Nużący gniot o niczym. Fabularnie żaden, fragmenty oryginału obecne w filmie ożywiają na moment tego filmowego trupa opakowanego dla niepoznaki w efektowne kadry. Ścieżka dźwiękowa bardziej przypomina odgłosy pracy ekipy remontowej niż dzieło sztuki. Jeśli wytrzymales w kinie do końca to prawdopodobnie jesteś modelem replikanta bez wbudowanego poczucia dobrego smaku. 1/10 fragment
Jeśli wytrzymales w kinie do końca to prawdopodobnie jesteś modelem replikanta bez wbudowanego poczucia dobrego smaku
a to nawet dobre :)
Ocena, którą wystawiłeś mówi sama za siebie. Jeżeli ktoś dał temu filmowi mniej niż 4 to jest kretynem.
Stoją za tym jakieś argumenty czy po prostu wyssałeś swoje słuszne przekonanie w tej sprawie z brudnego palca?
To był film wizualnie piękny, oszałamiający. Już za to ocena wyżej się należy. Jak można dać filmowi tak fantastycznemu od strony graficznej 1???
Patrzę. Najlepsze nawet kadry nie uratują kiepskiego filmu. Bo poza zdjęciami liczą się takie "drobiazgi" jak fabuła, dialogi, tempo narracji, zwroty akcji, gra aktorska... nie idę do kina patrzeć na to jak schnie farba na ścianie, choćby była w najpiękniejszym kolorze świata.
Mam nadzieję, że to porównanie umieściłeś w formie żartu bo większego sensu nie miało. Fabuła, dialogi, gra aktorska na pewno są ważniejsze od zdjęć i kadrów, ale trzeba pamiętać, że oprawa graficzna to wciąż bardzo ważny element filmu, przynajmniej dla mnie. Może dlatego, że wciąż jak głupi wierzę w to, że film może być dziełem sztuki.
Główne zalety tego filmu to niewątpliwie klimat i ta cała otoczka graficzna.
Film jest dziedziną sztuki i może być dziełem sztuki. Natomiast film to nie fotografia czy malarstwo, gdzie cały przekaz jest zamknięty w obrazie. Istotą filmu jest to, że łączy elementy z różnych dziedzin: obraz, słowo, dźwięk. Także nieporozumieniem jest sprowadzanie filmu do warstwy wizualnej.
Ja absolutnie tego nie robię. Nieporozumieniem jest kompletne pomijanie warstwy wizualnej.
Przecież jej nie pominalem. Nawet napisałem wyraźnie w mojej recenzji, że efektowne kadry służą pudrowaniu filmowego trupa.
"Film to nie pokaz slajdów. Proste."
Poza tym dając ocenę 1 filmowi z wybitnymi efektami wizualnymi właśnie to robisz.
Ale może zacznij od mojego pierwszego postu. Tam jest o stronie wizualnej. Poza tym tak, podtrzymuję, film to nie pokaz slajdów.
jak chce ładnych krajobrazów to jadę na rowerze w góry - za friko. Od filmu (wyczekiwanego sequela) oczekuję "trzęsienia ziemi". A nie było nawet pierdnięcia pszczoły..
cóż my Ci mamy poradzić jeśli nie wiedziałeś nic o "jedynce" i poszedłeś w ciemno na sequel spodziewając się czegoś w stylu Iron Mana czy innej produkcji Marvela ... jeśli nie rozumiesz tego co się działo czy w ogóle całego filmu to po prostu napisz - jestem pewien że znajdzie się tu pełno osób które chętnie Ci wytłumaczą o co chodziło.
O ile filmowi faktycznie można zarzucić że te ujęcia były przydługawe i można było by je troche skrócić bo niektórych mogłoby to nudzić o tyle ścieżka dźwiękowa była całkiem spoko moim zdaniem nadawała takiego ponurego futurystycznego klimatu filmowi - nie każdy film to guardians of the galaxy gdzie klasyki lecą praktycznie non-stop ;)
Jedynkę widziałem i oceniłem na 9. Nawet specjalnie sobie ją przypomniałem przed seansem bo w tygodniu była emisja na TNT. Co prawda Jedynka nie oddaje wszystkich niuansów literackiego pierwowzoru to jednak jest przykładem świetnej adaptacji filmowej. Nawet gra komputerowa oparta na stylistyce jedynki doskonale się broni. Także kolega tutaj strzela na oślep a tak się akurat składa, że trafiłeś na kogoś kto akurat jest kompetentny w temacie.
zgadza się - strzelam na oślep, a dlaczego nie zadałem sobie trudu sprawdzenia czy widziałeś oryginał ? bo Twój pierwszy wpis wygląda jakbyś był "trolem internetowym", wybacz ale dla mnie to tak wygląda :/ a skoro widziałeś jedynkę i ją tak wysoko oceniłeś to czemu teraz narzekasz na soundtrack skoro "odgłosy pracy ekipy remontowej" ewidentnie przypominały te z jedynki ? ( i jak dla mnie może nawet za bardzo )
A skąd! Główny motyw Vangelisa z oryginału był hipnotyzujaca impresją, a tu mamy powtarzalny łomot wiertarki udarowej. Kompletne zaprzeczenie dominujacego motywu muzycznego z oryginału.
Myślę że kolego trafiłeś w sedno z Marvellem. Byłem na pokazie przedpremierowym, przed seansem puszczano ok. 15 minut reklam i zwiastunów (cud, tylko 15 minut :)), podniecenie jakie wykazywała część widowni podczas zwiastunu nowego Thora było dla mnie zaskakujące, szczególnie w kontekście wieku widowni którego średnia oscylowała w granicach 35-40 lat. Załamały mnie słowa jednego ze znajomych, który po seansie stwierdził że spodziewał się "więcej strzelania, ganiania i kopania".
Odnośnie samego filmu to jestem zdania że Villeneuve stworzył małe arcydzieło filmowe w znacznym stopniu dorównujące oryginałowi. Czy ujęcia były przydługawe i powinny zostać skrócone aby nie nudzić? Według moich odczuć nie były nużące. Sądzę że dylematem twórców było właśnie podejście do formy: czy zachować wierność oryginałowi który pomimo mrocznej atmosfery też snuje się leniwie (co było jednym z zarzutów producentów filmu wobec Scotta - za dużo gry obrazem i dźwiękiem za mało "akcji" ) czy pójść w stronę współczesnego kina sf - bieganiny, eksplozji, trzęsącej się kamery, ryków, krzyków, etc. Na seans szedłem nastawiony na tą drugą opcję, dostałem piękne wysmakowane dzieło które zaskoczyło mnie niesamowicie. Do szczęścia brakowało mi bardziej "brudnego" obrazu który jeszcze bardziej podkreślałby klimat. Z niecierpliwością oczekuję wydania na BR i czterogodzinnej wersji reżyserskiej :).
W ramach post scriptum: czy tylko mi kadry z akcji poza miastem przypominają pejzaże z gry Fallout ?
" czy zachować wierność oryginałowi który pomimo mrocznej atmosfery też snuje się leniwie"
szczerze, oglądałem jedynkę niedawno i jedyne dłuższe sceny to podróż statkiem (w tym jeden raz jako wprowadzenie) i jedna scena na balkonie, więc...
Ach, tutaj musielibyśmy dojść do porozumienia co subiektywnie dla każdego z nas oznacza "dłużyzna" czy "leniwa atmosfera" :) Pisałem to w odniesieniu do współczesnych produkcji w których scena podobna do tej gdzie Deckard analizuje zdjęcie znalezione w mieszkaniu Leona spokojnym głosem wydając komendy komputerowi zostałaby skrócona, poszatkowana i pewnie odpowiednio uatrakcyjniona na współczesną modłę. W filmie Scotta była po prostu "lejzi". Zresztą tak jak wspomniałem w poprzednim poście, kiedy powstawał film czyli na początku lat osiemdziesiątych już w odbiorze producentów było w nim mało "akcji" i za dużo dziwnych, rozwleczonych scen przez co pierwsza wersja wypuszczona do kin miała wmontowanego narratora który w scenach "gdzie nic się nie dzieje" tłumaczył widzom o co w tym filmie chodzi.
Dłużyzny mogę wybaczyć jeśli stoi za tym jakaś idea. Natomast jeśli za dłużyzną stoi kopanina, eksplozje, pompatyczna i napuszona gadka groteskowych postaci (Leto) ocierająca się o karykaturę to nie, to nie jest ambitne kino. To fuszerka, która stwarza pozory aspirowania do czegoś czym nie jest.
cyt: "Dłużyzny mogę wybaczyć jeśli stoi za tym jakaś idea. Natomast jeśli za dłużyzną stoi kopanina, eksplozje, pompatyczna i napuszona gadka groteskowych postaci (Leto) ocierająca się o karykaturę to nie, to nie jest ambitne kino. "
Ale jest mnóstwo osób które to samo mówią o filmie Scotta. Osobiście znam kliku takich osobników którzy od zawsze uważali oryginał za "napuszone, pompatyczne i przeintelektualizowane kino". Deckard chodzi, lata, rozmawia, patrzy się beznamiętnie przed siebie (pewnie o czymś rozmyśla) i nagle strzelanina, kopanina i znów gadka, chodzenie grobowa mina, etc. Ten film miał być czymś innym, pokazać coś nowego ale nie aspirował do bycia kinem ambitnym. To nie było kino niszowe, czy też jak wspomniał ktoś na tym forum, kino niezależne (sic!). To była wysokobudżetowa ( ok. 30 mln. dolarów - spora suma jak na tamte czasy) produkcja mająca być blockbusterem która poniosła porażkę finansową a która stała się kultową dzięki wypuszczeniu przemontowanej wersji na VHS. Cóż czas pokaże jak będzie z filmem Villeneuvea.
A co mnie obchodzi co kto o czymś gada? Gdzie argumenty? Blade Runner był nowatorski od pierwszej sceny bo łączyła dynamizm kina akcji z kilmatem kina noir i kwestiami filozofii humanizmu m.in. przez sprawne wykorzystanie pomysłu testu Voigta Kampffa z powieści Dicka. To wszystko było nowatorskie, a teraz po prostu jest już tylko wtórne. W dodatku robione pompatycznie co chwilami przypomina pastisz/karykature. Dlatego pomysł robienia sequelu był wyzwaniem i np. Rutger Hauer slusznie uznał ten pomysł za zbędny. Nawet Philip K. Dick mimo że pisał dużo dla kasy nie napisał kontynuacji. Mimo otwartego zakończenia, pod względem idei to była zamknięta całość.
Dlaczego Blade Runner wszedł do kanonu kina? Dlatego że Harrison Ford biegał za kimś z blasterem? Nie, dlatego że wprowadzał pytania o to co definiuje człowieka i stawiał problem paradoksu maszyny bardziej ludzkiej od biologicznego człowieka. To wszystko było pogłębione przez klimatyczne zdjęcia i wyjątkową muzykę. Nie da się tego powiedzieć o kontynuacji i z tego wynika dramatyczna różnica między filmami.
Ty chyba jesteś ślepy. Przecież w tym filmie jasno są postawione pytania egzystencjalne. W BR androidy różniły się tylko tym że nie miały uczuć i wspomnień. W BR 2049 mają obie rzeczy. I nadal jest mur. Jaki więc jest następny krok do człowieczeństwa? Rodzicielstwo? Nie. Myślę że to niedoceniony aspekt filmu - Joi. Sztuczna inteligencja obdarzona wolną wolą. To ona wybiera i zapisuje się na tym patyczku (nie pamiętam nazwy). Mimo ryzyka. I ponosi konsekwencje własnego wyboru.
Kolega chyba dawno nie widział oryginału. Rachel miała implantowane wspomnienia. A jej romans z Deckardem wskazuje na to, że mogła mieć też uczucia. Także to było już przerabiane. Zresztą postaci w Blade Runner 2049 są tak zbudowane, że wyglądają jak najbardziej prymitywne modele androida. Weźmy Luv, zimna maszyna do zabijania, w porownaniu z nią replikantka Rejszel to wrażliwa kobieta, która przejawia faktycznie ludzkie cechy. Niestety ten film zawodzi na tak wielu poziomach...
Ja myślę, że w nowym Blade Runnerze są ciekawe nowe problemy poruszane - jest mowa o duszy. Moim zdaniem najciekawszy wątek to wewnętrzne pragnienie u androidów do bycia czymś więcej, K i cała wyzwoleńcza grupa tęskni za byciem człowiekiem, za tożsamością, za byciem czyimś dzieckiem. Bardzo ciekawy aspekt, nie wiem czy przełomowy, ale chyba mówienie, że nic tu nie ma jest przesadzone.
Mam wątpliwości czy to coś wnosi, w Jedynce androidy też chciały być jak ludzie, przede wszystkim chcieli dłużej żyć tak jak ludzie i nie być likwidowani. Chcieli być wolni... też jak ludzie. Gdyby nie chcieli być jak ludzie to ny się nigdy nie zbuntowali. A to mamy już w jedynce. Zresztą to już jest punkt wyjścia do rozważań czy sam fakt buntu, dążenia do autonomii jako jednostki nie nadaje im człowieczeństwa. I dalej kwestia czy człowiekiem jesteś czy człowiekiem się stajesz w procesie w interakcji ze światem i czy replikanta można uczlowieczyc jak Tytusa de Zoo ;) Potencjał nieograniczony dlatego nie mogę uwierzyć, że zrobili z tego takie nic.