Myślałem że na tym filmie będzie jakaś ciekawsza konstrukcja, że gość będzie miał kilka sesji w chacie, w międzyczasie będzie wracał do normalnego świata i gadał z psychiatrą sądząc że ma halucynacje a rodzina będzie się martwić o niego że zwariował a on będzie wszystkich przekonywał że nie, że to wszystko naprawdę.
A tymczasem konstrukcja jest prosta jak budowa cepa - jest jeden nieprzerwany ciąg fabularny: gość po prostu idzie do chatki i spędza tam cały weekend w postaci swoistej sesji terapeutycznej z trójcą świętą zarzucany słodkimi tekstami o konieczności miłości i przebaczenia.
Od samego początku dla widza jest jasne jak słońce że jak się obudzi to cofnie się w czasie tak żeby nie było 100% gwarancji że nie były to halucynacje. Czy ktoś w ogóle oczekiwał innego zakończenia?
Sam przekaz jest trywialny i w gruncie rzeczy płytki. Bóg cię kocha, ty kochaj go, ufaj Bogu i wybaczaj winowajcom. Zachowanie bohatera w kontakcie z Absolutem jest zupełnie niezrozumiałe. Mack nie wykazuje naturalnej dla człowieka ciekawości ogólniejszym kontekstem tej ewidentnie niezwykłej sytuacji jaka mu się trafiła.
Bohater zainteresowany jest tylko i wyłącznie swoimi problemami emocjonalnymi co jest dla mnie jednak mocno niezrozumiałe. Skoro już widzi że Bóg istnieje to znaczy że zaświaty istnieją i córeczka jest bezpieczna i szczęśliwa w niebie, czyli problem zła na ziemi z automatu jest rozwiązany, przebaczamy naszym winowajcom, alleluja i do przodu. Mógłby wyjaśnić sprawę w 5 minut, po cholerę drążyć ten temat przez dwie godziny?
Zamiast tego, jak już siedzi z Bogiem to mógłby zadać jakieś konkretniejsze pytania. Mógłby zacząć niepozornie: dlaczego takie "shack experience" mam tylko ja a nie miliony innych ludzi którzy przeżywają nierzadko o wiele większe tragedie życiowe, w czymże ja jestem taki specjalny?
Idąc dalej, powinien zacząć zadawać pytania bardziej dociekliwe np. czy da się połączyć mechanikę kwantową z ogólną teorią względności w jedną spójną teorię lub czy istnieje multiwersum. Albo jeszcze bardziej ogólnie, czy świat jest ostatecznie poznawalny na paradygmacie naukowym i czy możliwa jest "ogólna teoria wszystkiego", a jeśli nie to skąd będzie wiadomo co jest niepoznawalne, skoro przecież jednak nauka jakieś tam sukcesy odnosi: robi leki, umozliwia komunikacje, skraca czas podróży czy nawet wynosi człowieka w kosmos. Gdzie w takim razie leży granica ludzkiego poznania rzeczywistości?
Ja bym też korzystając z okazji spytał czy Bóg potrafi rozwiązywać problemy NP zupełne w czasie logarytmicznym, albo czy potrafi udowodnić hipotezę Riemanna. Mimo że nie jestem wcale matematykiem i bardzo słabo się na tym znam, to chciałbym usłyszeć odpowiedź bo matematyka to ściśle zdefiniowane systemy formalne w których nie ma miejsca na jakieś tricki semantyczne i uciekanie w słabo zdefiniowane pojęcia w rodzaju "ogólnego sensu ludzkiej egzystencji" itp.
To są moi drodzy właściwe pytania do Pana Boga jak już ma się z nim okazję stanąć z nim twarzą w twarz, więc gdyby któremuś z was się zdarzyło to pamiętajcie o tym, że najważniejsze zadawać pytania bardzo precyzyjne, bo inaczej Bóg - zupełnie jak na filmie - powie wam w zasadzie tylko to samo co ksiądz z ambony (lub autor w książce) i nic więcej z tego nie wyniesiecie.
Film byłby znacznie ciekawszy gdyby powiedzmy pierwszą godzinę bohater załatwił z Bogiem te swoje sprawy osobiste, a drugą godzinę poświęcił na konkretne problemy natury ogólnej. No ale na taką przewrotność nie ma co liczyć.
Chyba samemu trzeba będzie napisać podobną książkę :)))