Bracia Coen po raz kolejny serwują udaną komedię. Co prawda nie tak rewelacyjną jak "Big Lebowski" (9+/10), ale do poziomu "Tajne przez poufne" (8-/10) niewiele brakuje, a jest też lepiej niż w przypadku "Ladykillers" i "Hudsucker Proxy" (oba po 7-/10). Tym razem najsłynniejsi filmowi bracia stworzyli bardzo luźną adaptację "Odysei" Homera, dziejącą się w Ameryce w czasach Wielkiego Kryzysu, mówiącą z drwiną o mentalności Amerykanów w latach 30-tych. Cały film jest utrzymany w konwencji kina drogi, co świetnie się sprawdza. Przeogromnym atutem "O Brother, Where Art Thou?" jest niezwykły klimat. Roger Deakins udowadnia po raz kolejny, że jest jednym z najlepszych operatorów. Ameryka z lat 30-tych wygląda rewelacyjnie, klimat Dzikiego Zachodu unosi się przez cały czas, na dodatek możemy posłuchać piosenek country :P Wrażenie potęguje wspaniałe aktorstwo, a szczególnie ich akcent. George Clooney, Tim Blake Nelson i John Turturro - każdy z nich stworzył niezapomnianą kreację, a w szczególności rozwala scena, gdy ten ostatni podczas koncertu Chłopców z Mokradeł zaczyna jodłować :D Przezajebisty był również Charles Durning, grający gubernatora. Każda scena z nim to małe mistrzostwo :) Mimo wszystko mam wrażenie, że gdyby usunąć te lekkie wtrącenia z "Odysei", film mógłby być lepszy. Czasami niektóre sceny wydawały mi się niepotrzebne, chociażby ta początkowa z niewidomym dziadkiem czy chrztem w jeziorze. Mimo wszystko film zdecydowanie się broni. Nie jest to dzieło na miarę "Big Lebowskiego", "To nie jest kraj dla starych ludzi" (9-/10) czy nawet "Fargo" (8/10), ale myślę, że większość fanów braci będzie zadowolona. 7+/10