Genialny zwiastun. Sugeruje on kino proponujące całkowicie nowy punkt patrzenia na świat. Z takim też nastawieniem, żądny doznań na miarę Incepcji czy chociażby Matrix, wybrałem się na seans. Niestety, kto widział ten już wie jak bardzo się zawiodłem. Owszem muzyka, ujęcia, gra aktorska, charakteryzacja - to wszystko jest piękne. Ale cała filozofia jest albo zbyt trudna abym ją ogarnął, albo jej tu po prostu nie ma. Mam gigantyczny niedosyt. Ten pomysł miał olbrzymi potencjał, który według mnie nie został wykorzystany. W drodze do domu zacząłem układać to w logiczną całość. Później rozrysowałem sobie tą układankę. No i niestety. Jeśli w tym filmie chodzi o reinkarnację to jakim cudem Denholme Cavendish (Hugh Grant w roku 2012) ma na oko ok. 70 lat, skoro jego poprzednie wcielenie (Lloyd Hooks) jeszcze żyło w roku 1973? Jak to możliwe że Isaac Sachs (Tom Hanks) w roku 1973 ma około pięćdziesiątki podczas gdy kierownik hotelu w roku 1936 (który jak mniemam jest jego wcześniejszą reinkarnacją) nie wygląda na umierającego - w najlepszym razie Sachs musiałby mieć w roku 1973, 37 lat - zakładając że kierownik hotelu umiera jeszcze w 36 roku (czego w filmie nie widzimy)???
Przypadków w których bohater z danej epoki musiałby "zejść" zaraz po wydarzeniach widocznych w filmie, aby mógł egzystować w następnym wcieleniu, jest co najmniej 5. To trochę obraża moją inteligencję.
Bohaterów w filmie mamy sporo ale tylko w przypadku postaci granych przez Toma Hanksa, widzę w miarę wyraźny ich sens. W 1849 postać jest ewidentnie negatywna, w roku 1936 negatywna jest nadal ale być może po samobójstwie Roberta Frobishera coś w niej pęka na tyle aby kolejne wcielenie z roku 1973 postanowiło przechylić swoje uczynki w stronę pozytywną (przypłacone śmiercią przekazanie papierów Luisie Rey). W roku 2012 mamy jednak zwrot w kierunku negatywnym ale z akcentem na plus w postaci zamordowania bufoniastego krytyka. O roku 2144 nie wiemy nic a w postapokaliptycznej przyszłości jest to już postać ewidentnie pozytywna, aczkolwiek jeszcze dręczona przez brudne myśli (stary Georgie). Czyli jest jakiś progres sugerujący że "uczynki wpływają na nasze życie". Może jeszcze w przypadku postaci Hugh Granta można to zauważyć - trochę mniej wyraźny regres. I to wszystko?
Ten film byłby genialny gdyby dało się tu znaleźć, nie rozrysowując na kartce, sens przedstawionych historii. Tu wszystko jest zbyt luźne, niedopowiedziane do granic, które czynią to dzieło prawie gniotem. Łudzę się jednak, że jestem zbyt ograniczony aby to pojąć i niebawem ktoś naświetli mi jak tą głębię odczytać. Oczywiście jeśli takowa w ogóle się tu znajduje. Pomożecie?