Z filmu dowiedziałem się na pewno że agent Smith grał nie tylko w Matrixie,że homoseksualizm istnieje od nie pamietnych czasów i to że dla Toma Hanksa sie poszczęściło.Aha i jeszcze morał z filmu taki żeby nie jeżdzić rowerem po balkonie.Daje 3/10.
To nie jest film dla ludzi mało inteligentnych a wnioskując po twojej wypowiedzi taka osoba jesteś. Może film nie jest arcydziełem w kinematografii ale zasługuje na wyróznienie
O wielki inteligencie! Oświeć nas! Dla kogo jest ten płytki i denny film z przesłaniem, będący w istocie poruszyć jedynie rozumek nastolatka mającego zerowe pojęcie o życiu, który nie zdążył się uporać z kwestią ludzkiej egzystencji?
Och!
"nie jest arcydziełem kinematografii"?
To dlaczegóż go oceniłeś jako arcydzieło i dodałeś do listy!? Takim jak ty powinno się wręcz przyznawać trollscary.
darius201 o mój ty wielki inteligencie,nie zauważyłeś zapewne że potraktowałem swoją wypowiedż z przymrużeniem oka.Niestety ocenę filmu już nie.Owszem film zasługuje na wyróznienie pod względem totalnego bełkotu.
Może zbytnio ostro potraktowałem twoja wypowiedz ale i tak nie zgadzam się z waszymi opiniami. Co do almighty to co ze dodałem do ulubionych masz z tym taki wielki problem. Jak dzieci, jeśli nie rozumiesz filmu bądź nie oglądasz tego typu filmów nie wymyślaj steku bzdur.
Jak piszesz do mnie, to odpowiadaj mi, nie dolohowi, dziecko. Druga sprawa - nie mam problemu z tym, że dodałeś go do listy tylko z tym, że twierdzisz iż nie jest arcydziełem a jednocześnie oceniasz go 10/10 jako arcydzieło, więc coś tu chyba nie gra.
Bzdur? Film jest pustym komercyjnym bełkotem dla mas. Ten sam kaliber co "Avatar". Jeśli doszukujesz się tam "głębszego" przesłania to winszuję. Jakbyś jednak chciał szukać głębi i wyższej interpretacji na siłę to znajdziesz ją wszędzie, nawet w swojej porannej jajecznicy.
Zgadzam się z Dariusem201 - film jest dla nieco bardziej inteligentnych ludzi (i wcale nie twierdzę, że do nich należę). Film jest trudny w odbiorze, zagmatwany, wymagający uwagi, bo byle fragmencik, byle słowo, byle gest ma tutaj wielkie znaczenie. Nie powiecie mi chyba, że tępy kmiot, który jara się Stevenem Segalem i dowcipasami Adama Sandlera, połapie się w "Atlasie...". Przyznam bez bicia, że osobiście połapałem się po trzecim obejrzeniu, a czytając książkę zajarzyłem do końca (tak mi się wydaje, choć to film wielowiątkowy i dowolny w interpretacji). Czy uznacie mnie za inteligentnego? Szczerze mówiąc mam to w dupie i nadal nie uważam się za wielkiego inteligenta, mimo że w teście u psychologa wyszedł mi wynik, z którego powinienem być bardziej niż zadowolony. Tak się bowiem złożyło, że test IQ mają się nijak do pojęcia inteligencji :D
Film jest płytki, poruszający trywialne kwestie, które mogły być wstrząsem i prawdopodobnie pozostanie traumą życiową jedynie dla ludzi nie mających większych doświadczeń życiowych. Natomiast z tymi komentarzami typu: "film jest dla ludzi myślących", "film jest dla ludzi z mózgiem", "film dla ludzi, którzy patrzą ale i widzą" stajecie się śmiesznie żałośni oraz monotonni. Każdy z odrobiną rozumu pojmie co niesie ze sobą film, nie bądź naiwny.
Kategoryzacja filmu w zakresie tego czy jest dla "yntelygentnych" czy "gupich" jest trochę nie na miejscu i sprawia, że osoby to robiące mają jakieś dziwne kompleksy. Ty właśnie taką jesteś.
Zastanawiałem się nad tym, co napisałeś, ale przestałem, gdy ujrzałem Twój avatarek. Toż sam Richard Dawkins we własnej osobie, najwyższy kapłan ateizmu. Dlatego nie dziwię się, że z wyższością patrzysz na innych, o czy świadczyć mogą Twoje posty (np.: "Jak piszesz do mnie, to odpowiadaj mi, nie dolohowi, dziecko" - kilka postów w górę).
Poza tym kategoryzacja filmu pod względem tego czy jest dla inteligentnych, czy mało inteligentnych ludzi, jest - wbrew temu, co piszesz - jak najbardziej na miejscu, bo powiem szczerze: filmów wymagających myślenia jest jak na lekarstwo, a "Atlas..." to taki właśnie film. Więc skończ wciskać kit, że jarzysz wszystko w lot i stosować szantaże emocjonalne w stylu – cytuję Cię: "Każdy z odrobiną rozumu pojmie…", bo kiedy ja sam podniecałem się Dawkinsem (tudzież Hitchensem, Dennetem, Harrisem) i nie widziałem świata poza ideami zawartymi w "Bogu urojonym" i w podobnych dziełach, to jednak w pełni zrozumiałem całą tę rzecz, gdy zacząłem starać się zrozumieć drugą stronę, czyli stronę ludzi wierzących. I wtedy zajarzyłem, że Dawkins truł mi mózg przez kilka lat. I w pełni zrozumiałem to, co Meronym mówi w którymś momencie w książce. A mianowicie, że jeśli ludzie w coś wierzą, to niech wierzą, bo to tak jakby wmawiać komuś, że dom, w którym mieszka nie istnieje. To tak jakby zawalić komuś dach jego domu na głowę. Jest to niemoralne i nienormalne. Bo z jednej strony Dawkins mówi tak: religia wbrania ludziom wolności myślenia, zamyka ludzi w klatce niewoli mentalnej. A z drugiej strony wg Dawkinsa jedynym słusznym światopoglądem jest pogląd ateistyczny (on nawet krytykuje agnostyków – czyli np. mnie za swoje niezdecydowanie). I to ma być orędownik wolnomyślicielstwa?
Sorry za tą przydługą wstawkę o Dawkinsie, ale musiałem, bo avatarek do czegoś zobowiązuje.
Ma takiego a nie innego awatara; na litość boską, nie kieruj dyskursu w tę stronę (Bóg urojony jest, niestety, bełkotem, natomiast ewolucyjne książki Dawkinsa są znakomite). Widywałem tu takie awatary, że gdybym próbował je w jakikolwiek sposób interpretować i łączyć z domniemanym charakterem założyciela konta, włos jeżyłby się na głowie. Natomiast te Twoje enuncjacje o inteligencji ludzi ceniących Atlas - i w domyśle - intelektualnej demencji tych, którzy cenią film nisko są niedopuszczalne, upraszczające, krzywdzące. I tyle
"(Bóg urojony jest, niestety, bełkotem)" - śmiem twierdzić iż ten wpis jest bełkotem. Bóg urojony odniósł wielki sukces nie bez powodu. I również nie bez powodu zdobył uznanie wśród wielu noblistów i największych uczonych, stał się światowym bestsellerem oraz przyczynił się do zdobycia kilkudziesięciu wyróżnień przez Dawkinsa. Jeśli kogoś nie interesuje kwestia i problematyka czczenia bytów osobowych, tego jak oddziałują na ludzi od wieków i jakie konsekwencje to ze sobą niesie i tylko dlatego ją krytykuje (bądź krytykuję ją choć nawet nie czytał co jest najpowszechniejszym zjawiskiem) to nie powinien się za to zabierać w pierwszej kolejności.
Muszę Cię rozczarować - czytałem i to czytałem z zażenowaniem. Podobnie jak Twój wpis powyższy. Miałem wielki szacunek dla Dawkinsa za rozpowszechniane przez niego koncepcje samolubnego genu, wnoszace ciekawy punkt widzenia w teorię ewolucji. Nie my jesteśmy podmiotami ewolucji, jestesmy tylko workami na geny. To było fajne. Twoje argumenty - jak wielu ludzi się zachwyciło. Do diabła - jak wielu ludzi zachwyca się "Atlasem chmur", który tak nam obu się nie podoba. Jak wielki sukces odniosła książka Mitchella. Moim zdaniem, naukowiec (albo publicysta naukowy) nie powinien się brać za publikacje z dziedziny, o której ma małe pojęcie, albo z dziedziny, która wykracza poza zasięg nauki. Jest taka stara zasada izostenii sformułowana przez starożytnych sceptyków - spory metafizyczne nie mają racji bytu i nie mają charakteru naukowego, bo zawsze, nie opierając się na empirii, możesz sformułować po obu stronach sporu równie silne argumenty. Niestety, Dawkins o tym zapomniał. Wdając się w polemikę wokól istnienia Boga porzucił sztafaż naukowy i stał się jednym z wielu banalnych pieniaczy, jakich bezlik jest po obu stronach barykady. Czytałem "Boga urojonego" z przykrością i niesmakiem - jest to bełkotliwy paszkwil, pełen żółci, pełen starych argumentów - już Kant obalił dowody kosmologiczne i ontologiczne na istnienie Boga, wcale przy tym nie negując istnienia Boga, wskazując tylko, że ten spór na gruncie nauki jest bezprzdmiotowy i bezsensowny. Powodzenie owej książki, podobnie jak powodzenie filmu "Atlas chmur" jest tylko sygnałem zwiastującym zmierzch rozumu, obawiam się.
"Moim zdaniem, naukowiec (albo publicysta naukowy) nie powinien się brać za publikacje z dziedziny, o której ma małe pojęcie, albo z dziedziny, która wykracza poza zasięg nauki. Jest taka stara zasada izostenii sformułowana przez starożytnych sceptyków - spory metafizyczne nie mają racji bytu i nie mają charakteru naukowego, bo zawsze, nie opierając się na empirii, możesz sformułować po obu stronach sporu równie silne argumenty."
Zdaje mi się, że chyba troszeczkę się rozpędziłeś. Dawkins jak najbardziej ma pojęcie o tej tematyce, w przeciwnym razie nie pisałby o tym książki, publikacji, nie robiłby programów i nie prowadziłby setek debat z teologami i innej maści fanatykami na przestrzeni ostatnich lat, tak więc twoja konkluzja jest błędna a samo takie twierdzenie Cię ośmiesza. Nie bez powodu uważany jest także za największego ateistę czy jak kto woli, anty teistę na świecie.
Nie twierdziłem również, że tylko bóg urojony odniósł sukces. Pozostałe książki jak "Samolubny gen" czy "Rozplątanie tęczy" lub nowsza "Najwspanialsze widowisko świata" były i są równie wielkie.
Nazywając tę pozycję "żalosnym bełkotem" stajesz się z miejsca ignorantem. Bezpodstawna krytyka bez ani jednego rzetelnego argumentu oprócz jakże oklepanego "ten spór jest stary jak świat i bezcelowy a kontynuowanie tego procederu jest idiotyczne" Otóż... NIE JEST. Gdyby nie takie spory i nie tacy ludzie, którzy tak aktywnie głoszą naukowe prawdy i naturę wszechświata jaką powinniśmy dostrzegać zamiast wszechobecnej obłudy prawdopodobnie nigdy bym się nie dowiedział (a także spora część globu) o kontrargumentach, które dosłownie zmiażdżyły fundamenty mojej wiary wszczepianej mi od urodzenia.
Druga sprawa - książka jest napisana w sposób co najmniej wybitny i była prekursorem "nowego ateizmu" To po niej były kolejne wyśmienite pozycje Hitchensa i Harrisa "Bóg nie jest wielki" i "Koniec wiary". Tak jak wspomniałeś Dawkins podchodzi do tego zagadnienia tylko i wyłącznie naukowo i bynajmniej nie jest to bezprzedmiotowe i bezsensowne. Wręcz przeciwnie, to jest esencja racjonalizmu. Odrzucając możliwość dyskusji na te tematy zakładam, że do astrologii, homeopatii czy innych ponadnaturalnych bzdur nic przeciwko nie masz, tak więc nie należy o tym dyskutować i uświadamiać biednym starym ludziom, ze to szarlataństwo i wyzyskiwanie pieniędzy? To, że gardzisz bądź nie jesteś fanem tematów o metafizyce, bytach osobowych i ogólnie religiach może być spowodowane tym iż sam jesteś wierzącym bądź agnostykiem, a krytyka najczęściej pada z ich strony. Jeśli ktokolwiek może coś wnieść do sporu w tych czasach to tylko naukowiec z szerokim dorobkiem a najlepiej biolog a jeszcze prędzej ewolucjonista. Szczególnie charyzmatyczny.
Mało tego, twierdzisz ,że obala stare argumenty ale zapomniałeś ile nowych wnosi i jakie poprawki stosuje do wcześniejszych przy ich logicznych sprzecznościach (zakład Pascala byłby tu dobrym przykładem). Cała twoja krytyka sprowadza się do prostej niechęci podanej kwestii - "nie interesuje mnie to, więc tym gardzę i traktuje z niesmakiem. Nic sensownego nie dodałeś. Stek pustych frazesów i sofizmatów.
Otóż nic nie wniósł, a pierwsze 200 stron tej książczyny to jest po prostu plucie na kościól. Nie ma tam ŻADNEGO argumentu. Nie żebym był jakimś wielkim admiratorem instytucjonalnego kościoła, ale taki ton dyskusji jest niedopuszczalny. Naukowcy w sprawie istnienia Boga są podzieleni. Zapewne słyszałeś - jako człek oczytany - o tzw. zasadzie antropicznej w słabej i silnej wersji - formulowali ją prawdziwi NAUKOWCY, a nie publicyści pokroju Dawkinsa. Ale przywołuję ją tutaj nie dlatego, żeby pognębić Dawkinsa - tylko, by pognębić samą istote tego sporu. Jest on BEZPRZEDMIOTOWY, a Dawkins - uwierz mi - siedzę mocno w filozofii - nie wniósł NIC nowego, poza pluciem.
"Nie ma tam ŻADNEGO argumentu" - w takim razie odsyłam na www.google.com - argument.
Sama zasada antropiczna nic nie mówi i nie wnosi nic do samej dyskusji a już napewno nie rozwiązuje żadnego problemu. Planet jak wiemy są miliony w innych układach gwiezdnych a wiele z nich w ekosferze, a sam dostrojony do nas wszechświat, może być tylko jednym z wielu. Nie wiem co masz na myśli mówiąc "prawdziwi naukowcy a nie publicyści", ale zapewniam Dawkins jest naukowcem (tu również odsyłam na google gdyż znowu ta informacja ma problem by do Ciebie dotrzeć).
Nie lubię się powtarzać, ale muszę z uwagi na to, że sam to robisz. Otóż ten spór nie jest bezprzedmiotowy. Nieistotne jest w czym "siedzisz", ja sam interesuje się wieloma zagadnieniami, ale to nie ma znaczenia więc nie podnoś swojego ego. Dawkins nie miał zamiaru wnosić czegokolwiek do filozofii gdyż oczywiście to nie jego dziedzina co wcale nie znaczy, że mało o niej wie, zdecydowanie więcej niż zwykły śmiertelnik. To czego sam się dowiedział i to co sam przestudiował przez większość całego życia ułożył skrupulatnie w jedną logiczną całość i napisał książkę. Bóg urojony jest kierowany jak już pisałem powyżej dla ludzi z kryzysem wiary bądź poszukujących celu, prawdy i świeżego spojrzenia na pewne istotne rzeczy.
Widzę, że lubisz argumenty ad personam, ok, taryfa ulgowa się kończy. Napisałem, że w pierwszych 200 stronach nie ma argumentu, jeno plucie - i tak jest. Naucz się czytać ze zrozumieniem, bo wstyd przynosisz gimnazjum, które skończyłeś. Zasada antropiczna jest pośrednim dowodem na istnienie Boga sformułowaną przez wybitnych fizyków i - zgadzam się - nie wnosi do sporu dużo, ale o wiele więcej, niż brednie wypisywane przez Dawkinsa. Nie jesteś w stanie zrozumieć prostej zasady - niewiara w Boga jest formą wiary - w to, że Boga nie ma. To jest bardzo proste, przetraw to swymi nielicznymi szarymi komórkami. Niewiara jest formą wiary a rebours. twoim bogiem jest Dawkins, niestety.
". Ale przywołuję ją tutaj nie dlatego, żeby pognębić Dawkinsa "
- Zdania nie zaczynamy od "ale", nie kompromituj się i nie przynoś hańby szkole podstawowej, którą skończyłeś.
Zasada antropiczna jest takim samym dowodem na istnienie jak i nieistnienie bożka a sformułowanie jej jest trywialnym zachodem, który każdy po dogłębnych refleksjach sam na nią wpadnie.
Brednie wypisujesz pan sam, Dawkins natomiast jest jednym z najwybitniejszych aktualnie żyjących intelektualistów. Ponadto dodam, że siła książki Dawkinsa polega między innymi na tym, że autor trafnie przewiduje większość z możliwych zarzutów i bezlitośnie się z nimi rozprawia; jeszcze zanim rozpocznie się ujadanie, stąd twoja desperacka i żałosna krytyka
"niż brednie wypisywane przez Dawkinsa. Nie jesteś w stanie zrozumieć prostej zasady - niewiara w Boga jest formą wiary - w to, że Boga nie ma. "
- To jest dopiero brednia, muszę ci powiedzieć, że aż czekałem na ten idiotyczny argument i już odpowiadam swoim stałym cytatem: nazwać ateizm wiarą to tak jak powiedzieć łysemu, że to jego kolor włosów. Trzeba mieć zaburzenia psychiczne lub być tresowany by wyznawać takie idiotyczne paradoksy.
" Niewiara jest formą wiary a rebours. twoim bogiem jest Dawkins, niestety. "
- Wolę by moim "bogiem" tudzież wolałbym określenie - autorytetem, był ktoś kto właściwie istnieje w przeciwieństwie do Twoich przekonań, co do których jestem teraz niemalże pewny w 100%..
Przyznam, że oceniałem Cię odrobinę wyżej, cóż, takie przeszacowania na FW to, niestety, norma. ALE takie jest życie - nie ma w tym nic niepoprawnego; poczytaj Dostojewskiego i zobacz ile zdań zaczyna się tam od ALE, nieuku. Przezabawne są te sygnalizowane przez Ciebie profetyczne zdolności Dawkinsa do przewidywania możliwych zarzutów. Do diabła - przeczytałem tę książkę, nie przekonała mnie i stawiam zarzuty post factum. Po drugie, nietrudno jest przewidzieć zarzuty w sporze, który ciągnie się od tysięcy lat - dla mnie książka Dawkinsa była śmiesznie przewidywalna. Żaden z argumentów podanych przez Dawkinsa nie obala istnienia Boga, tak jak żaden z dowodów na jego istnienie nie udowadnia jego istnienia. Nauka nie ma nic wspólnego z metafizyką - udowadniali to logicy z Koła Wiedeńskiego - a przed nimi sceptycy.
Taki sposób myślenia - podmiana religii przez pseudonaukową ideologię ma pogadą tradycję - warto wspomnieć marksizm, cóż Marks niewątpliwie istniał, a komunizm - na co wskazuje wielu komentatorów - był formą parareligii. Każdy ma takiego boga, na jakiego zasłużył - Tobie przypadł Dawkins, współczuję.
Dokonujesz sprytnej manipulacji (właściwie to niezbyt sprytnej, bo wykrywalnej) - ja nie powiedziałem, że Bóg istnieje, ani że nie istnieje. Ja tylko powiedziałem, że ten obszar rozwaań znajduje się poza zasięgiem nauki. Jeśli temu zaprzeczysz - skompromitujesz się zwyczajnie.
Również miałem Cię za kogoś innego jednak bardzo się myliłem.
"poczytaj Dostojewskiego i zobacz ile zdań zaczyna się tam od ALE, nieuku"
- Drogi nieuku, wróć do podstawówki, najlepiej poziomu trzeciej klasy i spytaj czy zaczynanie zdania od "ALE" lub "WIĘC" jest poprawne. Jeśli odpowie ci, że jest, prześlę 100 zł pod wskazany adres. Cytowanie i polecanie mi Dostojewskiego nie pomoże twojej argumentacji gdyż najwidoczniej sam był nieukiem.
Z tą przewidywalnością to zabawna sprawa, powinieneś zostać medium lub wróżbitą i odczytywać przyszłość ze szklanej kuli, nieźle byś zarobił.
"Nauka nie ma nic wspólnego z metafizyką" - Może dlatego, że istnieje tylko nauka... a metafizyka jest tylko pustym słowem, które wymyślił jakiś grecki pijak kilkaset lat przed naszą erą gdyż nie miał pojęcia o istnieniu mechaniki kwantowej i wyższej fizyki a sama świadomość ma podłoże neurologiczne.
"podmiana religii przez pseudonaukową ideologię ma pogadą tradycję "
"Każdy ma takiego boga, na jakiego zasłużył - Tobie przypadł Dawkins, współczuję. "
- Mogę spytać co ty w tym momencie bredzisz? Po pierwsze skończ się powtarzać, Po drugie Dawkins jest moim autorytetem i twierdzę, że przyczynił się jak nikt dotąd wcześniej do rozpowszechniania racjonalizmu i nauki na skalę światową z takim sukcesem. Po trzecie nie musiałeś mi "tego" mówić gdyż sam się zdemaskowałeś, to ,że jesteś głęboko wierzącym (niekoniecznie chrześcijaninem) to najczystsza konkluzja z całych tych ścian tekstu, które tu wlepiłeś. Sam kontrast pomiędzy zafascynowaniem książkami Dawkinsa - tych naukowych i tej jednej, która porusza temat boga - najlepiej to wskazał. Tak samo zresztą jak metaforyczne "rzucenie" się na mnie z pianą w pysku i ciągłe uświadamianie mi w jakim to błędzie muszę być uważając wszystkie argumenty książki za poprawne. To wszystko jest dowodem na twoją silną wiarę. Natomiast jeśli byś chciał zaprzeczyć określając siebie jako agnostyka to w głębi napewno czujesz się jako wyznawca niewidzialnego indywiduum
Jest masa systemów ideologicznych i światopoglądowych, w których każda wartość i idea się różnią. Jak przedstawianie marksizmu czy komunizmu ma się do wierzenia w rozum i naukę? Nie bardzo łapię to porównanie. Szkoda, że nie zestawiłeś nazizmu, faszyzmu czy nacjonalizmu, wszak rezultat byłby taki sam, kompromitacja.
" ten obszar rozwaań znajduje się poza zasięgiem nauki. Jeśli temu zaprzeczysz - skompromitujesz się zwyczajnie."
- Nie kolego, to ty błaznujesz non stop. Nauka ma jak najwięcej do powiedzenia zarówno odnośnie boga jak i moralności oraz wielu innych kwestii, a nawet odważę się posunąć do stwierdzenia, że może służyć jako narzędzie potrafiące wyjaśnić wszystko ( tu odsyłam na TEDtalks Sam Harris pamiętam, że ta przemowa była z tym po części związana)). Nauka wielu rzeczy co prawda jeszcze nie odkryła, naukowcy ciągle pracują nad poznaniem natury i struktury wszechświata jednak postulowanie czegoś supernaturalnego tutaj nie pomoże gdyż rodzi więcej pytań i zastępuje chęć dociekania do prawdy żałosnymi pradawnymi mitami z epoki brązu i jest oczywistym nonsensem. Jak bardzo wiele nauka ma do powiedzenia tak śmiało można stwierdzić, że jej zadaniem nie jest udowadnianie nieistnienia bądź istnienia. Po pierwsze ze względów praktycznych gdyż wyobraźnia ludzka jest nieograniczona i nauka nie mogłaby się niczym innym zajmować niż udowadnianiem, że wymyślone bzdury nie istnieją. Po drugie, nauka z założenia bada świat rzeczywisty, a więc wszystko co istnieje i jest dostępne pośrednio lub bezpośrednio ludzkim zmysłom. Głupotami o "istnieniu nieistniejących" bytów, nadbytów czy odbytów zajmuje się właśnie ta "metafizyka" i teologia.
Gdybyś wychował się w dżungli lub jakimkolwiek innym społeczeństwie odizolowanym od świata gdzie nikt by nigdy nawet nie wspomniał o samej możliwości istnienia ponadnaturaknej istoty, która pilnuje i obserwuje Cię 24/7 nie miał byś podstaw ku temu by sądzić iż coś takiego może być i trwał byś w tej "niewiedzy" całe życie (chyba, że sam byś jedną wykreował i założył własny kult...)
Maniak czy pijak, który wymyślił metafizykę. Mój Boże, chłopie, o Platonie będzie się mówić jeszcze przez kolejne trzy tysiące lat. O Dawkinsie - wątpię czy przez 20. Już tu jeden zarzucał grafomanię Dostojewskiemu - niejaki el toro - znalazłeś się w wybitnym towarzystwie.Pianę z pyska ty tu toczysz od dłuższego czasu - akurat złożyło się, że przez chwilę mieliśmy zbieżne interesy, ale dawno temu już tu napisałem, z byle kim - nawet jeśli podziela moje poglądy na temat danego filmu - sztamy nie będę trzymał. Tak - pani w przedszkolu uczy, żeby nie zaczynać od więc, ale, żeby nie pisać równoważnikami zdań. ALE literaci łamią te zasady. Bo to jest żywy język. Pokaż mi dowolną powieść, gdzie nie zaczyna się chociaż jednego zdania od Ale albo więc - i wyślę sto złotych pod wskazany adres)))Byłby to język sztuczny - jak argumenty, których używasz.
Twoje psychoanalityczne wypoty. Och. Jesteś chyba siódmym, albo ósmym amatorem psychoanalizy, który produkuje mój portret - czym sobie na to zasłużyłem? Ciekawe, że każdy jest inny, a wszystkie równie nonsensowne. Uważam to za przejaw słabizny intelektualnej - kolejny atak ad personam z powodu braku argumentów; próbujesz sobie ulepić zrozumiałego dla siebie przeciwnika.
nie bardzo łapiesz porównanie do marksizmu, bo w ogóle niewiele łapiesz i niewiele wiesz. Otóż - m.in. Kołakowski, ale nie tylko on - pisał, że w formie pewnych rytuałów, pewnych wymaganych akcesji od swoich wyznawców komunizm był parareligią. Podobnie zresztą rzecz się miała z faszyzmem. W miejsce boga wkłada się jakiś autorytet i dalej idzie po staremu, choć wmawia się tłuszczy, że po nowemu.
Nauka nie ma nic do powiedzenia na temat Boga, ma trochę do powiedzenia na temat człowieka, który wierzy w Boga (zrozum tę istotną różnicę) - masz tu na myśli antropologię; ok, zgoda.
Ostatni passus świadczy już wybitnie o twym nieuctwie. Otóż nie odkryto jak dotąd żadnej społeczności, która nie wytworzyłaby jakiejś formy religii. Formy te są oczywiście różne, ale niezależnie od stopnia izolacji - jakaś forma religijności występuje zawsze. Nawet w postaci ateizmu))) Tak, zaryzykuję tezę, że jesteś bardzo w swym ateizmie religijny, inaczej nie pieniłbyś się tak mocno, miast rzeczowo argumentować.
"Mój Boże, chłopie"
- tak tylko i wyłącznie twój. Platon? Zdawało mi się, że to Arystoteles zainicjował metafizykę, ale ty jesteś taki "oczytany", że wiesz lepiej.. kolejna kompromitacja. Naprawdę nie bardzo mnie interesuje jak długo się o nich będzie mówić tak samo jak i o Dawkinsie (swoje zrobił), człowieczku. O Jezusie i innych prorokach też się do tej pory mówi i patrz co z tego wynika...
"Pianę z pyska" - widzę, że szybko się ode mnie uczysz nowych zwrotów, szkoda tylko ,że nie tych co trzeba.
Żądasz rzeczy raczej ciut poza moim zasięgiem. Raczej ciężko mi wymienić powieści, gdzie zdania zaczynają się bądź nie od "ale" lub "więc". Nie jestem jednym z tych "super humans" co pokazują na discovery z doskonałą pamięcią co mogą przywołać w swojej głowie każdą sekundę z życia. Przy kolejnej lekturze zwrócę na to uwagę i zrobię notatki specjalnie dla Ciebie...
Co do psychoanalizy - to samo mogę powiedzieć o Tobie. Jesteś niemal identyczny jak ten schizofrenik der_speeder i Nommad z forum Avatara. Tamci to dopiero tworzą "wywody", istni mistrzowie. Ty przy nich jesteś jak dziecko w piaskownicy (w pozytywnym sensie jakby nie było).
"olejny atak ad personam z powodu braku argumentów"
- Ty wszędzie widzisz brak argumentów od początku naszej dyskusji włącznie z książką! Może problem tkwi raczej w braku mózgu w twojej głowie? Bo coś zbyt wielu rzeczy nie dostrzegasz. Rozpisałem się na kilkadziesiąt zdań a ty dalej twierdzisz, że nie prezentuje argumentów. Wskazuje to na jakiś poważny defekt psychiczny. Nie widzisz kontrargumentów w jakiejkolwiek dyskusji i książce, która porusza temat boga, to zapewne musi być jakaś zaindoktrynowana blokada w neuronach.
Tak wygląda atak "ad personam". Nieważne co bym napisał i tak nie będzie tam argumentów. Tylko ty masz monopol na "argument" czymkolwiek dla Ciebie to może być...(wszak żadnych do tej pory nie przedstawiłeś) tak więc od teraz będziesz zwany Argumentem.
"Otóż - m.in. Kołakowski, ale nie tylko on - pisał, że w formie pewnych rytuałów, pewnych wymaganych akcesji od swoich wyznawców komunizm był parareligią. Podobnie zresztą rzecz się miała z faszyzmem. W miejsce boga wkłada się jakiś autorytet i dalej idzie po staremu,"
-Jakkolwiek interesujące to się może dla Ciebie wydawać tak tutaj chyba te wywody nie pasują do dyskusji i nie mają związku z tym o czym w ogóle rozmawiamy. Zdawało mi się, że rozmawiamy o nauce, bogu i wzajemnej korelacji, a ty nagle wyskakujesz z marksizmem, nazizmem, faszyzmem i komunizmem. Wykazujesz tym samym objawy zaburzenia dysocjacyjnego świadomości. Mogę się mylić ponieważ podobne zabiegi są typowe dla zespołu Aspengera gdzie na siłę zbaczasz w tematy, które Cię interesują a całkowicie odbiegają od kontekstu danej konwersacji. Coś tu z tobą nie tak... aż zaczynam się powoli niepokoić.
"Nauka nie ma nic do powiedzenia na temat Boga, ma trochę do powiedzenia na temat człowieka, który wierzy w Boga (zrozum tę istotną różnicę) - masz tu na myśli antropologię; ok, zgoda. "
- Nie panie Argument, nie mam tego na myśli. Znowu nic nie zrozumiałeś, zresztą tak jak od początku nic do Ciebie nie dociera. Mam tu dosłownie na myśli ideę boga w nauce.
Widać do zakutego łba nie dotarło uzasadnienie, że ateizm to nie religia. Ach no tak, to nie był "argument.". albo wyjaśnienie jest z grubsza inne i o wiele prostsze - nie czytasz moich wypowiedzi, albo nie umiesz w ogóle czytać ze zrozumieniem. Ponadto oczywiście, że odkryto wiele plemion w Afryce i Ameryce Południowej gdzie mieszkańcy nie wyznawali żadnych urojonych bóstw i nie stworzyli żadnej religii, są jeszcze nawet takie, których eksploracja jest niemożliwa ze względów bezpieczeństwa i nic o nich nie wiadomo Jesteś najzwyczajniej w świecie niedoedukowany lub masz ograniczony dostęp do zasobu pewnych informacji co wiąże się z tak marną wiedzą, panie Argument.
No niestety, nic do ciebie nie dociera, i wiedza masz niewielką, ale "straszysz". Arystoteles nie wymyślił metafizyki, wymyślił ją Platon, nauczyciel Arystotelesa. Natomiast nazwę "metafizyka" przypisuje się Arystotelesowi - niesłusznie, ponieważ wymyślili ją - przypadkowo - jego uczniowie, którzy zestawiali jego pisma już po śmierci filozofa. Nie wiedzieli jak nazwać pisma, które będą po "Fizyce", więc nazwali je "Metafizyka" - czyli "coś po fizyce", potem zaczęto to odczytywać, jako coś "ponad fizyką". Ale skąd miałbyś o tym wiedzieć. natomiast rozważania metafizyczne są oczywiście starsze niż nazwa.
Ależ oczywiście, że wywody o Kołaku i marksizmie pasują do dyskusji - tyle, że tego oczywiście nie dostrzegasz. W sumie - dlaczego miałbyś? W dziurę po bombie (bogu) każdy wstawia jakąś plombę; ty wstawiasz dawkinizm. Komunizm oparty na marksizmie głoszącym, że religia to opium dla ludu wstawiał Lenina czy Stalina, KULT jednostki. Wszystko jedno .
Nie wygłupiaj się, bo w tym momencie wywracasz antropologię do góry nogami. Nie ma społeczności bez formy religii - czy będzie to animizm, czy kult przodków, czy politeizm, czy monoteizm - jest drugorzędne. Ogarnij się
"Ale skąd miałbyś o tym wiedzieć. " - Wybacz, że nie posiadałem tak praktycznej życiowej wiedzy o tym, co myśleli uczniowie jakiegoś urojonego starca ponad 2 tysiące lat temu. Zapewniam iż tę lekcję zapamiętam i będę opowiadał tę przypowieść przy piwie znajomym. Musze przyznać iż mi schlebiasz, zakładając, że wszystko wiem.. z jednej strony dziękuje, ale z drugiej żadna ludzka istota nie jest w stanie ogarnąć całej dostępnej wiedzy, proszę nie być naiwnym.
"W dziurę po bombie (bogu) każdy wstawia jakąś plombę; ty wstawiasz dawkinizm. "
- Oj oj, niepotrzebnie. Znowu wracasz do korzeni. Czyli marksizm "dawkinism" i wszystko to co eliminuje religię wpychasz do jednego wora szufladkując? I że niby Dawkinsa uważasz za tego boga? Dziecko drogie.. zejdź na ziemię... z Tobą jest naprawdę źle.
Nie ma społeczności bez formy religii - I tak wziąłem pod uwagę wszystkie te wymienione powyżej. Jak pisałem wcześniej są jeszcze plemiona nieodkryte jak i już odkryte, które nie wykazywały tendencji czczenia czegokolwiek, a jedynie miały szereg kulturowych tradycji i obrzędów (związanych z okaleczaniem ciała, tańcem czy czymkolwiek innym), które przez nich nie były uznawane za jako takie "religie" lecz za formę rozrywki. Warto też wspomnieć fakt, iż jako pierwsi ludzie to dopiero neandertalczycy jako pierwsi składali pochówki i wykazywali wiarę w coś nadnaturalnego, co jest ciekawe jeśli brać pod uwagę zależność rozwoju intelektualnego idącego w parze z mową gdyż przypuszcza się, iż oni jej nie posiadali.
Nieodkryte plemiona oczywiście są niereligijne - znakomity dowód, przeszedłeś samego siebie. Proszę o źródła - nie dlatego, żebym z Ciebie kpił, ale jest to dla mnie nowość. Samookaleczenie jako forma rozrywki. Hm. A nie forma przekupienia - poprzez cierpienie - losu, bóstwa, innego supranaturalnego parabytu? masowy masochizm? szczerze wątpię, ale chętnie o tym poczytam. Źródła.
Starzec sprzed 2 tys. lat - cóż, wykazujesz lekceważenie dla źródeł swego wykształcenia, kultury itd.
Co do dawkinizmu - no sam przecież napisałeś, że wolisz mieć boga istniejącego niż nieistniejącego - a tym istniejącym Dawkins jest. Zapętliłeś się, robaczku.
"Nieodkryte plemiona oczywiście są niereligijne" - nie, nie. Mówiłem tu tylko o tych odkrytych. Źródeł na obecną chwilę nie podam gdyż czytałem o tym już dość dawno w którejś z książek. Spróbuje sobie potem przypomnieć i Ci podam najwyżej tytuł.
"cóż, wykazujesz lekceważenie dla źródeł swego wykształcenia, kultury itd. " - źródeł wykształcenia...możliwe. Traktuje to jednak jako stare wymysły, które w żadnym stopniu nie przyczyniły się do rozwoju technologicznego naszej ludzkości. Szanuję naukowców i propagatorów prawdy, nie szamanów. Nie twierdzę, że dawniej żyli sami tępi ludzie.. wystarczy spojrzeć na starożytną Aleksandrię, która była zamieszkana przez wiele wybitnych umysłów.
" no sam przecież napisałeś, że wolisz mieć boga istniejącego niż nieistniejącego - a tym istniejącym Dawkins jest."
- Nawet nie zaprzeczyłeś ,że masz wyimaginoawnego boga, co mnie wcześniej rozbawiło. Tak czy inaczej myślałem, że sarkazm nie jest ci obcy.. a jednak. Pisałem wielokrotnie, że to jest autorytet... Einstein również jest moim autorytetem, którego cenię. I Carl Sagan, Darwin, Newton, Harris, Htichens, Dennet, D.Brown i wiele innych osób, ba nawet sam Lucas (fanatykiem Star Wars też jestem, a co by nie!)! Czy to oznacza, że jestem wyznawcą politeizmu? Proszę cię.. chyba jesteś wystarczająco inteligentny by być ponad takie bzdury. (Chociaż z drugiej strony patrząc jak poważnie to potraktowałeś nawiązując do marksizmu i komunizmu sam nie wiem co o tym sądzić...)
Nie byłoby współczesnej fizyki bez Platona i Arystotelesa. W ich czasach - byli oni propagatorami prawdy (ócześnie obowiązującej) - nie byli żadnymi szamanami, byli geniuszami takimi, jak Einstein współcześnie. Eisntein zresztą o tym wiedział, wielokrotnie odwoływał się do Sokratesa np. trzeba brać pod uwagę kontekst epoki, kontekst czasu, kiedy ktoś coś głosi. Za 20 lat będą się podśmiewać z Dawkinsa (aczkowliek raz jeszcze podkreślę - "Samolubny gen" i "Ślepy zegarmistrz" zrobiły na mnie w pewnym momencie spore wrażenie). Możesz się ze mną oczywiście nie zgadzać, ale moc, z jaką argumentujesz za "Bogiem urojonym" kojarzy się z rodzajem fanatyzmu. Ułożyłeś sobie świat w taki sposób, że słońcem, wokół którego wszystko się kręci jest ateizm. Inni układają to sobie inaczej. Nie wiem, dlaczego mój agnostycyzm tak Cię irytuje - po prostu wskazuję, że istota sporu jest nonsensem na gruncie posiadanej wiedzy. I pewnie zawsze tak będzie. Czemuś do zacnego (choć nieulubionego przeze mnie - Denneta cenię za rozważania o SI) grona dołączył grafomana Browna - nie wiem. Co do Gwiezdnych Wojen - byłem na tym w kinie jako dziecko - takich rzeczy się nie zapomina.
Koniecznie podrzuć tytuł.
To jest nas dwóch. Myślałem, że tak sobie tylko napomknąłeś że "siedzisz" w filozofii, a tu jednak się okazuje, że to w istocie twój fanatyzm (stąd też pewnie ta rozległa przypowieść z takimi szczegółami). Teraz nawet przyrównujesz ich chore wymysły do Einsteina i twierdzisz, że mieli pośredni wpływ na osiągnięcia w zakresie fizyki, co jest tak idiotyczne, że aż śmieszne...brak słów.
TAK W ISTOCIE, PLATON I ARYSTOTELES MIELI WPŁYW NA ODKRYCIE ATOMU, KWARKÓW, GALAKTYK, ANTYMATERII ORAZ STWORZENIE MODELU STANDARDOWEGO!... czy ty słyszysz sam siebie i te brednie..?
Podśmiewać z Dawkinsa za 20 lat? To też już widzę po raz drugi. Każdy ma prawo do własnego zdania, ale nie do własnych faktów. Jednak to jest wybitnie arcy-głupie przeświadczenie. Twoja nienawiść do jego poglądów na temat boga jest wręcz odzwierciedleniem małostkowego umysłu i nie ukrywam, bardzo mnie bawi. Brak osiągnięć w życiu starasz sobie nadrobić dyskredytowaniem wybitnych jednostek, które są poważane w kręgach naukowych i nie tylko, na całym świecie.. Bardzo, ale to bardzo naiwne i dziecinne podejście przez, które po części przemawia zazdrość.
"dlaczego mój agnostycyzm tak Cię irytuje "
Ech i znowu to samo.. kolejny dowód, że nie czytasz moich komentarzy. Już wcześniej ci pisałem, że nie jesteś żadnym agnostykiem. Zdaje Ci się, że nim jesteś. Wyznajesz kult jakieś niewidzialnej istoty starając się wmawiać samemu sobie, że jest inaczej. Być może się nieznacznie mylę i wyznajesz coś bardziej filozoficznego jak pandeizm. W każdym razie niechęć do negowania istnienia boga wyraźnie mówi, że agnostykiem nie jesteś, gdyż żaden agnostyk nie wypisywałby bzdur, że "Bóg urojony" nie zawiera żadnych argumentów. Tkwisz w samozaprzeczeniu, nie wiem jak bardzo głębokim, ale zdajesz się być zagubiony. Jeszcze taka mała anegdotka, która mi się przypomniała odnośnie mojego znajomego, który też się określał agnostykiem dopóki nie wybuchłem salwą śmiechu gdy pytając go o to czy ochrzci swoje dziecko, odpowiedział: "tak, przecież każdy tak robi".
"grona dołączył grafomana Browna - nie wiem" - tu miałem problemy z rebusem gramatycznym, nie zrozumiałem.
Nieuleczalny przypadek fanatyzmu. Trochę mi cię żal, ale tylko trochę. Nie odpisuj już.
Amos Oz "Jak uleczyć fanatyka":
„Humor to relatywizm, to zdolność widzenia siebie tak, jak inni cię widzą, umiejętność uświadomienia sobie, że choćbyś był przekonany o swojej słuszności, choćbyś został okrutnie skrzywdzony, to zawsze jest w tym coś odrobinę śmiesznego. Im więcej masz racji, tym bardziej jesteś śmieszny. I dlatego możesz być przekonanym o swej słuszności Izraelczykiem albo Palestyńczykiem, bądź kimś innym, ale jeżeli masz poczucie humoru, możesz być częściowo uodporniony na fanatyzm."
Tak ku pamięci ;)
Biedny nieuk Almighty. Trzeba być osłem, żeby nie wiedzieć, iż: A) filozofia była tzw. "nauką pierwszą", często nazywaną "matką wszystkich nauk"; b) za przełom w sposobie myślenia uznano mniej więcej VI wiek pne., kiedy to pojawili się pierwsi filozofowie, którzy zaczęli tłumaczyć przyrodę w NAUKOWY sposób - tzw. jońska szkoła filozofów nauki - kończy się wówczas myślenie magiczne i mitologiczne.
Tzw. materializm atomistyczny - czyli wizję świata składającego się z atomów wymyślił Demokryt - IV wiek pne. Einstein przyznawał się do inspiracji wielkimi filozofami, między innymi Platonem.
Biednemu Almightemu wydaje się, że nauka zaczęła się w XIX wieku! A jej najświetlejszym przedstawicielem jest ni mniej ni więcej, tylko plujący jadem Dawkins. Dzieciaku, nauka jest długotrwałym procesem prób i błędów, a najistotniejsze są w niej zmiany paradygmatu myślenia - jednym z nich był ten, który dokonał się w VI w.pne w Azji Mniejszej. Dawkins nie dokonuje żadnej zmiany w procedurze myślenia, powtarza stare, wyświechtane argumenty, które oczywiście dla ciebie są objawieniem ostatecznym.
Twe wycieczki personalne i niezdarne próby psychoanalityczne świadczą tylko o twej nędzy umysłowej i dość kiepskim charakterze - spotkałem tu wielu takich jak ty, powoli się przyzwyczajam. Nie wiesz o mnie nic, ale próbujesz ustawić mnie sobie tak, by było ci wygodniej pluć.
Jeszcze raz - źródła, tytuły dzieł opisujących plemiona, w których nie występuje element myślenia religijnego bądź magicznego. Tylko niech tym źródłem nie będzie książka Dawkinsa albo D. Browna))). Upewnię się - w gronie swych wielkich autorytetów umieściłeś Dana Browna - autora grafomańskiego "Kodu Leonarda" czy chodzi o jakiegoś innego D. Browna (błagam, napisz, że tak, bo wytarzam się ze śmiechu).
Sfrustrowany człowieczku... Dana Browna.. Hahaha oj mały ograniczony chłopczyku... Chodziło mi o nikogo innego jak Derrena Browna, jednak ktoś tak zacofany jak ty nawet nie ma pojęcia kim on jest póki nie sprawdzi na wiki. Oczywiście.. skąd mógłbyś o tym wiedzieć. Wolisz studiować stare zapiski "óczonych" zasypując mnie potem przypowiastkami skąd wziął się termin "metafizyka" - nauka o niczym (tu właściwie bluźnię nazywając to nauką).
"A) filozofia była tzw. "nauką pierwszą", często nazywaną "matką wszystkich nauk"; b) za przełom w sposobie myślenia uznano mniej więcej VI wiek pne., kiedy to pojawili się pierwsi filozofowie, którzy zaczęli tłumaczyć przyrodę w NAUKOWY sposób - tzw. jońska szkoła filozofów nauki "
- Kuśtykający ośle, nie wiem przez kogo jest uznawana, za "matkę wszystkich nauk", ale raczej napewno nie przez dzisiejszych naukowców i trzeźwo myślących ludzi, którzy wspólnie zgadzają się z stwierdzeniem, że nie chore stare wymysły "filozofów" są podwaliną wszystkiego a matematyka.
Ponadto piegowaty dzieciaczku, prawdziwa nauka zaczęła się w starożytnej Aleksandrii, po jej zniszczeniu było 1000 lat ciemnoty KK aż do rewolucji Newtonowskiej.
Uwierz mi, również miałem już okazję dyskutować z takimi płytkimi intelektami twojego pokroju (w szczególności na forum Avatara). Twoja ograniczona wiedza sprowadza się jedynie do korzeni gdzie próbujesz usprawiedliwiać starych meneli, którym jeszcze przypisujesz zasługi dzisiejszej nauki robiąc z siebie imbecyla i pośmiewisko.
Oczom swym zielonym nie wierzę :)
Z Wiki, o Arystotelesie:
"Oprócz filozofii, Arystoteles położył ogromne zasługi w rozwoju logiki i nauk przyrodniczych, szczególnie astronomii, fizyki i biologii. Zbyt rygorystyczna akceptacja tych teorii przez przedstawicieli filozofii scholastycznej stała się jedną z przyczyn opóźnienia rozwoju tych nauk w Europie. Choć ostatecznie wiele jego teorii naukowych okazało się błędnych, to znacząco przyczyniły się one do poszukiwania nowych hipotez."
To tylko przykład.
Za lat 100 wiedza dzisiejszych naukowców może okazać się równie ułomna, co nie oznacza, że należy ich uznać za "chore, stare wymysły".
Metafizyka zaś to nauka o własnościach bytu. Ontologia. Prosta droga do współczesnej fizyki.
Rozumiem, że coś takiego jak proces historyczny, rozwój nie dotyczy "prawdziwej nauki" i nie należy uznać starożytnych za prekurosorów owej nauki?
A na marginesie matematyki. Akademia Platońska miała - wg legendy - motto "Niech nie wchodzi tu nikt, kto nie zna geometrii"... Jako że na początku poświęcano czas właśnie geometrii, matematyce, po paru latach filozofii, a kończono na.. .dialektyce.
Sam Platon był Pitagorejczykiem.
Arystoteles zaś, nie będący matematykiem właściwie, miał niemały wkład w logikę, np. w klasyfikację różnych rodzajów argumentów.
Warto zgłębić temat zanim zacznie się dyskutować, bo niestety widzę w pańskich wypowiedziach sporo... niewiedzy, mimo iż sama nie grzeszę wiedzą z dziedziny nauk ścisłych.
Wszystko ładnie pięknie, ale to chyba nie z panem rozmawiam, wolałbym by sam się bronił. Poza tym wchodzimy tu w rozgałęzienie pomiędzy filozofią a matematyką, a wkład w te drugą dziedzinę u nich nie krytykowałem.
Nietaktem jest wtrącać się w konwersację dwóch innych osób, w życiu też tak często robisz? Podchodzisz do dwóch osób rozmawiających w restauracji i pomagasz jednemu z nich w argumentacji? Nie zrozum mnie źle, ale czasem możesz tego pożałować i dostać przysłowiowo "w pysk".
Z panią, to tak na marginesie. Której nie zdarzyło się dostać "w pysk" ;)
I chyba warto zauważyć, że nieco inne zasady rządzą dyskusją na żywo dwóch nieznajomych mi osób, do której to nie miałabym żadnej możliwości się wtrącić, a inne - dyskusją na portalu, na forum, na którym mamy możliwość wypowiadania własnej opinii w każdej chwili i konfiguracji, bo po to zostało stworzone to miejsce.
Tym bardziej iż moja wypowiedź była komentarzem nie tyle obronnym, co wyrażającym niejakie zdziwienie wobec stosowanych argumentów.
Jeśli chce Pan dyskutować z kimś całkowicie prywatnie, proszę to robić na prywatnym gruncie.
pozdrawiam :)
Tak więc, żeby była jasność - filozofia i matematyka nie mają ze sobą NIC wspólnego. I manifestacja poglądu, że jakimi wielkimi matematykami oni wszyscy tam byli, jest w porządku,ok, zgadzam się. Jednak są ludzie i zawsze byli, którzy mieli wszechstronne zainteresowania. Są weterynarze, którzy jednocześnie zajmują się astronomią, mamy również biologów dokonujących przełomów w genetyce jak i wielu fizyków wierzących dosłownie w kreacjonizm i zapiski biblijne chodzących codziennie do kościoła.. (ba, sam Newton studiował biblię całymi nocami). wszystko to da się jak widać na pewien sposób "rozdzielić". Identycznie było wtedy. Mogli zajmować się bytami i odbytami oraz matematyką. Nie znaczy to jednak, że jedno miało wpływ na drugie.
Także błędem jest manipulowanie publiką i wmawianie, że Arystoteles, Platon czy Sokrates pośrednio lub bezpośrednio TYLKO poprzez swoje "filozoficzne i metafizyczne" dociekania przyczynili się do rozwoju podstaw matematyki. Przyczynili się, ale nie poprzez rozmyślania w swoich czterech ścianach o tym jak działa świadomość i czy jest coś supernaturalnego kontrolującego wszechświat a poprzez całkiem inną drogę jaką była właśnie matematyka i tylko na tym polu mieli cokolwiek istotnego do zaoferowania.
A to ciekawe... :)
Czyli to czysty przypadek, że filozofowie doby starożytnej tworzyli własne akademie i szkoły (Pitagoras też taką miał, dziś by pewnie uchodziła za sektę ;), a w nich zajmowali się matematyką, naukami politycznymi, logiką, pierwocinami nauk językoznawczych i metafizyką (dla ścisłości nie metafizyką w potocznym, dzisiejszym znaczeniu tego słowa, ale w sensie ontologii, czyli nauki zajmującej się istotą bytu)?
I rozumiem, że nie miało żadnego znaczenia pytanie zadawane wtedy właśnie przez filozofię o to, jaka jest "natura rzecz", które to traktuje się jako najważniejsze zagadnienie inspirujące powstanie nauk ścisłych?
Rozumiem, że nie ma czegoś takiego jak filozofia matematyki, a zdania aposteriori, apriori, aksjomaty, logika (znowu nie w sensie potocznym) itd. itp. nie mają nic z matematyką wspólnego?
Myślę, że jednak dyskusja ta mija się nieco z celem, bo, choć uważam się za ignoranta w dziedzinie choćby propedeutyki filozofii i dziedzin ścisłych, to odnoszę wrażenie, że rozmawiamy z zupełnie odmiennych punktów wyjściowych.
Cóż...
Coś każdy tu widzę zbytnio gloryfikuje starożytną Grecję...problem w tym ,że matematyka była równocześnie rozwijana w wielu innych zakątkach świata gdzie radzili sobie bez filozofów.
Jakieś konkretne przykłady? Twierdzenia, dokonania, które możemy znaleźć w podręcznikach.
Trudno nie gloryfikować tradycji, która podwaliny nauk ścisłych, dała nam Pitagorasa, Talesa i Archimedesa.
I mówimy tu tylko o pierwocinach matematyki.
To Grecy dali nam matematykę, stworzyli pierwszy system. Nawet twierdzenie Pitagorasa znane wcześniej mamy dzięki temu, że zapisali i rozpowszechnili je Gracy. Potem byli, o ile się nie mylę, Arabowie.
Ale może się mylę.
To wiem... Pytam o konkretne przykłady twierdzeń, równań, które nam pozostawili starożytni Egipcjanie, Babilończycy czy Chińczycy bez pośrednictwa Greków. Bo przecież dyskutujemy o tym, na jakich matematycznych pracach, podwalinach powstały późniejsze matematyczne i fizyczne wielkie dokonania. Bo naprawdę nie wiem :)
Nie wiem, nie siedzę w tym po uszy i nie mam zamiaru marnować czasu na szukanie takich informacji w internecie. Nudzi mnie już szczerze mówiąc ten cały cyrk.
No widzę, że Offi już tu pozamiatała. Nie ma co zbierać po mocarnym almighty. Z Brownem trochę mnie pocieszyłeś. Co tu dodać po tej filozoficzno-gramatycznej klęsce... Aha - miałeś podać źródła, przypominam. Bardzo jestem ciekaw tej społeczności, która okalecza się dla rozrywki - to byłby ewenement na skalę światową, warto o tym poczytać.
Aha, ten pogardzany przez ciebie Pascal wynalazł pierwszy w historii kalkulator, a inny filozof, czyli stary menel Kartezjusz wynalazł układ współrzędnych i zdefiniował pojęcie funkcji. Pewien pijaczek z Królewca Kant był wyśmienitym astronomem. Ale to wszystko przypadek, bo prawdziwa nauka zaczęła się od Dawkinsa))) . Jeszcze jedno, wydaje mi się, że nie rozumiesz czym jest agnostycyzm - przynajmniej tak wynika z kontekstu Twych wypowiedzi. Czy mógłbyś podać swoją definicję. Nie z wiki, swoją. Pozdrawiam
Ty mnie ze "swoim" Brownem wręcz załamałeś. No cóż klęską jakby nie patrzeć twoja, gdyż schowałeś się cicho w kąt i przyszedłeś na sam koniec.
Natomiast agnostykiem nie jesteś, oni mają daleko w poważaniu argumenty za i przeciw, a ty walczysz i machasz tymi łapkami na wszystkie strony jak rozwydrzony bachor, że nie zgadasz się ze wszystkimi argumentami, które tylko dotykają temat boga i stawiają go w negatywnym świetle. Pomyśl o tym. Według mnie, to chyba sam nie wiesz co to agnostycyzm albo po prostu przechodzisz wewnętrzny bunt.
"bo prawdziwa nauka zaczęła się od Dawkinsa" - skończ już błaznować...
"Aha - miałeś podać źródła" - Pisałem, że jak przypomnę sobie tytuł to ci podam.