Nabyliśmy płytkę dokładnie w dniu premiery. I wczoraj, w piątek 13-go urządziliśmy sobie seans w kinie domowym.
"I jak pierwsze wrażenia?" zapyta ktoś. Powiem tak: obejrzenie całego filmu wymaga pewnego samozaparcia. Fabuła (o ile to słowo jest tu właściwe) rozkręca się bardzo wolno. Nie wszystkie sceny są wciągające, niektóre mogą lekko nużyć. Z całą pewnością film Linklatera nie stanie się moim prywatnym 'Number One Movie"; już choćby z racji czasu projekcji, nie będziemy go sobie wznawiać zbyt często.
Mimo tego, nie żałuję , że ten tytuł mamy już "zaliczony". Co więcej, chyba dość dobrze rozumiem powody, dla których tak wielu członków hollywoodzkiej Akademii miało prawo wręcz oszaleć w zachwytach nad filmem...