzaju punkt widzenia, iż sam rozwój
to nie wszystko, bowiem istotniejsze jest to, do czego dany postęp może posłużyć.
Podsumowując, na początku mamy do czynienia z zaraniem ludzkości. Z przedstawieniem
zarysu "jak", "gdzie" i "w jaki" sposób zaczęła się ludzka egzystencja, na tle prymitywizmu, jak i
czysto domyślnie (subiektywny odbiór widza):, „do czego" zaranie te może prowadzić. Tzw.
"przejściówką" ku dalszej części filmu, jest rzucona kość w górę i ukazanie się statku
kosmicznego. Kość jak i statek kosmiczny to analogia skutku rozwoju. Osobiście tzw.
"przejściówkę" odebrałem jako skok ku "futuryzmowi interpretacji".
Dalej jest majestatycznie. Głownie za pomocą formy przedstawiony zostaje alternatywny
futuryzm ludzkości, a w dodatku wszystko wypełnione jest muzyką klasyczną. Od strony
technicznej, efekty tudzież triki wciąż potrafią zachwycić i zainteresować swą nietuzinkową
pomysłowością, co jest tym bardziej zachwycające przede wszystkim ze względu na rok
produkcji. Co do części kontaktu człowieka z Monolitem warto zauważyć, iż w zaraniu ludzkości
to Monolit był inicjatorem spotkania z praludźmi. To Monolit pojawił się znienacka, by
"obcować" z danym gatunkiem, to On "popycha" małpy ku rozwojowi. Z kolei na księżycu to
człowiek jest odpowiedzialny za spotkanie, mało tego nie traktuje swego "odkrycia" poważnie.
Tym razem inicjatywa "doświadczenia" nie stoi po stronie Monolitu, lecz po stronie ludzkości,
gdzie skutkiem całego zajścia jest kara, która ewidentnie podkreśla "negatywność" sytuacji.
Moim zdaniem, zauważalna wydaję się być krytyka ludzkości, jakoby wcześniej podjęty rozwój,
nie poprowadził nas tam, gdzie powinien tudzież ludzkość nie jest gotowa na kolejny
"skok"/kontakt z monolitem. Niestety, mimo wszystko takowy skok się urzeczywistnia, czego
skutkiem jest nowo podjęta misja, jak i opatentowanie super komputera HAL'a 9000. Za
sprawą Monolitu, człowiek zostaje zdolny do kreacji bytu... Tak, mam na myśli HAL'a nie jako
komputer, a jako w pełni możliwą do posiadania uczuć egzystencję. Ludzkość nie była na
takowy czyn/skok gotowa (ukaranie astronautów na księżycu), przez co nie zrozumiała swego
tworu. Biorąc pod uwagę sceny z obsługą statku przez astronautów, które były wielokrotnie
powielane, by oddać "autentyczność" rutyny tudzież profesjonalizm członków załogi, można też
interpretować jako "mechaniczność" człowieka. Reszta filmu to merytoryczny majstersztyk, a
więc między innymi pryzmat, przez który została ukazana dalsza treść. Mianowicie:
"ograniczone pole widzenia". Głównie mam na myśli niejasności, jakie przedstawia nam
Stanley: to czy HAL 9000 jest zdolny do posiadania uczuć, jak i cel czy skutek misji pozostają
enigmatyczną, nie do rozwiązania z punktu widzenia człowieka tajemnicą. Moim zdaniem
człowiek zostaję ukazany krytycznie. HAL nie jest idealny, bowiem jest "wadliwy", czego
skutkiem są popełnione przez niego błędy. Aczkolwiek, mimo tego wciąż jest zdolny do
posiadania uczuć, całe zajście przeżywa głęboko i niemalże błaga o litość, lecz w sposób nie
dostępny dla Dave'a:
"Ale teraz daję ci moje słowo, że wszystko wróci do normy. Nadal jestem entuzjastą i wierzę
powodzenie naszej misji i chcę ci pomóc. Dave, przestań. Przestań...Proszę. Przestań, Dave.
Boję się. Boję się, Dave"
Ukazany zostaję brak jakiejkolwiek empatii ze strony człowieka. Kreacja HAL'a (komputer),
który wszelkie sytuacje odczuwa głębiej od Dave'a (człowiek). Analogicznie, więc, moim
zdaniem mimo zdolności do kreacji bytu poziomem wyższego od "stwórcy", nie każdy człowiek -
by nie rzec: "żaden" - jest zdolny do jego zrozumienia tudzież poznania. Jakoby ludzka
jednostka to tylko trybik, niczym mrówka - element z, wielu, które tworzą cały organizm -
ludzkość. Dla przykładu: brak próby zastanowienia się nad sytuacją HAL'a przez indywidualną
jednostkę (można też zauważyć, iż Dave nie waha się ani chwili, odważę się na stwierdzenie, iż
kieruje się instynktem "zabijając" HAL'a).
Osobiście środek filmu odebrałem jako krytykę ludzkości, na tle piękna, do którego jest zdolna.
Choć w zasadzie, piękno wykreowane przez człowieka, nie miałoby miejsca bytu bez inicjatywy
enigmatycznego Monolitu, co tylko podkreśla niestety małostkowość.
Czas na zakończenie, które według mnie jest jednym z najlepszych wśród kinematografii, by
nie rzec: po prostu najlepszym. Gdy Dave przybywa do "głębi nieskończoności" jest jeszcze
młody. Następuje "skok" ku przyszłości, w której ukazany zostaje już jako starszy, lecz wciąż w
skafandrze kosmicznym, co podkreśla brak oswojenia się z sytuacją. Bohater wciąż jest
zdumiony otaczającą go przestrzenią, wciąż nie "okiełznawszy" otoczenia, stara się "poznać"
tudzież interpretować gdzie jest i czym "to" jest. Można sobie tylko wyobrazić, czym "to" jest,
skoro Dave po tylu latach (uwzględniając zestarzenie się) wciąż nie rozumie, aczkolwiek
przejawia chęć poznania (poważniejsza mina tudzież bez początkowego strachu). Bohater
oprowadza swą interpretację po pomieszczeniu, zaczyna rozumieć, po czym następuje kolejny
przeskok, tym razem już do dojrzałości. Gdy astronauta konsumuje posiłek, jest bez skafandra,
na twarzy zauważalny jest spokój jak i pogodzenie się - zrozumienie. Podkreślona zostaję
nieuchronność fundamentalnej bariery człowieczeństwa - śmierci (rozbity kieliszek). Jest to
wprowadzenie do przyszłej sceny - "łoża śmierci". Przedstawiona zostaje marność człowieka,
świadomość nieuchronnego końca i bezsilności w jego obliczu. Mimo zrozumienia
otaczającej, "wyższej" poziomem przestrzeni, człowiek jako byt nieuchronnie, bez względu na
wszystko musi zmierzyć się ze swą ostateczną barierą. I wreszcie finalne wyciągnięcie dłoni w
stronę Monolitu, na tle poczucia zrozumienia, lub inaczej: wartości monolitu (należy podkreślić,
iż w zaraniu ludzkości małpy też oddawały swego rodzaju "cześć", czego skutkiem był
"postęp"), co skutkuje postępem nie technologicznym, lecz "postępem bytu". Płód w postaci
planety, jest tylko dowodem, iż byt nawet "ponad" ludzki, jest tak bardzo ograniczony (płód).
Muszę przypomnieć, iż jest to jedna z kilku moich interpretacji. Bowiem jak to ujął Kubrick:
"Widz ma całkowicie wolną rękę w interpretacji filozoficznych i alegorycznych znaczeń filmu”.
Jako odbiór mego tekstu, prosiłbym o rozwój indywidualnych przemyśleń na temat tego
arcydzieła.
Dziękuje i pozdrawiam.
I należy Ci się piwo, albo i dwa, i jeszcze do tego blant, za to co napisałeś. Co prawda w kilku drobnych szczegółach moja interpretacja się różni, ale jeszcze kilka seansów przed mną, więc może (może) coś się zmieni. Interpretacja nie puszcza szczegółu NIEMAL żadnego, bo to bodaj najbardziej rozbudowany, by nie powiedzieć wielopoziomowy, a nawet wielopokojowy( a w pokojach jeszcze skrytki) film Kubrick' a- a przynajmniej z tych co moja skromna osoba zoczyła.
I taki mały prztyczek na koniec- miejscami interpunkcja odrobinę kuleje, ale to nic :D Poza tym, brawa. A substancje wymienione na początku to
przy okazji. ;)
To, iż widz ma wolną rękę w interpretacji nie znaczy, że może wymyślać co tylko mu się tylko zapragnie. O ile z większością tekstu można się zgodzić, o tyle ze zdaniem:
"Płód w postaci planety, jest tylko dowodem, iż byt nawet "ponad" ludzki, jest tak bardzo ograniczony (płód)."
-absolutnie nie można.
Oceniasz tę scenę przez pryzmat wyjątkowo ograniczonego pola widzenia. Przecież tutaj równie ważną co obraz rolę pełni muzyka. Czy taka podniosła muzyka komuś przynosi negatywne odczucia co do ludzkiej egzystencji czy ograniczoności bytu? Ludzie wymyślają właśnie takie bzdurne interpretacje na temat płodu, a przecież tutaj muzyka mówi wszystko: odrodzenie, narodzenie, nowy początek - stąd ta sama muzyka gdy widać nadchodzący świt ludzkości (a ziemi jako symbol ludzkości). To jest podniosły ton wprowadzający określone uczucie "rozświetlenia świadomości", a w szerszym znaczeniu na uczucie zjednoczenia z kosmosem, gdyż każdy z nas jest tylko marną cząstką tego ogromnego wszechświata i jesteśmy ściśle powiązani ze sobą. Kula symbolizuje jedność, a nie ograniczenie. Jej związek idzie także w stronę symbolu Ziemi jako ludzkości, która ma szansę się odrodzić dzięki monolitowi. Odyseja ma jedno najbardziej optymistycznych przekazów dla ludzkości, a nie pesymistycznych jak niektórzy sądzą.
@,,,,,,Kula symbolizuje jedność, a nie ograniczenie..... , raczej jedność w ograniczeniu jak by się przyczepić do logiki tego zdania. Co do reszty wypowiedzi, gdyby film Kubricka faktycznie niósł taką podniosłą wizję optymistycznego zjednoczenia w Universe i nadchodzącego świtu ludzkości ( jakieś wpływy audycji zauważam: William Cooper - "Tajemniczy Babilon"? ) to bym go nigdy nie uznała za najbardziej odkrywczy i wzbudzający swoisty " filozoficzny sztorm myśli" bo by był wówczas jednym z wielu dzieł ów świt wieszczących. Proponuję zatem nieco więcej powściągliwości w pisaniu takich kategoryzmów w stylu ... bzdurne interpretacje...., bo samemu można "podpaść" pod tę kategorię :)
A cóż to za nowomowa "jedność w ograniczeniu" bo logiki w tym nie ma za grosz choć do logiki właśnie się przyczepiłaś. Wygląda na to, że nie zrozumiałaś co miałem na myśli, czy muszę jak 5-latkowi wyjaśniać na czym polega jedność z kosmosem? Szczerze mówiąc, mało mnie interesuje Twój egocentryczny punkt widzenia, że Ty nie uznałabyś czegoś za odkrywcze arcydzieło, gdyby niosłoby ono optymistyczny przekaz. Poza tym znowu nie zrozumiałaś (ale to typowe dla kobiet...), o czym pisałem. Nie napisałem, że dzieło Kubricka wieszczy świt nowej ludzkości, tylko że ludzkość ma szansę na odrodzenie się poprzez zrozumienie marności materialnego rozwoju, porzucenie swojej egoistycznej skorupy i przejście na wyższy poziom świadomości.
o no tak, takiej riposty się właśnie spodziewałam , nikt mnie już widać na tym molochu filmwebowskim nie zaskoczy pozytywnie, wypowiedzią choć trochę przypominającą dyskusję, bez elementów ataku ad personam i to prymitywnego ( z ery "przedmonolitowej") , Spróbuję, nawet jak to ma być " sobie a muzom" wyjaśnić, w sposób łopatologiczny. sens swojego zamieszczonego powyżej posta. 1) ..."jedność w ograniczeniu"....to nie jest nowomowa tylko figura retoryczna mająca uzmysłowić fakt, że kula może symbolizować jedność, ale nie zaprzecza ograniczeniu,( a to właśnie Ty napisałeś) a raczej je symbolizuje ( sfera i wnętrze kuli są zbiorem ograniczonym),
2) no jednak wytłumacz mi jak 5 latkowi ( oczywiście o ile to nie uwłacza Twojemu męskiemu ego) co mianowicie owa jedność oznacza bo ja interesuje się astrofizyką i na dzień dzisiejszy zauważam a) składamy się wprawdzie z tych samych pierwiastków co dostępny badaniom Kosmos, ale z kolei o naturze czarnej materii i energii nie mamy pojęcia więc na poziomie " cielesnym" do końca nie wiemy czy jesteśmy taką jednością
b) zakładając, że Uniwersum przenika "Świadomość Wyższa" a tę to o ile już można zdefiniować, w zależności od tego czy się wierzy i w co się wierzy , to o tyle nie można jej zunifikować a zatem założyć z góry, że wszyscy rozumieją tak samo jedność z Kosmosem,
3) dokładnie zrozumiałam właśnie to tak jak napisałeś, to raczej Ty źle odczytujesz znaczenie mojej wypowiedzi, a jest ono takie, nie napisałam, że nie uznałabym za odkrywcze czegoś tylko dlatego , iż niesie optymistyczny przekaz, napisałam , że gdyby Kubrick wieszczył Świt Ludzkości właśnie takiej zdefiniowanej po Twojemu,( odrodzonej, wolnej od materialistyczno- egoistycznych inklinacji) to ten film nie byłby tak nowatorskim dziełem bo o tym było wiele filmów i książek.. To, że nim jest zawdzięcza w moich oczach właśnie temu, że przekazuje tragizm naszej samotności we Wszechświecie , " osobności" , jak mamy wspiąć się na wyższe stany świadomości, porozumieć się z innymi inteligencjami jeżeli nie pogardzamy sobą nawzajem ? Ludzkość nie ma mocy sztormu na oceanie myśli a miałaby gdyby takie przekazy jak Kubricka nie odczytywała jako optymistyczne ...." będzie dobrze, płód symbolizuje odrodzenie ... a tragiczne,,, bierzcie się za siebie bo was czeka wieczne tkwienie w cyklu życia i śmierci , w pułapce czasu.
errata : jest .. jeżeli nie pogardzamy sobą nawzajem.. powinno być jeżeli pogardzamy sobą nawzajem.... sorry
<..."jedność w ograniczeniu"....to nie jest nowomowa tylko figura retoryczna mająca uzmysłowić fakt, że kula może symbolizować jedność, ale nie zaprzecza ograniczeniu,( a to właśnie Ty napisałeś) a raczej je symbolizuje ( sfera i wnętrze kuli są zbiorem ograniczonym) >
Amen.
< Ludzkość nie ma mocy sztormu na oceanie myśli>, <a tragiczne,,, bierzcie się za siebie bo was czeka wieczne tkwienie w cyklu życia i śmierci ,w pułapce czasu.>
Jestem pod wrażeniem. A byłbym pod większym, gdyby nie ta chaotyczna interpunkcja, ale to drobny szkopuł.
Przepraszam za interpunkcję, ale nie wiem czemu przecinki i inne nielubiane przeze mnie wynalazki zawsze powinny znaleźć się tam, gdzie ja bym się ich najmniej spodziewała :)
A ja będę z uporem maniaka powtarzał, że nie zrozumiałaś co napisałem. Np. zadajesz pytanie, którego nie powinnaś zadawać:
"2) no jednak wytłumacz mi jak 5 latkowi ( oczywiście o ile to nie uwłacza Twojemu męskiemu ego) co mianowicie owa jedność oznacza"
ponieważ już napisałem na początku:
"uczucie zjednoczenia z kosmosem, gdyż każdy z nas jest tylko marną cząstką tego ogromnego wszechświata i jesteśmy ściśle powiązani ze sobą" a także w następnym komentarzu dodałem:
"zrozumienie marności materialnego rozwoju, porzucenie swojej egoistycznej skorupy i przejście na wyższy poziom świadomości. "
Więc z tych kontekstów wszystko jasno wynika. Gdybym miał jednak 5-latkowi prosto wyjaśnić, to powiedziałbym, że jedność z kosmosem oznacza poczucie istnienia wszędzie, a nie tylko w jednym ciele, co niesie z kolei wyzbycie się przywiązania do życia (ego) i bycie gotowym nawet na śmierć.
jeśli chodzi o optymistyczne zakończenie, to nadal nie rozumiesz znaczenia słowa "szansa", które jest kluczem. Szansa to możliwość zmiany, a nie już zmiana, a Ty tak zakładasz i stąd dalsze Twoje wnioski są zupełnie błędne. Chociaż, masz rację, że
"będzie dobrze, płód symbolizuje odrodzenie ... a tragiczne,,, bierzcie się za siebie bo was czeka wieczne tkwienie w cyklu życia i śmierci , w pułapce czasu."
Mniej więcej o to chodzi. Nie ma co tracić czasu na szukanie dowodów na swoją zgubę i niedolę, trzeba szukać Boga, starać się widzieć świat obiektywnie, a nie subiektywnie, a droga do tego to poczucie zjednoczenia z Kosmosem.
myślę, że mnie jednak zupełnie nie doceniasz, ale co tam, może to lepsza cecha niż moja, ja z kolei mam tendencję do przeceniania ludzi . Nie wpadłam na to, iż zasadę "Brzytwy Ockhama" da się też do filmu Kubricka zastosować. Tylko widzisz, Bóg ( wyjaśniam, że dla mnie jest jeden, wspólny dla wszystkich religii, dostępny też dla prymitywnych plemion i ludzi niewierzących ,a stojących po dobrej "Stronie Mocy") nie może pomóc w kwestiach, które pozostawił naszej wolnej woli, a o tym ja z kolei piszę. To gdzie udamy się po śmierci ( Bułhakow w Mistrzu i Małgorzacie napisał świetne zdanie.... " każdy otrzymuje to w co wierzy..") nie ma nic wspólnego z Kosmosem jako takim, chyba, że przez Kosmos rozumiesz Wieczność, to trzeba by uściślić definicje, Film Kubricka jest dla mnie bardziej o tym,jak trzeba wykorzystywać moc ludzkiego umysłu w sferach dobra i dzięki wspólnemu dążeniu ludzkości i potencjalnych innych cywilizacji ( w sferze intelektualnej i duchowej) do przekraczania kolejnych barier poznania, aby docierać na owe wyższe rejestry. Wszystko to tu, po tej stronie widzialności.
"uczucie zjednoczenia z kosmosem, gdyż każdy z nas jest tylko marną cząstką tego ogromnego wszechświata i jesteśmy ściśle powiązani ze sobą" a także w następnym komentarzu dodałem:
"zrozumienie marności materialnego rozwoju, porzucenie swojej egoistycznej skorupy i przejście na wyższy poziom świadomości. ".
Coś mi tu pachnie banałami, komunałami, itp., do tego tak wyświechtanymi, że już nic nie znaczą!
<-absolutnie nie można.>
Drogi Gordonie Geko, odnoszę wrażenie, jakbym czytał treść absurdalnej "instrukcji odbierania sztuki", a nie opinię indywidualnego umysłu. Bowiem moim zdaniem w niemalże każdej sztuce to właśnie "absolutnie nie można" twierdzić, z czym dana jednostka powinna się zgadzać, a z czym nie. Tym bardziej w pozycji, w której autor wyraźnie podkreśla, iż: "Widz ma całkowicie wolną rękę w interpretacji filozoficznych i alegorycznych znaczeń filmu.” - logicznie interpretując słowo "całkowicie", rozumiem przez nie "całkowitość". Kubrick nie bez powodu podkreślił "wolną rękę" w odbiorze, chciał tym stwierdzeniem uchronić odbiorców przed narzucaną przez pseudointelektualistów "prawdą absolutną", która w sztuce - patrząc przez pryzmat percepcji, na tle uczuć - nie istnieje.
<Oceniasz tę scenę przez pryzmat wyjątkowo ograniczonego pola widzenia.>
Twoim subiektywnym zdaniem - które też mogę odbierać jako ograniczone - dostrzegasz w moim subiektywizmie, coś ograniczonego. Przykro mi, ale widzę przez to jedynie egocentryzm wysokości dubajskich wieżowców.
<Czy taka podniosła muzyka komuś przynosi negatywne odczucia co do ludzkiej egzystencji czy ograniczoności bytu?>
Ależ oczywiście, że może przynieść. Jest to kwestia indywidualnego odbioru. Na przykład może też podkreślić "wagę" sytuacji, nie tylko pod pozytywnym względem. Przykład masz w mechanicznej, o ile żeś widział ten obraz.
< a przecież tutaj muzyka mówi wszystko: odrodzenie, narodzenie, nowy początek>
Ho ho, a czy ja twierdzę, że tak nie jest? Przecież scena ukazuję nowy, wyższy stan świadomości bytu. Ale czy najwyższy? Człowiek często myśli, że ponad nim jest już tylko Bóg, nie uwzględniając swych ograniczeń i wciąż aktywnych atawizmów. Stąd - moim zdaniem - przypomnienie tudzież próba uświadomienia, iż wyższy poziom nas, niekoniecznie jest tym najwyższym (wciąż płód) - obraz, który kreśli się konieczną drogą dalszego rozwoju.
<Nie napisałem, że dzieło Kubricka wieszczy świt nowej ludzkości, tylko że ludzkość ma szansę na odrodzenie się poprzez zrozumienie marności materialnego rozwoju, porzucenie swojej egoistycznej skorupy i przejście na wyższy poziom świadomości.>
Muszę przyznać, iż pięknie ujęte.
Zapraszam do dalszej dyskusji, aczkolwiek gdy "kontrargumenty" będą na poziomie (nie tylko szacunku) odpowiedzi na post "jagamiga1", nie będę miał najmniejszej ochoty na jej progresywność. Pozdrawiam.
"Twoim subiektywnym zdaniem - które też mogę odbierać jako ograniczone - dostrzegasz w moim subiektywizmie, coś ograniczonego. Przykro mi, ale widzę przez to jedynie egocentryzm wysokości dubajskich wieżowców."
Ostatnio zostałem już sklasyfikowany jako narcyz przypadek psychiatryczny:
http://www.filmweb.pl/film/A%C5%BC+poleje+si%C4%99+krew-2007-239166/discussion/F a%C5%82szywe+arcydzie%C5%82o,1971932?page=2#post_9427428
"Natomiast amerykański system klasyfikacji psychiatrycznej (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders – DSM-IV) definiuje osobowość narcystyczną jako utrwalony wzorzec poczucia własnej wielkości (widoczny w fantazjach bądź w zachowaniu), potrzeby podziwu ze strony innych i braku empatii, który pojawia się we wczesnej dorosłości i ujawnia się w różnych kontekstach, na co wskazuje co najmniej pięć z poniższych kryteriów:
Jednostka ma wyolbrzymione poczucie własnej wartości (wyolbrzymia swoje osiągnięcia i talenty, oczekuje uznania własnej wyższości, niewspółmiernie do rzeczywistych dokonań).
Pochłaniają ją fantazje o nieograniczonym własnym powodzeniu, mocy, wybitnych zdolnościach, urodzie czy miłości idealnej.
Przekonana jest o własnej wyjątkowości i unikatowości, którą mogą zrozumieć lub z którą mogą obcować tylko inni wyjątkowi bądź zajmujący wysoką pozycję ludzie lub instytucje.
Wymaga przesadnego podziwu.
Ma poczucie posiadania specjalnych uprawnień, tzn. bezpodstawnie oczekuje szczególnie przychylnego traktowania lub automatycznego podporządkowania się innych jej oczekiwaniom.
Nastawiona jest eksploratorsko wobec innych ludzi, tzn. wykorzystuje ich do osiągnięcia własnych celów.
Brak jej empatii, niechętnie rozpoznanie cudzie uczucia i potrzeby oraz nie jest skłonna z nimi się identyfikować.
Często zazdrości innym lub uważa, że inni jej zazdroszczą.
Swą postawą i zachowaniem okazuje arogancję i wyniosłość."
Więc nic nowego.
"Zapraszam do dalszej dyskusji, aczkolwiek gdy "kontrargumenty" będą na poziomie (nie tylko szacunku) odpowiedzi na post "jagamiga1""
Koleżanka jagamiga1 oceniła szambo jakim jest "Requiem dla snu" poziomie 9/10, co jest szczytem chamstwa stawianie tego badziewia obok Ojca Chrzestnego ocenionego na 10. Więc generalnie rozmowa z nią już się przeze mnie zakończyła, jako narcyz absolutny mam do tego prawo.
"Więc nic nowego."
To wiedz, iż moim zdaniem odkrycie swych niedoskonałości (na każdej płaszczyźnie) może skutkować intensywniejszą ich modernizacją tudzież negacją - a w rezultacie skuteczniejszym postępem intelektu. Analogicznie więc, według mnie narcyz - zważywszy na uwielbienie swych najlepszych cech, jak i górnolotny egocentryzm - nawet ten mądry, to osoba, która w pewnym sensie zatraca rozwój swego intelektu. Nie mówiąc o braku empatii, która jest podwaliną jedności.
<Więc generalnie rozmowa z nią już się przeze mnie zakończyła>
Nie interesuje mnie jej gust filmowy i w ogóle nic poza skutkiem jej egzystencji w tym temacie.
"Nie interesuje mnie jej gust filmowy i w ogóle nic poza skutkiem jej egzystencji w tym temacie."
A to jest właśnie ograniczone pole widzenia. Ja lubię wiedzieć z kim rozmawiam, bo to pełna perspektywa. Jeśli rozmawiam z jakąś nawiedzoną 15-latką to cóż - bezsensowna gadanina, chyba każdy przyzna.
Nie przerosła, ale nie mam zbytniej ochoty dalej jej ciągnąć, biorąc pod uwagę, że tylko nastolatki mogą oceniać Redesa (Requiem for a dream) na 9, ewentualnie ktoś nie do końca rozwinięty emocjonalnie czy intelektualnie. Być może uważasz, że temat ciemnej materii czy ciemnej energii jest dla mnie zupełnie obcy, ale się mylisz, bo też się zastanawiałem kiedyś nad tą kwestią. Myślę - i tu mogę powiedzieć, że tak jest wg mnie a nie na pewno - niepoznana tzw. ciemna energia to przejaw tego, że Kosmos jest żyjącą istotą, która rozwija się (stąd ekspansja wszechświata). Inna sprawa to ciemna materia, którą stanowią cząstki, których materialność jest tak subtelna, że są niewykrywalne. Jako że faktycznie składamy się z tych samych cząstek co Wszechświat, wobec tego także składamy się z tych cząstek. Cząstki te nadają duszę ludziom lub w innym znaczeniu świadomość lub/oraz procesy myślowe, które są bardziej materialne od tego pierwszego. Najbardziej materialną częścią jest ciało fizyczne, mniej materialny jest umysł, a najmniej materialny jest duch, czyli świadomość. Kosmos jako żyjąca istota rośnie fizycznie, posiada swój umysł i świadomość.
no cóż, jeżeli chodzi o film nazwany przez Ciebie szambem to nie będę tu go bronić bo off topy są zazwyczaj niemile widziane przez autorów wątku, natomiast film ten ma swoje forum i tam można się wypowiedzieć, ja to zrobiłam już jakiś czas temu, Generalnie jest to bardzo dobry film o samotności i genialnie zagrany przez odtwórczynie głównej roli. Co do interpretacji istoty ciemnej materii i energii to stwierdzam, że mnie interesują ściśle naukowe badania , nawet nie popularnonaukowe, mam wykształcenie z dziedziny nauk ścisłych , tak że nie potrafię w narzuconej przez Ciebie konwencji o tych zjawiskach rozmawiać.
Temat uważam za wyczerpany.
Pozdrawiam.
Idąc Twym tokiem rozumowania, przed każdą merytoryczną dysputą należałoby nakreślać wprowadzenia personalne. Co wydaje się zbędnym tudzież absurdalnym krokiem, mało tego zaburzającym - jak w Twoim przypadku - odbiór ambitnej treści. Dla przykładu: faktycznie, nie podoba mi się nota 9/10 dla amerykańskiego dziwadła, które z góry narzuca "jak" masz odbierać merytorykę za pomocy patetycznej formy, aczkolwiek interpretacja w tym temacie już tak. Jedno z drugim ni jak dla mnie się nie wiąże. Nie oceniam tutaj jej osoby, a jedynie treść, którą przedstawia. Ograniczonym polem widzenia jest właśnie łączenie odrębności, czego skutkiem najczęściej jest niepoważny odbiór przedstawianego przekazu[...].
Przepraszam, że się wtrącam do rozmowy, ale poniekąd trochę mnie dotyczy. Co do oceny 9 dla "... amerykańskiego dziwadła...." to ja skalę i sposób oceniania na tym portalu uważam za wysoce niedoskonałe , np. o ile Odyseja dostała ode mnie 10 za doznania filozoficzno - artystyczne to Requiem otrzymało 9 za ukazane studium samotności i poddaniu się presji bycia kimś w doskonały aktorsko sposób ( klimatu nie odebrałam jako patetyczny tylko jako naturalistyczny). Dałam też 9 kilku lubianym przeze mnie serialom, które oglądam dla rozrywki, ponieważ ciągłe dumania nad zagadkami bytu mogą się źle skończyć. Czy te oceny można położyć na jednej szali? W żaden sposób. Czy jestem krytykiem filmowym ? Tez nie. Wiem, że oceniam wybiórczo a nie kompleksowo, nie mam się za znawczynię kina, choć to co jest na moim profilu to tylko wycinek obejrzanych przeze mnie filmów. Generalnie bardzo cenię kino studyjne, nie wiem czy teraz funkcjonują jeszcze gdzieś Dyskusyjne Kluby Filmowe , ja tu próbuję je sobie zastapić, ale z miernym skutkiem. Jednak jestem daleka od potępiania w czambuł tzw " amerykańców ",
Po prostu wpisz w wyszukiwarkę frazę "dkf" - wystarczy. Ja z DKF-ami miałem do czynienia jeszcze w latach '60..
tak, wiem, nie robię tego bo po co się denerwować, że gdzieś ludzie mają DKF, a w moim ( i to nie takim małym) mieście nie ma. Jestem zbyt zajęta by gdzieś tam systematycznie dojeżdżać . A czy w latach 60 i 70 można było obejrzeć filmy światowej produkcji w DKF, np. Odyseję ?
Tak - nawet te nie bardzo "lubiane" przez cenzurę (oczywiście Bonda nie - ale, jak się potem okazało, może i dobrze). Wtedy w ogóle - w kinach - na każdy zachodni film można było pójść z gwarancją dobrego poziomu artystycznego.
A nie lubię jak się mnie za plecami obgaduje, to nie cecha narcystyczna a zwyczajne prostactwo, a co do mojego wieku to nie trafiłeś, mam 10 lat .
No cóż racja bo Richard Strauss napisał tą operę na cześć Friedricha Nietzschego i jego książki "Also Sprach Zarathustra" od której z resztą pochodzi tytuł opery a wnioskując po związku z autorem i książką należy wysnuć że jest ona optymistyczną zapowiedzią odrodzenia. Samo dzieło zostało napisane jako wróżba nastania południa ludzkości, jego chwały i wielkości etc. Ale nie sądzą żeby zbyt głębokie pójście w analizę przez pryzmat nietzcheanizmu było owocną drogą.
bo stąd to można jeszcze zabrnąć do pewnego Adolfa H, którego też dzieło Nietschego zainspirowało,i południe ludzkości skąpane w czerwieni się mu objawiło
Ja radzę zaczerpnąć trochę wiedzy historycznej a później sobie krzywo odczytywać wiedząc już przynajmniej że nie ma się racji.
to był sarkazm, i nic krzywo nie odczytałam, już się tłumaczę, napisałam to w takim sensie: że nawet dzieło stworzone z najlepszych pobudek może się stać inspiracją dla zła, bo bardzo różnie może być rozumiany i świt i południe ludzkości, jak się okazuje, biorąc z historii wiedzę właśnie,
albo jeszcze się wyraźniej określę bo znów nie wpadłam na to, że będę źle zrozumiana. Ja wiem, że Nietzsche nie miał żadnych inklinacji faszystowskich ( jego siostra i owszem), ni e wtym sensie napisałam tego posta. I już lepiej nie będę swoich skrótów myślowych tu prezentować ,
Odczytywanie sarkazmu to moja słaba strona niestety. No i oddaję honor, w tym sensie masz rację aczkolwiek trochę to trywialne. Jeśli o mnie chodzi to mówiłem o bezcelowości takiej interpretacji w tym sensie że odczytaniu filmu jakoś bardziej się już nie przysłuży.
W podobny sposób zinterpretowałem film co mnie cieszy, bo bałem się, że kopię za płytko. Mimo, iż obraz pozostawiony jest do dowolnej interpretacji to naprawdę nie wydaje mi się by było tam coś więcej. Chwała Bogu za to. Jeżeli tak by było to z inteligentnego, dobrego filmu stałby się wydumaną, pseudofilozoficzną papką.
<Mimo, iż obraz pozostawiony jest do dowolnej interpretacji to naprawdę nie wydaje mi się by było tam coś więcej.>
Wydaje mi się, iż jest tam jednak merytoryczna "głębia nieskończoności" tudzież tyle ile skończoności we wszechświecie.
Myślę, że wielkość tego filmu, poza intelektualnymi refleksjami, wynika z trzech elementów:
1) Przejrzystej, przemawiającej do wyobraźni, fabuły [Clark wybitnym pisarzem (ściślej - literatem; chodzi o język, narrację) nie był, ale jego pomysły...!; kto wie, że Monolit ma "idealne" proporcje krawędzi, 1 : 4 : 9, czyli kwadratów trzech pierwszych liczb - 1, 2, 3?]. Wbrew wielu recenzentom uważam, że wymowa filmu jest prosta - choć niełatwa do sformułowania słowami, zarówno "zwykłymi" jak i w języku filozofii.Każdy widz, po obejrzeniu filmu podświadomie czuje (może nawet rozumie?), że jesteśmy dopiero co narodzonymi dziećmi Kosmosu i jest on dla nas ostatecznym punktem odniesienia.
2) Realizmu (tak!) przedstawienia - ujęciom, obrazom i scenografii. Wszystko tam jest wysoce prawdopodobne i jakby sterylne, bez niepotrzebnego fantazjowania i efekciarstwa [na tym tle drażniące są dla mnie przydługie abstrakcyjne sekwencje "lotu", ruchu w czasie(?) i/lub nadprzestrzeni(?); zważywszy na obecne kreacje komputerowe, bardzo się to użycie prostych filtrów graficznych zestarzało - ale finał odbywający się w eleganckich klasycystycznych wnętrzach tym bardziej zachwyca].
Przy okazji zwracam uwagę na:
- unaocznienie tezy, że człowiek od zarania dziejów każdy swój wynalazek "potrafił" natychmiast użyć przeciwko sobie - zaraz po odkryciu, że kość jest NARZĘDZIEM, zostaje ona użyta do zabójstwa!
- przemianę obrazu podrzuconego w euforii (typu "heureka") pierwszego narzędzia ludzi w narzędzie futurystyczne, statek kosmiczny;
- cudowne przedstawienie konsekwencji braku grawitacji (zmiana pozycji stewardessy i rotacja promu wobec obracającej się stacji);
- monumentalną scenę "wschodu" Słońca w Kosmosie.
3) Wręcz genialnego wykorzystaniu muzyki dwóch Straussów, Johanna i Ryszarda - walca "Nad pięknym, modrym Dunajem" i "Tako rzecze Zaratustra".
aż obejrzałam go kolejny raz, a raczej powinnam napisać byłam na spektaklu. Czarna kurtyna, na widowni ciemno, siedzę tylko ja, słyszę jak orkiestra stroi instrumenty, muzyka narasta. Kurtyna niezauważalnie poszła w górę.....
Ale do meritum trzeba przejść bo za bardzo się rozpiszę. Zdanie, że wymowa filmu jest prosta budzi moje wątpliwości, a konkluzja, każdy widz ....."czuje (może nawet rozumie?), że jesteśmy dopiero co narodzonymi dziećmi Kosmosu i jest on dla nas ostatecznym punktem odniesienia" to już skłania mnie do zgłoszenia sprzeciwu. Tak, to wygodne spostrzeżenie i prosty, elegancki punkt odniesienia, ale ja porównam raczej Ludzkość do wielomiliardowej widowni gapiącej się w ekran Kosmosu, na którym wciąż wyświetlają przeszłość , a my to bierzemy za obietnicę przyszłości. Trzeba odpowiedzieć jak definiujesz Kosmos? Intuicyjnie , sądząc z posta. Ja Kosmos rozumiem jako Wszechświat ( i jego wielokrotności bądź dopełnienia) a zawiera się w nim to co ma cechy dostępne jakimkolwiek ( nawet nieznanym nam ) zmysłom i mierzalne ( nie tylko znanymi ludzkości metodami) i wciąż z władcą niepodzielnym - Czasem ( nie tylko biologicznym, filozoficznym. astronomicznym) a takim, który nie pozwala naszym myślom uwolnić się ze smyczy, wydostać z chomiczej bieganiny w kółko.
Jakie wnioski wynikają z dotychczasowych wpisów, które przeczytałam na tym forum i gdzie indziej : jest grupa wrażliwa na sztukę i film był dla nich doznaniem artystycznym ( a jak wiadomo genialne dzieła maja to do siebie, że wyrażają to co pozasłowne) , inni należą do wierzących ( na marginesie, każdy ma jakiegoś Boga, jak się bliżej sprawie przyjrzeć, dobrze gdy nie uważa, iż ten jego jest bardziej boski niż innych ) a kwestia wiary to strefa ducha i tu jak dla mnie Kosmos przeze mnie zdefiniowany nie " pomieści" Dusz, Ducha, Myśli.... one go już nie potrzebują, ale jak widzę inni właśnie w Kosmosie widzą zjednoczenie i osiągnięcie Pełni, poprzedzone odnową moralną ludzkości i zredukowaniem materializmu, są jeszcze pragmatyści, często określający siebie dodatkowo mianem niewierzących, ateistów a Ci z kolei hołduja zasadzie nomen omen biblijnej, ..." prochem jesteś i w proch się obrócisz".... a jedyna interpretacja zakończenia dla nich to płód symbolizujący odrodzenie pod warunkiem podobnym do wierzących. Mogę stawiać tu jeszcze wiele pytań i jak dla mnie wymowa tego filmu wcale nie jest prosta, właśnie łatwiej uczucia oddać w słowach , czy też stawiać tezy w rozważaniach filozoficznych niż tak jednoznacznie odczytać przesłanie Kubricka. Nie wydostaliśmy się z łap naszych atawizmów od wieków, jesteśmy starzy a ani o jotę nie mądrzejsi i to mnie przeraża i jak sądzę reżysera tego filmu też skłoniło do dania sygnału ( jak monolit księżycowy zawiadomił ten na Jowiszu) oni tam lecą Ci ludzie, ale tyle lat minęło a Ludzkość wciąż próżna, wciąż jednostki usiłują dotknąć tajemnicy a reszta zawsze znajdzie łatwe wytłumaczenie i sobie zrobi zdjęcie z zagadką w tle.
Zdziwisz się, ale w pełni się z Tobą zgadzam [tyle, że zupełnie inaczej bym to ujął - ale to zapewne sprawa wieku(?) i płci(?)]. Przeoczyłaś w pierwszym zdaniu moje: "poza intelektualnymi refleksjami". Pisałem jedynie o niektórych technicznych/artystycznych zabiegach w filmie.
Stwierdzenie >> że wymowa filmu jest prosta budzi moje wątpliwości << wręcz mnie dotknęło - niczego takiego nie pisałem i nie myślę! Uważam "Odyseję" za film niezwykle nośny do tyleż głębokiej co i szerokiej interpretacji oraz refleksji; do tego poruszył we mnie moje dawne, własne doświadczenia: Jako 17-latek byłem w sanatorium; spotkałem tam pewnego inżyniera, z którym prowadziłem długie nocne dyskusje, ponieważ on nie mógł spać z powodu bóli kręgosłupa (akompaniamentem rozmów było donośne chrapanie trzeciego współlokatora pokoju, faceta bezpretensjonalnego - czytaj prostaczka - zadowolonego z siebie, z którym dało się pogadać wyłącznie o piłce nożnej, "dupie Maryni" i wypitym alkoholu). Ponieważ obaj z - wtedy - Panem Inżynierem byliśmy "głęboko wierzący" niewierzący, zaczęło się od >> ci wierzący to mają łatwo, bo obiecano im dalsze życie po śmierci <<, dalej było o Wszechświecie, kosmologi i kosmogonii (wtedy jeszcze nie "obowiązywała" teoria Wielkiego Wybuchu), "silentium Universi", itp. a skończyło na przerażającym (u mnie; nie wiem jak to było u tego, bodaj ~średniego wieku, inżyniera) poczuciu zagubienia wobec Kosmosu/Wszechświata i... śmierci. To intelektualne i uczuciowe (rozmowy w nocy!) przeżycie bardzo głęboko zapadło w moją duszę - i właśnie Kubrick je wydobył.
Teraz jestem stary i już tak śmierci się nie boję (przecież umieramy zawsze, zasypiając wieczorem - tracimy świadomość - i ten ktoś, budzący się rano, to może zupełnie inny facet, tyle, że z pamięcią tego mnie, którego już nie ma!), natomiast niespełnialna, CHOLERNA potrzeba zrozumienia istoty bytu (Wszechświata) pozostała, do tego wzbogacona coraz szerszą wiedzą (tak, wiem że dowolnie wielki jej zasób jest niczym wobec jej nieskończoności).
I znowu wraca, w sumie głupia, refleksja - >> ci wierzący to mają lepiej - wszystko im podano na tacy <<; no cóż, ale moja "wiara" to wiara i trudno... A wierzący mają lepiej, bo po śmierci nie przeżyją rozczarowania - przeżywać, jak sama nazwa wskazuje, może tylko żyjący; "byt jest a niebytu nie ma" - to wiedział już co najmniej Parmenides.
Ale się "wywnętrzyłem"! Howgh.
Chyba coś muszę dopowiedzieć, żebyś mnie nie złapała za słowa: "wymowa filmu jest prosta" dotyczyło tylko tego, że film jest niewątpliwie o relacji CZŁOWIEK - KOSMOS a nie CZŁOWIEK - KULTURA. Inaczej: mówi o "istocie bytu" a nie "istocie człowieczeństwa". Zauważ, że większość filmów jednak jest uwikłana w kulturę - takich jak "Odyseja..." jest zdecydowana mniej. Chyba, że uwzględnimy produkcję rozrywkową typu "Terminator" czy "Matrix", które kulturą posługują się do banalnego "opowiadactwa" a sprawy "bytu" są w nich istotne, ale w wydaniu "jak sobie mały Jasio wyobraża...".
jestem kobietą i z tego co napisałeś wynika, że młodszą od Ciebie, ale nie sądzę żeby w dyskusji tego typu miało to jakiekolwiek znaczenie. Nie było moją intencją i nie jest łapać Cię za słowa, choć faktycznie często tak wygląda jakbym się czepiała, ale to skutek tego, że w szachach, brydżu i polemikach pasjami lubię wygrywać, ( na marginesie dodam, że na tym portalu można oberwać od niektórych maczugą po głowie, dlatego doceniam spokojną rozmowę :) Terminatora nie widziałam, nie moja bajka, a 1 część Matrixa to co nieco wnosi też do kwestii zagadek bytu, jakieś koincydencje z jaskinią platońską dostrzegłam, tam cienie a tu jak się okazuje też złuda komputerowej rzeczywistości. Generalnie cieszę się, że to co wzięłam za nieistotny wstęp jest w Twojej wypowiedzi najważniejsze, a reszta to tylko dopowiedzenie.
Co do potrzeby z rozumienia istoty bytu to dla mnie jest to największa porażka ludzkości, filozofia tak naprawdę stoi w miejscu , nauka gania za Boską Cząstką( bozonem Higgsa) , istota ciemnej energii i materii wciąż nieznana ( monolit miał czarny kolor, czy to przypadek, czy autor miał przeczucie, a może czytał już o czarnej materii, w końcu zaczęto o niej mówić już w latach trzydziestych ubiegłego wieku, i wciąż brakuje zjednoczenia wysiłków dla poszerzenia granic poznania. Czy wierzący maja łatwiej, zależy jak na to spojrzeć, ja tam uważam, że trudniej. Cóż im podano na tacy, obietnica - czeka Was życie wieczne jeżeli uwierzycie i wyrzekniecie się zła jest tak naprawdę większym ciężarem do niesienia niż przekonanie o własnej, całkowitej przemijalności ( już Cię przecież nie było i nie będzie Cię znowu ) to proste i łatwe do wyobrażenia. W Odysei zauważam jeszcze jedną ciekawą cechę, tam gdzie mówisz o zużytych filtrach graficznych ( rozumiem, że drażnią Cię tylko sprawy czysto techniczne, bym znów czegoś źle nie odczytała) te sekwencje lotu genialnie oddały i przejście od uporządkowania, symetryczności do bezkształtnej plazmy , od podróży w makrokosmosie do głębi mikrokosmosu, który nosimy w sobie. A z kolei źrenica symbolizowała kolejne etapy samoświadomości i docierania do pamięci pokoleń tkwiącej jak mniemam w pamięci genów każdego z nas.
Jestem mężczyzną (może już "byłym"?) a rok urodzenia zawarty jest w nicku. Nie czuję się na siłach dyskutować ani o filozofii (kompletnie się nie znam), ani fizyce (teoria strun i multiwszechświaty to kres moich zainteresowań - boję się zwariować na starość!; szczerze mówiąc, jestem cichym zwolennikiem poglądu, że za Demokryta rzeczywiście były takie mikrokuleczki-atomy a każda nowa teoria, byle prawdopodobna matematycznie, jest przez złośliwy Wszechświat natychmiast wprowadzana w życie!), ani ukrytej symbolice czegokolwiek (zwykle jest to "mniemanologia stosowana", zatrącająca o teorie spiskowe, metafizykę, paranoję i, zwłaszcza, okropne szkolne "co poeta miał na myśli..."). Jednym słowem, mam się za racjonalistę i sceptyka... ale jednak w "Odyseji*" jest jakaś magia! Dzięki za dyskusję i pozdrawiam
* ja też kiedyś pisałem "Odysea" i "Odysei", ale skoro wszyscy...; czytając wypowiedzi, blogi, artykuły, itd. w I-necie oraz słuchając dziennikarzy, showmanów i polityków w telewizję można się łatwo oduczyć poprawnej polszczyzny.
Ok, Dzięki za rozmowę
Pozdrawiam również
dedykuję Motto Odysei " Ciekawość silniejsza od strachu", jedno z wielu :)
A jak widzicie sam monolit? Osobiście odebrałem ten enigmatyczny element na kilku płaszczyznach:
- Bóg (ten jeszcze nam spisaną religią nieznany).
- Metaforycznie - jako nie angażująca w nasze dzieje symbolika wszelkiego postępu.
- Twór innej cywilizacji (czy technologiczny, czy duchowy, czy organiczny - "wszelaki").
- Postać innej - analogicznie poziomem wyższej od ludzkości - cywilizacji.
dla mnie Monolit jest symbolem tego wszystkiego co przerasta naszą zdolność rozumienia " na dziś" . Swoistym "Natchnieniem Dla Myśl i" i jak każde natchnienie opuszcza tych ..... jeszcze.... już... teraz..... chwilowo... go niewartych.
Tak ogólnie to się zgodzę, z tym tylko że miałem na myśli - mój błąd, iż nie podkreśliłem - bardziej szczegółowe spojrzenie. Bo i Bóg jak i postać innej cywilizacji czy jej twór w takiej postaci (monolit) idealnie pasuje do teorii "natchnienia dla myśli". Bardziej interesuje mnie subiektywny i sążnie sklasyfikowany odbiór monolitu.
aaa, no to np. dysk zewnętrzny, ten co go do laptopa podłączam całkiem monolit przypomina. Monolit z Odysei łączył się bezprzewodowo z mózgami małpoludów i stymulował ich rozwój tudzież samoświadomość im przetransferował, Monolit księżycowy odmówił współpracy , Doniósł na ludzi do kompa- matki, a ta za karę wpakowałą Bowmana na powrót do łona , tylko że teraz miał oczy szeroko otwarte co symbolizowało stan czuwania i niemożność wyłączenia.
Wersję poważniejszą napisze jak będę w gorszym humorze :)
Monolit był tworem/przedstawicielem/wysłannikiem/artefaktem/spadkiem Pierworodnych (tako ustanowił Asimov).
no ale na szczęście film nie jest taki jak książka ( nie żebym miała coś przeciwko Saturnowi a wolała Jowisza) i pozwala na większą kreatywność interpretacji
Wasza dyskusja przekroczyła już "interpretację" i zamieniła się w "gdybanie", Myślę, że Kubrick chciał, aby natura Monolitu pozostała niepokojącą zagadką - co bardzo mi odpowiada jako autorski zamysł. Zresztą Clarke też traktował Pierworodnych jak taką zagadkę czy wręcz mit.
Bezsensowne jest odgadywanie kwestii, które można zacząć od "czym się różni wróbelek?" do "po co powstał Wszechświat/życie/człowiek?" i "dlaczego stała Plancka wynosi 6,626 069 57(29)·10do34potęgi?".