mnie zabraklo tego romansu wlasnie ... ale tak to dobry.

SPOJLER
Zdecydowanie się zgadzam z opinią nt. zabicia szeregowego. Nie pasowało mi to do kapitana.
Dodatkowo czemu uznano go od razu za zmarłego a nie MIA, szczególnie, że go potem szukali (po nazwisku do niego powiedzili, gdy go znaleźli, więc za bardzo ich nie zdziwił fakt, że żyje).

Co do romansu, to moim zdaniem o to właśnie chodziło w filmu, że go tak naprawdę nie było, tylko Sam po wojnie ześwirował.

Scena z zabiciem żołnierza faktycznie słaba, jednak nie zgadzam się ze stwierdzeniem "dac mu
lepsze motywy do sfiksowania po powrocie do domu".

"po nazwisku do niego powiedzili, gdy go znaleźli, więc za bardzo ich nie zdziwił fakt, że żyje" miał naszywkę z nazwiskiem jak każdy żołnierz.

A co do romansu dobrze, że go nie było.

Jeśli chodzi o zabicie tego szeregowego to mam takie same odczucia. Jak dla mnie w tym filmie główni bohaterowie w ogóle działali jakoś bez większego sensu. Kobieta myśli, że jej mąż umarł na wojnie i nie przeżywa tego jakoś zbytnio, tylko jakby nigdy nic daje dzieciom drugiego tatusia, którego do tej pory nawet nie lubiła (akurat wg mnie dobrze, że tego romansu nie było). Jedyne zdrowe i normalne reakcje w tym filmie wykazywały córki (rola i gra aktorska starszej - super).

Czyli według ciebie zniewolenie, tortury i zabicie własnego kumpla, to betka nie mogąca mieć wpływu na psychikę ludzką? To co musiałby, według ciebie, zrobić, aby mieć prawo zwariować - pewnie wyrżnąć maczetą cały sierociniec dla niepełnosprawnych dzieci, co?
Romansowali, czy nie, to bez znaczenia. "Związek" Tommyiego i Grace, był kompensacją dla nich obojga, nie było tam miejsca na rozbuchany erotyzm.

A moim zdaniem Tobbey nie pasował za bardzo do tej roli. Nawet skłonna byłabym zamienić go z Jakiem...