Mówcie co chcecie, ale ja tak uważam. Ten film jest genialny, nie ma ani jednej nudnej sekundy (nawet ta pierwsza
część z małpami była dobrze zrealizowana), a efekty specjalne - cóż. Wystarczy po prostu powiedzieć, że są wspaniałe,
chociaż można dodać iż biją na łeb te teraźniejsze komputerowe tandety. Musiały robić w tamtych czasach ogromne
wrażenie. Kubrick był geniuszem i tyle.
Ech, a myślałem, że największych idiotów już spotkałem... Sorry za wyrażenie, ale tego, co ty tutaj odstawiasz, nie da się inaczej określić. Nie sprowadzaj dawidsa na swój poziom, taka mała prośba.
Wtedy, jeżeli dobrze pamiętam, dodałem, że chodzi mi o równość pomiędzy gatunkami, a nie wewnątrz gatunku - to było to rozróżnienie, którego wcześniej nie zaakcentowałem, a o które chyba chodziło dawidsowi.
Jak widać to wciąż nie wystarczy, wciąż nie nawróciłem się na dobrą drogę. Ścieżka do zrozumienia równości gustów prowadzi przez umysł szaleńca. Trzeba poznać rozumowanie wroga, żeby go zacząć rozumieć. To rzeczywiście najtrudniejszy przypadek z jakim można się spotkać ;d
Pomijając już te subiektywne określenia, to naprawdę miałoby jakieś znaczenie oglądanie tej samej sceny przez 5,8,11 czy 13 minut? Nie będę zajmować się interpretacją i czy czas oglądania sceny ma wpływ na nasze pojmowanie jej, bo się na tym nie znam i mnie to kompletnie nie interesuje, ale tak mi się wydaje, że gdyby te sceny poskracać, to byłby to z korzyścią dla filmu, ale to moja opinia. Nie ma filmu bez wad i właśnie wadą Odysei jest wg mnie takie straszne przedłużanie scen. Przy czym w Pustkowiu Smauga też to zrobiono, ale w inny sposób. Nie wiem czy oglądałeś, ale zamiast pozwolić smokowi polecieć do Miasta nad Jeziorem, to kazano mu tłuc się po górze z krasnoludami, przez co wyszło sporo bezsensownych scen. A Kubrick podszedł do tego przedłużania inaczej i kazał nam oglądać to samo przez 13 minut ;p I jedno i drugie jest dla mnie bez sensu, ale to jak powtarzam, moja opinia, a niektórzy nie potrafią tego zrozumieć. TY uważasz, że to niezbędne - ok, szanuję to, ale nie przekonamy się nawzajem.
Co do efektów, to to już nie jest subiektywne. Szaleństwem jest twierdzić, że efekty z Odysei czy Starych SW są lepsze albo chociaż na takim samym poziomie. TO już fanatyzm jak nic. Oczywiście, były genialne jak na tamte czasy i do tej pory ogląda się je z przyjemnością, ale to jednak nie to samo co dzisiejsze. Co jak co, ale taka chociażby Bitwa nad Coruscant sama w sobie bije wszystko, co pokazały nam tamte 4 filmy razem wzięte(jeżeli chodzi o efekty oczywiście). CO właśnie kulało w Starej Trylogii, to walki na miecze świetlne. Te w prequelach wreszcie chociaż trochę oddają, jak mogli by walczyć Jedi. Kwintesencją jest pojedynek na Mustafarze. Jak dla mnie, lepszego w historii nie było. A i fabuła jest nawet lepsza niż w Starej Trylogii, problem i to duży jest natomiast z jej przedstawieniem. Reżyser, lekko mówiąc, dał plamę.
Dawniej każda próba przedstawienia efektów z Transformers byłaby kompletną klapą, co chyba pokazuje przepaść między dawnymi możliwościami technicznymi i dzisiejszymi. To nie jest nic złego. Problemem są ludzie działający w obie strony. Jedni: "To, co dawne wygląda beznadziejnie, nie warto oglądać" i drudzy: " To, co dawne jest lepsze od dzisiejszych, bo tak, bo to klasyki". Oba poglądy są śmieszne. Film i technika idą do przodu i dzięki temu możemy podziwiać genialne efekty z Transformers, Powrotu Króla czy Avengers i poczuć ten rozmach. Nie mówię, pamiętaj o jakimś "dopasowywaniu się" czy o innych aspektach filmu, typu fabuła. Faktem jest, że dzisiejsze produkcje(większość - pamiętajmy o niektórych "hitach efektowych" typu Wiedźmin) znacznie odstają od dawnych pod względem efektów. Co nie znaczy, że tamte się źle ogląda. Czy chcesz czy nie, musisz się z tym pogodzić.
Mam nadzieję, że będziesz odpowiadał normalnie, a nie słuchał głupot tego Spiffa, który chyba do tej pory nie pojął, o co mi chodziło.
"miałoby jakieś znaczenie oglądanie tej samej sceny przez 5,8,11 czy 13 minut?" - Tak
"co, ale taka chociażby Bitwa nad Coruscant sama w sobie bije wszystko" - Każde normalne ludzkie oko zauważy, że to w całości grafika komputerowa. A czy ty zauważyłeś, że latający długopis w 2001 jest przyklejony obustronną taśmą do szyby, a nie lata na prawdę? Założę się, że nie. Już nie wspominając o tunelu, modelach i całej reszcie cudów...
"CO właśnie kulało w Starej Trylogii, to walki na miecze świetlne. Te w prequelach wreszcie chociaż trochę oddają, jak mogli by walczyć Jedi." - No dobra, ale skąd wiedziałbyś jak walczyli Jedi, gdyby Nowej Trylogii nie było? Dokładnie, ze starej. Nie chce mi się tego tłumaczyć po raz wtóry, ale niech będzie.
W walkach w oryginalnej trylogii SW między postaciami działo się coś więcej, oprócz tego że nawalali się mieczami. Te tańce o super idealnej choreografii na blue screenie w prequelach nie przypominają prawdziwych walk, takich jakie mogli toczyć prawdziwi LUDZIE (w prequelach w ogóle nie ma żadnych prawdziwych ludzi takich jak Han Solo czy Luke Skywalker, sami aseksualni mnisi i narzekający emo, który staje się Vaderem). Każda prawdziwa walka to powinien być jakiś chaos i przy okazji przydałyby się EMOCJE. Ben Kenobi vs. Darth Vader - spotkanie mistrzów po latach - emocje! Walka Luke'a z Vaderem w Imperium - Luke ledwo nadąża za ciosami, nie radzi sobie, Vader mógłby go położyć w sekundę, ale woli się z nim bawić ... a na koniec jeszcze zwrot akcji - jedna walka, a tyle się dzieje. No i w końcu moja ulubiony - Luke kontra Vader w Powrocie Jedi. Po krótkiej, równej, ładnej, nienadmiernie efekciarskiej, przepełnionej emocjami wymianie ciosów Luke popada w furię i zaczyna nawalać ojca mieczem bez opamiętania. aż w końcu odcina mu rękę. Tyle w tym gniewu i hmm... emocji. I zero choreografii, gniew mówi sam za siebie. W końcu Luke wyczuwa swoje okrucieństwo i jest... kuszony.
A w Mrocznym Widmie? Dwóch nudnych gości walczy z czerwonym gejem z podwójnym mieczem świetlnym. Po 10 minutach jeden ginie. I teraz mogło być fajnie, Obi-Wan jest wkurzony, zobaczył śmierć swojego mistrza... może będą jakieś... emocje? Nie, następne 2 minuty bezbłędnego tańca. No i nuda. Dawanie mini-miecza świetlnego mistrzowi Yoda, który był zawsze ponad walką, ponad siłą fizyczną jest już totalną bzdura. Yoda nigdy nawet nie uczył Luke'a walki mieczem, istotna była moc. Także kazanie mu walczyć w kolejnej wypranym z emocji przedstawieniu głupie. No i to Mustafar. No fajnie, tylko że trwa wieczność, a bohaterowie krzyczą na siebie beznadziejnymi, kiczowatymi dialogami.
"A i fabuła jest nawet lepsza niż w Starej Trylogii" - Nie jest.
Za dużo czasu spędziłem na Gwiezdnych Wojnach, kiedy mowa jest o trudniejszym i wybitniejszym filmie... no ale sam zacząłem :(.
"Dawniej każda próba przedstawienia efektów z Transformers byłaby kompletną klapą" :sarcasm mode on: Zawsze chciałem zobaczyć nawalające się Transformersy.... ale nigdy nie mogłem. Oj, dlaczego kino tak wolno się rozwija. Czemu efekty są takie beznadziejne. Zobaczenie komputerowych robotów na wielkim ekranie tak wiele zmieni w moim życiu. Bo po co dobry scenariusz, ciekawe postacie czy przesłanie, gdy można mieć komputerowe roboty. :sarcasm mode off:
"możemy podziwiać genialne efekty z Transformers, Powrotu Króla czy Avengers i poczuć ten rozmach" - Nie czuję. A w Odysei, albo lepiej - w Lawrencie z Arabii, filmie praktycznie bez efektów? Owszem. (A jeśli bym nawet coś poczuł w Powrocie Króla, to nie z powodu efektów, które już się zresztą cholernie zestarzały).
Efekty specjalne to istotna rzecz. Mogą się przydać, gdy chcesz ich użyć, by przedstawić nam jakąś opowieść (2001). Gorzej jest, gdy używa się opowieści, jako pretekstu do przedstawienia nam efektów (Transformers).
Jak uważasz, że ten czas ma znaczenie, to ok, nie będę się spierał, mnie to kompletnie nie interesuje. Ale gdyby takie sceny były poskracane, to myślę, że Odyseja trafiłaby do większej ilości oglądających.
Skąd wiem, jakby walczyli? Na logikę i na to, co jest opisane w książkach. Reakcje Jedi są błyskawiczne, spróbuj odbić kulę z pistoletu mieczem, na pewno ci się uda ;p Zgadam się, w Starej Trylogii walki miały swój klimat i to duży, ale jak na możliwości Vadera czy Obi-Wana, to naprawdę tutaj te ruchy kulały. Jak dla mnie, to starcia mistrz-uczeń zawsze budzą emocje, a tutaj mieliśmy coś takiego w części II i III. Niekoniecznie między Maulem i Jedi, Grievousem i Kenobim czy Windu a Palpatinem, ale to coś zupełnie innego. Sam Maul miał swoją aurę tajemniczości, którą niestety trochę zniszczono w serialu TCW. Grievous to moja ulubiona postać z całego uniwersum SW, ale bynajmniej nie dlatego, że posiada klimat. Ale Dooku vs Yoda czy Anakin vs Obi-Wan mają tyle samo albo i więcej ikry co te ze Starej.
Stara Trylogia bardziej kuleje pod względem fabuły niż prequele(choć myślę, że chyba każdy film chciałby tak kuleć). Zobacz sobie film na yt: "How the Return of the Jedi should have ended?". Ja od siebie dodam tyle, że Luke w rok przeskakuje z początkującego na mistrza, co możliwe nie jest, gdyż w tym czasie nie kontaktował się z Yodą, tylko brał udział w pościgu za Fettem i odbiciem Hana. Plan Sithów jest mitrzowski, całą ta intryga jest genialna, wraz z wątkami pobocznymi. Problemem jest przedstawienie tego. No sorry, ale związek Lei i Hana świetnie się wpasowywał w całość, a w scenach z Padme i Anakinem miałem wrażenie jakbym oglądał Modę na Sukces. Pod względem soundtracku też prequele lepsze, choć oba należą do ścisłej czołówki soundtracków w historii
Yoda nigdy nie uczył walki Luke'a, bo nie miał miecza. Ale nigdy nie był zaprzeczeniem Jedi - miał miecz stosownie do wzrostu i do perfekcji opanował sztukę walki nim. A że nie mógł walczyć jak inni, to chyba oczywiste, dlatego skakał i "muskał" klingę przeciwnika, szukając luki. I tak, Yoda starał się unikać walki. Ale to, co powiedział Hrabia Dooku chyba najlepiej oddaje sedno sprawy: "To oczywiste, że tego pojedynku nie rozstrzygnie nasza biegłość w posługiwaniu się Mocą lecz umiejętności w walce na miecze świetlne" .
"Za dużo czasu spędziłem na Gwiezdnych Wojnach, kiedy mowa jest o trudniejszym i wybitniejszym filmie" - trudniejszym - zdecydowanie, wybitniejszym - nie. Oba filmy są tak samo zasłużone dla kina, a ich wybitność polega na czymś kompletnie innym, ale nie da się stwierdzić, który lepszy, wybitniejszy, bardziej zasłużony. Po prostu się nie da. To gigantyczne uniwersum, ten ogromny wpływ na kulturę, odwołania w co drugim filmie - to jest dorobek, który nigdy nie zginie, i o którym każdy marzy, a nikt się nawet nie zbliżył. Władca Pierścieni się zbliżył, to prawda, ale to za mało. A o wybitności Odysei powie nie kto inny jak ty:)
A czy ja mówię, że Transformers to coś więcej niż świetne kino rozrywkowe, którego głównym elementem są genialne efekty? Czy ja mówię, że to coś zmienia? Nie. Po prostu podałem je jako przykład jednych z najlepszych efektów specjalnych ostatnich lat, żeby ukazać, jak duża jest różnica między tym, co było w Odysei, a tym, co w Transformers. Bez innych aspektów oczywiście.
Nie czujesz rozmachu, bo pewno nie lubisz takich filmów. Mniejsza z Avengers, ale Władca to jedno z arcydzieł kina i obok niego nie można przejść obojętnie. I słyszałem teksty, że nudny, że o pedałach jest itd. Na forum Ojca też jest narzekanie na zbyt długą scenę wesela Connie. Jak dla mnie, nie ma w nich ani jednej przydługiej sceny, ale nie wszystkim to podpasuje. Nie wszystkim się podoba. Trzeba to po prostu zrozumieć i tyle. I ja ciebie rozumiem, choć i tak nie pojmuję, dlaczego np. 5 minut oglądania walca czy małp tak strasznie zmniejszyłoby wartość tego filmu zamiast 13 minut dajmy na to.
PS. Z tym, że tekst " o pedałach" to już dowód skretynienia, ale to temat na inną sprawę :)
"Po prostu podałem je jako przykład jednych z najlepszych efektów specjalnych ostatnich lat, żeby ukazać, jak duża jest różnica między tym, co było w Odysei, a tym, co w Transformers. " - załóżmy, że Odyseja wychodzi w dzisiejszych czasach. Czy wyobrażasz sobie ten film z efektami na miarę Transformersów? W tym stylu graficznym? Ja naprawdę nie wiem co trzeba tam zmieniać/dodawać, aby był bardziej spektakularny. Po co? Ten minimalizm jest tam nie bez przyczyny, a dokowanie jest dalej niesamowite [ szczególnie w wersji HD ]. Nawet styl umeblowania jednej stacji rzuca się mocno w oczy, a pokój z ostatnich scen jest wręcz kultowy. Twoim problemem jest, że porównujesz znowu dwie rzeczy, które nawet nie powinny być brane pod uwagę. Co do efektów jeszcze - Kubrick gdyby żył na pewno też stosowałby najnowsze techniki, aby uzyskać efekt końcowy - chodzi tylko, że dziś większość twórców zatraca się tylko na formie wizualnej, zapominając o treści - np. Prometeusz - ona schodzi na dalszy plan, żeby stworzyć umowną "epickość" poprzez natężone akcją sceny. Dla przykładu - w pierwszym Alienie piękne było to, że reżyser działał na wyobraźni widza, tworzył grozę, a sam Alien był pokazywany szczątkowo i dość rzadko, ale czułeś, że on tam gdzieś jest. W dzisiejszym filmie jak Alien vs Predator, czy nawet Alien 4 [ przepraszam z góry fanów, ale nie przepadam za tą częścią ] mamy zwykłą "nawalankę" i ta sugestywność i groza zanikła. Dlatego ja - jak i inni ludzie - też poza samymi autentycznymi walorami wizualnymi, bardziej doceniają końcowe efekty uzyskane innymi - starymi - metodami. W "Stargate" niesamowite było to, że te ich maski były prawdziwe i mechaniczne; w Alien 3 tworzyli hybrydy technologiczne i sporo tam też [ o dziwo ] pracy własnej, makiet, rysunków, aniżeli komputerów i green screen'a. Star Wars stare - o czym pisał dawids266 - stawiały dla mnie bardziej na samych emocjach i fakcie walki mistrza z uczniem. Dziś zrobiliby z tego dwudziestominutową bijatykę gdzie wszystko strzela i rozwala się dookoła, a oni latają przy tym jak baletnice. Brakuje tej subtelności i skupieniu na ludziach i samej sytuacji - jak mój przykład z pierwszym Alienem. Taki Blade Runner łączy obie cechy - czyli jest niesamowity wizualnie [ szczególnie wersje odświeżone HD ], ma swój niepowtarzalny styl skąpany muzyką Vangelisa i fajna złożoną fabułę, której rozmachu nie widzi się może tak od razu. Dziś sorry, ale nie ma takich filmów sci-fi. Jedynie niskobudżetowe, amatorskie, albo tylko zakrawające o sci-fi jako swoistą metaforę do opowieści.
Ale ja to wiem - ciągle o tym zapominasz. Wiem, że obecnie często dla efektów marginalizuje się całą resztę. Dlatego do kina chodzę na takie filmy, na których wiem, że się nie zawiodę i wiem, o co mniej więcej będzie chodzić.. Przecież wiem, o co tak naprawdę chodziło w Transformers, a należy do moich ulubionych, bo całą tę rozpierduchę zrobiono z polotem i świetnymi efektami, dodano także rewelacyjny soundtrack i humor na dobrym poziomie(przeważnie). Nie oczekiwałem od tych filmów nic więcej. Wspomniałem ci już kiedyś, że mnie najbardziej interesuje wielkie, epickie kino z rozmachem, a takich produkcji nie jest zbyt dużo.
Alienów nie widziałem, to nie komentuję. A co do Star Wars, to akurat przerost efektów nad treścią ich nie dotyczy. Prequele górują nad starymi także fabułą, przy czym zawsze muszę dodać, że jej przedstawienie pozostawia wiele do życzenia, ale większość tego nie zauważa i od razu mówią, że fabuła byle jaka. Otóż nie. Stara Trylogia ma znacznie więcej nielogiczności niż by się mogło wydawać. W Nowej trylogii podczas walk jedynie w przypadku Obi-Wana i Anakina zachodził silny związek, a w Starej taki był w każdej, więc może dlatego. No wybacz, ale nie wiem, co taki Obi-Wan miałby powiedzieć Maulowi chociażby.
Kino obecnie jakie jest, takie jest, ale trzeba umieć je zaakceptować i wyłapywać te lepsze produkcje. W tym roku jest sporo kandydatów do takiego miana. Zobaczymy, co pokaże Hobbit 3 i Winter Soldier. Przy czym mówię tylko i wyłącznie o takich filmach, gdzie efekty odgrywają dużą rolę.
Ty masz na razie poziom umysłowy dziecka z podstawówki [ wnoszę po wypowiedziach ] dlatego jarają Cię "Transformersy" - gdy dorośniesz i zrozumiesz parę rzeczy to automatycznie [ czego Ci życzę ] polepszy Ci się gust i docenisz coś trudniejszego i ciekawszego. Potem jeszcze długa, długa... długa droga przed Tobą i może przed śmiercią będziesz gotów na filmy pokroju "Odysei" i nie powiesz wtedy, że jest nudna i wyciągniesz z niej coś więcej. "TO fakt."
Powodzenia - życzę jeszcze wielu filmowych uniesień koleżanko! ;-)
Jak ja mam poziom dziecka z podstawówki, to na poziom twojego brak skali - poziom niedorozwoju umysłowego chyba. Ogarnij się i nie pisz takich bzdurnych komentarzy, bo to tylko strata czasu.
Nie, mnie nie "jarają" Transformersy, po prostu je lubię, a wspomniałem o nich dlatego, że przepaść, jaka dzieli efekty w nich a w Odysei, jest po prostu gigantyczna, ale oczywiście ty i inni fanatycy powiecie, że Odyseja ma lepsze. Kolejnym powodem jest to, że "dojrzali" odsyłają tych, w ich mniemaniu, "niedojrzałych" do Transformersów właśnie, czym tylko pokazują swoją ignorancję i niedojrzałość.
Widzę, że cały czas nie pojęłaś, że gust filmowy jest czysto subiektywny(czyli nie można powiedzieć, że ten lepszy a ten gorszy) i nie świadczy on w żaden sposób o dojrzałości umysłowej. Nawet tego nie pojmujesz, a próbujesz się wymądrzać. Śmiech na sali!
Jakbyś czytała uważnie forum to wiedziałabyś, że gusta wszystkich ludzi są równe, a Gwiezdne Wojny to arcydzieło, bo tak uważają wszyscy i są wyżej oceniane w prestiżowym rankingu na IMDB. Eh... Kiedy się nauczysz dziewczyno?
Nie udała ci się ta marna prowokacja, gdyż nigdy nie mówiłem, że coś jest arcydziełem, bo jest w czołówce IMDB. Star Wars to arcydzieło i to nie podlega dyskusji. Tak samo jak mnie się nie podoba Odyseja, ale nie kwestionuję jej pozycji w świecie kina. Nie potrafisz tego zrozumieć po prostu.
Jaja sobie z Ciebie robię - potrafisz zrozumieć tak trywialną rzecz, czy jeszcze raz po raz setny napiszesz to samo?
Twojego idiotycznego ataku na mnie nie da się ogarnąć, więc nie zrozumiałem, sorry. I, ponieważ sobie robisz jaja, zapytam jeszcze raz: po kiego do mnie piszesz, skoro nie masz nic sensownego do powiedzenia?
Tak naprawdę to nic nie wiesz o długich sekwencjach filmowych jak Kubrick zrobił dla Ciebie dłużyzny to oznacza, że nie widziałeś prawdziwego języka filmowego, który polega na subtelności i potęgowaniu danych emocji. Jeden człowiek chełpi się taką formą ekspresji, dla innego są to zwykłe nudy - możesz sobie gadać, że jest to niepotrzebne i przesadzone [ Twoje zdanie jest całkowicie zbyteczne dla mnie ] . Nie spodziewałbym się innej odpowiedzi po osobie z Twoim gustem filmowym [ nie mówię, że gorszym... innym. Zupełnie innym, dlatego Twoje zdanie nie jest dla mnie miarodajne i mnie nie interesuje ]. Dla mnie taka prezentacja potrafi całkowicie wciągnąć w życie filmu. To tak jak zespolenie dwóch serc, które zaczynają bić w tym samym rytmie i nagle dostrzegasz, że każdy detal ma znaczenie i odczuwasz go inaczej; mocniej. Do niektórych filmów pasuje inne tempo, niektóre lubią nakreślać pewne emocje. Dla przeciętnego widza jest to sztuczne sprawianie "głębi", ale to ich sprawa - po prostu tego nie czują. Mówiąc, że coś jest przesadzone i można byłoby to skrócić wykazujesz się tylko brakiem zrozumienia/szacunku i potwierdzasz, że w ogóle nie powinno Cię tu być, ale Ty... za każdym razem... wracasz.
Co do efektów komputerowych - jak już chcesz być brany na poważnie - nie napisałem nic takiego, że coś jest lepsze/gorsze. Napisałem, że dla mnie dzisiejsze filmy - owszem są bardzo ładne i to nie podlega dyskusji z tymi technikami komputerowymi - ale WEDŁUG MNIE [ mogę? ] są pozbawione duszy i bardziej cenię sobie drogę do stworzenia efektu końcowego, którą prezentowało stare kino. Sprawdź sobie lepiej jak Kubrick zrobił każdą rzecz, ile pietyzmu w tym wszystkim. Ten film był i będzie pod tym względem nieśmiertelny i nigdy nie zestarzeje się od strony wizualnej. Dziś ponad połowę rzeczy tworzy się na komputerze na green-screen'ach, robią one wrażenie, są bardzo ładne i widowiskowe. Jednakże są do siebie bardzo zbliżone - dziś twórcy prześcigają się w ilościach polygonów i efektów tracąc przy tym "to coś" co odróżniałoby ich od innych produkcji. Dlatego Odyseja jest dla mnie pod tym względem bardziej ciekawa wizualnie. Poza tym nie ma tam nic co bym zmienił, bo po co? Sekwencja dokowania jest idealna. Za parę lat w tym pędzie komputerowym te filmy, które dziś robią wrażenie zestarzeją się, bo nie mają nic charakterystycznego w sobie - i nie mówi tego "fanatyk" tylko ktoś kto kocha kino; każde kino [ w przeciwieństwie do Ciebie lubię i cenię wszystko, bo w każdej rzeczy jest coś pięknego - każdy gatunek, od horroru, po dramat; od anime po dokument. Od filmu, który ma "dłużyzny" - jak filmy Bela Tarra [ jak chcesz poznać co to znaczy "długa sekwencja" w języku kina to sprawdź jego filmy. Kubrick niczego nie przedłuża ] - po Twoje Star Warsy, które też lubię.
Co do Twoich słynnych gustów - lepszych/gorszych. Serio... muszę znowu o tym pisać? Uważaj sobie co chcesz - masz takie prawo. Ja uważam, że są ludzie, którzy mają ode mnie większy bagaż doświadczenia filmowego, że są produkcje do których nie dorosłem i czekają, aż będę godzien je odkryć i poznawać, by w pełni zrozumieć ich piękno. Uważam, że mam lepszy gust od jednego człowieka, ale gorszy od drugiego, ale nie mam z tym problemu. Nie pysznię się tylko chcę przekazać swoją koncepcję. TYLKO - z czym chyba Ty masz problem - to, że nie lubisz Odysei i jej nie czujesz nie sprawia, że jesteś głupkiem. Tylko, że nie jesteś po prostu gotów na ten rodzaj kina - jakby nie było: wymagającego i trudniejszego [ nie tylko w formie jak i przekazie ] od typowego filmu. Tak samo jak jest literatura do której trzeba dojrzeć, tak samo są filmy, które są bogatsze w różne rzeczy, które docenimy z czasem. Czy masz gorszy gust? Niech każdy odpowie sobie sam, bo ja nie chcę już tego wałkować w kółko. Ja potrafię przyznać, że tak - mam gorszy gust od tamtej osoby. Co jest wyznacznikiem lepszego gustu? O tym można mówić i mówić...
Teraz powiedz gdzie logika o tym wszystkim dyskutować? Ty lubisz jedną rzecz, ja drugą, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie - nie nudzę się i nie chodzę po innych [ zupełnie odmiennych ] filmach i nie porównuję ich do siebie. Nie wejdę na forum Transformersów [ w swoim gatunku dobrego filmu ] i nie napiszę do kogoś kto uzna to za świetny filmy, "który ma wszystko", że "No tak, ma wszystko, ale jak można pominąć to co Kubrick pokazał w Odysei gdzie...", bo to jest śmieszne. Jak już napisałem - są to elementy niekompatybilne, a Ty wchodzisz tu i masz problem z ludźmi, którzy uważają ten film za arcydzieło i perfekcję [ gdzie mają do tego prawo - zabronisz? ] i wyskakujesz z trywialnymi porównaniami... Jak chcesz porównywać Odyseję to zrób to ze Stalkerem, z Blade Runnerem, albo coś. Te sceny, które podałeś ze Star Wars są z pewnością widowiskowe i mocne, ale nie są miarodajne, bo wlewasz olej do wody czekając, aż się połączą...
Mam wiele rzeczy do powiedzenia, ale już mi się nie chce...
Ponadto - pozwolę sobie zacytować Twoją wiadomość do mnie: "No, gdyby każdy umiał tak sensownie i kulturalnie rozmawiać jak ty... na filmwebie byłby spokój:) Pozdrawiam.". Ja jestem dalej tym samym człowiekiem. Naprawdę próbowałem rozmawiać, zrozumieć, uszanować, ale jak Ty po raz kolejny wracasz na to forum filmu za którym nie przepadasz - z tak durnym tekstem i znowu gadasz to samo... Rzucasz jakimś "śmiesznym" sarkazmem to po prostu nie mogę... Jak dla mnie masz jakiś problem ze sobą.
Jutro ci odpowiem dłużej, bo teraz idę spać, ale przeczytaj sobie post główny, to zobaczysz, dlaczego to napisałem. Autor po prostu stwierdził, że efekty z Odysei są lepsze niż te dzisiejsze, nie dodając nic więcej. Nie było ani słowa o głębokości, dopasowaniu do całości itd.
Ja mam gdzieś, czy ktoś uważa to za arcydzieło, ja też uważam, że ten film jest arcydziełem. A odpisałem z tego powodu, o którym wspomniałem wcześniej, a nie dlatego, że ktoś wielbi tę produkcję Kubricka.
Czyli jak komuś się Star Wars nie podobają, to też mam powiedzieć, że musi do nich dorosnąć/dojrzeć, tak?
Dodawaj sobie - ja już napisałem co miałem. I tak odwrócisz kota ogonem do wszystkiego pewnie - tak już masz, że musi być na Twoim. Czy się ze mną zgadzasz, czy nie to Twoja sprawa - do niczego nie zmuszam.
Jak dla mnie wszystko wymaga odpowiedniego podejścia od widza - jak ktoś np. stroni od sci-fi, to tak - "Star Wars" będzie wymagał od widza odpowiedniej dojrzałości. Tylko, że mnie chodziło konkretniej o te trudniejsze kino. "Star Wars" jest skonstruowane tak, żeby trafiało do jak największej liczby ludzi - jest bardziej przystępne. Z resztą na ten temat rozwodziłem się już kiedyś i nie chcę się powtarzać.
Autor napisał co napisał - to jego zdanie i ma do niego prawo, a Ty narzucasz mu absolut, że nie może mieć racji i że jest to śmieszne dodając głupi sarkazm. Bardzo dojrzale. Napisałem już co o Tym myślę i jak można odebrać jego słowa i ja go popieram. Nie chce mi się już nic dodawać i wchodzić w dalszą polemikę.
"Ja mam gdzieś, czy ktoś uważa to za arcydzieło, ja też uważam, że ten film jest arcydziełem" - no nie do końca... bo zarzucasz mu jawne "braki" i o to mi tam chodziło - KPW? Jak choćby tempo, "niepotrzebne sceny" - które po Twojej "genialnej zamianie" sprawiłyby, że film stałby się przystępny dla większej liczby ludzi. Może Ciebie to bawi, ale mnie się nie podoba to, żeby wszystko było dla wszystkich, bo wtedy wychodzi, że dana rzecz jest jałowa i nie wzbudza kontrowersji, a sztuka ma wzbudzać kontrowersje. Odyseja jest doskonała taka jaka jest.
Zresztą już kiedyś napisałeś, że kino dla Ciebie nie może być sztuką i tu się różnimy. "Odyseja" jest dla mnie jednym z tych filmów, które są czymś więcej niż tylko filmem.
Zdanie to ma na temat tego, że Odyseja to najlepszy film w historii - TO JEST OPINIA. I nie ją skomentowałem tylko wpis zakłamujący rzeczywistość - że efekty w Odysei biją na głowę te dzisiejsze. Każdy normalny dobrze wie, że tak nie jest. Nie mam zamiaru się wykłócać.
No ja widzę wady w arcydziełach, bo jak wspomniałem, nie ma filmu bez wad. Nie zauważyłem jedynie błędów w trylogii Władcy Pierścieni, ale to mój punkt widzenia. Odysei nie lubię, nudzi mnie i omijam ją szerokim łukiem, ale potrafię zrozumieć jej znaczenie dla kina. Jedno drugiego nie wyklucza.
Ja nic nie odwracam - jeszcze raz zaznaczam, że ja tej dyskusji nie zaczynałem. Po prostu stwierdziłem fakt w formie sarkazmu - i tyle. Nie ma tu czego komentować. Ja się nie bawię w to, "jak można odebrać jego słówka", tylko to, co napisał. I tak jest w życiu - o nas świadczą czyny i słowa, a nie to, co myślimy lub co chcieliśmy przez słowa/czyny zrobić.
Dla samej ciekawostki chociaż spojrzeć, że są takie filmy i jak bardzo się myli. Nie spodziewam się, że obejrzy od razu cały film od niego. Tarr z całą pewnością nie jest dla wszystkich.
Swoją drogą jest mi strasznie przykro, że tak późno go poznałem - gdzie już postanowił, że nic więcej nie stworzy. Wielka strata, ale z drugiej strony jak poczuł, że już się spełnił i nie ma potrzeby tworzyć więcej to nic tylko uszanować jego decyzję. Nic na siłę. Niedawno obejrzałem "Szatańskie tango", a wcześniej Konia Turyńskiego, Harmonie Werckmeistera, Potępienie, Człowieka z Londynu i jego segment z Wizji Europy. Zastanawiam się co dalej :-) Może coś polecisz?
Przyznaję się bez bicia, że ze mną gorzej xd. Rok temu u nim usłyszałem i żadnego w całości nie widziałem. Obejrzałem 2 pierwsze godziny Tanga, ale zbyt wiele czynników zewnętrznych mi w tym przeszkadzało, muszę kiedyś zarwać jakąś nockę, żeby mieć spokój. Harmonia też od dłuższego czasu czeka na dysku. Mam od cholery filmów jeszcze w "chcę obejrzeć", nadal nie widziałem Fitzcarraldo i Tokijskiej Opowieści, a więc dłuuga droga przede mną.
Nie interesują mnie takie filmy po prostu. Jedni wolą głębokość i złożoność, a inni bezpośredniość. Nie znoszę jak ktoś kłamie, owija w bawełnę czy mąci, może dlatego. Zresztą na polskim w liceum nie znosiłem po prostu wierszy, miałem ich dosyć, lekko mówiąc. Jak mówiłem, jedni tacy, a inni tacy. Nie da się stwierdzić, kto dojrzalszy czy lepszy.
Ogarnij swoje sarkastyczne prowokacje, bo potem przez takich jak ty powstaje swoisty syf...
Nie. Przez takie tematy powstaje syf. A użytkownik został usunięty, co chyba o czymś świadczy...
A bardziej merytorycznie, to co można odpowiedzieć gościowi, który efekty sprzed kilkudziesięciu lat uznaje za lepsze niż obecnie? Ok, były rewolucyjne jak na tamten czas. Ok, specjalnie się nie zestarzały. Jednak dzisiejsze możliwości technologiczne biją je na głowę. Taka prawda. Niektórym brakuje troszkę obiektywizmu. O ile "nudny" to pojęcie czysto subiektywne, o tyle kategoria efektów specjalnych wręcz przeciwnie.
Powtórzę to, co moi poprzednicy. Jeżeli nie gustujesz w takich filmach i nie łapiesz ich stylu oraz klimatu, to nie oglądaj. Prosta zasada, a jak najbardziej pożyteczna.
Jak to mówią - żeby się o czymś wypowiedzieć, trzeba zobaczyć. Ale chociaż Odyseję oceniam raczej nisko, to nie wylewam żalu na forum, bo po co? Ale jak widzę, że jakiś fanatyk zaczyna szaleć, to lubię go trochę podrażnić ;p
A to co jest jak nie wylewanie żali?
http://www.filmweb.pl/film/2001%3A+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/Ten+fi lm+wiele+zmieni%C5%82,2473113
Albo to?
http://www.filmweb.pl/film/Stra%C5%BCnicy+Galaktyki-2014-594357/discussion/S%C4% 85+filmy+science-fiction+powa%C5%BCne+i+rozrywkowe.+S%C4%85+te%C5%BC+takie+przek ombinowane.,2488288
http://www.filmweb.pl/film/Stra%C5%BCnicy+Galaktyki-2014-594357/discussion/S%C4% 85+filmy+science-fiction+powa%C5%BCne+i+rozrywkowe.+S%C4%85+te%C5%BC+takie+przek ombinowane.,2488288 - przecież to moja recenzja "Strażników"...
http://www.filmweb.pl/film/2001%3A+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/Ten+fi lm+wiele+zmieni%C5%82,2473113 - A to to akurat racja, tyle że mając na myśli "wylewanie żalów" miałem na myśli zakładanie bezsensownych tematów na forach filmów, których się nie znosi, jak to robi np. pliseq ;p
A tu użytkownik napisał, że Star Warsy wzorowały się na Odysei - częściowo racja, ale dodałem od siebie, że Odyseja mogłaby marzyć o takim kulcie, jaki mają Gwiezdne Wojny. No i to też był okres, kiedy dyskutowałem z fanatykami Odysei o tym, że osoby, które nie przepadają za tym filmem, nie są gorsze, czy niedojrzałe, ale to już dużo by o tym mówić.... Ciekawe czy oni wreszcie dojrzeli i zrozumieli, że nie każdy musi ten film uwielbiać :)
I czym twoje gadanie różni się od wylewania żali?
http://www.filmweb.pl/film/2001%3A+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/Ten+fi lm+wiele+zmieni%C5%82,2473113
Ten temat, raz - nie jest ani prowokacyjny, dwa - ani obraźliwy, trzy - twoje wypowiedzi w nim są jakąś formą manifestu, argumentowane stadnością.
Nie jest prowokacyjny ani obraźliwy - zgoda. Wtedy chyba myślałem, że użytkownik ten drwi sobie ze SW. Manifestowanie stadnością? - to by była prawda, gdybym napisał to na forum SW.
A cokolwiek zrozumiałeś z Odysei? Z autopsji wiem, że niektórym filmom starającym się przekazać pewne idee, albo dotykająch tematyki filozoficznej, metafizycznej która jest bądź nie jest podana wprost, to zawsze w komentarzach pojawi się grupa filmwebowców, którzy stwierdzą krótko - 'pseudo-intelektualna papka' czy też 'pseudo-filozoficzny bełkot', 'banał'. Rozumiem, że film ma prawo się nie podobać, ale taki komentarz jest niczym więcej jak encyklopedycznym resentymentalizmem - twór nie został zrozumiany i jest to marna próba zachowania twarzy, wynoszenie się ponad przekaz. A potem przypadkowo i dziwnym trafem powstają takie przypadkowe i dziwne komentarze "Co znaczy scena z małpami?" albo "Dlaczego monolit zrobił Piiii kiedy grupa astronautów chciała sobie z nim zrobić zdjęcie grupowe?"
Film ma dawać przyjemność z oglądania. Jeżeli tego nie robi - jest subiektywnie słaby. Żadna filozofia. Do przekazania tych treści czy idei nie potrzeba było wydłużonych do przesady scen.
Za dużo poświęcono dla tego filmu wyrzeczeń, żeby zrobić z niego teledysk. To ma być przeżycie katartyczne. W zasadzie usunięto już 20 minut materiału, a także narratora w scenie z małpami, co było wyśmienitym zabiegiem, bo w przeciwnym wypadku wyglądałoby to jak film dokumentalny.
http://www.filmweb.pl/film/2001%3A+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/Najlep szy+film+sci-fi+jaki+powsta%C5%82,2303474#post_11770345
Spójrzmy na ten temat. Co tam jest takiego prowokacyjnego, bądź gdzie autor przypisuje sobie łatkę wielkiego znawcy?
Za to twój komentarz tam jest zryty. Jakbyś usiłować przekonać autora do swoim wrażeń, bo "po prostu poraża swoim tempem akcji" albo insynuacjami "bo.. tak, bo...większość oglądająych nudzi, bo...nikt go nie rozumie. Tak trzymać!"
Film może nie podobać się tylko niedojrzałym. => Jeśli komuś nie podobał się film, jest niedojrzały.
To Twoje, teraz mam takie pytanie.
Jak ze zdań opatrzonych kwantyfikatorem egzystencjalnym może wyniknąć zdanie opatrzone kwantyfikatorem ogólnym?
"Wystarczy po prostu powiedzieć, że są wspaniałe,
chociaż można dodać iż biją na łeb te teraźniejsze komputerowe tandety." - to zdanie jest idiotyczne i prowokacyjne. To wystarczy. A mój komentarz jest jedynie sarkastyczny, użytkownik zresztą nie odważył się na niego odpowiedzieć; p
"Film może nie podobać się tylko niedojrzałym. => Jeśli komuś nie podobał się film, jest niedojrzały." - tak twierdzą "znafcy", czyli fanatycy Odysei ;p Ja ich starałem się jedynie nauczyć, że ludzie mają bardzo wiele poglądów/upodobań.
Rozumiem, że ty też zacząłeś bawić się w "pseudo-intelektualną papkę"? Bo oczywiście nie można używać normalnego słownictwa?
"to zdanie jest idiotyczne i prowokacyjne."
- dlaczego? A czym innym na tle reszty filmów są takie "dzieła" jak Transformery, Więźniowie labiryntu, Niezgodne, Godzillle? Mają jakiś morał?
"tak twierdzą "znafcy", czyli fanatycy Odysei ;p Ja ich starałem się jedynie nauczyć, że ludzie mają bardzo wiele poglądów/upodobań."
- niczego nie starałeś nauczyć, starałeś i starasz się wmówić coś czego nie ma. Zresztą nie sądzisz, że niezrozumienie tak banalnej sceny jak ta z monolitem i małpami w kontekście historii ludzkości wzbudza pewne podejrzenia względem siebie? Ni to monumentalna muzyka, ni szczególne ujęcie na kość nic nie mówi... To mają być te symptomy dojrzałości i zrozumienia?
"Rozumiem, że ty też zacząłeś bawić się w "pseudo-intelektualną papkę"? Bo oczywiście nie można używać normalnego słownictwa?"
Analogicznie to waszych "znafców" czy "krytyków", oczywiście w cudzysłowie. Wiesz do czego się odnoszę? Do wybiegów erystycznych.
"Wybrać słowa/porównania, które będą nam pasowały. Np. kiedy przeciwnik proponuje jakąś zmianę, nazwać ją złośliwie "nowinką" i przeciwstawić "zastanemu porządkowi". Natomiast kiedy od nas wychodzi taka propozycja, przeciwstawiamy ją "zacofaniu". Podobnie inne rzeczy – nadając nazwy pozytywne lub negatywne w zależności od potrzeby."
Te wyżej wymienione wydmuszki nic nie wnoszą, ni treścią ni efektami specjalnymi, nie wspominając, że po czasie zostaną kompletnie zapomniane, kiedy szala zwycięstwa zawita nad filmami, które rzeczywiście wniosły jakiś powiew świeżości czy postęp w kreowaniu CGI.
Zresztą my tu mówimy o gustach czy dostrzeganiu walorów artystycznych? Przecież to naturalne, że do tych drugich trzeba dojrzeć (intelektualnie)
"A czym innym na tle reszty filmów są takie "dzieła" jak Transformery, Więźniowie labiryntu, Niezgodne, Godzillle? Mają jakiś morał?" - mam to gdzieś, czym są. Tamtemu użytkownikowi chodziło o EFEKTY, a te każdy z filmów ma znacznie lepsze, a w każdym razie Transformersy i Godzilla, bo Więźnia i Niezgodnej nie oglądałem.
"Zresztą nie sądzisz, że niezrozumienie tak banalnej sceny jak ta z monolitem i małpami w kontekście historii ludzkości wzbudza pewne podejrzenia względem siebie?" - Nie chodzi o to, czy ktoś ten film rozumie, tylko czy się komuś PODOBAŁ. To inna sprawa, a wg fanatyków, jak się komuś film nie podobał, to...(już napisałem wyżej, nie chce mi się powtarzać).
"To inna sprawa, a wg fanatyków, jak się komuś film nie podobał, to..."
Zacytuj mi te wypowiedzi.