Różnica pomiędzy dyskoteką a koncertem kwartetu smyczkowego jest niemal dokładnie taka, jaka dzieli "Gorączkę" od "36", czyli prawdziwa przepaść. "36" zawiera mocny dawkę wielkich moralnych kontrowersji i wszechobecnego niedopowiedzenia, zaś "Gorączka" to lekko przyswajalna ogłupiająca amfwa wszechobecna w większych lokalach rozrywkowych. Błędem jest nietrafiona próba marketingowców aby połączyć te dwa filmy wątkiem pojedynku głównych bohaterów, który w przypadku "36" bez zastanowienia można byłoby nazwać brutalnym pobiciem jednego policjanta przez drugiego - rywala i służbistę, od lat podcierającego się niepisanym kodeksem moralnym francuskiej policji i nie tylko. Scenariusz filmu jest mocno potargany niczym wspaniała ścieżka dźwiękowa, która od razu wpada w ucho bardziej wprawionemu widzowi. Obraz i dzwięk świetnie pasują do siebie oraz tworzą zgraną ucztę konesera i człowieka myślącego, który zasłużenie nazwie "36" prawdziwym dziełem symfonicznym.