Wybaczcie, ale nie wiecie, co czynicie. To nie jest dokument tylko wielki gniot. Robienie wielkiej biby na koszt p. Borzęckiej i upijanie ludzi, a później ich kręcenie (że niby mają łzy w oczach) - no sorry, to nie są prawdziwe emocje, nie prawdziwe słowa. Szkoda tylko że prawda o tym filmie została zatuszowana, bo mieszkańcy tej wioski do tej pory pewnie chowają się przed każdym samochodem przejeżdżającym pod domem...
wystarczy poczytać artykuły np. z Wyborczej "Kac po Arizonie" jak i inne
kilka lat po zrealizowaniu dokumentu, widać, że dokument jest
fabularyzowany i przejaskrawiony. Jednak dobrze, że taki się pojawił, bo do
97 roku sprawa byłych PGRów nie była lub w małym stopniu była poruszana
przez media. Jednak sam spływający splendor, który spłynął na Borzęcką jest
nieuzasadniony, Ci ludzie w pewien sposób ucierpieli przez to, ale jak
mówiłem - odsyłam do artykułów.
Film już nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Teraz to tylko banda nieśmiesznych pijaków.
ale dobre teksty im napisał, od razu poznałem że ściema ale śmieszna przynajmniej,lornetka,burek, dojenie krów i ruhanie,dobre to
Niestety, tak się dokumentu NIE robi. Jeśli już chciała pokazać obraz sytuacji w byłych PGRach, to mogła zrobić "normalną" fabułę, wziąć do głównych ról amatorów - nie byłoby tyle kontrowersji.
To wszytko było ustawione
Potem z tych ludzi wszyscy się smieli
Reżyserka zrobiła z nich posmiewisko
Film przygnębiający ale prawdziwy...
Jeżeli nawet jest tak jak tu piszecie, że było to ustawione to przygnębia mnie to jeszcze bardziej. Gdy dokłada się cierpień ludziom już tak mocno okaleczonym przez życie. Z drugiej strony raczej żadna ingerencja dokumentalisty (choć jak napisałem wyżej nieetyczna) nie mogłaby dużo bardziej zmienić obrazu takiego środowiska (ani na lepsze ani na gorsze). Znałem po prostu takie środowisko z tamtych lat...
NIEPRAWDZIWE???
Przecież mieszkańcy tej popegeerowskiej wiosku już próbowali ciągnąć Borzęcką do sądu i uzyskać jakieś odszkodowanie za "straty moralne". I co, uzyskali cokolwiek?
To zaś, iż do lokalnego sklepiku tanie wino musi być dostarczane codziennie, zaś świeży chleb - co drugi dzień (bo na pieczywo nie ma takiego popytu, jak na wińsko) - to po prostu fakt niezaprzeczalny.
A że realizatorka trochę podpowiadała "bohaterom" co mniej więcej powinni mówić do kamery - to tylko jeszcze gorzej o nich świadczy, iż na wszystko się zgadzali w zamian za niewielką zapłatę... w naturze. Zgadnijcie w jakiej formie!
Może film jest naciągany ale z autopsji wiem że takie społeczności istnieją, przynajmniej istniały w roku 1997. Przez 14 lat jednak się sporo zmieniło i teraz trudniej znaleźć takie miejscowości, z powodu że teraz jesteśmy w UE i jest możliwość wyjechania. Ale 14 lat do tyłu to było co innego, sytuacje takie jak na filmie zdarzały się nagminnie.