PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1041}

Ben Hur

Ben-Hur
7,7 33 736
ocen
7,7 10 1 33736
7,1 10
ocen krytyków
Ben Hur
powrót do forum filmu Ben Hur

Dnoskar

ocenił(a) film na 4

Jeden z największych blamaży w dziejach "Oscara". Co ciekawe:
a) z trzech filmów, które zdobyły najwięcej "Oscarów", dwa to właśnie kompromitacje ("Ben Hur" i "Titanic") a trzeci ("Władca Pierścieni: Powrót króla") to co najwyżej efektowny film rozrywkowy, typu "Matrixa" czy "Terminatora";
b) wszystkie trzy to hollywoodzkie wielkobudżetowe "superprodukcje", wypełniające starą zasadę, że > kicz zrobiony z rozmachem i za wielkie pieniądze staje się sztuką <.

n'est-ce pas?

jak45

Masz sporo racji, ale chyba przesadzasz. Nie lubię i nie cenię peplum jako naiwnych biblijno-mitycznych bajeczek ze szkółki niedzielnej. Akurat "Ben Hur" czy "Spartakus" są jeszcze w miarę oglądalne. Na Oscara nie zasłużył, ale czy zdobywcy Oscara naprawdę prezentują tak wysoki poziom? Bo na tle ostatnich 3 zwycięzców ("Jak zostać królem", "Artysta", "Argo") "Ben Hur" nie wypada najgorzej.

Właśnie "Władcę Pierścieni" uważam za największą oskarową żenadę. W szczególności Oscar dla Jacksona (chyba w życiu nie widziałem gorszej reżyserii). A porównanie "Władcy Pierdzieli" do "Terminatora" jest moim zdaniem niesmaczne.

użytkownik usunięty
feuerbach

Zgadzam się co do Władcy. To najbardziej przereklamowany film w historii.

ocenił(a) film na 9
feuerbach

"Władca Pierś ceni" to właśnie najlepsze fantasy jakie kiedykolwiek powstało. Najbardziej przekrojowy, zawierający chyba wszystkie motywy fantastyczne zakorzenione w kulturze europejskiej i jednocześnie najbardziej spektakularnie zrealizowany. Przy czym mam tu na myśli całą trylogię, a nie tylko ostatnią część.
Inna sprawa, że Oscar za najlepszy film powinien wówczas trafić do Kill Billa, który wówczas nie dostał nawet nominacji. Za to z tych, które były nominowane to zdecydowanie najlepszy wybór, zwłaszcza że większośc statuetek zdobył za kategorie typu montaż, kostiumy, charakteryzacja, dźwięk, scenariusz adaptowany czy scenografia, gdzie miażdżył konkurencję.

ocenił(a) film na 4
gowniarz_wyniosly

Z gustami nie dyskutuję - zapewne masz rację. Też tę trylogię oglądałem z przyjemnością.
"Kill Bill" był taką nowością w konwencjach filmowych (postmodernistyczne włączenie atrybutów kiczu do repertuaru sztuki), że wtedy nikt tego nie dostrzegł (los prekursorów).

ocenił(a) film na 9
jak45

Tarantino dokonuje w swoich filmach syntezy wielu zjawisk popkulturowych. W warstwie najbardziej widocznych zapożyczeń sięga do filmów klasy B, grindhousu czy po prostu mniej znanych filmów rozrywkowych, natomiast swój styl opiera na połączeniu stylu wielu powaznych reżyserów jak Leone, Scorsese czy Lynch. Myślę, że prekursorskimi, pod względem włączania kiczu do sztuki, filmami tego twórcy były jednak "Wściekłe psy" i "Pulp Fiction" (ale zainspirowane starszymi "Blue Velvet" i "Dzikością Serca"). "Kill Bill" też jest pewnym prekursorem, ale pod względem tworzenia takiego "kolażu" złożonego z poszczególnych elementów innych filmów. Tutaj niewiele przychodzi mi do głowy, jeśli chodzi o podobne filmy sprzed KB. Na pewno w jakimś zakresie "Chinatown", ale to nieco inna para kaloszy. Może jakieś komedie parodystyczne, pokroju filmów Mela Brooksa czy Nagiej Broni też by pasowały, ale znowu: to filmy z góry robione "nie na poważnie", gdzie wartość artystyczna schodzi na drugi plan. Tymczasem Tarantino swój projekt wykonał na najwyższym poziomie artyzmu jaki można zaobserwować w sztuce rozrywkowej.

ocenił(a) film na 4
gowniarz_wyniosly

Zgadzam się. Przypominam jeszcze "film-noir", który na kanwie filmu gangsterskiego kontynuował - w łagodniejszej formie - wielki ekspresjonizm Murnau'a i Langa i ma swój wkład w "Pulp ..." i, zwłaszcza, "... psy", . Zresztą - w końcu, cała sztuka filmowa zaczęła się od bezpretensjonalnej rozrywki "dla mas".
Nie uważam też, że trzeba dodawać do filmów Tarantino i niektórych Rodrigueza przymiotnika > rozrywkowe <. To się już w XX w. wszystko przemieszało - poczynając od dadaimu, jazzu i "Bitelsów" nie ma już granicy między sztuką "wysoką" i masową - jest tylko sztuka wielka, dobra, poprawna, zła i ewentualnie... "trująca". Nawet w reklamach i oprawie imprez masowych trafiają się arcydzieła.

gowniarz_wyniosly

Pan żartujesz. Te zachwyty to pewnie nad książką J.R.R.T. Bo jedyne co zrobił Jackson, to potwierdził, że gdy kultowi reżyserzy (Scott, Cameron) dostają gigantyczne budżety, zapominają jak się kręci filmy. O prowadzeniu aktorów (co z takim polotem czynił w "Martwicy mózgu") nie ma mowy. Skutkiem czego główny przecież bohater "Powrotu króla", Aragorn, przejechał cały film na jednej minie, jakby pozował do plakatu. No, ale gratis dostajemy pejzażyki Nowej Zelandii z wklejonymi komputerowo zamkami, końmi, ludzikami (tak w ramach "spektakularnego rozmachu"). Jeśli to wszystko, na co stać gatunek fantasy, to żal dupę ściska.

ocenił(a) film na 9
feuerbach

No właśnie, "Martwica mózgu". Jackson przed wyreżyserowaniem LOTRa kręcił głównie niskobudżetowe, prześmiewcze horrory (jednak trzymające dobry poziom) i doświadczenie jakie przy tym zdobył, wykorzystał do swojego opus magnum. Widać to m.in. przy kreacji postaci Orków. Efekty komputerowe były w tym filmie pierwszej klasy i w niektórych późniejszych produkcjach trudno uświadczyć takiego wykonania. Poza tym we Władku jest wszystko - i krasnale, i smoki, i elfy, i orki, i hobbity, i rycerze, więc mamy te wszystkie motywy, jakimi raczyła nas ludowa baśniowość przez wieki. Aragorn za swoją grę nie dostał nawet nominacji, jak zresztą żaden z aktorów (i aktorek) grających w tym filmie. Poza tym o klasie Jacksona świadczy to, jakich dobrał sobie współpracowników, a Andrew Lesnie (od zdjęć) i Howard Shore (od muzyki) wywiązali się ze swoich zadań doskonale.

gowniarz_wyniosly

Efekty... Oceniam na podstawie "Powrotu króla", przez który dopiero ostatnio udało mi się przebrnąć (dwóch poprzednich nie widziałem od lat). Otóż arogancja Jacksona w użyciu CGI nie mieści mi się w głowie. Mnóstwo było zbędnych efektów (szczególnie w scenach nazwijmy to "batalistycznych"), które z dzisiejszej perspektywy już wyglądają sztucznie i tandetnie. Dlaczego? Bo reżyser poszedł na łatwiznę. Za to niektóre CGI sprzed 20 lat ("Terminator 2", "Park Jurajski") wciąż dobrze się trzymają.

Smoki, elfy, krasnale - nie pojmuje, czemu ma służyć ta wyliczanka? Nie było za to Zębowej Wróżki, Dziadka Mroza i Buki z "Muminków", to pewnie nie może być dobry film? Nietrudno w 10-godzinnym filmie (bo to jest 1 film, a nie 3) zmieścić dziesiątki stworów, postaci, wątków i motywów (przyjaźń, zdrada, poświęcenie, odpowiedzialność itp itd). Tylko jakie to ma znaczenie, jeżeli to wszystko jest miałkie, rozmyte i bez wyrazu? Gdybym miał wybrać między "monumentalnym dziełem Jacksona" a "Predatorem" (krótkim, prostym filmidłem, 7 trepów vs 1 kosmita), to nie zastanawiałbym się nawet przez sekundę.

A cóż to za wybitny film, w którym aktorstwo jest takie beznadziejne? I nikt tu nie prosi o koncert aktorski rodem z "Godfathera", ale wystarczy spojrzeć na tzw. klasykę kina rozrywkowego (wczesny Spielberg, wczesny Cameron). Wyraziste postaci, dobrze dobrani aktorzy. Żadne tam festiwalowe aktorstwo, po prostu wykreowani bohaterowie, do których możemy się jakoś ustosunkować. Albo ta kontrowersyjna "Martwica mózgu": neurotyczny Lionel, jego zaborcza matka (konflikt jak z Hitchcocka), obleśny wujaszek, żwawy ksiądz ("skopię wam tyłki w imię naszego Pana" ;)) - cała gama zwichrowanych postaci, które Jackson wycisnął z anonimowych aktorów. I jak to porównywać z tymi manekinami we "Władcy"?

A jeśli chodzi o tych rzekomo wybitnych współpracowników. Pewnie jestem uprzedzony, ale soundtrack Shore'a to na mnie nie robi on większego wrażenia. Owszem, lepsze to, niż łubu-dubu Zimmera, ale żeby robić o to tyle krzyku? Miły score do przesłuchania, ale czy buduje w jakiś znaczący sposób dramaturgię? Czy tylko patos? A zdjęcia Leslniego w ramach "wybitności" to już w ogóle nieporozumienie. Sprawna robota, ale ja z "Powrotu króla" kojarzę 2 typy ujęć: zbliżenia twarzy (które można nakręcić w przysłowiowym "garażu") oraz panoramy z helikoptera z wklejonymi komputerowymi efektami. Plus trochę trywialnych ujęć zbiorowych, z reguły statycznych. No, jeżeli to są wyżyny sztuki operatorskiej, to gdzie ma się podziać nasz pan Kamiński. Powinien chyba zostać żywcem wniebowzięty ;)

ocenił(a) film na 9
feuerbach

Efekty komputerowe w LOTRze były bardzo starannie dopracowane, a że było ich dużo? Tutaj akurat miało to sens, bo baśniowy klimat trudno byłoby uzyskać przy użyciu standardowych filtrów, nie mówiąc już o monumentalnych budynkach czy postaciach takich jak Enty, które zrodzić mogły się tylko w wyobraźni. Poza tym do bitew jakoś ludzi trzeba było "rozmnożyć", tak jak zresztą postąpił wcześniej Cameron w Titanicu, bo zatrudnianie tysięcy statystów nie miało sensu (zwłaszcza że trzeba byłoby im zapłacić, bo to już nie czasy gdy zatrudniało się za półdarmo potężne wojsko totalitarnego kraju). Fantasy potrzebowało czegoś nowego, stara formuła znana z "Willowa" czy "Excalibura" była mocno archaiczna i tu Władek stanowił krok naprzód. Zresztą wystarczy spojrzeć: http://2.bp.blogspot.com/-kMeSad3CoII/URGFSSaugsI/AAAAAAAALgU/8D2GT_cqQOU/s1600/ 703780_334561449984597_1701643670_o.jpg lub http://cloud-2.steampowered.com/ugc/540679055996496693/CE4FBA71F54FBE9A7665163FB D31CA16244CD603/

Wyliczanka służy temu, żeby pokazać jak bardzo przekrojowym dziełem jest LOTR. Oczywiście, wiadomo że duża zasługa leży tu po stronie Tolkiena, ale zekranizowanie fantasy zawierającego niemal wszystkie elementy ludowej fantastyki to taka synteza europejskiej kultury folklorystycznej i złożenie hołdu najstarszemu - o czym, niektórzy nie pamiętają - gatunkowi literackiemu. Natomiast sam fakt, że film trwa łącznie 10 godzin (choć w wersji maksymalnie rozszerzonej, którą oglądałem będzie tego prawie 12) dodatkowo dodaje mu rozmachu, bo najbardziej epickie dzieła to właśnie produkcje kilkugodzinne, że wymienię Wiek XX, Satantango, Cleopatrę, Napoleona, Wojnę i Pokój, Nietolerancję czy Dawno Temu w Ameryce.

Aktorstwo może nie jest wybitne, ale na tle innych produkcji fantasy, które okrzyknięto klasykami, jak chociażby Star Wars czy Conan, nie prezentuje się ono szczególnie na minus. Natomiast trudno sobie wyobrazić kogoś innego w rolach Froda, Sama, Aragorna czy Legolasa, a przecież ich odtwórcy właściciwie dopiero wówczas wypłynęli, bo mimo że nie były to ich debiuty, nie byli aktorami z pierwszych stron gazet. Resztę stawki Jackson uzupenił Cate Blanchett, Hugo Weavingiem, Christopherem Lee, Ianem Holmem czy McKellenem, a więc postaciami znanymi w świecie Hollywood, choć nie największymi gwiazdami. W obsadzie panowała więc równowaga.

"Martwica mózgu" to był film w ujęciu mocno przerysowanym, więc nic dziwnego, że takie postaci głęboko zapadły w pamięć. O przerysowaniach w przypadku Władka nie mogło być mowy.

Score Shore'a to kolejny dowód jego wielkości twórczej, a także nosa Jacksona. Kompozytor znany dotąd głównie z muzyki do thrillerów, napisał idealnie klimatyczne kawałki, idealnie dopełniające przygodowej opowieści, zwłaszcza piękny motyw przewodni. Dobre to jest nie tylko do posłuchania "na sucho", ale sprawdza się też w filmie. Lesnie to nie jest operator wybitny (w sensie ogólnej wybitności), ale ze swojego zadania wywiązał się bez zarzutów, zaś strona wizualna LOTRA wygląda naprawdę imponująco.

gowniarz_wyniosly

CGI to temat co najmniej kontrowersyjny. Ja - człek staroświecki, wychowany na VHS - pewnie już zawsze będę tęsknił za klasycznymi efektami: przebierankami, animatroniką, stop-motion. Co nie znaczy, że zamykam drogę efektom komputerowym. Jest to po prostu kolejne narzędzie, dające możliwości na rozwinięcie wyobraźni twórcy. Prawdopodobnie dlatego "LoTR" nigdy wcześniej nie został sfilmowany, bo nie pozwalały na to ograniczenia techniczne. Więc w tych przypadkach, w których zaistniała konieczność (T-1000, dinozaury) i użyto tego z rozwagą, wygląda to dobrze do dzisiaj. Problemem "Władcy Pierścieni" jest leniwe użycie CGI w przesadzie. Stwierdzam, że w niektórych przypadkach wygląda to okropnie sztucznie, szczególnie toporna motoryka postaci. Nie wszystko można zastąpić popisami grafików komputerowych.

Wciąż nie rozumiem, jakim cudem rozmiar "Władcy Pierścieni" ma świadczyć o jego wybitności (ilość czy jakość się liczy?). Przecież te wszystkie pokazane stwory specjalnie niczym się nie różnią. Czy to orki czy gobliny, ludzie czy hobbity, elfy czy czarodzieje - wszystkie są tak samo nijakie. A historia też jest rozmemłana na dziesiątki postaci i wątków bez znaczenia dla przebiegu fabuły. Przecież tu przede wszystkim liczy się Frodo, który ma zniszczyć pierścień + ew. Aragorn dojrzewający do roli króla (co Mortensen postanowił pokazać, nie zmieniając wyrazu twarzy przez 10 godzin. Cóż). Resztę spokojnie można wywalić. Porównanie do "Szatańskiego tanga" to szaleństwo (gdzie ultra-awangarda, a gdzie wakacyjny blockbuster). Natomiast Leone również by się obraził, bo "Dawno temu w Ameryce" ma w jednej scenie więcej wyrazu, niż gadulstwo Jacksona w 10 godzinach.

Aktorów Jackson wybrał znakomitych (może poza Bloomem), niestety nie potrafił z nich wycisnąć ciekawych ról. Co komu po aktorskich tuzach typu Blanchett, McKellen czy Holm skoro wszyscy sztywni, jakby połknęli kij od szczotki? Pamiętam z "Drużyny pierścienia", że jak już aktorzy mieli okazję pokazać jakieś emocje, to Jackson wolał zastąpić ich... komputerowymi efektami.

http://www.youtube.com/watch?v=ahE0VT3suZY

Wstyd. Każdy, kto oglądał "Aliena" wie, że takie "opętanie" Holm zagrałby z palcem w dupie. Nie jestem wielkim fanem "Star Wars", ale powiem tyle: jeśli idzie o charyzmę głównych bohaterów, to Skywalker z Frodem, a Han Solo z Aragornem wygrywa, jak ostatnio Bayern z Barceloną ;)

ocenił(a) film na 9
feuerbach

"Przesada" w użyciu CGI w LoTRze wynika ze specyfiki tego filmu, bo jak wspominałem wcześniej, odbywa się on w "innym świecie" niż nasz. Terminator, Blade Runner czy Jurassic Park to nasza rzeczywistość (miast czy lasów), poszerzona jedynie o elementy fantastyczno-naukowe. Do tego oczywiście odpowiednie filtry, oświetlenie, etc.
Zresztą ja też nie lubię nadmiaru CGI (tym bardziej że współcześnie co drugi film na tym jedzie, nawet wśród filmów biograficznych(!)), ale we Władku mi ono absolutnie nie przeszkadzało, raz że było konieczne, dwa że zrobione na poziomie. Wiele późniejszych produkcji nie może pochwalić się tak dobrze zrobionymi efektami generowanymi komputerowo.

Rozmiar świadczy o ogromnym rozmachu, gdzie nie dość, że na wszystko jest czas, to również jest czas by to wszystko dobrze przedstawić, bez zbędnego pośpiechu. Nieprzypadkowo wielkie dziełą literatury to opasłe tomiszcza (Tołstoja, Prousta, Joyce'a) i podobnie jest w kinematografii. To nie musi być reguła, ale sięgając po długi film, wiemy że powstało dzieło do którego twórca podszedł powaznie, a nie robił filmu na odwal się, żeby mało wytrawny widz nie znużył się półtoragodzinnym seansem w kinie z popcornem. "Rozmemłaniu" na dziesiątki postaci film zawdzięcza wielowątkowość, a to zawsze ogląda się z większą ciekawością niż prostą jak drut fabułę prowadzącą od punktu A do B.

Aktorzy jak Blanchett, Kellen czy Holm mieli zagrać role stonowane i trudno by mogli to zrobić inaczej. Oczywiście, każdej postaci można byłoby przypisać jakąś cechę typu cięty język, ekstrawagancja, luzackość, szarmanckość itd. ale nie sądzę, by to pasowało do ogólnego wydźwięku filmu.

gowniarz_wyniosly

Niech i tak będzie. Prawdę mówiąc obaj zaczynamy powtarzać ogólniki ("rozmach", "miałkość"). Żeby się wdawać w jakąś poważną dyskusję, musiałbym po prostu film odświeżyć. A wybacz - oglądanie przez 10 czy 12 godzin poprawionych komputerowo obrazków z Nowej Zelandii, żeby się przekonać, że karzełek jednak wrzucił pierścień do wulkanu - nie moja bajka. Za mało mam czasu, a za dużo obiecujących pozycji do obejrzenia. Także pozostawmy tą pogawędkę na kulturalnym poziomie, bo jeszcze dojdzie do niepotrzebnych przepychanek. Pozdrawiam ;)

gowniarz_wyniosly

Władca pierścieni poza monumentalnymi scenografiami nie oferuje nic. Co nie oznacza, że nie jest dobrym filmem. Jest jednak tylko rozrywką, nic poza tym. Dotyk Zen go bije o kilka długości.

feuerbach

Totalne głupoty piszesz. Kompletny brak gustu i brak pojęcia o kinie i filmie.

ocenił(a) film na 9
gamera7

Gust to on akurat ma dobry. Zajrzyj w jego najwyżej oceniane.

ocenił(a) film na 7
gamera7

właśnie że ma racje

ApolloCreed_

Kto ma rację? O co ci chodzi?

ocenił(a) film na 9
jak45

Świetnie zrobiony ten "kicz". Teraz niestety mamy takie możliwości twórcze(efekty itp) a tworzymy gnioty.

ocenił(a) film na 4
czarna_maggie

Na szczęście są miłośnicy starych filmów (uwaga: dla mnie stary film to taki sprzed lat 60.), którzy mówią, metaforycznie, mniej więcej tak: nie sztuka zbudować dom przy pomocy specjalistycznych maszyn - sztuka zrobić to posługując się siekierą.
Odnosi się to nie tylko do produkcji filmowej - współczesne samochody, komputery, domy, itd., z powodu pośpiesznego projektowania i redukcji kosztów spowodowanych rynkową konkurencją to często wysokotechnologiczne niedoróbki, tandeta.

ocenił(a) film na 9
jak45

No trudno się nie zgodzić. Przepraszam za głupie skojarzenie, ale jak byłam w Rzymie, otwierałam szeroko oczy ze zdumienia. O Boże, to takie stare a solidne i jeszcze stoi! Jestem z dużego miasta gdzie co chwilę wykrywa się wady nowoczesnych budynków, które tylko cudem jeszcze się nie zawaliły. Drogi mamy beznadziejne, a jaka piękna jest Via Apia.xD

czarna_maggie

Tak, ale naprężenia jakie uzyskuje się we współczesnych budowlach są nie porównywalnie większe niż te starożytne, dlatego współczesne budowle niszczą się szybciej i zapadają w mało malownicze rumowiska. Niestety nie mamy tak taniej siły roboczej jaką byli niewolnicy, tak niskiego zapotrzebowania na budynki, itp. Po za tym to co ocalało ze starożytnego Rzymu to tylko budowle wielkich. Domy szarego pospólstwa zapadały się i ulegały pożarom stosunkowo często (na tym się właśnie wzbogacił Krassus).Po za tym wyobrażasz sobie budowę stadionu narodowego 8-10 lat? I to było niesłychanie szybko!

ocenił(a) film na 9
lena_awren_eithel

Ok, w sumie masz rację. Ale może czasem warto postawić na długotrwałe ale trwałe prace? Potem hale się walą i giną przy tym ludzie. Nie martw się o tanią siłę roboczą- w naszym kraju pewnie by się taka znalazła. Chociaż u mnie wygląda to tak- jeden robi, reszta kibicuje.
Mnie po prostu zachwyciła trwałość i piękno tego co powstało 2000 lat temu...

czarna_maggie

Mnie też. Uwielbiam piękne, zabytkowe budowle.
Ale jest też prawdą, że po części nowe rzeczy są mniej trwałe bo są lepsze, a przez to kruchsze.

ocenił(a) film na 9
lena_awren_eithel

A w czym się ta "lepszość" ukazuje? Bo ani to ładne, ani trwałe, ani bardziej funkcjonalne...

czarna_maggie

Elektronika jest bardziej funkcjonalna. Rzeczy są mniejsze.
Jeśli chodzi o budynki, to jednak głównie decyduje szybkość i ekonomiczność. Choć tworzone są też, rzeczy świetne, z tym, że nie są one dla przeciętnych zjadaczy chleba, tylko dla bogatych. Z tym, że w starożytnym Rzymie też tak było. To nie jest za bardzo miejsce na wchodzenie w szczególy, w końcu to forum o filmie.

ocenił(a) film na 9
lena_awren_eithel

Pewnie, pewnie. Ja i tak będę obstawać przy swoim zdaniu, jako antyglobalistka nieufna wobec techniki.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 4
Tron_filmweb

Jeśli za argumenty służą Ci prymitywne epitety (metoda erystyczna, argumentum ad hominem), to sam sobie wystawiasz ocenę: poniżej poziomu.

ocenił(a) film na 4
jak45

Masz przerażająco jednostronne gusta filmowe. Ja też byłem fanem SF, ale z tego jakieś 50 lat temu wyrosłem; teraz niżej Dicka czy Lema staram się sięgać. Czego i Tobie życzę, bo zostaniesz na zawsze "mieszkańcem masowej wyobraźni".
Z życzliwością
Rolnik Z. Widłami

ocenił(a) film na 4
jak45

W pierwszej odpowiedzi miało być oczywiście "argumentum ad personam" a nie "hominem". Tak to jest, jak się lekceważy poziom umysłowy przeciwnika i pisze nieuważnie...
Tak duży błąd wskazywałby, że rzeczywiście mam tylko trzy klasy. Kompromitacja!
Jedyna nadzieja, że interlokutor i tak nic nie zrozumie. Bardzo prawdopodobne.

ocenił(a) film na 4
jak45

Na koniec: "wciąłeś się" w dyskusję prowadzoną przez poważnych ludzi na ważne tematy - nie widzisz tego? Powiedziałbym Ci "spadaj", ale tak nisko nie upadnę...

jak45

Ktoś kto jest fanem SF a później z tego wyrasta nigdy nie był fanem SF. I taki ktoś nie powinien o SF się w ogóle wypowiadać bo nie ma o nim pojęcia. Swoją drogą z jakiego SF wyrosłeś? Z Misia Uszatka?

ocenił(a) film na 4
gamera7

Widzę, że trafiłem na konkurencyjnego fana - Gąski Balbinki...
Przykro mi, ale z niektórych rzeczy nie tylko się nie wyrasta a wręcz należy, warto wyrosnąć.
Z Misia Uszatka nie mogłem wyrosnąć, bo jak "nastał", miałem już łysinę.
Jasna, że z Lema, Dicka, ostatecznie Asimova czy Bradbury'ego nie wyrosłem, ale to, w odróżnienia od większości dzisiejszej SF, LITERATURA a nie "czytadła dla młodzieży".

jak45

A czy ja chwalę czytadła dla młodzieży?

jak45

Chyba mało masz kontaktu z dzisiejszą literaturą sf/fantasty, bo jakoś ciężko mi nazwać powieści np. Dukaja ,,czytadłęm dla młodzieży''.
Problem z tymi trzema filmami jest taki, że to kinomatograficzne odpowiedniki eposu, trudno się więc w nich doszukiwać realności. Jest to równoznaczne z szukaniem jej w dziele Homera, no można, ale po co?

ocenił(a) film na 9
Tron_filmweb

Yhm,yhm...Jako córka rolinka czuje się dyskryminowana! Człowieku, zawód wykonywany nie świadczy o niczym. Można być prawnikiem kretynem i robolem geniuszem.

jak45

To co piszesz to totalna bzdura.

użytkownik usunięty
jak45

Nie ma się co czepiać Ben Hura.Jeśli już to największą oscarową pomyłką jest deszcz oscarów dla Zakochanego Szekspira

ocenił(a) film na 4

Zgadzam się, ale tylko częściowo - "Zakochany..." jest lepszy i to 2,345 raza...

ocenił(a) film na 9
jak45

Tak z ciekawości. Jakie są wg ciebie niedopuszczalne minusy tego filmu? Napisałeś o blamanżu ale nie podałeś swoich argumentów. Przejrzałem szybko ten temat i twoje wypowiedzi i nie znalazłem odpowiedzi. Nigdzie. Twoja pierwsza wypowiedź jest trochę na wzór Ferdydurke - zły film ma dużo Oskarów, bo dużo Oskarów mają złe filmy. Co Ci się konkretnie nie podobało? Historia, gra aktorska, kostiumy, muzyka?!?

ocenił(a) film na 4
widra

Na początek - niedopuszczalnym minusem tego filmu jest właśnie tyle "Oscarów". Nie podobało mi się, że jest to film popkulturowy, pseudohistoryczny, wprowadzający do wielkobudżetowej produkcji ton solennej powagi, bez żadnego dystansu i cienia umowności i autoironii - przez co staje się oszustwem i dezinformacją. Co prawda powtarza tym zabieg z "Kleopatry", ale tamten filmi bez osłonek stawiał na oczarowanie, olśnienie widza rozmachem i plastycznością. Przez tyle statuetek niepotrzebnie nobilitowano "Bena", jeszcze dodając mu pozorów "wielkości". Następnym takim zabiegiem były oczywiście "Gwiezdne wojny", ale te znów nie miały pretensji do "głębi" i były wspaniałą rozrywką, otwierającą eksploatowany do dziś, aż do przesytu, triumfalny pochód efektów specjalnych.
W istocie "Ben Hur" jest nieudaną próbą zrobienia i filmu widowiskowego, i sensacyjnego, i historycznego (przypominam - pseudo!), i romansu, i... co tam jeszcze możliwe z repertuaru filmów "wsiem, wsiem" - ale grzechem śmiertelnym jest właśnie pretensja do "artystyczności". Na szczęście następujący po nim hollywoodzki boom na tego typu filmy wyraźnie dawał do zrozumienia, że to tylko wspaniała rozrywka (wyjątkiem był "Spartakus", a to przez rolę Douglasa i niezgodne z regułą happy-endu zakończenie [które popsuły fatalne reżysersko i aktorsko (i psychologicznie) sceny z ukochaną Spartakusa].
Wracając do "Ben Hura" - bardzo mi się też nie podobała też kreacja Charltona Hestona rozpoczynająca pochód niezłomnych, "papierowych" głównych bohaterów, których ostatnią wersją był Russel Crowe, z muskulaturą jak zwiędły jajogłowy i zbolała miną.
Natomiast, według mnie, zdecydowanie na oscara zasluguje sekwencja wyścigu rydwanów (szkoda, że takiej kategorii tej nagrody nie ma, bo po pierwszym miejscu sceny na schodach z "... Potiomkina" wyścig byłby zapewne już w pierwszej dziesiątce największych w historii kina).
Mógłbym jeszcze zapewne uzasadniać moją ocenę dalej, ale, wybacz, już mi się nie chce pisać.
W sumie: film mi się po prostu nie podobał z powodu "nadmiaru chęci" - niezrealizowanych, oraz "dętości". Gdyby mierzył tylko w widowiskowość, byłby niezłą pozycję do obejrzenia z pogryzaniem popcornu, ale słusznie "ferdydurkujesz" - zły, bo tak dużo oscarów mogli dać mu tylko Amerykanie. Widać tacy oni już są - tyle potężni co dziecinni (z naszego, "zmurszało-średniomorsko-wyrafinowanego" punktu widzenia).

ocenił(a) film na 9
jak45

Dziękuję za konkretną wypowiedź. Może zacznę od tego z czym się nie zgadzam.

Dla mnie niedopuszczalne jest podawanie jako argumentu dużą ilość Oskarów. Tym bardziej, że jeżeli odejmiemy te za aktora pierwszoplanowego i reżyserię to pozostaje nam jeszcze 9. M.in. za muzykę, efekty specjalne, montaż, kostiumy czyli tzw. techniczne. Patrząc się po innych filmach nominowanych w 1960 roku nie dziwię się, że tyle technicznych poszło właśnie do Ben-Hur'a. Nawiasem mówiąc tylko jeden Oskar przyznany trzeciej części Władcy... mi się nie podoba - za reżyserię. Tam też masz 8 Oskarów technicznych. Amerykanie po prostu swoje, a nie cudze chwalą. Dali tyle swojemu, bo pewnie chcieli go w ten sposób promować za granicą. Od kiedy reklama jest zła? Jak dla kogoś jakakolwiek "Duża" nagroda (Oskar, BEFTA) jest wyznacznikiem dobrych filmów to na pewno nie raz się przejechał. Poza tym są lata kiedy nie ma komu zasłużenie dać Oskara, bo wszyscy kandydaci są słabi.

Ja filmu dzielę na dwie kategorie. Takie które zmuszają do myślenia i nastawione na widowisko. Na webfilmie mamy tylko jedną kategorię oceniania - open. Dlatego jedne filmy są "za wysoko" w zestawieniu.
Piszę to aby nawiązać do pseudo historii (tego też nie rozumiem). Na stronie filmu nie ma napisanego, że to film historyczny (tak jak w Spartakusie z 1960). W związku z tym Bena można postawić pod tym względem na równi z Bękartami Wojny, Gladiatorem (większością filmów amerykańskich, gdzie historia została luźno pokazana) czy polskimi filmami np. Jak rozpętałem... Czy w Benie doszło do wyzwolenia państwa Izraelskiego spod rządów Rzymian? Tu chodziło o czystą rozrywkę aby ludzie idąc do kina mogli na pewien czas zapomnieć o życiu, które i tak daje wielu ostro w d... Film osadzono w realiach tamtych lat ale nie miał uczyć historii.

Co do gry aktorskiej czy reżyserii - każdy ma swoje gusta. Gra Charlton'a w Benie też mi się mało podoba. Cóż dostał też w swojej karierze Maliny, ale za to bardzo podobał mi się jako kardynał Richelieu w Trzech muszkieterach. Te dwa twoje argumenty nie dość, że przyjmuję to jeszcze podpisuję się pod nimi. Również popieram fakt, że sekwencje z wyścigami rydwanów sa jednymi z najlepszych w historii kina, pomimo upływu tylu lat. :)

ocenił(a) film na 4
widra

Pozwolisz, że najpierw odniosę się do pobocznej sprawy: reklama jest nieszczęściem kapitalizmu - pewnie koniecznym, niestety. Mnie zdecydowana większość reklam obraża, ściślej moją inteligencję i wrażliwość; natomiast te niezłe, po pierwsze podobają się w oderwaniu od reklamowanego towaru i ja np. nie zapamiętuję, co reklamują (czysta forma - bez treści), po drugie już po kilkukrotnym powtórzeniu zaczynają i tak drażnić. Zdecydowanie reklamy walnie przyczyniają się do psucia języka (m.in. to właśnie kalka reklamowa z > number one < spowodowała kretyńskie, niezgodne z gramatyką > numer jeden <, którego używają już nawet dziennikarze i intelektualiści), tworzenia slangu (> zajefajne <, itp. "słowotwory", pseudokresowe zmiękczanie syczących spółgłosek, itd.). Generalnie, jak mi sepleniący "przechodzony" dziennikarz chce udowodnić, że upranie gaci do białości zapewni mi transcendeltalne szczęście, to mam ochotę wyć nad skretynieniem ludzkości (bo przecież im z badań wynika, że taka reklama trafia do większości odbiorców!). Jak coś reklamują, to wiem, że sporo zapłacę za tę reklamę w cenie towaru - i przestaję to kupować; staje się więc to antyreklamą.
Teraz ad rem: Słusznie piszesz, że "Oscary" mają funkcję reklamowania amerykańskich superprodukcji; dlatego bardzo krytycznie odnoszę się do takich wygranych, od co najmniej "Przeminęło..." do ostatnich, "tolkienowskich" (żeby nie było wątpliwości: Tolkien to moje ulubione lektury z młodości!). Co do kategoryzowania filmów wedle jakości a nie gatunku (rozrywkowe - artystyczne) to generalnie się zgadzam, niemniej kłopot sprawiają takie filmy jak "Lista..." ,"Idioteren" czy inne wczesne von Triera, "4 miesiące, 3 tygodnie...", itp.. Trudno je nazwać rozrywkowymi! Często są nużące, depresyjne, trudne w odbiorze - ale jednak częściej je wybieramy niż nawet najlepsze thrillery czy s-f z mnogimi efektami . Chcę przez to powiedzieć, że coś jednak jest "na rzeczy" z tą sztuką "wysoką"!
Jeszcze sprawa z pseudohistorycznością - założę się, że wielu Amerykanów, i to tych z wyższym, niehumanistycznym, wykształceniem, wierzy/ło, iż Ben Hur to postać historyczna. Tak, jak wierzą, że po Warszawie hasają zimą białe niedźwiedzie. Ich "zaściankowość" (tak, tak) jest wielka: kiedy mój znajomy powiedział tam w jakimś towarzystwie, że jest z Polski i mieszka w Gdańsku, to usłyszał - "wiesz co, ja mam znajomego w Brukseli; jak wrócisz do siebie, to pozdrów go przy okazji".

ocenił(a) film na 4
jak45

Akurat jeśli chodzi o "Ben Hura" to się z Tobą wyjątkowo zgadzam:) Zawód prawie na całej linii. Oprócz rozmachu i nowatorskich jak na tamte czasy rozwiązań technicznych jest ten oscarowiec nudną, ciągnącą się, zbyt teatralną i ckliwą patetyczną historyjką.
Takie też się lubi, ale bez przesady. 11 statuetek?! I ten Oscar dla Chestona tutaj, pff. Nieporozumienie, był okropnie drewniany...

ocenił(a) film na 4
WhiteDemon

Cieszę się, że tym razem się zgadzamy.
Można by jeszcze o "Titanicu", "Gladiatorze", itp. "oscarow... oscarosłach" - ale może dajmy sobie spokój, bo to dla nas obu mało twórcze dyskusje...

ocenił(a) film na 8
jak45

Czyli filmy zrobione za wielkie pieniądze nie mogą dostać Oskara, bo....?

ocenił(a) film na 4
katedra

Ależ mogą, tylko na ogół wielkie pieniądze oznaczają naciski tych, co je wyłożyli, na twórców filmu - a to wydatnie zmniejsza szanse na jego wielką wartość artystyczną. Kwestia prawdopodobieństwa, statystyki. Masz swoje "bo". Francuzi i Anglicy mieli swego szasu "wielkie kino", bo ich rządy sponsorowały hojnie ambitnych reżyserów, a w Ameryce rządzi komercja i nie ma federalnych dotacji na sztukę.

ocenił(a) film na 8
jak45

Czyli Oskara MUSI dostać film artystyczny, bo w przeciwnym razie, innym film i jego wygrana oznacza komerchę?

ocenił(a) film na 4
katedra

Oscar, ten "za film", z założenia ocenia wartość artystyczną filmu; od innych wartości są dalsze kategorie, włącznie z tymi technicznymi. Tak że wygrana filmu o małej wartości a. to po prostu pomyłka - i może to być także film niskobudżetowy czy tzw. autorski. Wartość artystyczna filmu wyznaczana jest, po wytrzymanu "próby czasu", przez głosy krytyków, znawców, środowiska twórców filmowych i, oczywiście, publiczność.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones