Zastanawiam się, co jest takiego w tym filmie. Skąd taka popularność? Skąd zachwyt Akademii?
I dochodzę do wniosku, że tego nam wszystkim właśnie potrzeba. Banałów pod przykrywką filozoficznej opowiastki. Miałkiej papki pod przykrywką niezależnego kina. Tak, lubimy jak infantylne truizmy podawane są w takiej ślicznej oprawce.
Ale zapytajcie samych siebie - jakie odpowiedzi daje ten film? Albo czy w ogóle stawia jakieś ważkie pytania?
Dla mnie to kwintesencja hollywoodzkiego zakłamania, banalności, grania tanimi, beznadziejnymi chwytami pod publikę.
I jedyne, co mi się w tym filmie podobało, to pełne, szerokie usta Matta i tyłek Bena. Bo to jedyne, co ta para ma tak naprawdę do zaoferowania. Oscar za scenariusz jest dla mnie czymś, co kompromituje nie tylko środowisko artystów, filmowców, ale nasze społeczeństwo w ogóle.
Niestety, naprawdę jest mi cholernie przykro, że w tak gównianym, tandetnym, konformistycznym, mass-medialnym świecie przyszło mi żyć.
Nie, to najprawdziwsza prawda - jestem zawsze gotowy do Twoich usług. Obok przypiekania żywym ogniem szczególnie polecam również zaszywanie wygłodniałych szczurów w jelicie grubym. Akurat mamy teraz taką specjalną promocję, że możesz zamówić obie te rzeczy w cenie jednej. Gdybyś się zdecydował, proszę Cię o kontakt z działem sprzedaży gucio666@wyprowanieflakow.com. Polecamy się na teraz i na przyszłość.
Już spieszę z wyjaśnieniem. Tematy tego typu powstają głównie po to, żeby zachęcić innych użytkowników portalu Filmweb do refleksji i zaprosić ich do dyskusji.
Dziękuję za Twoją opinię, ale obawiam się, że nie wnosi ona zbyt wiele do meritum.
Dziękuję również za cenną radę ("nie rozumiesz to nie oglądaj!"), ale zwykłem postępować zgoła odmiennie. Jeśli czegoś nie rozumiem, staram się obejrzeć, żeby zrozumieć. Na tym polega funkcja poznawcza naszego umysłu. Takie podejście zawsze wydawało mi się właściwie, ale jeśli się mylę, to uzasadnij, proszę, dlaczego tak uważasz. W przeciwnym wypadku będę zmuszony pozostać przy swoim podejściu, a zatem nie będę mógł skorzystać z Twojej cennej rady.
Po czym wnioskujesz tak precyzyjnie, że brzydko pachną (którzy? wszyscy?), że są orientacji homoseksualnej, że ich współczynnik inteligencji wynosi dokładnie IQ=25 oraz że pochodzą z jednostek osadniczych o zwartej, skupionej lub rozproszonej zabudowie i istniejących funkcjach rolniczych lub związanych z nimi usługowych lub turystycznych, nieposiadających praw miejskich lub statusu miasta?
tyle pisania i na darmo, nie polemizuje o filmie z kretynami, wybacz, jedynei zauwazylem ze masa kretynow zamiast o filmie spamuje totez wypowiedzialem o was swoje zdanie, jestes dla mnie bezmozgowcem.
Dziękuję za komplement.
Chciałbym tylko nakreślić Ci właściwy obraz sytuacji: ja założyłem ten temat w celu dyskusji na temat filmu, a Ty wchodzisz tu, nazywasz mnie bezmózgowcem. A dlaczego? Bo zaliczasz mnie do "masy kretynów, która zamiast [rozmawiać?] o filmie[,] spamuje". A co Ty robisz w założonym przeze mnie temacie? Wniosłeś coś merytorycznego do dyskusji? Nie? Więc, zgodnie z przyjętą przez Ciebie definicją "bezmózgowca", powinienem odwdzięczyć Ci się tym samym przymiotnikiem. Nie zrobię jednak tego przez analogię, bo Twoją definicję uważam za absurdalną.
Zrobię to z innego powodu - forum jest po to, żeby dyskutować, a nie obrażać innych i zamykać im usta. To chęć dyskusji jest oznaką posiadania mózgu. Twoja chęć zamknięcia tej dyskusji oraz sposób wyrażania myśli - w moich oczach - dowodzą jedynie Twojego własnego ograniczenia umysłowego, a do tego braku wychowania i kultury osobistej.
Jeśli się mylę, to wyjaśnij mi, proszę, czemu miała służyć Twoja wypowiedź, bo szczerze mówiąc kompletnie tego nie rozumiem? Co chciałeś osiągnąć? Jaki był Twój cel?
nie czytam wypocin na kilometr, nie wiem co chcesz osiagnac, najpierw sie podlizujesz mi, teraz pewnie im, zdecydujesz sie komu lizac zad? Jestem koneserem, pozeram cie i innych, w waszym wieku krecilem u boku Antonioniego pornograficzne filmy z Greta Garbo i Justyna Kowalczyk, a doda zamiatala nam stajnie. Wiec kolejnym razem zanim napiszesz stek bzdur, ktorych i tak nikt nie przeczyta to moze sie zastanow czy warto pokazywac beztalencie w obliczu spotkania z doskonalosci mego kunsztu? Zrozum, ja stworzylem Buddę, gdy ty jeszcze byles myty przez czarnobylskie popromienne owce. Więcej szacunku i pokory.
> nie czytam wypocin na kilometr
Nieprzesadnie mnie to interesuje. Nie piszę dla Ciebie, tylko dla siebie. To ja się rozwijam dzięki dyskusji z Tobą. Ty co najwyżej stoisz w miejscu.
> najpierw sie podlizujesz mi, teraz pewnie im
W żadnym miejscu, nigdy i nikomu się nie podlizuję. Jestem typowym egocentrykiem, który uważa się za mądrzejszego od wszystkich innych. Tyle, że na ogół nie mówię tego wprost. Przyjąłem taktykę defensywną. To mój przeciwnik sam się obnaża jak bobasek w kąpieli z kaczuszką.
> Zrozum, ja stworzylem Buddę, gdy ty jeszcze byles myty przez czarnobylskie popromienne owce.
A, to przepraszam. Oddaję cześć i honor, po czym składam niski pokłon.
Nie wiem, czy rozumiesz, ale mnie naprawdę bawi dyskusja z Tobą. Polubiłem Cię. I w niczym to nie przeszkadza mojej opinii na temat Twoich braków w edukacji, inteligencji oraz kulturze osobistej. Jesteś chamem, ale dość zabawnym w swoich próbach osiągnięcia jakiegoś nieznanego mi, abstrakcyjnego celu...
Pięknie powiedziane. Po prostu zwykły, hollywoodzki film, który powstał po to, aby ewentualni "oglądacze" dowartościowali się myślą, iż obejrzeli jakąś nie wiadomo jak filozoficzną powieść z przesłaniem. Tymczasem film był nudny, przewidywalny, pozbawiony stylu (ZUPEŁNIE nie wzruszał), a morał - wiadomo, klasyczne, liverpoolskie "all you need is love".
pajac cie wystrugal, mowisz do lustra, spamerze. Ja zas wypowiem opinie o tym filmie. Oto ona: film jest dla dzieci neo i idiotow,
Hispterostwo szerzy się z zatrważająca prędkością, jak ci ten świat nie odpowiada, to zapraszam do wyprowadzki gdzieś gdzie będzie mniej mass medialnie.Tandetne i banalne są takie wypowiedzi jak twoja bo widać je pod znaczącą ilością filmów które odniosły jakikolwiek sukces.
Poprzednią wypowiedź pisałem kiedy jeszcze filmu nie widziałem, i wiesz co? Twoje argumenty przeciw filmowi są...smutne, nawet się człowieku nie wysiliłeś aby film zobaczyć do końca(druga moja koncepcja jest taka, ze film oglądałeś fragmentami jedynie), przynajmniej takie sprawiasz wrażenie. Całą fabułę z filmu spłycasz do problemu, czy jakieś tam równanie można zmieścić na jednej tablicy, WTF człowieku, a czy można rozwiązać jakieś zadanie czy nie...to że ty czegoś nie potrafisz nie znaczy ze inni nie mogą. Co do żałośnie przewidywalnej relacji miedzy bohaterami, dla mnie nie była banalna, i co mi zrobisz? No i oczywiście ty wiesz najlepiej jak to jest w Ameryce ze scenariuszami, w końcu w Hollywood znasz wszystkich a z Spielbergiem jesteś na "Ty". Weź sam napisz scenariusz filmu niebanalnego to wtedy coś udowodnisz. A jaki jest morał? No cóż skoro film był tak, to chyba twoje ulubione słowo, banalny, że na ten wniosek nie wpadłeś samodzielnie to ja tu już nic nie poradzę. Co do pytań postawionych przez ciebie to włącz sobie ten film jeszcze raz, ale na trzeźwo już i bez kija od szczotki w tyłku bo takie spiny szkodzą na zdrowie.
> i co mi zrobisz?
Nic.
> nawet się człowieku nie wysiliłeś aby film zobaczyć do końca
Jestem trochę masochistą i kij od szczotki sprawiał mi zbyt dużą frajdę, bym mógł skończyć przed czasem.
> Całą fabułę z filmu spłycasz do problemu, czy jakieś tam równanie można zmieścić na jednej tablicy
Nie. W ten sposób pokazuję, że dbałość o szczegóły jest dobrym wyznacznikiem jakości filmu.
> No i oczywiście ty wiesz najlepiej jak to jest w Ameryce ze scenariuszami
Na przykład: "Californication", Hank Moody, "God Hates Us All" versus "Crazy Little Thing Called Love". Tak jest w Ameryce ze scenariuszami i dobrze o tym wiedzą sami. Jest to wręcz symboliczna cecha Hollywood, że scenariusz jest potrzebny reżyserowi i aktorom do oczyszczania nim okolic około odbytniczych po wykonaniu czynności defekacyjnych.
> Weź sam napisz scenariusz filmu niebanalnego to wtedy coś udowodnisz.
Tak zrobię.
> w Hollywood znasz wszystkich a z Spielbergiem jesteś na "Ty"
Niestety, nie znam w Hollywood nikogo, a ze Stevenem nie jesteśmy na "ty".
> bo takie spiny szkodzą na zdrowie
Spiny to mają cząstki elementarne.
Problem polega na tym, że rodzimy się niewolnikami Systemu. I w zasadzie nie ma dokąd uciec. Każdy skrawek Ziemi jest czyjś. Obwarowany nakazami i zakazami. Powiedz mi proszę, gdzie mogę przed tym uciec, to będę Ci dozgonnie wdzięczny.
Myślałem raczej o Marsie (warunki bardziej zbliżone do ziemskich - podobna grawitacja, a poza tym atmosfera chroniąca przed promieniowaniem kosmicznym). Żeby się tam dostać, musiałbym jednak sporo zarobić. Czyli wejść w sam odbyt Systemu. A to trochę pokrętna droga ucieczki. Myślę, że już bardziej honorowo byłoby wsadzić jakąś bombę w ten odbyt i wysadzić cholerstwo w trzy diabły. Jak widać na przykładzie Adolfa Hitlera, Józefa Stalina i Jezusa Chrystusa, najbardziej wybuchowe efekty przynoszą idee i książki opisujące te idee ("Mein Kampf", "Manifest komunistyczny" czy "Nowy Testament"). Dlatego też chciałbym zostać pisarzem. Co w sensie metaforycznym można by rzeczywiście określić udaniem się na Księżyc (przynajmniej na czas pisania).
no cuż, "jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich" :)
A co do samego filmu to cieszę się, że pofatygowałeś się odpisać na moją prowokację, ba, nawet sensownie. Ocenę dałem 9, żeby razem z twoją wyszła w miarę sensowna średnia, bo aż takim crapem "good will hunting" nie jest. Imho Lambeau był zagrany nawet lepiej niż dobrze a reszta spisała się...poprawnie albo nieco lepiej. Co do dbałości o szczegóły, niby masz rację ale z drugiej strony gdy oglądam film dziejący się XIV wieku i bohater ma na sobie dublet zamiast zwykłego cocte hardie, niby błąd jest ale ma on marginalne znaczenie dla reszty filmu. A scenariusz chętnie obaczę bom ciekaw co wysmarujesz, pozdrawiam i wybacz drobny trolling :)
> "jeśli nie możesz ich pokonać..."
Myślę, że w przyszłości coś na pewno da się ugrać. Na przykład jeden kontynent jako jeden wielki rezerwat wolny od jakiejkolwiek technologii. Przede wszystkim z myślą o zachowaniu przyrody w nienaruszonym stanie, ale ludzie wyrzekający się wszelkich zdobyczy współczesnej cywilizacji też mogliby tam przebywać. W końcu nie byłoby prawdopodobnie zbyt wielu chętnych. I w końcu byłby to cały kontynent.
> Lambeau był zagrany nawet lepiej niż dobrze
Tu się w pełni zgadzam. Stellan Skarsgård zagrał w tym filmie z oddaniem i przekonywająco (w przeciwieństwie - moim zdaniem - do Robina Williamsa). No i naprawdę lubię tego aktora (szczególnie za ostatnie role w "Królu wyspy skazańców", czy "Dziewczynie z tatuażem").
> scenariusz chętnie obaczę
Nie napisałem jeszcze niczego na poważnie, bo ugrzązłem chwilowo w fizyce. Myślę o pisaniu w kategorii planów na przyszłość. Pisząc "tak zrobię" miałem niby na myśli coś konkretnego, ale na razie jest to tylko taki sobie szkic - zarys idei na jakiś filmik krótkometrażowy (etiudę dyplomową dla jakiegoś reżysera z filmówki?):
http://www.fantastyka.pl/4,5838.html .
> wybacz drobny trolling
Nie ma sprawy. Ja zresztą nie uznaję pojęcia trollingu. Dla mnie każda wymiana zdań coś wnosi i jest interesująca.
Pozdrawiam.