Proste: na jednej szali stawiamy dzieło Felliniegio, na drugiej obraz Tornatore i od razu widać że ten późniejszy film bije na głowę twór Federica. W sposób subtelny i składny opowiada o dorastaniu w małym włoskim miasteczku na przełomie czasów. Mamy arcydzielną sekwencję pocałunków i końcową nostalgiczną podróż po mieście które pozostało tylko w pamięci, bo galopująca rzeczywistość rozminęła się ze wspomnieniami. U Felliniego mamy tylko nieskładne scenki z życia rozkrzyczanych Włochów, a kamera ciągle śledzi jakąś niezbyt interesującą lokalną sexbombę. Całość jest co najmniej mało wciągająca, pozbawiona delikatnej analizy świata który odszedł w zapomnienie.Godnych zapamiętania idealnie wykreowanych scen brak. W podobnych klimatach Felliniemu wyszło lepiej we wcześniejszych "Wałkoniach" będących całkiem umiejętnym studium dorastania w małym włoskim miasteczku.
Amarcord 4/10
Cinema Paradiso 8/10
Mam inne zdanie. Oba filmy fantastyczne, oba u mnie 9/10. Poza ukazaniem życia we włoskim miasteczku nie widzę aż tak dużo podobieństw. Jeden jest bardzo wzruszający, ale drugi prześmieszny, choć oczywiście w obu czuć nostalgię za dzieciństwem. Z Amarcord kojarzy mi się również trochę film Życie jest piękne Benigniego.
Oczywiście tylko pierwsza połowa :) Druga to oczywisty fenomen łączenia totalnych skrajności w sposób trafiony. Zresztą w "Życie jest piękne" gra niezastąpiony Benigni i jego postać(jej perypetie) trzymają się kupy czego nie można powiedzieć o bohaterach Amarcordu gdzie postawiono na większy chaos narracyjny.
Fakt, Cinema Paradiso znacznie lepsze, lecz jednak nie uważam żeby "Amarcord" był filmem słabym, dla mnie bardzo dobry choć w niektórych momentach przynudza, natomiast "Życie jest piękne" to już całkiem inna bajka.