Jest jak typ na imprezie który powie raz na jakiś czas coś śmiesznego, ale jak się zaśmiejesz to będzie za tobą chodził i w kółko powtarzał w kółko te same żarty żebyś się znów zaśmiał, nie widząc że im bardziej męczy ten sam temat tym mniej jest ci do śmiechu.

Alkohol lub brak jakichkolwiek wymagań od tego filmu na pewno może pomóc. Ja poza zabawnym Bradem Pittem i sceną gdzie broni się przed średnio grającym latynoskim aktorem nie zapamiętam raczej nic.

Choć rozumiem, że reżyser starał się skopiować styl Tarantino czy Guya Ritchiego, to kompletnie mu to nie wychodziło - przy wszelkich scenach z "Białą Śmiercią" czy różową edgy dziewczynką zgrzytałem zębami z krindżu na ekranie.