co jest dobrego w scenariuszu: typ leci na marsa aby zadzwonić do ojca (z ziemi sie nie da), leci z nim kolo ktory na wstępie się źle poczuł i dalej nie leci, po drodze zabija losowo piratów, zabija rozwscieczoną małpę (?), pozniej wchodzi po drabince PRZEZ DYSZE SILNIKA do startującej juz rakiety (WTF), tam lecą znajomi jednak chcą go tez zabić, dalej sam kieruje rakietą i z bombą atomową w ręku idzie do ojca aby mu przemowic do rozsadku. Ten po 30 sekundach rozmowy chce wracać, choć sam zabił całą załogę bo chciała wracac. Pozniej jednak nie chce wracać i kolunio wraca sam.. Na plus obsada, scenografia, efekty, muzyka.. ale kto to pisał dzizas?
Absurdem jest przerysowanie, które podsuwasz. Naprawdę z trudnością dociera do Ciebie sens zdań. Nie ma OBIEKTYWNYCH, UNIWERSALNYCH kryteriów, a nie JAKICHKOLWIEK. Nie lubię caps locka, ale nie da się tu podkreślić słów krechą dla bardziej czytelnego przekazu, sam rozumiesz. Rzecz jasna przy uzasadnieniu opinii naturalnym jest odwoływać się do różnych kryteriów, ale dzieje się to poprzez pryzmat gustu i nie na zasadzie bliskości prawdy; to kryteria własne, nieobiektywne. Mogę powiedzieć, że bardziej podoba mi się rozpięta kompozycja i przyćmiony amber na obrazach Bierstadta niż kubistyczne eksperymenty, a od Miltona wolę rymowane dzieła Heaneya, bo bagniste klimaty odpowiadają mi bardziej od lamentującego diabła. Tylko pisząc to, nie sugeruje w żadnym miejscu, że moje opinie są "bardziej" obiektywne, gdyż przyjęte kryterium rozpoznaje jako inherentnie własne, zbudowane wokół mojego gustu.
A Twój gust, jak rozumiem, wziął się znikąd. Jest Twój, nic go nie kształtowało, żadne OBIEKTYWNE okoliczności go nie wypaliły w Tobie. Łoł. Zrozumże wreszcie, że - owszem - oceny, poczucia są subiektywne, ale już ich uzasadnienie takim być nie może. Odwołujesz się do tradycji, do innych filmów, opinii, kryteriów estetycznych, intelektualnych, innych, ale bynajmniej nie dowolnych, nie JAKICHKOLWIEK. Posługujesz się tym samym językiem, tą samą siatką pojęć, co Twój oponent. I możesz być bardziej albo mniej przekonywujący od niego - inaczej dyskusje nt. filmów nie miałyby sensu. No, właściwie, według Ciebie, sensu nie mają. Co to znaczy JAKIEKOLWIEK kryteria - dowolność kryteriów oznacza nonsens poznawczy. Jak oceniasz film według urody występujących w nim aktorek, to nie porozumiesz się z kimś, kto ocenia go według jakości scenariusza lub piękna ujęć.
Co to w ogóle ma znaczyć, obiektywne okoliczności tworzące gust? Opinie są subiektywne, ale odwoływanie się do innych opinii i kryteriów stworzonych wedle uznania już subiektywne być nie może? Przeczytaj to jeszcze raz. Uzasadnienie własnego zdania poprzez zdania innych nie może być subiektywne, według Ciebie. Chcesz mnie nabrać, wyciąć kawał, czy co u licha? Dyskusje dla mnie mają taki sens, że są wymianą odrębnych perspektyw, pozwalają poznać i wejść w dialog z cudzym spojrzeniem. Dlatego dyskutuję z Tobą. Gdyby nie miały dla mnie sensu, zmyłbym się już dawno z tego forum. Kryteria są dowolne, bo mogę oceniać film nawet na podstawie tego, ile w nim pojawiło się ładnych drzew, jeśli mam obsesję na punkcie kory i uwielbiam patrzeć na gałęzie. Skrajny przykład, dla wielu taka opinia będzie nic nie warta, ale dlatego, że to kryterium dopasowuje się do gustu, a nie na odwrót, mogę ocenić jak chcę.
Jos_fw zawsze mnie bawi kiedy najbardziej bezczelne niekulturalne buraki próbują za wszelką cenę zgrywać intelektualistów i udowadniać swoją wyższość nad innymi :) jesteś tego pięknym przykładem.
Pozdrawiam
A tutaj pozwolę się nie zgodzić. Realia sf mogą pewne rzeczy uwypuklić, wzmocnić i precyzyjnie przedstawić. Wzorcowe przykłady z literatury to dzieła Lema (Solaris, Powrót z gwiazd, Niezwyciężony, Patrol). Tylko do takich rzeczy trzeba być faktycznie mistrzem, a mam wrażenie, że reżyser nim nie jest.
Jak dla mnie film to nieporozumienie, masa błędów logicznych które szkoda wymieniać. Obraz ratują wyłącznie zdjęcia i muzyka reszta to nieporozumienie. A poza tym na stacji badawczej zaatakował pawian nie szympans.
Jakby film był metafizyczną próbą pogodzenia syna z ojcem w realiach ziemskich to obok nich by przelatywały tramwaje i wyły dinozaury? Bo na takim poziomie były bzdury w tym filmie.
"refleksja po seansie to najlepsze co może być w kinie" - tylko że problemy przedstawione w tym filmie były tak płaskie, że nie za bardzo wiem, po czym mogłaby być ta refleksja.
Mam takie same wrażenia, przez cały film nie potrafiłem złapać o co tak na prawdę chodzi. Nie będę się już czepiał fizyki, ale w zasadzie to o co tam chodziło?
SW było zdecydowanie bardziej realistyczne (a dodatkowo bardzo spójne w obszarze przyjętej konwencji).
Poplakalam się ze śmiechu przy czytaniu Twojego komentarza. Opis filmu w pigułce, całkowicie się zgadzam, siedziałam i nie wierzyłam w to co oglądam.
Kocham jak masy oglądają kino metafizyczne. Tylko nie oglądaj "High Life" Claire Denis bo jeszcze głowa eksploduje.
A Ty nie oglądaj "Stalkera" Tarkowskiego, bo nie ma szans, żebyś zrozumiał, jeśli tę wydmuszkę uważasz za film metafizyczny.
Oglądałem "Stalkera" 3 razy. Swoją drogą uwielbiam rzucanie takimi nazwiskami jak Tarkowski, Bergman, Fellini, czyli twórcy, którzy już zdobyli uznanie całego świata. To takie proste.
Nie używam tych nazwisk, by Cię olśnić, oni po prostu robili znakomite ponadczasowe filmy, oni robili rzeczywiście kino metafizyczne.
Nie za grzecznie trochę? Denis chociaż wiedziała, że robi kino umownie osadzone w realności, więc i w filmie wykorzystuje to jak należy. Gray zaś
"And in that film, he has to confront the horror. And here, I think Roy has to go through something quite different, because he’s confronting his actual father, it’s not a metaphorical father. And what does that mean? To me, it’s ultimately optimistic. He wanted to be an astronaut. He went out there, and there’s nothing. What does that mean? Part of it was to return home. Try and build something here with other human beings."
No ale co mnie obchodzi co On mówił? Raczej nie było tego w filmie, a to tylko to oceniam. Równie dobrze może mówić, że "Ad Astra" to jego interpretacja Tetrisa.
Na dzieło ma największy wpływ twórca, w końcu to jego decyzje artystyczne są w nim odzwierciedlane. Zamień go na innego a może powstać zupełnie różny film.
Film są po to byś sam wyciągał sobie z nich co chcesz, a nie tylko co chce twórca.
I nie dostrzegasz banału tego przesłania, jak wywala to reżyser kawę na ławę. Przecież ten film to jest czysty Coelho
Tyle, że ty chcesz bym dostrzegał w tym filmie to co ty sam chcesz bym dostrzegał.
Przecież nawet napisałem Ci wyżej. Zresztą nie ma to jak mówienie w imieniu innych.
Sluchajcie.. widzę tu duzo ambitnych prob zrozunienia filmu ;) To jest pieknie nakrecony film, z rewelacyjnymi ujeciami, efektami, muzyką i obsadą, ale kompletnie zniszczony przez DEBILNE fragmenty. I tyle.. Nie rozumiem tylko, jak przy kilkuletnim kreceniu takiej produkcji, nikt z setek osob zaangazowanych tego nie wytknął i poprawił
ten film to dno. Urwane sceny. Twórcy naoglądali się blade runera ale ileż można cisnąc to pooowoooolne tempo filmu i non stop bokeh, ledow przynajmniej im nie zabrakło. i ta filozoficzna narracja na poziomie "co ja tu robie"? facet przeleciał cały układ słoneczny żeby uwolnić się od ojca, i w sumie go zabija. po drodze zabija też paru innych w sumie niewinnych ludzi by w końcu stwierdzić ze teraz będzie "kochać i żyć":D
dosknale wiem o czym jest... a raczej o czym miał być... zepsuli to debilnymi scenami i tyle...
Dobrze napisane. Zapomniałeś tylko dodać jak Brad leci z metalowymi drzwiami w pierścienie neptuna i to nie powoduje zadnej zmiany jego kierunku
Żałuj, bo ta scena, a potem z powrotem na statek była mocarna. A powrót na Ziemię tak precyzyjnie zaplanował, że wylądował kilka metrów od ratowników.
Absolutny plus, scenariusz jest tak urwany z czapy, że szkoda było to oglądać, a ci co piszą że arcydzieło itp. niech się w głowę stukną. Film to nie tylko efekty, które jakby nie było stoją na wysokim poziomie oraz nienaganna realizacja w tym filmie. Dla myślącego odbiorcy, który już coś zobaczył jest to dno, dna..
w nieco ponad 100 dni gl. bohater doleciał w msc. Netuna a przez blisko 30 lat nie mogli się dowiedziec co sie stalo ze statkiem Projektu Lima. absurd...
Interstellar byl dopracowany co do szczegolu...
Spales na filmie, oczywiscie ze caly czas wiedziano co sie stalo ze statkiem Projektu Lima i bylo to powiedziane.
Interstellar ma wieksze dziury jesli juz o tym mowisz.
serio? a scena informujaca o tym ze jego ojciec jednak zyje? przeciez oni nie wiedzieli co sie dzieje przez lata dopiero jak zaczely sie te wyladowania odkryli ze moze to statek projektu lima.
serrrrrrio? a scena pod koniec filmu z naganiem o buncie i gadka o tym, ze zamiast ujawnic co bohater nauki zrobil wygodniej jest udac ze nie zyje?
przeciez "wyladowania" nie zaczely sie od razu, problemem bylo tylko gdzie dokladnie znajduje sie statek, to spory obszar do przeszukania.