Jak w tytule. Postacie są płytkie i nawet nielubialne, zwracając uwagę jak chujkowato sie wszyscy zachowują. Aktorstwo boli. Od strony fabularnej film jest o niczym - tworzy go zlepek romansowych scen głównych bohaterów zlepiony najbardziej durnymi zabiegami na jakie można było wpaść (jak Sam ma dowiedzieć się o jego umierającej matce? Hmm może po prostu będzie go ŚLEDZIŁA po tym jak traktowała go jak żywe gówno xD). O całym wątku ćpaniem i tej komicznie żenującą sceną sprzedawania alkoholu nawet nie będę zaczynał, bo nie mam na to siły. Film ratują wholesome momenty, czarująca młoda Lily Collins, przyjemny happy end i Elliot Smith (chociaż samo pojawienie się between the bars w tym filmie mocno ją ogołociło z wartości), ale ogólnie mnie zmęczył. Może ja po prostu nie jestem przyzwyczajony do złych filmów.