Mam na myśli rzucany ostatnio dosyć często zarzut odnoszący się do prostej fabuły filmu, braku większego przekazu i absurdalności wydarzeń w filmie. Dziwi mnie to niesłychanie, ponieważ większość serwowanych nam przez lata amerykańskich filmów akcji, rozbudowanej fabuły NIE POSIADAŁO i jakoś nie przeszkadzało nam to w masowym wybieraniu się do kin.
Pragnę zatem wytłumaczyć krytykującym pewną kwestię, mianowicie - zasady jakimi rządzi się amerykański przemysł filmów science-fiction : Polega on głównie na skupianiu się na wizualnej i graficznej stronie filmów, temat fabuły i historii opowiedzianej w filmie schodzi przeważnie na DRUGI PLAN. Chciałabym, abyście zrozumieli że KINO JAKO SZTUKA dzieli się różnorodne gatunki, które podejmują masę różnych tematów. Istnieją romanse - gdzie skupia się uwagę na miłości; dramaty - gdzie ukazywane są ludzkie tragedie mające nas poruszyć; czy filmy obyczajowe, często wielowątkowe (na ten gatunek zwracam Waszą uwagę) - które mają zmusić widza do refleksji i przemyśleń.
Jest również i omawiany przeze mnie gatunek Science-Fiction, gdzie NACISK WYWIERA SIĘ NA GRAFIKĘ FILMU I JEGO REALIZACJĘ, nie są to bowiem wspomniane przeze mnie wyżej filmy wielowątkowe, po których wnikliwiej na pewne rzeczy patrzymy. Te filmy nigdy takie nie były i nie będą.
Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale moim zdaniem wszyscy zarzucający Avataro'wi brak refleksji przypominają mi małe, łapczywe dzieci, rozczarowane zawartością rozpakowanego prezentu. MIESIĄCE PRZED PREMIERĄ DUDNIONO POWSZECHNIE O GŁÓWNYM OSIĄGNIĘCIU AVATARA - zastosowaniu najnowocześniejszych technik komputerowych. Dlatego też jest to dla mnie po prostu śmieszne, że po niesamowitym filmie z pogranicza fantastyki i akcji, niektórzy spodziewali się iście przekonywującej historii z głębszym przesłaniem.
- Coś co jeszcze chciałabym dodać od siebie, to to, że bronię filmu i samego Camerona, ze względu na to, że rozumiem koncepcję Avatara, oraz dla innej bardzo ważnej rzeczy :
James pracował nad tym filmem LATAMI, starając się dopracowywać najmniejsze szczegóły. Włożył w jego realizację mnóstwo serca i wczuwając się w jego rolę potrafię zrozumieć czym jest krytyka i jak bardzo boli złe przyjęcie przez widzów własnego dziecka, jakim jest ten film.
Dla wyjaśnienia dodam jeszcze tylko, że nie neguję żadnych poglądów i opinii nikogo na temat jakiegokolwiek filmu.
Denerwuje mnie jedynie fakt, że źle zrozumiane dzieło przez nieodpowiednią publiczność skazuje się bezpodstawnie na zgubę.
Od razu przepraszam za długość postu - nie udało mi się jednak ująć tego w mniejszej ilości słów.
Wiem, forma wątku niezbyt wygodna do czytania. Mam jednak nadzieję, że znajdzie się ktoś cierpliwy i przeczyta całą wypowiedź
:)
A kto Ty jesteś by stwierdzać co "sztuka" a co nie ?... drugiej części twojego zdania nie zrozumiałem
A Ty oglądaj czasem bardziej ambitne filmy od tych na Redtube, Panie LubięZwalić
:)
Dzięki, ale jak widzisz z opóźnieniem muszę odpisywać - WiFi słabo zbiera w trumnie :D
to wejdź na stronę z dupami i popatrz, ja straciłem 25zł i żałuje bo mogłem wejść na redtube i mieć równie ładnie, jeśli nie piękniejsze widoki ;]
Jak widać niektórzy postrzegają piękno jako zwierzęcy seks i wytrysk spermy na twarz partnerki oraz wpychanie jej penisa do gardła. Jakież to piękne!
Sprocket - chyba tylko dla nas ten magiczny świat równoznaczny jest z czymś pięknym :)
w zupełności sie z Tobą zgadzam
nie wiem jak ktokolwiek może źle oceniać ten film, bo on przekroczył nawet moje najśmielsze oczekiwania
chętnie bym przeszedł sie na niego do kina kilkukrotnie
pozdrawiam
Ten film ma po prostu marną fabułę
"wszyscy zarzucający Avataro'wi brak refleksji przypominają mi małe, łapczywe dzieci, rozczarowane zawartością rozpakowanego prezentu. MIESIĄCE PRZED PREMIERĄ DUDNIONO POWSZECHNIE O GŁÓWNYM OSIĄGNIĘCIU AVATARA - zastosowaniu najnowocześniejszych technik komputerowych. Dlatego też jest to dla mnie po prostu śmieszne, że po niesamowitym filmie z pogranicza fantastyki i akcji, niektórzy spodziewali się iście przekonywującej historii z głębszym przesłaniem. "
Dzieci to mogłyby się rozczarować brakiem fajerwerków, wiesz? Tak, wiadomo było, że efektami będzie powalał. Ale niektórzy liczyli także na jakiś większy sens.
"Chciałabym, abyście zrozumieli że KINO JAKO SZTUKA dzieli się różnorodne gatunki, które podejmują masę różnych tematów. Istnieją romanse - gdzie skupia się uwagę na miłości; dramaty - wielowątkowe (...) do refleksji i przemyśleń.
Jest również i omawiany przeze mnie gatunek Science-Fiction, gdzie NACISK WYWIERA SIĘ NA GRAFIKĘ FILMU I JEGO REALIZACJĘ, nie są to bowiem wspomniane przeze mnie wyżej filmy wielowątkowe, po których wnikliwiej na pewne rzeczy patrzymy. Te filmy nigdy takie nie były i nie będą. "
Korekta: Te filmy (S-F) takie były ale już nie będą. Popatrz sobie na takei rzeczy jak "Odyseja Kosmiczna 2001", "Dzień w którym zatrzymała się Ziemia", "Ja, Robot", serial "Outer Limits" itp. Kino S-F też zmusza do refleksji (nie "refleksji i przemyśleń" bo to jest to samo) i nie umniejszaj temu gatunkowi gdyż ma dużo do zaproponowania. Jak jest SCI-FI to nie znaczy, że ma być wielkim efektem specjalnym z drugoplanowa fabułą. Ja np. mogłem spodziewac się po Cameronie trochę solidniejszej fabuły niż ta z Avatara. A jeśli już mówisz o sztuce to czemu opisujesz S-F tak marnie? Jeśli S-F ma super efekty i marną fabułę to jest dziełem sztuki, nie?
"Denerwuje mnie jedynie fakt, że źle zrozumiane dzieło przez nieodpowiednią publiczność skazuje się bezpodstawnie na zgubę."
Z Avatara wyciągnąłem jedynie, że wysoki postęp cywilizacyjny miesza ludziom w głowach i prowadzi ich do samozagłady. Normalnie jak w Koyaniqatsi... Ale Avatar jakoś się nie skupił na tym wątku bo pożarły go efekty...
"Mam na myśli rzucany ostatnio dosyć często zarzut odnoszący się do prostej fabuły filmu, braku większego przekazu i absurdalności wydarzeń w filmie. Dziwi mnie to niesłychanie, ponieważ większość serwowanych nam przez lata amerykańskich filmów akcji, rozbudowanej fabuły NIE POSIADAŁO i jakoś nie przeszkadzało nam to w masowym wybieraniu się do kin. "
Nie mam prawa pójśc prawa do kina i zjechać go za słaby scenariusz? Co do głebszych S-F to "Ja, Robot" czy ostatnio "Dystrykt 9" głupie nie były więc spodziewałem się, że Avatar też zapiszę się do tej listy.
"rozbudowanej fabuły NIE POSIADAŁO i jakoś nie przeszkadzało nam to w masowym wybieraniu się do kin. "
A co to ma do rzeczy? Ilość ludzi w kinie nie świadczy o filmie.
"Dzieci to mogłyby się rozczarować brakiem fajerwerków, wiesz? Tak, wiadomo było, że efektami będzie powalał. Ale niektórzy liczyli także na jakiś większy sens."
A ja liczyłem na bajeczkę w ładnej oprawie jakich pełno i... okazało się że to bardzo ładna bajeczka w lepszej oprawie niż reszta bajeczek sci-fi. :P
"Kino S-F też zmusza do refleksji i nie umniejszaj temu gatunkowi gdyż ma dużo do zaproponowania. Jak jest SCI-FI to nie znaczy, że ma być wielkim efektem specjalnym z drugoplanowa fabułą. Ja np. mogłem spodziewac się po Cameronie trochę solidniejszej fabuły niż ta z Avatara."
Zgadzam się w stu procentach, że Sci-fi nie musi być głupim laniem hektolitrów komputerowej krwi przez kosmitów. Ale patrząc na "Aliens" nie spodziewałem się czegoś z dziesięcioma dnami. Aliens to była sieczka z bandą przerysowanych postaci(Marines). Trzymała w napięciu, Avatar nie trzyma. Ale Avatar jest śliczniutki, niebieskie kotki są piękne, a w Obcych były śliniące się potwory z kwasem zamiast krwi. Mimo że oglądając "Avatar" nie wiedziałem, że spłodził go Cameron, to jednak w kilku scenach myślałem sobie "kurcze, jak z Aliensów".
(Właśnie naraziłem się na rytualną śmierć z ręki fanów Aliens, auć.)
Są rożne rodzaje filmów sci-fi. Tak jak są horrory które straszą latającymi członkami i wylewającymi się flakami, tak są sci-fi które polegają na pokazaniu sieczki. Avatar jest ładny. I ot o w nim chodzi. To jak "Aliens" i "Titanic" z dobrymi efektami komputerowymi.
"Nie mam prawa pójśc prawa do kina i zjechać go za słaby scenariusz? Co do głebszych S-F to "Ja, Robot" czy ostatnio "Dystrykt 9" głupie nie były więc spodziewałem się, że Avatar też zapiszę się do tej listy."
Masz prawo. Chodzi o to, że po co się oburzać że coś co jest z założenia bajeczką dla mniejszych i większych dzieci nie zmusza do głębszych przemyśleń. To film rozrywkowy z elementami akcji.
"Dystrykt 9"? Ja tam nie zauważyłem niczego głębokiego(jak w Avatarze). Fabuła była równie przewidywalna, nawet powiedziałbym że scenariusz był gorszy. Avatar trzymał się jakichś najogólniejszych chociaż praw rządzącym wszechświatem, na Dystrykcie miałem wrażenie że ktoś robi mnie w balona. O ile jako film akcji, a nawet film z elementami parodiującymi gatunek(wzruszyła mnie ta ręka krewetki to takie... wyciągnięte z sci-fi klasy Z xD) był super, to jako dramat sci-fi którym się go reklamuje...
"A co to ma do rzeczy? Ilość ludzi w kinie nie świadczy o filmie."
Myślę, że świadczy. Zwłaszcza jeżeli chodzi o produkcję tego typu. To tak jakby mówić, że popularność muzyki pop o niej nie świadczy.
Kontrargumenty do Twojej wypowiedzi przedstawił już doskonale Nezumi (za co dziękuję :) ), więc ja od siebie mogę dodać tylko tyle, że akceptuję Twoją wypowiedź, ponieważ nie zmuszam nikogo do zmiany opinii o Avatarze.
Nie jestem zwolenniczką zawiłych dyskusji, także pozostawiam mój temat po prostu do opinii, nie egzekwując nikomu jego poglądów. Czytam za to oczywiście każde nowe wypowiedzi.
Pozdrawiam wszystkich, którym te piękne koty przywołują dobre wspomnienia :)
"Dzieci to mogłyby się rozczarować brakiem fajerwerków, wiesz? Tak, wiadomo było, że efektami będzie powalał. Ale niektórzy liczyli także na jakiś większy sens."
Dlatego dzieci dostały świecącą dżunglę, i.. ee.. "niektórzy liczyli także na jakiś większy sens" Amerykanie już nie raz udowodnili że w ich filmach nie należy liczyć na więcej niż jest zapowiadane.
"Korekta: Te filmy (S-F) takie były ale już nie będą. Popatrz sobie na takei rzeczy jak "Odyseja Kosmiczna 2001", "Dzień w którym zatrzymała się Ziemia", "Ja, Robot", serial "Outer Limits" itp. Kino S-F też zmusza do refleksji (nie "refleksji i przemyśleń" bo to jest to samo) i nie umniejszaj temu gatunkowi gdyż ma dużo do zaproponowania. Jak jest SCI-FI to nie znaczy, że ma być wielkim efektem specjalnym z drugoplanowa fabułą. Ja np. mogłem spodziewac się po Cameronie trochę solidniejszej fabuły niż ta z Avatara."
Do takiej refleksji zmusza także i Avatar. I tak jak w przypadku wyżej wymienionych filmów trzeba najpierw się weń zagłębi by znaleźć temat do rozważań. I tak samo z fabułą...
"Nie mam prawa pójśc prawa do kina i zjechać go za słaby scenariusz? Co do głebszych S-F to "Ja, Robot" czy ostatnio "Dystrykt 9" głupie nie były więc spodziewałem się, że Avatar też zapiszę się do tej listy."
Prawo zjechać masz, ale taki zjazd powinien mieć sens, bo jest różnica między zjechaniem za scenariusz jakiegoś super zapowiadającego się dramatu psychologicznego, a zjechaniem za scenariusz piły MMXII.
"A co to ma do rzeczy? Ilość ludzi w kinie nie świadczy o filmie."
Świadczy. świadczy o popularności. Owszem, dziś bardzo popularna jest zwykła sieczka typu Transformers, ale itak widać różnicę między sieczką "małoambitna", a sieczką "ambitną".
No ja wiem ze po tym filmie nie mozna oczekiwac Bog wie jakiego glebokiego przeslania ale czasem zdarzaja sie rodzynki ktore zachwycaja i jakoscia obrazu wykorzystanych technik do jej produkcji oraz efektami specjalnymi, a mimo to mozna zawrzec w niej naprawde mocne przeslanie, jakas glebie, mysl ktora nie daje sie latwo zapomnie i tajemniczosc. Przykladem takiego filmu jest dla mnie 1 czesc Matrixa wlasnie.
Ciekaw jestem czy procz niesamowicie wykreowanego swiata w dziele Camerona jego film nakreci mnie do tylu rozkminek na temat naszej przyszlosci i dokad moze prowadzic postepowanie naszej cywilizacji (czy cos w tym rodzaju) jakie zafundowali mi bracia Wachowscy oprocz samego show efektami specjalnymi i wartka akcja.
Wiele osób zarzuca brak głębokiego przesłąnia jednak jak dotąd żadna osoba nie odpowiedziała mi na pewne pytania, przez co odnoszę wrażenie że nawet nie wiedzą o czym piszą - może Ty spróbujesz...
Czy przesłanie musi być głębokie by miało swoją wartość? Czym jest głebia w przesłaniu? Czy przypadkiem nie tym że tylko nieliczni są wstanie jest zrozumieć?
Czy stwierdzenie "nie niszczmy bezmyślnie tego co nas otacza" jest przesłaniem, prostym czy głębokim? Czy jest lepsze lub gorsze od przesłania "nauczmy się "patrzeć" na siebie" czy "nauczmy się "być" ze sobą" lub jakiegoś innego...
''Czy przesłanie musi być głębokie by miało swoją wartość?'' - oczywiście, że wartość przesłania nie zależy od jego głębi. Przesłanie możemy znaleźć nawet w produkcjach Disney'a, występują one praktycznie w każdej produkcji i nie trzeba niesamowitej inteligencji żeby je dostrzec.
''Czy przypadkiem nie tym że tylko nieliczni są wstanie jest zrozumieć?'' - to bardzo dobre pytanie, ponieważ wydaje mi się, że nasze społeczeństwo uważa się za osoby o nad wyraz specyficznym guście, którym trzeba zaserwować głęboką filozoficzną historię, aby wszystkich zadowolić.
Nie zdają sobie sprawy z tego, że nawet tak proste przesłanie (które w Avatarze JEST) może zdziałać bardzo wiele, ale nie musi, BO FILM TEN NIE MA NA CELU ZMIENIANIA ŚWIATA TYLKO POKAZANIA WSPANIAŁEGO GRAFICZNEGO ŚWIATA JAKIM JEST ŚWIAT NA'VI.
''Czy jest lepsze lub gorsze od przesłania "nauczmy się "patrzeć" na siebie" czy "nauczmy się "być" ze sobą" lub jakiegoś innego...'' - jest ono tak samo ważnym przesłaniem jak wspomniane przez Ciebie. Jest ono tak samo ważne jak każde inne.
Bo nie potrafię zrozumieć podejścia ludzi do tego filmu. Czy Cameron powinien zrobić film science-fiction z niesamowitą oprawą wizualną i wszczepić w niego historię rodem z ''Pianisty'' by krytykujący widzieli tą swoją REFLEKSJĘ?
Nie bądźmy śmieszni.
no i gdzie mi tu weszłaś ;) pytanie nie było do Ciebie :P
ale muszę powiedzieć, że nie zaskoczyło mnie, że akurat Ty odpowiedziałaś w taki sposób, jednak przez to utwierdzam się w przekonaniu, że ci co zarzucają filmowi brak "głębi" sami nie wiedzą o co chodzi... dla nich to nic nie mówiąca formułka
O kurcze, przepraszam serdecznie, myślałam że pytania są do mnie. No nic, mam nadzieję, że ten użytkownik odpowie w swój sposób i znajdzie jakieś sensownie odpowiedzi.
Nie przeczytałem Twojego posta do połowy, a reszty w ogóle. Każdy argument jaki wystosujesz będzie albo durny, albo podważalny, albo będzie kpiną. Ja cały ten czas miałem wrażenie, że gdzieś to już widziałem, przez co nudziłem się niesłychanie. Był nudny i przewidywalny, tyle. Głębia niepotrzebna przy filmie, który ma po prostu wyglądać i świecić efektami, no ale taki film nie może nużyć. Już lepiej się na "Transformersów" wybrać niż na to, przynajmniej się tak nie wynudzisz.
..."wyrafinowany gust" nie świadczy o kulturze człowieka...
nie widzę powodu dla którego obrażasz autorkę, może sam pofatygujesz się odpowiedzieć na moje pytania, a nie tylko krytykować odpowiedzi innych
thengel - nie ma sensu dyskutować, nie poczułam się obrażona :) Temat ten został założony w celu opiniowania filmu - nie mojej osoby. Tak więc nie biorę opinii na mój temat na poważnie.
Akceptuję w pełni Twoją opinię, jeśli Tobie film się nie podobał - nie mam prawa tego podważać. O gustach się nie dyskutuje; mój ''wyrafinowany gust'' kieruję w stosunku do produkcji, o których wiem z założenia, że mają być ambitne.
Po Avatarze się tego nie spodziewałam - dlatego też nie doznałam rozczarowania.
To do mnie było?
Jeśli tak, to nie chciałem obrazić, więc przepraszam, jeśli poczułaś się dotknięta ;-)
Tak do Ciebie, źle umieściłam posta :) Nie ma za co - nie jestem skłonna do obrzucania się mięsem i dyskusji w internecie jak to robi wiele osób. Wychodzę z założenia że i tak dużo już zawiści na świecie, staram się przynajmniej w internecie zataczać przyjemną aurę :)
No, to piąteczka ;-) Lubię takich ludzi, o "Zmierzchu" wystarczy powiedzieć złe słowo, to banda nastoletnich bojowniczek rzuci się na Ciebie z zamiarem rozszarpania na strzępy ;-)
MI też się przeważnie nie chce czytać większości komentarzy. Tylko że jednocześnie rezygnuję z ich komentowania, to chyba naturalne.
Ale chodziło mi o to, że czytanie ich było bezsensowne ze względu na to, że film mnie znudził. Każdy argument w obliczu mojej nudy blednie :-) A wyrazić swoją opinię miałem prawo tak, jak Ty. Przeczytałeś wszystkie posty, żeby teraz skomentować mojego? Wątpliwe :-)
Ja Cię doskonale rozumiem - też przeważnie nie uczestniczę na forum filmu, który mi się nie podobał i nie czytam tych wszystkich toczonych dyskusji. Oczywiście komentarze 'przeciw' też są potrzebne, nie da się przecież wszystkich zadowolić. Jesteśmy odmiennego zdania - spoko, nie widzę problemu :)
Ale ja nie skomentowałem tego, co tam było napisane, tylko wyraziłem swoją opinię, na którą przeczytanie masy postów nie miałoby wpływu (no bo już się wynudziłem i nic tego nie zmieni) Nieważne.
Cóż, po stwierdzeniu, że lepiej wybrać się do kina na Transformersów, stwierdzam, że w tej dyskusji zabiera głos co najmniej jedna niepoważna osoba.
Ależ ziomku, efekty w "Transformers" były genialne, możliwe, że najlepsze w historii, a do tego film nie nudził. Był głupi? No był, ale "Avatar" też jest, a przy tym jest totalnie nużący. "Transformers" efektami wgniatał w fotel, dostałem od filmu dokładnie to, czego oczekiwałem - czyli srogą dawkę rozrywki na średnim poziomie intelektualnym wymagającej niewielkiego zaangażowania procesów myślowych ;-)
Ja bym to ujął "mocną dawkę rozrywki na dennym poziomie intelektualnym niewymagającej zaangażowania procesów myślowych"
Avatar nużący? Nie dla mnie. No ale jak to się mówi: Jeden woli gruszki inny córkę ratownika...
Dla mnie był nudny, bo fabuła nie miała nic swojego, zlepek oklepanych motywów. To sprawiło, że był przewidywalny, a co za tym idzie - nudził. Proste.
A "Transformers" jak głupie by nie było, to po prostu dobrze się oglądało. Nawalanki robotów w centrum miasta robiły wrażenie i o to dokładnie chodziło. Ten film z założenia miał być prosty i durny ("Avatar" podobno niesie jakieś przesłanie...) i to jest celowe. To jest jeden z tych filmów, w których fabuła jest dodatkiem do efektów - i ja się na to złapałem, bo rezultat jest świetny. Nie mogę pojąć dlaczego "300" dostało Oscara za efekty, a nie "Transformersi".